James - 2012-12-23 18:58:28

Korytarze uniwersyteckie – wiadomo, są wszędzie. Szerokie i ciągnące się w nieskończoność. W najróżniejszych stylach, często z terminalami z dostępem do holo pod ścianami, we wnękach, wiecznie zapchane studentami którzy czasem całymi chmarami siedzą na podłodze przed drzwiami sali i wkuwają do kolokwium lub dzielą się wrażeniami z ostatniej imprezy.

James - 2012-12-23 19:02:34

James i Leri wyszli z laboratorium na jeden z  korytarzy. Wcześniej, w tamtym pomieszczeniu wspólnie z profesor Stome i innymi podjęli decyzje, ze Sisco należy uśpić do badań. Jamesa na początku zdziwiła taka koncepcja, ale z wyników badań krwi Luiza była pewna, co mu nie zaszkodzi, i że się stresu oszczędzi a także ewentualnych zniszczeń. James i Leri przy tym byli. Cyborga uśpiono wziewnie, nawet się nie zorientował bo gaz został precyzyjnie, szybko podany i był bezwonny.
Oczywiście oboje jedi mogli tam zostać i patrzeć ale – i tak by nic nie rozumieli, a po co mają się bezproduktywnie plątać pod nogami. Wyszli więc.
- Chodź, pokaże ci jedną z najjaśniejszych stron mojej pracy – odrzekł do niej barabel, gdy znaleźli się już na korytarzu

Leri - 2012-12-23 19:12:08

Leri jak zwykle w temacie badań była nieco nerwowa, jakoś nie miała wielkiego zaufania do naukowców, ale podążyła za przykładem Jamesa i nie przeszkadzała. Siscowi dotrzymywała towarzystwa najdłużej jak to było możliwe, korzystając nawet z ochronnych właściwości Mocy przy usypianiu. Ale w końcu musiała odejść.
Oddalili się więc z Jamesem, który zaproponował krótką wycieczkę. Z braku innych rzeczy do roboty Leri zgodziła się.
- Prowadź, mistrzu
Odpowiedziała spokojnie, chociaż na jej twarzy można było dostrzec pewne oznaki zmartwienia. W jej aurze z resztą też. Nie przypuszczała, że tak bardzo będzie troszczyć się o nowo poznaną osobę.

James - 2012-12-23 19:17:59

Nie szli długo, zaraz korytarz w jednym miejscu rozszerzał się w małą salkę, dalej biegł niezmieniony, ale oni dobili tutaj. Były tu trzy wielkie, naturalne okna, czuli się tutaj trochę jak na platformie lewitującej. Tylko otoczeni szkłem,z  trzech stron. Mistrz James nagle pokazał wyjęta z kieszeni kartę, trzymaną w dwóch palcach, między pazurami.
- Karta premium do wszystkich automatów z napojami na wydziale, co ci wziąć?
Oczywiście weżnie to, co ona wybierze z dystrybutora, sam  zas wziął zbożową kawę z ekstra cukrem. Po wzięciu kubeczków zabrał Leri trochę bardziej na stronę, z  dala od grupki studentów.
- Wyczuwał w tobie pewien dysonans... – Zauważył cichutko, głosem zachęcającym, zabraczkę do rozwinięcia tematu

Leri - 2012-12-23 19:27:14

Idąc korytarzem z ciekawością rozglądała się po nim, podziwiając architekturę, wystrój, funkcjonalność. W końcu był to jeden z największych uniwersytetów na Coruscant, renoma swoje robi. A Leri przedtem tu nie bywała, bo i nie miała ku temu powodów.
Gdy James wyjął kartę to zabraczka spodziewała się, że jest to jakaś przepustka. Ale gdy dowiedziała się prawdy to roześmiała się cicho.
- Zwykłą wodę poproszę, nie lubię tych wszystkich słodkich napojów.
Cóż, zamówienie miała skromne, a kawę rzadko piła. Nie na wszystkich planetach jest ona dostępna, odzwyczaiła się. Ale pewnie po dłuższym pobycie na Coruscant znowu wróci do starego nawyku picia kawy.
Gdy James zadał pytanie o jej dysonans to Leri nie odpowiedziała od razu. Zamyśliła się na chwilkę, co można było zauważyć po jej nieobecnym wzroku. Ale w końcu odpowiedziała.
- Mam problem z Sisciem... troszczę się o niego niczym siostra, chociaż poznałam go ledwie dwa dni temu. Niepokoi mnie to trochę. I obawiam się, że tracę obiektywizm.

