Leri - 2012-12-07 21:01:31

Dystrykt ten został utworzony setki lat temu z inicjatywy pochodzącego z Coruscant senatora Albuzziego. Miał on stanowić lokalną wersję Galaktycznego Rynku i być sercem społeczności średnich poziomów. Plan ten o dziwo spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem przez Senat i w ciągu kilku lat przebudowano wiele ulic i lokali, tworząc skomplikowaną sieć sklepów, restauracji, klubów, hoteli, kasyn i innych miejsc rozrywki. Samo to miejsce przyciąga feerią barw, wszystko tutaj tętni życiem a porządku pilnują liczni funkcjonariusze CSB. Kupić tutaj można dosłownie wszystko po przystępnych cenach. Oczywiście dystrykt ten nie umywa się do Galaktycznego Rynku, jednakże jest to dobre miejsce do prowadzenia interesów. No i do życia.


Pośród tłumów istot przeróżnych ras średniego wzrostu zabraczka w ogóle nie rzucała się w oczy, a jej czerwony tatuaż pokrywający niemal połowę jej twarzy w ogóle się nie wyróżniał. Tutaj bez trudu mogła zniknąć, bo nikt nie zwracał na nią uwagi. Jednak Leri nie miała zamiaru znikać, właściwie wręcz przeciwnie, chciała się wydostać z tego kotła. Nie przywykła do takich tłumów i takiego ścisku, jednakże musiała zrobić zakupy, gdyż jej skromny zapas ubrań raczej nie nadawał się do noszenia na Coruscant. Chodziło przede wszystkim o względy praktyczne no i też nie chciała za bardzo się wyróżniać. Planowała spędzić kilka tygodni incognito pośród ulic średnich poziomów, by poznać tutejsze życie od podszewki. A spędzając więcej czasu w Enklawie Jedi raczej nie osiągnęłaby tego celu...
Ale w obecnym momencie były to bardzo odległe plany. Najpierw musiała gdzieś chwilę odpocząć, no i sprawdzić czy z jej toreb nic nie zginęło. W ogóle zabraczka zastanawiała się, jak ktoś w ogóle może lubić chodzić po sklepach i przymierzać dziesiątki ubrań, traktując to jak rozrywkę? To było dla niej trochę niepojęte, ale to już była wina innego wychowania. 
Leri w końcu udało dostać się do jakieś znacznie spokojniejszej alejki biegnącej pomiędzy jakimiś dwoma lokalami. Najpewniej droga ta prowadziła na zaplecza, jednak nie miała ona ochoty tego sprawdzać, po prostu przystanęła sobie by odpocząć i zebrać myśli.

Sisco Hasupidona - 2012-12-07 21:12:55

*Na pewno sam „ryneczek” był ciekawym miejscem, wartym obejrzenia i atrakcyjnym wiele plusów, jednak była tu w okolicy istota, która mogłaby przejsc koło samego Wielkiego kanclerza republiki i nawet go nie zauważyć. A raczej przebiec....
Bieganie zaczęło się jeszcze nocą, kiedy chłopiec w okolicy magazynów poinstruował jak trafić do zrujnowanego salonu fryzjerskiego. Sisco jednak był zbyt zagubiony. Owszem, szukał. Szukał ta,k,z e było już koło dwunastej, dzień w pełnym rozkwicie,a  on nadal szukał. I cały czas w biegu. W rozpędzeniu osiągał spokojnie prędkość 50km na godzinę. Póki była noc, to tylko światła się zapalały, potem były krzyki i slalom, kilka upadków, narastający stres. Przebiegł w sumie chyba z 15 kilometrów az dodarł tutaj, nadal zmuszaj ac się do szybkiego ruchu, jednak widząc przed sobą obraz jak żywcem wyjęty z kalejdoskopu zaniechał i zatrzymał się. Nie, to nie to miejsce, za kolorowo. Nie wychodził więc. Ale jego nagłe pojawienie się mogło wystraszyć zmierzająca w przeciwnym kierunku kobietę gatunku „człowiek wielorogaty” jak to Sisco określał zabraków, bo skąd on miał biedak wiedzieć jak oni się nazywają.
W każdym razie Lori – pewnie nie od razu ogarniająca co widzi – mogła dostrzec ze nagle na ulicy pojawia się rozpędzony olbrzymi droid, i równie szybko się zatrzymuje, niemal z  piskiem. To było pierwsze wrażenie.
Z daleka, jakieś dwadzieścia metrów ich dzieliło. Duży, niehumaniodalny, trochę jak gundark – z takim zaokrąglonym grzbietem. A może to łeb był? W każdym razie – nogi i część górna*

Leri - 2012-12-07 21:28:28

Leri po opuszczeniu tłumu przysiadła sobie z boku na jakichś paczkach i zajęła się przeglądaniem swoich toreb z zakupami niczym najzwyczajniejsza mieszkanka tych okolic. Musiała nieco odpocząć od tego zamieszania. Fizycznie nic jej nie dolegało, czuła jednak lekki dyskomfort w tak zatłoczonych miejscach. Gwar setek istot różnych ras skutecznie też zagłuszał większość odgłosów kroków droida. Zabraczka pozostawała więc nieświadoma zbliżania się kogoś obcego. W Mocy też nikogo nie wyczuwała, bo prawdę powiedziawszy przytłumiła wszystkie swoje zmysły. Informacje i doznania, które docierały do niej poprzez Moc były tak intensywne, że bolała ją głowa od prób ogarnięcia tego wszystkiego, aż w końcu tego zaniechała. Teraz była tylko jedną z milionów mieszkańców mieszkańców tej okolicy, nic wielkiego.
W końcu jednak nagłe przeczucie kazało jej się rozejrzeć po okolicy. Podniosła więc głowę i zerknęła najpierw na tłum a potem na resztę uliczki. I wtedy dojrzała coś, czego tam przedtem nie było. Jej pierwszą myślą było proste pytanie: co to i skąd się tu wzięło? No i jak mogła tego nie usłyszeć. Ale biorąc pod uwagę natężenie hałasu w tym dystrykcie to nie było to aż tak dziwne. Pewnie słyszała hałas, ale go zignorowała.
Póki co ograniczyła się do prostej obserwacji: czy to coś się ruszy, jak zareaguje na to, że zaczęła powoli wstawać z miejsca itp. Jeszcze nie badała tajemniczego obiektu Mocą, jak wyżej było wspomniane przy tak wielkim tłumie było to bardzo dezorientujące.

Sisco Hasupidona - 2012-12-07 21:37:41

*Czy „bestia” widziała Leri? Trudno było powiedzieć – nie miało to oczu. Było jednolicie czarne, trudno było dostrzec szczegóły z daleka. Najpierw biegło, potem człapało i teraz stało. Na widok Lori podeszło jeszcze dwa, trzy kroki, jakby szukało pomocy. Po chwili znowu dwa kroki i top. Jednak na tyle się zbliżył, ze zabraczka wyraźnie, swoimi uszami słyszała głośny szum wentylacji i ciężkie, jednostajnie wydawane „hrhhhhhhhh”. Coś między sapaniem a parskaniem.
Droid stał w nienaturalnej pozycji, o ile słowa naturalny i droid mogą znaleźć się w jednym zdaniu. Nogi miał nieco rozstawione a czubek łba” opadał ku dołowi.
Lori tego nie wiedziała, ale należy zaznaczyć, ze – wprawdzie maszyna się nie meczy, to – nie był do końca maszyną, żywe ciało, choć obudowane i zabezpieczone, brało pewien udział w życiu całości, a  po takim wysiłku jak zmuszanie dwóch ton cielska do biegania na pełnych obrotów piętnaście kilometrów to – po prostu męczy, i o ile maszyna mogłaby tak jeszcze bardzo długo, to to co zyło plus stres to owocowało zmęczeniem. To „sapanie” było oczyszczaniem skomplikowanych układów oddechowych, filtrów, uspokajanie pulsu, chłodzenie organizmu. Odpoczywanie. Był zmoczony.
Ale do Leri podchodził, widać uznał, ze znowu potrzebuje wskazówki i bał się, ze ona mu ucieknie.
Kiedy po dwóch minutach takiego bezruchu znowu zrobił dwa kroki ku niej, to było to już tak, jakby zaraz miały się nogi pod nim pomagać. I znowu to „hrhhhhhhhh” - tym razem jakby miał się zaraz porzygać*

Leri - 2012-12-07 21:54:52

Ona początkowo nic nie słyszała, bo znajdowała się zbyt blisko wyjścia z uliczki. Tam oczywiście hałasował tłum, w tle grały jakieś piosenki, czasem zawyła jakaś syrena alarmowa CSB. Takie zwyczajne odgłosy miasta. Ale z czasem coś dosłyszała. Dostrzegła też ruch tego czegoś, więc w mig pojęła, że ma przed sobą jakąś maszynę kroczącą lub droida. Przypominał jej trochę maszynę wojenną Imperium lub Republiki. Widziała kilka takich podczas wojny. Jednak co by on tutaj robił? Wyglądał na... zagubionego? Nie wiedziała, czy to było właściwe słowo.
Leri zrobiła kilka kroków do przodu, wchodząc w zasięg niewielkiej lampy wiszącej nad bocznym wejściem do jakiegoś sklepu. Teraz wyraźniej można było dostrzec jak ona wygląda. Wysokie rogi, pomiędzy którymi luźno biegły jej blond włosy, które z tyłu związała w długi pojedynczy warkocz. No ale tego nie było widać na pierwszy rzut oka. Najbardziej charakterystyczny był jej tatuaż pokrywający połowę twarzy. Przy takim marnym oświetleniu mogła więc wyglądać nieco przerażająco. Ubrana była zaś w prostą białą bluzkę, luźne czarne spodnie, a na to wszystko narzucony miała brązowy, damski płaszcz.
Leri obserwowała nieznajomego droida przez kilka dłuższych chwil. W końcu odłożyła torby na bok i ostrożnie podeszła bliżej. na razie się nie odzywała, czekała na jakąś reakcję ze strony maszyny.

Sisco Hasupidona - 2012-12-07 22:03:44

*On już ją wcześniej obejrzał, będąc droidem nie polegał jedynie na wzroku, zmyśle dość ograniczonym. Zrzut obrazu z bardzo daleka mógł być przybliżony i wyostrzony, brak oświetlenia także dało się uzupełnić odpowiednim programem i dostrzec całą postać. Miał ja na pomocniczym ekranie, oczywiście nie oznaczało to ze nie obserwował jej nadal. Głowna para oczu, boczne zabezpieczały boki i częściowo tył. Dobry miał widok, ale nie o to mu chodziło. Rzeczywiście był zagubiony, to doskonałe słowo – zagubiony we wszystkich znaczeniach. Kiedy podeszła, on tez podszedł, teraz już niemal powłócząc nogami, znowu sapnął i pochylił łeb jakby już w ogóle nie wiedział co się z nim dzieje. Nie czuł już strachu, za bardzo zmęczony był. I zestresowany  -zgubił się przecież. Dawno nie był karmiony. Jeśli nikt o niego nie zadba groziło mu niebezpieczeństwo, był tego świadom. Nie tak bardzo odnośnie swojego zdrowia, ale wiedział – tyle ile mu powiedziano – jak działa jego „żywa” cząstka.
Nagle maszyna mruknęła cos niewyraźnie, coś jakby „nie ma mojej siostry”*

Leri - 2012-12-07 22:20:24

Leri miała teraz zagadkę, jak się zwrócić do tego droida? Tak jak w wojsku, czyli: podaj swój numer identyfikacyjny, czy też może bardziej oględnym: kim jesteś? Nie była zbyt dobra w kontaktach z droidami. Właściwie to rzadko miała z nimi do czynienia. Jednakże musiała w końcu jakoś zareagować, zwłaszcza że maszyna podeszła do niej jeszcze bliżej...
- Kim jesteś?
Padło w końcu jej pytanie. Głos miała spokojny i melodyjny, bardzo miły dla ucha. Na szczęście nie była zdenerwowana, każdy inny w jej sytuacji pewnie by uciekał gdzie pieprz rośnie, zwłaszcza że teraz miała lepszy wgląd na działa, które droid miał zamontowane po bokach. Cóż, wyglądał nieco przerażająco, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że stali w ciemnym zaułku, do którego nikt nie zagląda, mimo że kilka metrów dalej przechadzały się tłumy zakupowiczów.
- Mogę w czymś pomóc?
Zapytała w odpowiedzi na ten niewyraźny pomruk. Nie zrozumiała dokładnie tego, co zakomunikował jej ten droid.

Sisco Hasupidona - 2012-12-07 22:27:18

*Pytanie... zarówno o numer, jak i „kim jesteś” przerastały go. Mógł odpowiedzieć, owszem, tak jak tego rozmówca oczekiwał. I pewnie w innej sytuacji, kiedy nie byłby tak bardzo pod sianą, pomyślałby chwile i odpowiedział tak, by jak najbardziej pasowało rozmówcy. Teraz jednak nie odpowiedział. Bo on nie wiedział kim jest. On nie miał nawet skonstruowanego pojęcia „ja”. Kiedyś miał, jednak czyszczenie pamięci na żywym mózgu pozostawia ślady. Używał mózgu, jednak sam użytkownik był uszkodzony. Nie miał głębokiej świadomości tego ze jest, ze w związku z tym ma jakieś prawa i może czegoś wymagać.
Dlatego tez na to pytanie nie odpowiedział. Na drugie już owszem – tak. Bo wiedział, ze ma siostrę, że siostra go kocha, on ja zresztą tez, ona się martwi,a  on się boi i chce wrócić bo jak nie wróci to grozi mu niebezpieczeństwo. Trochę jak małe dziecko.
Jednak na zewnątrz nadal maszyna bojowa, a mieszkaniec stolicy mając w pamięci jeszcze niedawną wojnę na pewno nie pomyśli o tym, ze droid za kimś tęskni*
Szukam dawnego zakładu fryzjerskiego „kosmyk” *tylko tyle mógł powiedzieć, bo nie wiedział już całkiem ani gdzie ten Kosmyk jest ani gdzie on sam się znajduje*

Leri - 2012-12-07 22:46:15

Zabraczka wciąż nie była świadoma tego, że przed nią stoi żywa istota zamknięta w ciele z durostali. Po prostu nie przychodziło jej na myśl, że pod tymi zwałami blachy może znajdować się żywa, myśląca istota. Z czasem pewnie do tego dojdzie, przyjrzy mu się w Mocy i odkryje jego "tajemnicę".
W każdym razie zauważyła, że droid zignorował jej pierwsze pytanie, co było raczej zaskakujące. Nie spotkała się jeszcze z taką reakcją... no nie licząc może tych wojskowych modeli, które chyba nie miały nawet wbudowanych wokabulatorów.
- Zakład fryzjerski "kosmyk"? Przykro mi... nie wiem gdzie to. A czemu chcesz tam dotrzeć?
Dopytywała się, by móc jakoś mu pomóc. Biedak wyglądał na zagubionego... nie, on BYŁ zagubiony, co było raczej niezwykłe jak na droida. Bo jak one mogą czuć się zagubione? Mają swoje dyrektywy, rozkazy i tak dalej.

Sisco Hasupidona - 2012-12-07 22:54:27

*Teoretycznie mógł dostać jakieś sprzeczne polecenie, do tego mieć awarie i uszkodzoną nawigacje, przez to być bardzo zagubionym. Ten chyba miał uszkodzoną nawigację, bo nie mógł znaleźć drogi. Lub był ślepy – w końcu nie widać było by miał jakieś oczy.
W rzeczywistości jednak i widział bardzo dobrze i nawigacje miał sprawna, ale nawigacja nie znajdowała punktu odniesienia, wszystko działało na technologii świata, który był jeszcze przez republikę nie odkryty, wiec co tu chcieć.
A i ulice dla niego były jak tunele w mrowisku. Nie miał o niczym pojęcia, uczył się nowych pojęć robiąc sobie własne definicje, zapamiętywał pewne prawidłowości. Ale zgubił się, pragnienie wiedzy i zdobywania danych wyciągnęło ciekawskie „stworzenie” z bezpiecznej norki i masz – zgubił się.
Teraz zaś nastąpiła chwila ciszy. Juz się na tyle uspokoił i ustabilizował organizm ze mógł uruchomić myślenie i odpowiedzieć tak by „zadowolić” rozmówce*
Baza *odparł. Mógł powiedzieć „kryjówka, lub ze tam mieszka, ale wiedział ze „on jest droid i ma zachowywać się jak droid”. To była zresztą jego strategia obronna*

Leri - 2012-12-08 11:31:44

Odpowiedź, którą usłyszała była już dużo bardziej typowa. Jednakże pojawiało się kolejne pytanie, co taki droid może robić w budynku dawnego zakładu fryzjerskiego? To było trochę dziwne i niepokojące. Mimo wszystko postanowiła mu pomóc i przy okazji sprawdzić co się za tym kryje.
- Dobrze więc, poszukajmy twojej władzy
Podeszła jeszcze bliżej, przekładając wszystkie torby do lewej ręki. Prawą zaś chciała dotknąć Sisco, o ile ten się nie cofnie. Chciała mu pomóc, chociaż nie miała pojęcia, gdzie ta jego baza może się znajdować. Coruscant było ogromne i zamieszkiwało je miliardy istot przeróżnych ras. To było jak szukanie igły w stogu siana. Chociaż te poszukiwania można było łatwo usprawnić używając do tego głowy... no i parę sztuczek związanych z Mocą.
- Znasz nazwę ulicy lub chociaż dzielnicy w której znajduje się twoja baza?

Sisco Hasupidona - 2012-12-08 11:48:57

*Cofnął się, zdać się by mogło odruchowo, no ale przecież droidy nie mają takich odruchów. Z resztą zaraz też dał się dotknąć, a nawet ile się cofnął tyle się zbliżył, po części z  ciekawości a po części z chęci podlizania się osobie która postanowiła mu pomóc. Nie był typowym zimnym metalem, był, jak to się mówi „letni”, chłodniejszy  niż temperatura jej ciała, ale nie zimny. Jakby w środku coś grzało. Zapewne efekt pracy generatora.
Z bliska widać było za to szczegóły budowy – strukturę siatki, zagłębienie pod nią, jak paszcza, z kilkoma tajemniczymi wtyczkami czy wentylatorkami w środku, ale tam pewnie zabraczka ręki nie wsadzi. Sisco miał wprawdzie „ząbki” na dole tego otworu, ale nie gryzł.*
Średnie poziomy? *Odpowiadając na to pytanie zresztą tez w tonie pytającym, wyglądał już jak 100% żywe stworzenie, bo i głos (który nie był typowym dla tych czasów głosem droida) był w pełni ekspresyjny, i tonacja, i jeszcze ruch\y-  przygięcie nóg, łba, jak ktoś kto chce powiedzieć co wie, ale boi się ze palnie głupotę. Widać chęć powrotu trochę mu wpływała na samokontrolę*

Leri - 2012-12-08 12:01:31

Gdy tylko go dotknęła to oczywiście wyczuła letnią temperaturę metalu oraz coś dziwnego. Nieuchwytnego. Poczuła lekkie mrowienie w palcach, więc po to by to zbadać otworzyła się na Moc. A gdy jej aura napotkała tą, którą emanował Sisco to początkowo nie zdała sobie sprawy z tego co wyczuwa. Po kilku sekundach jednak ogarnęła całą tę sytuację i doznała szoku. Odruchowo cofnęła rękę i zrobiła krok w tył, ogarniając wzrokiem całą masywną sylwetkę droida. Jej umysł tymczasem krzyczał "to żyje! W środku jest żywa istota! Ale jakaś taka... uszkodzona".
- Ty... ja... przepraszam, przestraszyłam się szczura
Mruknęła od razu, nie chcąc od razu się zdradzać, że jest Jedi. Kto wie jak by zareagował na to wyznanie. Obserwowała ostatnio z daleka demonstrację anty zakonną i agresja, którą tam widziała przerażała ją.
- Dobrze... więc średnie poziomy. To troszkę zawęża okręg naszych poszukiwań. Nie pamiętasz nic więcej?
Dopytywała się, starając się dociec, czy w cielsku droida znajduje się pilot, czy też był on rodzajem jakiegoś cyborga lub biodroida.

Sisco Hasupidona - 2012-12-08 12:16:46

*Tak, w środku była istota i chyba nawet poczuła dotkniecie mocy co było jak lekkie zaiskrzenie, ale świadomość tej istoty nie zdała sobie z tego sprawy. Świadomość jeszcze nieukształtowana. A raczej nie odbudowana po zniszczeniu.
Nieświadomość jednak była w tym wypadku błogosławieństwem. Inaczej przecież by się zamęczył.
Natomiast istota w środku była całkowicie integralna z mechanicznym ciałem i z otoczeniem. To oddychało, potrzebowało pożywienia, odpowiedniej temperatury, męczyło się fizycznie i potrzebowało snu – oczywiście wszystko w granicach pewnych modyfikacji.
Ale czy to była niezależna istota która można stamtąd wyjąc, czy scyborgizowane ciało, to bez głębszego wejrzenia w mocy raczej zabraczka nie ustali.
Ale „wyglądało” na bardzo młode, lub upośledzone.
Kiedy powiedziała o szczurze, droid rozejrzał się – za szczurem. Jego „pierwotna naiwność” świadczyły o tym, ze raczej z Couruscant nie pochodzi. Tu istoty cwaństwo wysysają z  mlekiem matki. A on się nabrał na szczura.*
Niedaleko jest apteka, ale tam jest drogo *Odpowiedział po chwili namysłu. Siostra mu opowiadała, on tej apteki nie widział, nie wiedział nawet tak dobrze co to jest i jak wygląda.*
I jest duży sklep

Leri - 2012-12-08 12:34:39

Takie proste badanie w aury jest praktycznie nie do wykrycia dla zwykłych osób. One nawet nie zdają sobie sprawy z tego, jaki odciskają ślad w Mocy. By osiągnąć odpowiedni poziom samopoznania wymagany jest dłuższy trening. Leri zaś starała się być jak najbardziej delikatna, by nie spłoszyć tej istoty w środku. Tego... dziecka. Informacje, które otrzymywała poprzez Moc strasznie ją dezorientowały, bo nijak się to miało do tego co widzi przed oczyma, dlatego też musiała na chwilę "wyłączyć" swój wzrok. Ponownie podeszła do cielska droida i położyła dłoń na jego metalowej "skórze".
- Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy
Nie przemawiała już jak do maszyny ale jak do dziecka. Swoją głowę też lekko oparła o blachę i zamknęła oczy, skupiając się tylko na doznaniach płynących przez Moc. Szukała jakiegoś echa, które mogłoby ją naprowadzić na właściwy trop. Każda żywa istota nieświadomie pozostawia po sobie różne ślady, które odpowiednio wyszkolony Jedi jest w stanie wypatrzeć i zinterpretować. Leri szukała właśnie takich śladów.
- Postaraj sobie coś przypomnieć. Jakiś szyld... napis... budynek. Pomyśl o tym a na pewno znajdziemy twój dom
A jeśli to nie zda egzaminu to pozostanie tylko pytanie o drogę, lub znalezienie punktu informacji z wszystkimi mapami Coruscant.

Sisco Hasupidona - 2012-12-08 12:46:17

*Na początku się wystraszył, jednak nie uciekł. Mogła to wyczuć – wystraszył się bo działo się coś nowego, ona oparła o niego głowę, a Sisco jak i każdy z  resztą miał kiedyś wałkowane „uważaj na zboczeńców”, choć on jako kaleka nie był raczej narażony na nich bo nie opuszczał domu. Teraz tego nie pamiętał, ale gdzieś w podświadomości, głęboko głęboko ukryte tkwiło”uważaj na zboczeńców” to i się trochę bał. Ale szybko mijało, ciekawość zwyciężała, dotyk rogów na siatce sensorycznej był czymś zupełnie mu nie znanym więc bardzo skupiał się na tym doznaniu, nie szukał podstępu, był w doskonałym stanie do badania bo uwaga była skupiona na kwestiach nieistotnych.
Po jakimś czasie, raczej standardowym dla takich operacji Leri znajdzie wskazówki. Przede wszystkim jednak zupełnie inne postrzeganie świata – obraz który dla niej byłby zwykłym spojrzeniem na ulice, tu wręcz pulsował kolorami, był niezwykle szeroki, bardzo wiele widziała ta istota, rozróżniała o wiele więcej barw niż człekokształtni. Każdy szczegół gdzieś tam był oznaczony, ogarnięty, bez wysiłku i naturalnie. Z odnośnikiem do swojego miejsca w bazie danych, co tez było widać – jak umysł istoty miesza się z umysłem droida i wykorzystuje go. Tu ewidentnie istota dominowała maszynę a ta nie miała nic do gadania i razem stanowili jedno.
Wracając jednak do wskazówek – wielki zakład fryzjerski, niegdyś największy w okolicy, i już sam widok pewnie Leri powie gdzie to jest. Czasem przechodzi się koło takich obiektów, nie zna się nazwy, ale się wie.*

Leri - 2012-12-08 13:05:04

Strzępki obrazów i zabłąkanych myśli docierały do niej poprzez to połączenie. Jej umysł przetwarzał to wszystko a ona czuła się jakby była w wielkim kinie pełnym ekranów. Na każdym z nich zaś wyświetlano inny film. Musiała to wszystko ogarnąć, by znaleźć jakieś wskazówki. Początkowo inne postrzeganie świata przez ta istotę ją dezorientowało, ale nie była tym zdziwiona. Wiedziała, że każda rasa trochę inaczej wszystko odbiera. Widzi więcej lub mniej barw, wyczuwa zapachy bardziej lub mniej wyraziście, lepiej słyszy lub nie itp. Musiała to wszystko jednak dopasować do jej własnych wspomnień, wyrównać różnice i tak dalej. Było to trudne, ale ćwiczyła tego typu zadania przez wiele miesięcy. W końcu przyniosło to rezultat. Rozpoznała wielki szyld widziany w tle... jakąś kolejną reklamę i parę innych szczegółów. Ustaliła więc dzielnicę miasta i w przybliżeniu ulicę. Nazw nie pamiętała, ale orientowała się w danej lokalizacji.
W końcu Leri cofnęła głowę a później rękę. Uśmiechnęła się lekko do droida, a raczej do tej biednej istoty zamkniętej w tym metalowym cielsku.
- chyba wiem, gdzie jest ten zakład. Chodź, pokażę ci
Odruchowo zerknęła w stronę wyjścia z uliczki, ale zaraz porzuciła ten pomysł. To nie było miejsce dla jej nowego towarzysza. Pozostawała więc nieco okrężna droga. Popatrzyła więc za "plecy" droida. Ta ścieżka tez nie zachęcała, ale była najodpowiedniejsza w tej chwili.
- Chodź...
No i wyminęła Sisco i ruszyła przed siebie, wciaż ściskając w lewej ręce torby z zakupami. O nich w ogóle zapomniała.

Sisco Hasupidona - 2012-12-08 13:13:14

*Istota nie mogła zobaczyć jej uśmiechu niczym poza oczami droida (z których to obraz i Leri zobaczyła przed chwilą) wiec i jedna i druga forma była poprawna. A rozumienie uśmiechu było dopiero w fazie uczenia się, bo jego rasa uśmiecha się zupełnie inaczej, wygląda inaczej, w ogóle – wszystko inaczej. I Coruscant inne, chodnik inny, nieba nie widać a ziemi w rozumieniu gleby to oni wcale nie mają...
Ale jak na jeden wielki szok, to Sisco radził sobie doskonale, pewnie dlatego, ze z technicznego punktu widzenia „był jeszcze mały” nawet jeśli jego żywy pierwiastek dochodził do pełnoletności. Po czyszczeniu pamięci wszystko zaczyna się od początku.
Kiedy poszła, chwile stał, patrzył, patrzył, i kiedy już miała prawo pomyśleć, ze nie pójdzie, to ruszył. Czekał aż się odległość zrobi bo wiadomo – to jest wielkie. I stawia duze kroki, nóżki ma niemałe, jak nadepnie to będzie bolało.
No i szedł za nią, słychać było a nawet czuć pod stopami jego kroki, ciężkie, aż cały chodnik wibrował, bo to nie zmienia która absorbuje a elastyczniejsze tworzywo.
On tez wczesnej nie zwracał uwagi na torby, natomiast teraz lekkie przechylenie w bok łba z tendencją ku dołowi mogło świadczyć ze on by się tam chętnie pogrzebał*

Leri - 2012-12-08 13:27:46

Faktycznie przez chwilę się zastanawiała, czy za nią pójdzie. No ale w końcu ruszył, więc musiała przyśpieszyć nieco kroku. Maszerowała bardzo szybko, choć dla Sisco pewnie to był bardzo wolny marsz. Cóż, różnica w zasięgu nóg. Poza tym co jakiś czas musiała się zatrzymywać, by zastanowić się nad dalszą drogą. Do tej pory raczej unikała takich zaułków: zaciemnionych, zastawionych kubłami na śmieci czy jakimiś pudłami. Do tego wszechobecne kałuże czy opary z różnych systemów klimatyzacyjnych. No i trochę tu śmierdziało. Nie była to przyjemna okolica, ale przynajmniej mogli spokojnie iść i nikt ich nie zaczepiał.
- Czemu ten salon fryzjerski jest twoją baza? Czeka tam ktoś na ciebie?
W urywkach wspomnień i obrazów widziała wiele różnych istot. Nie wiedziała, jakiej rasy jest Sisco i nawet nie potrafiłaby go zidentyfikować po nazwie. Zapytała tak z ciekawości, bo może był tutaj ktoś kto się nim opiekował, bo prawdę powiedziawszy tego potrzebował.

Sisco Hasupidona - 2012-12-08 13:39:24

*do tempa dostosowywał się bez problemu i bez wysiłku, robiąc po prostu dłuższe przerwy między krokami i spowalniając akcję nóg. I choć nie było widać – bardzo się rozglądał, wszystko go ciekawiło,a  teraz mając ze sobą osobę która prowadziła mógł odpowiedzialność zrzucić na nią. Dziecięca naiwność. Zdecydowanie krzywd wielu nie doznał (choć zcyborgizowanie było oczywista krzywdą) bo ufny był.
Kiedy się zatrzymywała i on się zatrzymywał, czekał i bez polecenia ruszał dalej kiedy ona ruszała. Mogła odczuwać pewien niepokój z powodu faktu ze kilka luf celuje jej w plecy, ale w Mocy nie było ani śladu agresji ze strony „ogona”.
Kałuże omijał, choć błoto na nogach świadczyło, ze nie raz już w nich był. Jak wcześniej biegał i szukał, to nie patrzył, kałuża czy rynsztok.*
Tam jest dużo miejsca *wyznał, jakaś zapobiegliwość się jednak odezwała. Strach, ze może jak powie o siostrze to mu ją zabiorą*

Leri - 2012-12-08 14:00:42

Nie odczuwała zbyt wielkiego niepokoju spowodowanego "wycelowanymi" w jej plecy lufami. Pod tym względem polegała na Mocy. Jeśli ktoś zapragnie zrobić jej krzywdę to to wyczuje i prawdopodobnie "dostrzeże" atak nim on w ogóle nastąpi. Jedi znali wiele różnych sztuczek, wielu by nawet powiedziało, że oszukują w uczciwej walce.
Póki co zaś jej towarzysz był pokojowo nastawiony, więc ona sama mogła być rozluźniona, gdy prowadziła go do jego domu. Sama też kałuże omijała, ale jej buty (lekkie buty sportowe) też pokryły się błotem, czy też innymi odpadkami. Lepiej nie wnikać w skłąd tej brei zalegającej na ulicach.
- Nie czujesz się tam zbyt samotny? Masz jakichś przyjaciół?
Zabraczka zerknęła do tyłu by popatrzeć na niego. Był to odruch, nie miał on twarzy więc nie mogła odczytać z niej jego uczuć. Musiała polegać tylko na Mocy, co było trudne bo nieustannie zalewały ją też inne informacje. Nie mogła ograniczyć się tylko do Sisco.

Sisco Hasupidona - 2012-12-08 14:14:13

*I się połapał ze ona dąży do tego by powiedział, skąd mieszka.  Nie był nigdy jakos szczególnie sprowadzony do parteru „że droid” bo zawsze miał przy sobie kogoś bliskiego, nawet po kasowaniach pamięci siostra dbała by wykształcił mu się na nowo obraz rodziny. Za pierwszym razem udało się idealnie, na nowo pokochał swoich rodziców. Teraz już nie. Miał wytłumaczone wszystko, ale nie pamiętał i nie „czuł” tego, może nawet trochę nie rozumiał. Po kolejnym czyszczeniu mózg jest bardzo nie w formie, czasem doznaje uszkodzeń które już się nie naprawiają.
Do sedna jednak – wiedział jak się „udaje droida” ale ta osoba przed nim cos chyba tak nie do końca łyknęła, co było dziwne, bo przecież wyglądał jak droid. Ale może ona po prostu tak lubi droidy...
W chwili obecnej Sisco nie był pewny jak odpowiadać, by się Leri podobało.*
Czasami, ale ja tu jestem krótko. *odparł całkiem szybko, nie zatrzymując się jak się obejrzała wiec mogła zobaczyć go w ruchu – całkiem zgrabnie się poruszał, doskonale sterował ciałem maszyny*

Leri - 2012-12-08 14:27:53

No nie łyknęła tej bajeczki o droidzie, ale ona troszkę oszukiwała, o czym Sisco wiedzieć nie mógł. Na początku co prawda uwierzyła w to, że jest on tylko maszyną, więc jego zdolności aktorskie były całkiem niezłe.
Zaś kolejna wymijająca odpowiedź dała jej do myślenia - podejrzewała że ma on kogoś do pomocy, kogoś kto o niego dba. Najwyraźniej chroni on tę osobę, nie chcąc nic o niej mówić. Tak więc Leri już drążyć tego tematu nie będzie. Każdy ma prawo do swoich sekretów.
- Krótko, tak? Podoba ci się Coruscant? Bo mnie nieszczególnie, wolę bardziej żywe planety, z lasami, jeziorami i rzekami.
Temat rozmowy zręcznie zmieniła, by już nie męczyć biedaka tymi nieco podchwytliwymi pytaniami. te były dużo bardziej neutralne, można było w spokoju na coś ponarzekać itp.

Sisco Hasupidona - 2012-12-08 14:35:41

*Dobrze, ze powiedziała ze jej się Coruscant nie podoba, bo pewnie by odpowiedział ze fajna, by się przypodobać. Ale przy tak postawionej sprawie to oczywiście wypowie swoje zdanie*
Mi się nie podoba. Tu nic nie ma...
*Stolica, Republic City, wieczne miasto a on mówi ze tu nic nie ma. Bo i co on tu widział? Jakąś ruinę starą śmierdząca stęchlizną gdzie go trzymali i kawałek ulicy a jak raz wyszedł to się zgubił i już niedługo doba będzie jak się błąka...
Kontrolował marsz, trochę zwalniał, trochę przyspieszał. Teraz dopiero zwiedzał, ale akurat szli ulica gdzie nic nie było tylko szare sciany. I weź - tu stolica. Choć on pewnie nawet nie za bardzo miał pojęcie co to znaczy Republika*

Leri - 2012-12-08 15:31:16

Jej się Coruscant nie podobało, bo było tutaj za dużo wszystkiego: za dużo betonu i stali, za dużo sklepów, za dużo ludzi itp. Brakowało chwili na wytchnienie, brakowało przyrody. To była martwa planeta pod względem biologicznym, zależna od dostaw z innych światów.
- No nic nie ma...
Zgodziła się z nim, chociaż już nie dopytywała czemu tak uważał. Doszli właśnie do sporego skrzyżowania pomiędzy budynkami i musiała zdecydować którą drogę wybrać. Tutaj nigdy nie była a pytanie jej towarzysza o drogę raczej mijało się z celem. Gdyby wiedział jak wrócić to by nie szukał w końcu pomocy.
Rozmyślanie nad tym problemem zajęło jej kilka chwil. Musiała nawet użyć Mocy by ostatecznie zdecydować - poszli w lewno.

Sisco Hasupidona - 2012-12-08 15:43:54

*Moze być za dużo wszystkiego ale ostatecznie i tak „nic nie ma”. Droid kręcący się za nią zdawał się cos kojarzyć to miejsce, po prostu szukając drogi musiał tu błądzić, wiec dało się wyczuć od niego niepokój – znowu to samo miejsce, zdążyło się już zacząć źle kojarzyć  -z „nieodnalezieniem” się. Po pójdzie w lewo na chwile się urwał, coś go zainteresowało, podszedł powoli do tego „czegoś”, ale dość śmiało, na chwile zamarł i za chwile jak nie wyrwie, odskoczył w bok z takim impetem ze aż pobliskie szyby zadrżały i oczywiście chodnik tez. Działa na boki, dało się słyszeć gromkie „whrrrrrh” i zaraz „łup łup łup” kilka kroków w jej stronę i ostre hamowanie, a z „ciekawego miejsca” wyskoczyło jakieś stworzenie, które jednak – zorientowawszy się ze napastnik ucieka – pogroziło piąstką i poszło dalej, urażone. Na Coruscant różne rasy całkiem nieźle sobie żyły.
Sisco pozostał w stanie coś między konsternacją a zawstydzeniem. Ruszył dalej za zabraczką, starając się pokazać ruchami ciała, że „on już jest grzeczny”*

Leri - 2012-12-09 19:50:49

Zabraczka w czasie tego krótkiego postoju skupiona była na odnalezieniu drogi, ale docierały też do niej informacje poprzez Moc o zachowaniu i emocjach targających tym "droidem". Ale gdy zerknęła na niego by poobserwować jego zachowanie to dotarło do niej, że mimo iż wie, że to nie jest droid, to jednak cały czas w myślach go tak nazywała. A to było krzywdzące. Czuła w Mocy echo tego co on czuł, widziała na własne oczy jakim ciekawskim jest stworzeniem. I strachliwym. I zagubionym. Musiała mu pomóc odnaleźć drogę do jego tymczasowego domu. I jeśli tam będzie jakiś jego opiekun to postara się im pomóc, w jakikolwiek sposób. Bo on, ten dzieciak w ciele droida nie miał tutaj zbyt wielu perspektyw, nie mógł sobie sam poradzić, przynajmniej na tym etapie. Musiało im być ciężko.
- Hej hej wielkoludzie... nie bój się, to nic takiego. Chodź, tędy dojdziemy do twojej bazy.
Leri podeszła do jego boku i poklepała go po metalu, chcąc dodać mu otuchy. A potem znowu wyszła na prowadzenie.

Sisco Hasupidona - 2012-12-09 20:07:45

*Poszedł za nią spokojnie, wcześniej dał się dotknąć. Jego emocje teraz nie były skrajne, owszem, było trochę strachu, kiedy się płoszył ale to były krótkie impulsy, zaraz zastępowane innymi, wszystko jak najbardziej naturalne. Wiele można było się domyślić po jego zachowaniu – nie „urodził się” tu, był tu od niedawna,a  skoro od niedawna to bardzo dobrze się odnajdywał w obcym, nowym, dziwnym świecie gdzie „niczego nie ma”. Ale to pewnie dlatego, ze był młody, miał bardzo dużą tolerancję na „dziwność”. Juz sam fakt ze zaakceptował ciało maszyny i nie wyglądał na specjalnie nieszczęśliwego. Raczej nieświadomego – ale o przyczyny tego Leri nie dojdzie w tak nieprzyjaznym do badania w Mocy miejscu.
Grzecznie szedł, a kiedy tylko szedł, to potrafił wyważyć cielsko i poruszać się naprawdę cicho. Ale zaraz się rozpraszał. *

Leri - 2012-12-09 20:16:12

Wątpliwe nawet by w innych warunkach wpadła na to właściwe rozwiązanie. Nigdy by jej nie przyszło na myśl, że ktoś może popełnić tak straszliwą zbrodnię i wykasować dziecku pamięć. To było nie do pojęcia dla kogoś takiego jak ona. Tylko, że Leri żyła w troszkę innym świecie. W świecie gdzie nadal ceniło się ideały, gdzie okazywanie dobra drugiej istocie było czymś całkowicie naturalnym. Niestety reszta Galaktyki inaczej to wszystko postrzegała.
- No za niedługo powinniśmy dotrzeć na miejsce. Cieszysz się?
Zagadała do swojego towarzysza, chcąc jakoś umilić mu trochę tą drogę. Na rozmowach czas szybciej upływał. No i też dużo przyjemniej, przynajmniej dla niej.
"Młody" zaś, bo tak go w myślach na razie nazwała (niezbyt oryginalnie, ale blaszaczkiem to raczej go nie przezwie) wyglądał na zainteresowanego oglądaniem wszystkiego. Może próbował przypomnieć sobie drogę, a może po prostu poznawał świat, z pewnością tak obcy dla niego.

Sisco Hasupidona - 2012-12-09 20:27:43

*On się nie nudził, teraz poczuł się już bezpieczniej – widać zaufał Leri w pewnym zakresie i rozglądał się, poznawał, chłonął bodźce, których potrzebował i to było widać, choć gołym okiem wyglądało to właśnie na nerwowość – takie rozglądanie się, ruchy nieco zbyt szybkie i zmiana tempa.
A to przecież był jego pierwszy „spacer”.
Jednak słowa zabraczki wyraźnie sprowadziły go na ziemie. Zwolnił, jakby myślał nad tym, co usłyszał, i bardzo szybko dotarło, lub raczej przypomniało się: wracam do domu, bo wcześniej się zgubiłem. Wydał z siebie coś jakby krótkie „mhrrr”, ale energetyka ruchów gdzieś się zapadła, i teraz tylko szedł prosto i grzecznie. Widać za zastanawianie się głębsze wziął. Trochę kolebał się na boki ogrom jego ciała. Działa niesione były nisko, czerń pancerza w ruchy zlewał się ze szczegółami.*
Tak, cieszę się *Odparł, choć w głębi serca trochę się bał ze bure dostanie. Bo dostanie – nie ma nawet mowy, tylko jak dużą.*

Leri - 2012-12-09 20:38:25

Leri nie miała pojęcia o tym, że to był jego pierwszy prawdziwy spacer po Coruscant. No i niestety nie trafił mu się zbyt ciekawy obiekt do zwiedzania, bo uliczki którymi się poruszali były raczej opuszczone, przeznaczone dla droidów budowlanych i technicznych. Krótko po oblężeniu musiały one tętnić życiem, teraz znowu świeciły pustkami. Ale dzięki temu bez problemu mogła ona prowadzić "młodego" do domu. Obejrzała się znowu za siebie, by mieć pewność, że wszystko ok. Bo w Mocy tak jakby stracił entuzjazm. I to krótko po tym jak przypomniała mu o domu. Leri próbowała dociec dlaczego tak się stało. No i mimo że nie miała normalnego domu to chyba się domyśliła o co mogło chodzić.
- Czeka ktoś na ciebie i boisz się, że troszkę ci się oberwie za ten spacer?
Ona obrywała od swoich opiekunów i od mistrzów, gdy samowolnie wymykała się ze Świątyni. Pamiętała jak to jest, wracać do domu ze świadomością czekającej kary. Ale wcześniej była zawsze bura, a to niejednokrotnie było gorsze od samej kary.
- Spokojnie, coś razem wymyślimy, dobrze?

Sisco Hasupidona - 2012-12-09 20:46:38

*Zapewne sama Leri od swojego mistrza nie raz dostała, już nie ważne w jaki sposób, czasem niezadowolenie opiekuna jest gorsze niż paskiem w  dupę. Sisco raczej paskiem w  dupę nie dostanie bo to słaba kara dla niego, ale to niezadowolenie może być.
Po przelezieniu przez zostawioną w poprzek chodnika rurę znowu jakby nabrał zapobiegliwości, bo zamilkł, nieco zmieniając pozycję jakby chciał coś obwąchać (nadal przesuszając się do przodu). Ale odpowiedział*
Długo mnie nie było... *odpowiedział zdecydowanie zbyt ciężki, mocny głos by kojarzył się z dzieckiem. Z droidem – jak najbardziej,zwłaszcza takim dużym.
I nagle – stop. I stoi. Patrzy. I za chwile: mhrrrrhrrr, ale jak głośno! Tak bardzo,ze az Lori mogła poczuć rezonans na swojej skórze. I nagle – do przodu, wyrwał z  niesamowitą siłą i energia, aż fragmenty spękanej płyty chodnikowej podskoczyły na niemal metr. Dalej zabraczka mogła zobaczyć, jak podbiega do istoty która ni stad ni zowąd pojawiła się kilkadziesiąt metrów przed nimi. Nie mogła rozróżnić szczegółów, bo widoczna ona była przez ułamek sekundy, potem Sisco ją zasłonił.*

Leri - 2012-12-09 20:57:41

Zabraczka na chwilę przystanęła, gdy jej towarzysz ponownie zmarkotniał. Pewnie docierało do niego co tak na prawdę zrobił i jak musiał się martwić jego opiekun lub opiekunka. Co prawda miał on umysł małego dziecka, co się wyczuwało, ale też czasem zachowywał się jak ktoś starszy, tak jakby to że był dzieckiem było na nim wymuszone i czasem miał przebłyski czegoś innego. No ale to mogła być też nadinterpretacja samej Leri, która nigdy przedtem nie miała do czynienia z kimś takim jak "młody".
- Nie martw się, jakoś cię wytłumaczymy z tego wszystkiego
Starała się go pocieszyć, gdy nagle ten ryknął straszliwie, niczym rozwścieczona bestia. Zabraczka stała dotychczas po środku uliczki, z torbami zakupowymi w lewej ręce. Tak więc stała ona na drodze "droida" który nagle wyrwał do przodu bez ostrzeżenia. Gdyby nie trening i Moc to pewnie z Leri zostałaby mokra plama, bo by patrzyła przerażona na rozpędzonego "młodego" a tak uskoczyła od razu do ściany gotowa w razie konieczności skoczyć wyżej w górę, by uniknąć spotkania z wielgachnymi nogami.
A gdy Sisco przebiegł obok niej to ruszyła w pościg, bojąc się że może kogoś stratować. Dlatego też szerzej otworzyła się na Moc, skanując okolice w poszukiwaniu jakich potencjalnych ofiar.
- Hej czekaj! Dokąd tak pędzisz?

Sisco Hasupidona - 2012-12-09 21:13:59

*Nie zostałaby mokra plama, on miał oczy, od początku miał w zamiarze ją zgrabnie ominąć, swojej wybawicielki by nie podeptał, choć sam pęd powietrza był nieprzyjemny no i strach pomyśleć co by było gdyby się na przykład stopa na tor dostała. Jednak to było bydle, a ekspresje w sobie miało, emocje poniosły – pobiegł. Mogła go obserwować w ruchu od tyłu, jak nogi się na szynach poruszają. Takich technologii republika nie stosowała – nie były modne, a może nikt na taki pomysł nie wpadł...
Pierwsza odpowiedź była w Mocy – ta istota która się pojawiła, i bardzo silne emocje między nią a Sisco. Bardzo pozytywne – szczęście, tęsknota, ulga. Dużo miłości. To bliska osoba. Podobne aury. Bez wątpienia – to ta opiekunka.
Zaraz potem Leri mogła usłyszeć całą masę szczebiotów, klekotów, pomruków, powarkiwań i innych tego typu dźwięków wydawanych zarówno przez jedno, jak i przez drugie – nieprzerwanie, nie czekali na odpowiedzi tego drugiego, klekotali cały czas*

Leri - 2012-12-09 21:24:47

Cóż, Leri znała "młodego" od niedawna, nie wiedziała czego tak na prawdę może się po nim spodziewać, więc miała prawo martwić się co do dalszego rozwoju wypadków. Ale gdy tylko dosięgnęła Mocą do tajemniczej istoty i gdy pośpiesznie zbadała emocje nią targające to wtedy poczuła prawdziwą ulgę. Znalazła opiekunkę tego biedaka. Więc wszystko dobrze się skończy. Mogła więc zwolnić i na chwilkę postać z boku, by dać im czas na czułe powitanie i ewentualną burę za oddalenie się.
Zabraczka usunęła się w cień i z uśmiechem obserwowała tą dwójkę. Cieszyła się z tego, że w końcu się odnaleźli po tej krótkiej rozłące. To musiało być dla obojga straszne przeżycie. Leri przez chwilę pomyślała o swoim życiu i o tym, czy ktoś martwiłby się o nią, gdyby tak nagle bez słowa zniknęła. I czy by ktoś cieszył się tak na jej widok? Raczej nie. Miała rodzinę w Zakonie, ale to był inny rodzaj relacji, opierający się na innych uczuciach, przy wstrzymywaniu emocji. A tutaj miała piękny przykład na to jak piękne one mogą być.

Sisco Hasupidona - 2012-12-09 21:35:44

Ze swojego cienia mogła lepiej widziec. I dokładnie, bo cielsko droida jej nie zasłaniało. Cieszył się, dosłownie się łasił. Istota odbierająca tę radość była raz po raz podrzucana w powietrze. Jak wyglądał Sisco, to już leri wiedziała. Zas ta druga istota wzrostem niższa była od jej samej. Przypominała pasikonika lub szarańcze chodząca w pionie, na dwóch cienkich ale długich owadzich nogach o malutkich stópkach. Dwoma górnymi odnóżami, spełniającymi funkcje rak przygarniała do siebie olbrzymi obły droidzi łeb który na nia napierał. Głowę miała duzą, trójkątna,z  owadzimi szczekami, oczami wielkimi jak talerze, składającymi się jak u owada – z niezliczonej ilosci malutkich oczek. Czułki długie i cienkie poruszały się niezależnie od siebie, najczęściej oklepując „ciało” droida. Od karku, spod chitynowej płytki aż do końca odwłoka który sięgał kolan, układały się przeźroczyste skrzydła. I tak wyglądała ta istota. Póki co bury nie było, tylko radość. Jednak radość się skończyła, i istota szybkim ruchem – za sznurek (okazało się teraz ze na dziale droid sznurek miał), pociągnęła i żeby isc, ale jak się „młody” postawił to aż ją do tyłu ścięło (ale trzymała się sznurka i nie upadła). I dalej w klekot jedno przez drugie – rozmowa. Po chwili istota spojrzała w kierunku Leri...

Leri - 2012-12-09 21:52:05

Przyglądała się z zainteresowaniem nowo spotkanej istocie. Nie rozpoznawała tej rasy ale nie dziwiło jej to zbytnio, bo nigdy też nie uznawała się za eksperta w tej dziedzinie. Galaktykę zamieszkiwały tysiące, jeśli nie dziesiątki tysięcy różnych ras, wiele z nich było skatalogowanych, inne dopiero były odkrywane i badane. Leri nie znała wszystkich najnowszych odkryć, znała tylko jakąś setkę najbardziej rozpoznawalnych ras i to było chyba tyle. No i grupkę tych niej znanych, których jednak sama badała.
Gdy pomiędzy młodym a jego opiekunką doszło do jakieś wymiany zdań to zabraczka tylko zmarszczyła czoło. Od dłuższego czasu uczyła się pewnej umiejętności, polegającej na translacji języka przy użyciu Mocy, ale jeszcze jej to nie wychodziło. Tutaj spróbowała i nie wyszło. Więc musiała trochę na czuja zgadywać o co chodziło. I chyba jej niedawny towarzysz pochwalił się swoją nową znajomością, bo oto Leri znalazła się w centrum uwagi opiekunki. Pozostało jej tylko wyjść z cienia i się przedstawić.
Zabraczka uśmiechnęła się uprzejmie i zrobiła krok do przodu. Wyglądała prawie tak samo jak w chwili gdy spotkała "młodego". Różnica polegała na tym, że teraz buty i spodnie miała ubłocone a włosy wyrywały jej się na wolność.
- Cześć... jestem Leri i znalazłam... eee... wybacz, nie miałam okazji zapytać. Jak się nazywasz?
Tym razem zwróciła się bezpośrednio do "młodego"

Sisco Hasupidona - 2012-12-09 22:03:59

Pewnie z czasem Leri zacznie udawać się ta „translacja” jak zacznie z tych klekotów chociaż słowa wyławiać, bo specyfika mowy x'tingów była osobliwa, między innymi dlatego, ze mówili oni tak jakby w dwóch jeżykach naraz – jedno słowami, inne pomrukami, a do tego mówili jedno przez drugie, nie czekając za długo na siebie. Bardzo ekspresyjne w mowie istoty.
Na szczęście, jak miało się zaraz okazać, opiekunka trochę basick znała.
Kiedy zabraczka podeszła, to oboje na nia patrzyli. Sisco cichutko pomrukiwał, chyba był zadowolony. Opiekunce czułki zamarły, zastygła w bezruchu – zresztą zupełnie jak Sisco kiedy mierzył się z jakaś nowością, i nagle – bardzo gwałtownie zareagowała. Też – jak Sisco. Ona objęła jego łepek wszystkimi czterema rękami i wpychając go „za siebie” rzuciła do Leri łamanym wspólnym.
Nie na sprzedaż, nie na sprzedaż!
Najwyraźniej uznała, ze Leri była chętna kupić jej braciszka. W końcu to droid, tak go widzieli mieszkaniowcy Coruscant i wszyscy którzy nie znali prawdy.
„Młody chciał odpowiedzieć”, nawet łeb zadarł ale opiekunka zaraz go ściągnęła, do dołu, a on się posłusznie skulił.
- Dobra pani, nie na sprzedaż... – zakomunikowała klekotliwie z jeszcze większym naciskiem

Leri - 2012-12-09 22:16:50

Właściwie opanowana umiejętność translacji pozwalała na komunikację w danym języku na bardzo dobrym poziomie, o ile pozwalała na to budowa narządów mowy, bo wiadomo wszystkiego nie da się zastąpić i skopiować. No a Leri dopiero się tego uczyła, tą technikę poznała niedawno i nie zdążyła jeszcze poczynić odpowiednich postępów, więc musiała polegać na basicu.
No i początkowe rozluźnienie szybko przeszło w stan lekkiego oszołomienia, gdy opiekunka młodego nagle zaczęła krzyczeć że nie jest on na sprzedaż. Przez kilka chwil nie wiedziała ona o co chodzi ale potem uświadomiła sobie to, że ta opiekunka nie wie o tym, że Leri wie o ich małej tajemnicy. Musiała więc od razu zaprzeczyć.
- Nie, nie, ja nie chcę go kupować. Pomogłam mu znaleźć drogę. Znam trochę Coruscant. Nie chcę go kupować
Zabraczka żywo też gestykulowała prawą dłonią, by ułatwić swój przekaz, podczas gdy w lewej ręce wciąż trzymała torby z zakupami, które chciała za sobą schować, tak by nie rzucały się zbytnio w oczy.
- Chciałam tylko pomóc. Nie musisz się martwić. Nie chcę go kupić

Sisco Hasupidona - 2012-12-09 22:23:36

Istota tez była oszołomiona, bo najwyraźniej nie była z kolei ona w stanie uwierzyć ze ktoś tutaj może chcieć pomóc takiemu droidowi. W takiego droida to najwyżej granatem rzucić i zwiewać. Dlatego właśnie tak trzymała „braciszka” pod skrzydłami. Sisco zaczął brzęczeć, ona na niego w końcu zaczęła „krzyczeć” (wysokie, trochę świdrujące dźwięki), to Sisco swoje - jeszcze głośniej i w końcu wygrał. Potrafił głośniej... Miał lepsze warunki. Nastała cisza, podczas której zdenerwowany świerszcz obserwował zabraczkę, a  droid powoli wysuwał ssie zza jego pleców, by ostatecznie znaleźć się „twarzą w twarz” z zabraczką. Znowu chwila ciszy, i oświadczył
- choć, Leri, pokażemy ci bazę... – co zakończył przyjaznym mruknięciem. Opiekunka stała jeszcze chwile, ale z jakim „wyrazem” patrzyła to trudno było odgadnąć po tych dziwnych oczach. W końcu jednak ruszyła, prowadząc do „bazy”.
Zapraszali ją do domu.

Leri - 2012-12-09 22:36:41

Gdy wywiązała się ta dyskusja to Leri mimowolnie lekko się skrzywiła, bo jednak wysokie i głośne dźwięki nie najlepiej służyły jej słuchowi. Mimo to poczekała do końca tej krótkiej sprzeczki (bo na taką jej to wyglądało w porównaniu do wcześniejszej rozmowy), z ulgą przyjmując jej koniec. Teraz wystarczyło poczekać na dalszy rozwój wypadków. Wyglądało na to, że "młody" wygrał, bo przejął inicjatywę.
- Z chęcią ją zobaczę. I bez obaw, nie powiem nikomu
Wolała od razu zapewnić o swojej dyskrecji, chociaż pewnie i tak opiekunka pozostanie nieufna. Tutaj na niższych poziomach Coruscant nie było to dziwne. Łatwo wierność i ufność w szczere zamiary innych były natychmiastowo tępione. Taka osoba nie mogła tutaj zbyt długo przetrwać.
- Prowadź więc, jeśli twoja towarzyszka się zgodzi. Nie chcę się narzucać

Sisco Hasupidona - 2012-12-09 22:43:16

Towarzyszka prowadziła, Sisco by nie trafił, a Leri mogła tylko przypuszczac. Zgodziła się jednak (towarzyszka) bo prowadziła bez sprzeciwu, a Sisco mruczał. W koncu zabraczce należy się jakaś wdzięczność za odstawienie :dziecka do domu”. I szli sobie w milczeniu jakaś minute, czy dwie, aż dotarli do miejsca z kitorego już doskonale widac było cel wędrówki:
http://www.startales.pun.pl/viewtopic.php?pid=98#p98

Lilka - 2013-03-09 21:23:58

Kontynuacja wątku z tego Tematu

Goftdritt napisał:

No ruszył, ruszył, ale sam nie wiedział, co się z nim dzieje. Gdyby teraz miał chwile ciszy i spokoju by myśleć, to by pomyślał,ze Lilka na Tatooine pewnie zachowywała by się podobnie. A on? On akurat był wyjątkowo gościnnym typem, więc pewnie by uspokajał. Ale – to miejsce jest dużo gorsze, niż Tatooine.
Kolejny przystanek – winda. Trzeba było zaczekać chwile az przyjedzie więc Goft miał czas by przynajmniej dotarło do niego to co mówi tej irytujący blaszak.
{- Nie można tego jakoś obejść?} – odezwał się w końcu głosem kogoś, kto ma zamiar rychło puscić pawia. Ale skoro nie było odczuwalne – znaczy jakaś dobra winda. Ale co tam Goftdritt wiedział...
gdy się drzwi an dole rozsunęły, to go wgniotło w ścianę, bo nagle zobaczył inne miejsce niż te, z którego tu weszli.
Wehikuł czasu, czy jak?

Dotarli w końcu na niższe poziomy. Tutaj światła słonecznego praktycznie nie było ,jedynie wielkie lampy i neony rozjaśniały wieczny półmrok tej dzielnicy. Tutejsze powietrze było tez nieco gorsze od tego z wyższych poziomów. Tutaj wiatr rzadko hulał między budynkami, był mniejszy przewiew, w dodatku wiele tutejszych instalacji wydzielało ciepło, parę i inne gazy, przez co było tu cieplej niż u góry, nieznacznie ale jednak.
Lilka zdecydowanym krokiem wyszła z windy a przed nimi rozpościerał się widok na kładki, ulice, mosty, schody, neony itp itd. To miejsce żyło, setki osób przeróżnych ras śpieszyło w tylko sobie znanym kierunku, młodzież w zwartej grupce zmierzała gdzieś, popijając coś ze swoich kubków, ktoś inny głośno puszczał muzykę, jeszcze inni się kłócili. Górne poziomy były piękniejsze, spokojniejsze i bardziej nudne. Tutaj toczyło się prawdziwe życie.
- {Ty chodź, pokazać dobre miejsca}

Goftdritt - 2013-03-09 21:31:54

Wychylił się z windy jak zwierzak z nory i rozejrzał.
Tam panował wieczny dzień, tu wieczna noc, rozświetlana tymi kolorowymi takimi. Tam one były jednym wielkim blaskiem, tu po prostu akcentem w  ciemności.
Od razu poczuł, ze jest tu cieplej. I poczuł się lepiej. Wyszedł powoli. Jakoś – tu lepiej. Nie ma tego strasznego szumu. Hałas, ale inny, taki bardziej jak w  porcie na Tatooine. I ludzie tacy bardziej podobni. Swojscy, bo biedniejsi.
Tak, tu lepiej.
Uschnąłem się nieznacznie, ale uśmiech ten nie wyszedł poza gęsty zarost na twarzy.
Rozmarzył się chyba. Nagle ocknąwszy się zauważył, ze Lili się oddala. Pierwsze kroki by do niej dołączyć pokonał lekkim truchtem. Naprawdę lekkim, po piasku ciężko się biegało, więc tu poczuł się nagle jakby kpił z grawitacji. To bardzo przyjemne – pomyślał, i westchnął.
A jak westchnął, tak się zaraz zakaszlał, bo powietrze tutaj takie... „skarpetkowe” trochę.
[i]{- Zawsze tu tak śmierdzi?{/i] – zapytał, kiedy odzyskał normalny oddech. Nie chciał wkurzać jej swoimi pytaniami, ale jednak zapytał.

Lilka - 2013-03-09 21:47:50

No niestety Lilka byłą nieco marną przewodniczką, bo nie trzymała za rękę, nie mówiła "teraz zrobimy to, nie bój się", albo "to nic niezwykłego ,wszystko będzie w porządku". Szła tylko przed siebie, czasem się odwracając i czekając na swojego towarzysza. Zgubić się nie zgubią, przynajmniej na razie.
Za nią podążał wesoły Gderek, ciesząc się bardzo z czegoś. I paradoksalnie to on trzymał się najbliżej Gofdritta. Więc on pierwszy usłyszał jego pytanie.
- {Tak, nie ma wiatru co by przewiał te wszystkie smrody. niewychowana banda srająca we własne gniazdo}
Zawyrokował nie będąc wcale tak daleki od prawdy. Lilka tymczasem niecierpliwie czekała na nich. Obserwowała też jej gościa bardzo uważnie. Zauważyła drobną różnicę w jego zachowaniu, wyraźnie mu się tutaj bardziej podobało, co uznała za plus. Nie będzie marudził jej, że nie ma światła, że powietrze trochę zatęchłe, że dużo ludzi i w dodatku nie takich jak u góry. Z powodu takich narzekań - i oczywiście kąsania całej ręki - nie pomagała innym. Szkoda było jej czasu i nerwów. Ale dzisiaj jakoś zrobiła wyjatek.

Goftdritt - 2013-03-09 21:53:38

Zmrużył oczy tylko. Smród nie był jakoś wielce uciążliwy, ale był. Na Tatooine nie było tego problemu – wszelkie gówno wysychało na wiór. Jedyne co śmierdziało, to jawowie i grzejące się ronta. Inne smrody się naturalnie posuszyły.
Wracając do tematu – teraz nie nadwyrężał cierpliwości. Skinął głową, potwierdzając słowa Gderka. Nie miał jeszcze odwagi pytać o rzeczy które były dla nich oczywiste, typu „co to jest” na chociażby latarnie uliczna. To po prostu jest i póki nie chce go pożreć – w porządku. Ale i tak parszywe miejsce. Tu trochę mniej, ale i tak parszywe.

Lilka - 2013-03-09 22:13:38

Brak pytań przywitała z ulgą. Nie była może najlepszym komitetem powitalnym, ale zawsze to coś. Pomagała mu chociaż nie musiała. Teraz poprowadziła go po schodach w dół, na niższą ulicę. Tam odbywał się jakiś targ, kilku sprzedawców stało przy swoich stoiskach i zachwalało swoje towary. Przeważnie mówili w basicu, ale zdążali się tacy co krzyczeli po twi'lekańsku a nawet huttyjsku. Był to dosyć powszechny język, więc wiele osób znało go przynajmniej w stopniu szczątkowym, tak jak Lilka.
Gderek przyśpieszył nieci i zrównał się ze swoją panią, z którą wymienił kilka uwaga potem przyhamował, by zrównać się z Goftdrittem.
- {Moja szlachetna pani, niech jej ziemia lekką będzie, pyta jakie masz umiejętności? Umiesz strzelać? Naprawiać rzeczy? Znasz się na gotowaniu? Na czymkolwiek?{
Dopytywał się bezwstydnie robot, niezrażony tym że niektórzy jakoś tak dziwnie na niego patrzyli. Na droida oczywiście, bo jego rozmówca wtapiał się w tłu, o co z resztą było nietrudno.

Goftdritt - 2013-03-09 22:22:26

Tam, na dole schodów czuł już ulgę, słysząc znajome słowa. Wiec znają huttański. Tylko w innym miejscu. Miał świadomość, ze schodzą coraz niżej. A on znał symbolikę „niżej” i miłą wrażenie, ze to coś gorszego tutaj...
Jednak tutaj, jakby coś, to już powinien jakoś poradzić sobie sam... I cieplej było.
Tu już szedł swobodnie. Na Tatooine unikał tłumów, ale teraz miał wrażenie, ze każdy z mijanych niezbyt barwnych typów to jego serdeczny przyjaciel.
Teraz nabrał tak dobrego humoru, ze miał ochotę nawet odpowiedzieć Gderkowi coś w stylu „twoja pani mogłaby mieć ze mną siedem orgazmów pod rząd” odnośnie umiejętności, ale zaniechał. Jednak – Goft to Goft, on taki śmiały nie jest. Raczej sierota. Miał dziewczynę, ale z osady. Można powiedzieć ze „kuzynkę” w krwi niespokrewnioną. Ale nikomu się chwalić nie zamierzał. Na Tatooine wszystko inaczej działa.
- {wszystkiego po trochu} – odparł, co było prawda, ale w Tatooinskim rozumieniu. Goft umiał ugotować zupę z mchu, ale jakby dostał mięso i warzywa, to ciekawe...

Lilka - 2013-03-09 22:33:37

Gdyby tak odpowiedział to by zwyczajnie nie uwierzyła, może by nawet wyśmiała. Wiele razy już słyszała o magicznych rączkach czy penisach będących podobno marzeniem kobiet... dostawał taki delikwent w jaja i się od razu odczepiał.
Im niżej schodzili tym spotykali więcej ludzi na swojej drodze. A raczej ludzi i nieludzi, bo w tym tyglu kulturowym dominowali właśnie obcy. Gortdritt pewnie w życiu nie widział tylu różnych i obcych ras na raz.
- {Wszystko czyli nic, więc pożytku z ciebie nie będzie. Poduczyć się musisz by robotę znaleźć }
Stwierdził "życzliwie" droid, rozpychając się w tym tłumie swoimi patykowatymi rękoma. Nie robił wrażenia takiego jak niektóre droidy, które przemykały to tu to tam.
Przy okazji można się było rozglądać po napisach, szyldach i witrynach, bo tutaj było sporo różnych sklepów, zakładów i tym podobnych. Kantyny i kluby też były.

Goftdritt - 2013-03-09 22:40:15

Zatem dobrze ze nie był za szczególnie skoczny do przodu, przynajmniej nie skasował się w oczach swojej dobrodziejki. Chociaż pytanie padło podchodzące.
Owszem, zróżnicowanie rasowe było tu ogromne, i wielu istot w życiu nie widział, a więc tu pierwszy raz. Jako istota unikająca tłumu mógł nie widzieć także wielu gatunków jakie na Tatooine można było także spotkać. Ale – jakoś dawał rade. Niespecjalnie zwracał uwagę, no chyba ze ktoś naprawdę przyciągał wzrok. Jednak starał się nie gapić, jeszcze by brakowało w ryj dostać tu.
-{to się naucze} – zgodził się. Nie był z tych, co się bronią rpzed nauką. Teraz był pewien optymizmu i to tu to tam strzelał wzrokiem, łapiąc nowości. Oh, matulu, gdybyś ty żyła... - pomyślał.
Gdybyś żyła to bys się nie musiała w grobie przewracać na te dziwy...

Lilka - 2013-03-31 14:12:25

Lilka nie oglądając się za siebie prowadziła nieznajomego do tego przytułku dla biednych. Pozwoliła Gderkowi zająć się ich gościem, sama zaś próbowała sobie przypomnieć właściwą trasę, co było jej błędem, bo gdy obejrzała się za siebie to zobaczyła tylko tłum nieznajomych. Jej durnego robota w ogóle nie było a tym bardziej tajemniczego przybysza z Tatooine.
nieco spanikowana zaczęła ich szukać. Po jakichś dziesięciu minutach znalazła Gderka, który napastował jakąś sprzedawczynię z używanym sprzętem elektronicznym, jednak Goftdritta nigdzie nie było. Próbowała go jeszcze odnaleźć, ale niestety przepadł, co nie było wcale takie trudne. W końcu zrezygnowana kopnęła droida i poszła szukać czegoś do ograbienia... znaczy zebrania i naprawienia.

Goftdritt - 2013-04-10 17:41:51

Wieczór był i kolejny szczur wychodził na polowanie. Po zakończeniu godzin handlowych wiele tu dobrych rzeczy pozostawało. Nie miał jeszcze tak wysokiego levelu, by zbierać cos i spieniężać, jednak musiał żyć i przeżyć. Kosze na śmieci pozwalały się wykarmić i ubrać. Z mieszkaniem było gorzej, bo zewsząd przeganiali. Do tego źle się czuł. Był chory, miał kaszel, bardzo męczący, często też gorączkę. Strasznie schudł. Ale walczył dalej.
Wiedząc, ze noc tu nie zapadnie, cały czas neony będą oświetlać ulice tak ze niemal różnicy nie było, zasiadł na jednej z ławek ze swoimi łupami – niedojedzonymi przez ludzi Fast fordami wyrzucanymi do koszy. Wyglądał jak typowy żebrak, łachmaniarz. Gdyby nie jedna rzecz-  trzy ostrza wyzierajże z rękawa, zastępujące utraconą dłoń…

Leri - 2013-04-10 18:05:12

Jak co wieczór Leri zakończyła dzień nauki Mini i udała się na niższe poziomy Coruscant by rozejrzeć się pośród licznej biedoty. Robiła to praktycznie codziennie, chodziła pośród ludzi, obserwowała, czasem komuś pomagała doraźnie, czasem ograniczała się tylko do roli obserwatorki. Jednak zawsze po zakończeniu swojego "obchodu" wysyłała wiadomości do różnych instytucji charytatywnych czy rządowych zajmujących się problemami niższych poziomów. Doskonale bowiem zdawała sobie sprawę, że sama nie naprawi tej sytuacji, potrzebowała pomocy. Sama mogła pomóc kilku osobom, a dzięki wsparciu różnych instytucji setkom, może nawet tysiącom.
Dzisiejszy wieczór nie różnił się niczym od innych. Po treningu wróciła do siebie, umyła się i przebrała. Po średnich poziomach nie kręciła się w bardziej eleganckich strojach, nadających się na górne poziomy, tylko w swoich starych i ulubionych ubraniach.
Miała więc na sobie swoją ulubioną skórzaną kamizelkę z kapturem, który miała narzucony na głowę. Do tej kamizelki miała przyszyte różne drobne koraliki czy sznureczki, bez ładu i składu. Po prostu tak by jej odpowiadało to. Do tego nosiła swoją ulubioną "spódnicę" wykonaną z dziesiątek pasków skóry czy materiału, luźno opadających do ziemi, na stopach zaś miała solidne, ale zniszczone buty.
Tym ubiorem może początkowo rzucała się w oczy, ale na Coruscant mieszkało tyle dziwnych ras, że jej ubiór tak na prawdę ginął pośród tłumów.
Leri raźno szła przed siebie, rozglądała się ,czasem do kogoś zagadywała i pytała o zdrowie, niezauważalnie dla nikogo wspomagając najbardziej potrzebujących Mocą, dodając im otuchy, czy też wzmacniając ich słabe organizmy.

Goftdritt - 2013-04-10 18:10:55

Co on o jedi wiedział? Prawie nic, ale nie ważne to bo Zabracka która gdzieś tam już mu dziś mignęła nie wyglądała na jedi, ot zwykła osoba, nie zastanawiał się czego tu szuka. Był już w takim stanie ze w ogóle nie interesował się innymi, jeśli nie czuł ze mu zagrażają.
Zakaszlał kilka razy bardzo głośno i odpychająco, zdradzając być może nawet zapalenie płuc. Rozejrzał się po tym, czy aby nie zmieniła się sytuacja i zaczął jeść w pospiechu, wiadomo, może pojawić się silniejszy szczur. A w myślach ubolewał nad soba, ze tak nisko upadł. Niżej już chyba nie można, a przynajmniej on sobie nie wyobrażał…

Leri - 2013-04-10 18:27:54

Leri powolutku zbliżała się do jedzącego Gofdritta. Zerknęła nawet na niego, gdy była w pobliżu i wtedy też usłyszała jego kaszel, gdy przerywał na chwilę jedzenie. Zabrzmiało jej to bardzo paskudnie, a oczami Mocy przyjrzała mu się. Wydawał się osłabiony, schorowany. Wyraźnie nie służyło mu to miejskie życie. Nie namyślając się więc długo podeszła do niego, zachowując jednak bezpieczną odległość.
- Witaj... przepraszam, ze przeszkadzam ale chyba zbłądziłam. Pomógłby mi pan?
Zapytała uprzejmie choć z wyrazem lekkiego zażenowania na twarzy. Gdyby podeszła i od razu zapytała się o to jak się czuje, to pewnie duma kazałaby mu odpowiedzieć, że dobrze, nawet gdyby wypluwał przed nią płuca.

Goftdritt - 2013-04-10 18:39:55

Mądrze Zabracka do niego podeszła. Tak, zapytany bezpośrednio nie powiedziałby prawdy, wstydził by się, po prostu. I odszedłby szybciutko. Teraz jednak sytuacja inaczej wyglądała.
Podniósł głowę. Był to zwykły człowiek, brudny i zarośnięty wprawdzie, ale całkiem normalny. Gdyby nie ta „proteza”, ale co się dziwić, na pewno go na lepsza nie stać. Skoro to bezdomny – na takiego wyglądał.
Dość długo milczał, mrucząc oczy utkwione w Leri. Nie był pewien co mówiła – to najpierw, a później – jak odpowiedzieć by być zrozumiałym.
Odłożył na plastikowy talerz kawałek jedzonej bułki.
- Ja źle mówię po basik – odezwał się. Huttanski akcent był bardzo wyraźny, ale wolał nie mówić po huttansku bo na średnich poziomach można za to dostać w łeb. Może nie od Leri, ale jak ktoś usłyszy…
- Ale tamtędy… – wskazał ręką kierunek [ i]- Do tego… lata. I do góry…[/i]- i teraz gest, jakby pokazywał górne poziomy

Leri - 2013-04-10 18:54:48

Wzrokiem oceniła jego stan. Wyglądał doprawdy mizernie, ale nie gorzej od wielu innych żebraków, a takich tu nie brakowało, chociaż nie zalewali oni też ulic. Zdecydowana większość mieszkańców średnich poziomów miała prace, lepiej lub gorzej płatną, mieli gdzie mieszkać i co do garnka włożyć. Jednak ten osobnik przed nią zdecydowanie nie zaliczał się do tej grupy.
Gdy zaczepiony przez nią człowiek się odezwał to nieco zwęziła oczy i nadstawiła uszu. Wyłapała ten huttański akcent, w dodatku sam się przyznał że źle mówi w basicu. Szybko skojarzyła wszystkie fakty.
- {Mówisz w huttyjskim?}
Zapytała go od razu gdy sam skończył mówić, co było trochę zabawne, bo tłumaczył jej jak ma iść chociaż nawet nie powiedziała mu gdzie chciała dojść.

Goftdritt - 2013-04-10 19:04:27

Mówił jej to, co wiedział, nic więcej nie wiedząc, a chciał pomóc. To chociaż tak pokaże, ze pomógłby gdyby mógł. Wpadł tutaj i jeszcze nie obszedł całego dystryktu – wychodził bowiem tylko wieczorami, gdy większość sklepów jest zamknięta. A tam gdzie były całodobowe to nigdy.
Teraz jednak skinął głową.
[-Tak, tylko po huttyjsku}- ucieszył się, ze znalazła się osoba znająca ten język. Chociaż i tak pewnie zaraz pójdzie. Ale mimo to – można po prostu chwile z kimś porozmawiać.

Leri - 2013-04-10 19:17:20

Uśmiechnęła się do niego uprzejmie i podeszła ostrożnie.
- {Musi być ci ciężko, niewiele osób posługuje się tutaj tym językiem.}
Bariera komunikacyjna częściowo tłumaczyła jego obecny stan. No cóż, biedak miał pecha, trafiając akurat tutaj, w końcu istniało wiele światów będących pod kontrolą huttów. Nie żyło się tam wcale tak źle jak sądziło wiele osób. Na Coruscant zaś kłórował basic, rzadzieł słyszano ojczystą mowę twi'leków, która również była bardzo powszechna na Rubieżach.

Goftdritt - 2013-04-10 19:31:22

Mężczyzna wzruszył ramionami i prychnął, jakby próbował się zaśmiać, jednak wylewała się przez to taka bezsilność i żałość, ze az smutek brał. Utrzymywał spojrzenie na Leri i było to spojrzenie kogoś kto miał swój honor kiedyś i jeszcze go pamiętał. Jeszcze się nie poddał, nie zatracił, nie stał się miejską roślina.
{i]- Eh, nawet nie wiem, co na to odpowiedzieć. Jedna wielka komedia pomyłek…[/i]} – po huttańsku nie brzmiał jak ostatnia łajza. Musiał to być człowiek który kiedyś nie należał do marginesu. Nawet miał w sobie swego rodzaju harmonię

Leri - 2013-04-10 19:46:31

Wyłapała bardzo wiele z jego spojrzenia. Często w ten sposób oceniała ludzi, chociaż tylko pobieżnie. Mówiono, że oczy są zwierciadłem duszy i bardzo często znajdywało to pokrycie w rzeczywistości.
- {Wierzę. Wielkie miasto potrafi przytłoczyć, a Coruscant to w sumie jedno wielkie miasto.}
Stwierdziła ze współczuciem, jednak starała się by nie odebrał jej słów jako litość. Dumnie ludzie bardzo często byli drażliwi w tej kwestii, nie lubili gdy ktoś się nad nimi użala, to godziło w nich bardzo mocno.
- {Sama kiedyś też byłam w podobnej sytuacji, ale kilka osób mi pomogło. A ty, masz tu jakąś rodzinę?}
Podeszła jeszcze bliżej, zachowując się bardzo swobodnie, wykorzystując zmniejszony dystans do kolejnej obserwacji nieznajomego.

Goftdritt - 2013-04-10 20:01:36

Nie obserwował jej bacznie. Raczej raz po raz, jak ktoś kto już przywykł ze nie patrzy się za dużo „pod górę”. Pod słonce.
Ubrany był w stary płaszcz. Pod płaszczem kamizelka. Leri by pewnie było gorąco w takim ubraniu. Oddychał ciężko – choroba płuc. Szczecina na twarzy – dawno się nie golił. Włosy brudne, ale poczesane.
I przede wszystkim trzy symetryczne noże, już powyszczerbiane lekko, wyzierające z prawego rękawa, którymi teraz się „bawił” od niechcenia, mając łokcie oparte o uda.
{- Pewnie tak, gdzieś na Korrelii. Istoty które całe życie nazywałem rodziną zmarły.} – popatrzył znowu na nią. Tak podchodziła, to się podsunął na ławce. Niech siada. Przecież i tak rozmawiają.

Leri - 2013-04-10 20:35:25

Leri w swoim życiu odwiedziła wiele planet, jednak nie była żadnym mistrzem dedukcji i po takich odruchowych gestach nie była w stanie stwierdzić skad on pochodzi. Ale obstawiała świat raczej słabo zurbanizowany, bo jej rozmówca nie należał do miastowego typu. Widać było po nim, że nie potrafi się tutaj odnaleźć.
- {Przykro mi. Ciężko ci pewnie samemu żyć w tak ogromnym mieście? }
Pytała, chociaż znała odpowiedź, miała ja tuż przed oczami. Współczuła mu, ale nie mogłą nagle do niego doskoczyć, obiecywać że wszystko będzie dobrze i w ogóle. Niestety to nie był holofilm, musiała być ostrożna. Ale z pewnoscią zaciagnie go do szpitala.
- {Dzięki... tak w ogóle to jestem Leri, a ty?
Zapyała, siadajac na podstawionej ławeczce.

Goftdritt - 2013-04-10 20:42:33

Tak, gdyby kiedykolwiek widział miasto, pewnie by dał rade, bo nie był to osobnik nieporadny, po prostu za wysoki level na start.
{- W ogóle ciężko tu żyć} – Westchnął. Znowu zarzęziło mu w plucach
{- Ani skrawka żywej ziemi. Wszystko w folii.} – pokręcił głową. Nie, nie rozumiem, to jest szalone i straszne.
{- Goftdritt. Pochodze z Tatooine} – przedstawił się, bo skoro pragnęła poznać imię jednego ze szczurów średnich poziomów, to proszę.
{- Ty pewnie jesteś stąd? Gdzie pracujesz?} – pomyślał, ze to może być okazja, ta Zabracka, szansa. Może ona będzie w stanie mu załatwić jakaś pracę. Może po prostu mu wytłumaczy, po huttańsku, jak tu żyć… Ale musi być ostrożny, nie może jej spłoszyć. Jak usłyszy ze Goft coś od niej chce, to ucieknie. Rozumiał, jej pewnie tez się nie przelewa, bo tu gorzej niż w dzungli

Leri - 2013-04-11 18:08:27

- {Zgadzam się. Brak ziemi i zieleni przygnębia, ale na wyższych poziomach są parki i ogrody botaniczne. Ale trzeba wyglądać "cywilizowanie"}
Prychnęła cicho w odpowiedzi i rozsiadła się nieco wygodniej. Nie było to siedzisko najwyższej klasy, ale nie chciała go urazić odmową. Poza tym trochę odwykła od trudów życia w mniej komfortowych warunkach - takie przypomnienie dobrze jej zrobi.
- {Miło mi cię poznać}
Uśmiechnęła się do niego i podała mu rękę na powitanie.
- {No nie do końca, przybyłam tu jakiś czas temu i na początku miałam problemy z aklimatyzacją. Ale już jest dobrze... A pracuję tak trochę dorywczo. Ty pewnie pracy nie masz, co?}
Nie spłoszyła się tym pytaniem, chociaż odpowiedziała nieco wymijająco. Czasem ją nieco blokowało, nie lubiła otwarcie kłamać, więc często odpowiadała niejednoznacznie.

Goftdritt - 2013-04-11 18:17:42

Podał rękę. Oczywiście lewą. Miał szorstką skórę. Za specjalnie na nia nie patrzył.
Dorywczo – pomyślał. Jeśli tu tak ściągają istoty jak się mawia na innych planetach to nie dziwne ze pracy nie ma. A górne poziomy i te parki (Goft nigdy nie widział chociażby trawy) o których wspomniała to już w ogóle kosmos.
{- Nie mam. Gdybym chociaż język znał…} – chociaż pewnie i to by nie pomogło od razu

Leri - 2013-04-11 18:37:08

Uścisnęła jego dłoń trochę niezgrabnie, bo ona sama była praworęczna, więc to wyglądało nieco dziwacznie. Ale nie zrażała się tym.
- {No tak, problem z językiem pozostaje... hmm... ale może bym mogła jakoś pomóc. Ale masz jakieś konkretne oczekiwania?}
Właściwie nie miała obecnie niczego na myśli, to była taka "pułapka". Chciała go zaciągnąć do pobliskiej kliniki dla ubogich, którą prowadził jej przyjaciel. Tam go go zbadają i podleczą, a w międzyczasie znajdzie mu jakąś pracę, choćby dorywczą. A jeśli niczego nie znajdzie, to chociaż podeśle go pod odpowiedni urząd lub fundację, by mógł stanąć na nogi o własnych siłach. Bo o darowaniu mu pieniędzy nie mogło być mowy. Takich żebraków chcących tylko kredyty szybko zbywała.

Goftdritt - 2013-04-11 19:39:59

Z nim wygodniej by było witać się lewa reka, ale to był drobiazg, nie przejmował się. Większe miał problemy. Między innymi ten nasilający się kaszel i ból w  klatce piersiowej.
- {A jakie ja mogę mieć oczekiwania?} – spojrzał w bok. Miał tak zwyczajnie burozielone oczy.
-{ja się za cokolwiek wezmę, byleby było}

Leri - 2013-04-11 19:52:20

Kiwnęła głową, niby w zastanowieniu się, ale ona już dawno podjęła decyzję co do dalszego postępowania.
- {No to chodź, może coś znajdziemy}
Zachęciła go po czym wstała pierwsza. Znacznie lepiej orientowała się w tutejszym rozkładzie ulic, mogła go więc zaprowadzić dosyć szybko do tej kliniki. Nie chciała go jednak spuszczać z oka. W tym tłumie mógł się jakoś zgubić.
Wzięła go więc pod ramię i ruszyła raźnym krokiem, jednak dostosowywała się do jego tempa. Nie chciała go zamęczyć.

Goftdritt - 2013-04-11 20:04:16

Spojrzał na nia wzrokiem bardzo dziwnym. Ale jak? Przyszła tu, posiedziała, pogadała, i co teraz? Jak „znajdziemy”? Nie ogarniał. Podrapał się po głowie – ale nie ordynarnie, tak po prostu, w zakłopotaniu.
{- Nie rozumiem…} – cóż innego powiedziec. O co jej chodziło? Chciała go prowadzac od sklepu do sklepu i pytac, czy go nie zatrudnią?

Katia Ner`ya - 2013-09-16 19:28:41

w końcu dotarli. Katia zapłaciła i wysiedli z taksówki. stanęła obok niego rozglądać się dookoła.
-i? gdzie teraz?
spytała rozglądając się. tu jej jeszcze nie było więc miała co oglądać...

Sisco Hasupidona - 2013-09-16 19:36:20

Ta taksówka była wygodna, nikt go nie związał, mógł się obrócić i wyjść, nie musiał wysiadać tyłem.
Była już noc, ale to nic, tu, w dystrykcie handlowym sklepy były otwarte w większości całodobowo. Było tu z reszta tyle neonów ze nie szło odgadnąć czy to dzień czy noc.
Niektórzy nazywali to miejsce „ryneczkiem” - co sklepik to bazar, można było się targować, sklepiki były niewielkie, nie to co galerie.
Sisco dobrze pamiętał to miejsce. Kiedyś tu zabłądził. Kiedy był jeszcze zagubiony, dwa tygodnie po przylocie. Leri go znalazła. To ona wezwała Jamesa.
Sisco poczuł nagle dojmujące poczucie, ze czegoś mu brakuje. Tu, znalazłszy się w miejscu bardzo dla niego znamiennym. To było bardzo przykre uczucie.
Kiedy ostatnio tu był – nie istniał. Po prostu. Bez dokumentów, bez pamięci, bez perspektyw.
- Nie wiem. Znajdźmy coś. O, to jest fajne – skierował łeb na oplecione żółtymi oczojebnymi neonami drzwi, na tyle duze ze by przeszedł. Nad wejściem lśnił szyld „bar mleczny”.

Katia Ner`ya - 2013-09-16 19:42:36

ona się nie sprzeciwiła tka więc weszli do środka. było sporo osób, ale też jeszcze kilka pozostało wolnych. i w tym miejscu wyraźnie nie czekało się na kelnera.
- to może Ty zajmij miejsce, a ja pójdę zamówić, hm? na co masz ochotę?
spytała i popatrzyła na niego.

Sisco Hasupidona - 2013-09-16 19:47:34

Kiedy Sisco tu wszedł, to zaraz się zaczęło, jedna baba krzyknęła nawet, jakiś dziadek od razu krzyknął do Katii zeby to zabrała, bo im się należy poczucie bezpieczeństwa i tak dalej i tak dalej. Sisco na to nie reagował. A co zrobi Katia?  Mjało prawdopodobne by wygrała z agresywnym staruszkiem. A to średnie poziomy, tu trochę niższą kultura, Sisco niekoniecznie był mile widziany.
Ale miał w dupie, nie reagował.
- Dla mnie nic, nie mam za specjalnie ochoty – bardziej z powodów społecznych, niż ze naprawdę nie chciał nic pić. Nie czuł się tu bezpiecznie. A poza tym kto wie, z czego tu te soczki, to miejsce w którym się oszczędza...

Katia Ner`ya - 2013-09-16 19:50:30

ona ich totalnie zignorowała. niech sobie mówią, co chcą. a srogie i karcące spojrzenia też by nic nie dały, a jedynie rozwścieczyły bardziej tłum. patrzyła na Sisco. a gdy stwierdził, że nic nie chce to popatrzyła na niego uważnie.
-no to... może rozmowa przy spacerze?
zaproponowała, bo sama pić nie zamierzała. chociaż akurat do rozmowy to wolałaby usiąść w miejscu niż chodzić, no ale niech już on zdecyduje.

Sisco Hasupidona - 2013-09-16 19:53:40

- Wiesz, jak wolisz, dla mnie to bez różnicy – w tym miejscu nie będzie się miło rozmawiało z racji towarzystwa, na pewno będą podsłuchiwać, a nikt tego by nie chciał. Na szczęście na terenie dystryktu stały ławki – w sporym oddaleniu od siebie, mogli sobie jedna zająć i na pewno będzie spokojniej niż tu.

Katia Ner`ya - 2013-09-16 19:55:32

rozejrzała się. faktycznie, to miejsce nie dawało komfortu i intymności.
-dobrze, no to chodźmy.
postanowiła i wyszli. w lokalu od razu poczuli ulgę, ale też pojawiły się plotki. ale co ją one obchodzą? szli ulicą, a ona milczała. zastanawiała sę, jak powiedzieć to, co chciała...

Sisco Hasupidona - 2013-09-16 19:59:52

To co plotkują jakieś dziady z baru mlecznego to go już nie obchodziło. Bo co powiedzą: weszła wariatka do baru i chciała zamówić coś do picia droidowi. No takie zabawne ze się można posikać.
Szli chwilę w milczeniu, az Sisco wypatrzył ławkę – była z dala od popularnych sklepików, a więc wolna. Stał przy niej śmietnik, ale nie śmierdziało. Miłe miejsce dla grupy dresów albo dla nich.
- Moze tu? – i nie czekając, az ktoś im zajmie, ruszył w kierunku ławeczki.

Katia Ner`ya - 2013-09-16 20:04:57

popatrzyła na ławke, o której mówił i zgodziła się skninieniem głowy. również podeszła i usiadła na niej. podparła łokcie o kolana patrzyła na chodnich. wciąż szukała słów. westchnęła.
-więc...
zaczęła, tak to dobry początek. ale dalej były schody... westchnęła
-James mi wyjaśnił co nieco... wiem, że byłeś poprostu w szoku. wiem też, że nie powinnam tego brać do siebie. i wiem też, że w związku z tym nie mam Ci czego wybaczać. chciałabym tylko...
urwała szukając dalszych słów.
-chciałabym tylko żebyś wiedział, że chciałabym dalej się z Tobą widywać. ale też prosze o cierpliwość. bo widzisz, w moim życiu naprawdę wiele się wydarzyło... wiele bolesnych rzeczy... z którymi sama się uporam. i w miarę, gdy będę na to gotowa będę Ci o nich mówić. proszę jednak, abyś wiedział, że to nie jest coś w stylu ,,gdy miałam cztery lata zmarł mój kotek i było to dla mnie traumą''...
no. udało się, powiedziała, co chciała. ale nie patrzyła na niego. patrzyła na chodnik.

Sisco Hasupidona - 2013-09-16 20:11:28

A on się ustawił tak troszeczkę z boku, ale przodem do niej. Nie w pozycji konfrontacyjnej, by nie czuła się zagrożona. Miał pochylony łeb czyli patrzył na nią. Ona na niego nie, ale domyślał się dlaczego, nie miał zamiaru się o to gniewać.
- Spoko, ja rozumiem. Do Jamesa nie chodzą ludzie z traumą po stracie kotka – a nawet jeśli jacyś by poszli to by cztery godziny nie siedzieli – dodał w myślach. W myślach, bo miał nie czekać, a  on czekał.
- Tez chciałbym się z  tobą spotykać, tylko że wiesz... nie czuje się swobodnie, kiedy mam świadomość, ze cokolwiek o mnie pomyślisz idzie w raporcie do twojego brata. Chyba nie byłbym w stanie zdobyć się na taka szczerość jak wcześniej... Bo wiesz, to jest dla mnie problem, a nie twoja przeszłość

Katia Ner`ya - 2013-09-16 20:15:07

patrzyła na niego, gdy on mówił. westchnęła.
-tak, wiem... dlatego James skierował mnie do swojego dawnego ucznia. i powiedział, że Ty mnie z nim skontaktujesz...
odpowiedziała chcąc dać mu do zrozumienia, że za jakiś czas będą mogli być tylko on i ona.
-Sisco, uwierz mi, że ja też chciałabym być tylko we dwoje. ale nie umiem zerwać tego połączenia...
dodała szybko. ale go rozumiała. więc nie będzie naciskać. nie, dopóki nie będzie pewna, że brat już jej nie słyszy.

Sisco Hasupidona - 2013-09-16 20:20:30

To wyraźnie poprawiło mu humor, co pokazał energicznym pomrukiem i poruszeniem się – podreptał w miejscu, unosząc łeb. Ale zaraz znowu pochylił by widzieć jej przedziałek.
- Chcesz nauczyć się kontrolować to połączenie?- cieszył się, oj jak się cieszył, zdejmą cenzurę! Znowu bedzie mógł być „romantyczny”!

Katia Ner`ya - 2013-09-16 20:23:36

-tak, chcę.i właśnie ten dawny uczeń ma mi w tym pomóc.
odpowiedziała. uśmiechnęła się delikatnie widząc, że poprawił mu się humor. ucieszyło ją to. ae bała się teraz cokolwiek powiedzieć, żeby przypadkiem tego humoru mu znów nie zepsuć.
-więc? kiedy mógłbyś nas umówić?
spytała mając nadzieję, że nastąpi to szybko. ale wiedząc, że to połączenie jest dla neigo problemem przypuszczała, że nastąpi to szybko.

Sisco Hasupidona - 2013-09-16 20:29:53

Może jak ma zły humor, to umiał ukryć, ale radości to już za nic ukryć nie potrafił, zaraz bliżej podszedł, zaczął się kręcić, jedna noga tu mu w ogóle się nie chciała na ziemi postawić, ciągle coś grzebał, rozglądał się, a mruczał tak głośno ze się ludzie oglądali.
- Byłego ucznia? Do Maca. On jest spoko. Moge was umówić w każdej chwili. Teraz to pewnie śpi. A tam, obudzi się...

Katia Ner`ya - 2013-09-16 20:31:45

uśmiechnęła się.
-nie, nie budź go. jutro zadzwoń... a w pracy powiesz mi, na kiedy nas umówiłeś. tylko nie w niedzielę na 10.00 bo James się wścieknie.
odpowiedziała. cóż, faktycznie dobry humor zarażał. bo gdy tylko on był szczęśliwy ona również zaczęła się uśmiechać i od razu czuła sie lepiej.

Sisco Hasupidona - 2013-09-16 20:35:31

- James się nie wścieka, próbowałem, czasem krzyknie, ale nigdy się nie wścieka.  -odpowiedział energicznie, widać i słychać było jak się cieszy. Chwile temu grzebał w  ziemi, teraz ławkę skubał (oczywiście nogą). Zaraz zacznie Katię zaczepiać.
- Ale jasne, umówię na środę. Żebyście zdążyli odpocząć. Bo idziecie razem, conie?

Katia Ner`ya - 2013-09-16 20:37:59

-razem?
spytała nie wiedząc, o kim on jeszcze mówi.
-nie, Kereth nie idzie. nie zgodził się. jest przeciwny zarówno mojej terapii jak i nauki konktroli. chyba pierwszy raz w życiu w czymś się nie zgadzamy...
odpowiedziała domyślając się, o kim mówi.
-ale dobrze, niech będzie na środę. zdążę uprzedzić szefa.

Sisco Hasupidona - 2013-09-16 20:42:25

- Ale to oznacza ze ty będziesz słyszeć jego myśli a on twoich nie – zasugerował, drapiąc dalej brzeg ławki, raz po raz pomrukiwał, patrzył przekrzywiwszy łeb w  bok.
Bardzo dobre wieści. Powrót nadziei.
Niech to szybko się zaczyna i jeszcze szybciej kończy. Miał jej tyle do opowiedzenia...

Katia Ner`ya - 2013-09-16 20:45:24

-mam nadzieję, że nauczę się jakoś blokować jego myśli. no, ale będę musiała porozmawiać o tym z Macem.
odpoiwedziała. tak, ona też się cieszyła.
-to co? lecimy? muszę jeszcze zorbić w domu kolację. a kompletnie nie mam pomysłu, co przyrządzić.
zaproponowała wiedząc, że jutro i tak się spotkają.

Sisco Hasupidona - 2013-09-16 20:50:40

- Mac jest spoko, wszystkiego cię nauczy, nie bój się – na początku swojej drogi Sisco dużo z  Maciem pracował, bardzo się przyjaźnili, Mac go do szkoły odprowadzał. Ale póxniej zdarzył się ten wypadek i już mniej się spotykali.
- Spoko. Ja stad mam blisko, pójde piechotą. Chodź, odprowdze cie do taksówek

Katia Ner`ya - 2013-09-16 20:55:45

-no to chodźmy.
odpowiedziała z uśmiechem, wstała. ruszyli razem w stronę, gdzie zwykle stacjonowały taksówki.
-o której będziesz jutro w pracy?
spytała patrząc na niego. szła u jego boku, wciąż zadowolona i z uśmiechem na ustach.

Sisco Hasupidona - 2013-09-16 20:57:52

A on ja widział bocznymi oczkami. Teraz już wyraźnie lepiej się czując trzymał się w miarę blisko, oczywiście szanując jej dającą się wyczuć potrzebę większego dystansu z istotami.
- Pewnie koło 13 jak zawsze. A co, wcześniej mam być?

Katia Ner`ya - 2013-09-16 21:08:44

-nie, skąd. poprostu pytam.
odpowiedziała z uśmiechem. doszli do taksówek. przystanęła i popatrzyła na niego.
- to jak? do zobaczenia jutro? z wieściami odnoście Maca?
spytała z uśmiechem.

Sisco Hasupidona - 2013-09-16 21:10:23

- Tak. Do jutra – zatrzymał się, dalej nie pójdzie, teraz tylko będzie patrzył jak ona odlatuje.

Katia Ner`ya - 2013-09-16 21:11:42

uśmiechnęła się i poszła do najbliższej taksówki. wsiała i odleciała...

www.managerzuzlowy2010.pun.pl www.cserwery.pun.pl www.heroes-lore.pun.pl www.terrorsquad.pun.pl www.everquest.pun.pl