James - 2012-12-23 19:36:40

Kroczek po kroczku dobili do zabezpieczającej poręczy, o którą można się oprzeć. Była zresztą specjalnie po to by studenci nie przyklejali się do szyby.
Kawa którą zamówił James nawet koło kawy nie stała, były to jakieś siczki instant z duża ilością cukru (ale o tym to i po świątyni jedi swego czasu dowcipy krążyły jak to James słodzi herbatę). Opary z tego cuda osiadały mu na twarzy,a  on sztucznymi oczami bez wyrazu, za to ze skupieniem na twarzy patrzył i słuchał.
- Nigdy nie miałaś ucznia, nie nauczyłaś się dystansu. Ale warto przyjrzeć się temu, co czujesz. Ale i sama sytuacja jest niecodzienna, Sisco jest w dość kiepskim stanie i sytuacji, kiedy to się poprawi, i ty poczujesz ulgę. Ale będziesz już bogatsza w doswiadczenie

Leri - 2012-12-23 19:47:55

Również oparła się łokciami o barierkę, dłonie zaś splotła razem, przed siebie. W nie też wlepiła swój wzrok, a jej jasne włosy luzem opadały na jej plecy i ramiona. Dzisiaj nie wplotła w nie żadnych ozdób.
Zamyśliła się nad słowami Jamesa. Chodziła jej po głowie jeszcze jedna sprawa.
- W ogóle mam problemy z utrzymywaniem dystansu. Zawsze miałam, o czym przypominał mi mój mistrz. Czasem gdy odwiedza się jakieś "prymitywne" plemię to by zyskać ich zaufanie trzeba przejść określone rytuały.  Niektóre z nich są... no mało cywilizowane. Czasem nieco brutalne. Zawsze mam ochotę je przerwać, zaingerować, pokazać że tak jest źle... ale mistrz kazał mi tego nie robić. Twierdził zawsze, że nie możemy narzucać innym swojego światopoglądu. To mnie denerwuje. Wiem, że źle robią, ale nie mogę im przeszkodzić, mogę tylko wskazywać im inną drogę.
Mówiąc to starała się zachować spokój i całkiem dobrze jej się to udawało, ale wprawne ucho wyłapie nutki goryczy czy złości ukryte w jej słowach.
- Teraz z Sisciem mam trochę podobny problem. Brak dystansu

James - 2012-12-23 19:57:40

- Tak naprawdę pojęcie dobra i zła jest bardzo subiektywne, a twój mistrz miał racje. Oni byli po prostu trochę inni niż my. Ale ciebie też rozumiem. Jesteś jeszcze młoda. I w sumie masz szczęście, trafił co się Sisco, możesz spróbować poćwiczyć na nim ten dystans. Widziałem, jak się bałaś o niego gdy go zostawialiśmy. Najchętniej nosiłabyś go w koszyczku, prawda?
Uśmiechnął się delikatnie. Niektóre istoty, zwłaszcza młode i „po przejściach” wzbudzają instynkty opiekuńcze. Chciałoby się im wynagrodzić krzywdy, przytulic, ugłaskać, usunąć z drogi wszystkie kamienie, załatwić wszystko i uszczęśliwić. Podchodziło to pod pewien rodzaj gry – gry polegającej na tworzeniu świata jakiejś istocie.
- Ale jak powiedziałaś, znasz go kilka dni. Przezywasz to jak te rytuały z którymi się nie zgadzasz. Ale obserwuj się dalej, niedługo opadną twoje emocje, i wtedy zobaczysz, czy cos się zmienia. Ale jest jeszcze cos...
James zwilżył wargi w sztucznej kawie.
- Sisco ma wystarczającą liczbę milichlorianów we krwi, by móc być szkolonym na jedi.

Leri - 2012-12-23 20:12:45

Słuchała wywodu Jamesa z lekko opuszczoną głową, wpatrując się w coś pod nimi. Włosy utworzyły wokół jej twarzy kurtynę, co utrudniało nieco odczytanie jej emocji. Ale w Mocy nie było z tym problemu. W gruncie rzeczy Leri przyjmowała wszystko ze spokojem.
- To dziwne, ale tak. Cóż, chyba obudził się we mnie instynkt macierzyński
Powiedziała to żartobliwym tonem, jednak mimo wszystko trochę to ją niepokoiło. Nie wiedziała co teraz zrobić. Jeśli nagle zacznie próbować utrzymać dystans do Sisca to ten pewnie by to źle zrozumiał. A jeśli za bardzo się do niego bliży to przysporzy jej to pewnie sporo problemów.
- Zobaczymy co przyszłość przyniesie
Jej głos był już pogodniejszy a ona uniosła głowę, odsłaniając twarz. Jej wyraz był już spokojniejszy, lekko się też uśmiechała. Ale kolejne nowiny mistrza Jamesa znowu wprawiły ją w zadumę.
- I co teraz? Poinformujesz o tym Radę mistrzu? Wystąpisz o prośbę na szkolenie?
Leri tylko parę razy miała kontakt z Najwyższą Radą. Niewiele wiedziała o mistrzach w niej zasiadających. Ale domyślała się, że taka prośba spotka się z oporem.

James - 2012-12-23 20:41:07

- Na instynkt macierzyński nic nie można poradzić, ale dobrze mieć na kim się wyładować
Sisco rzeczywiście mógł być obiektem wzbudzającym taki instynkt, bo był zupełnie bezbronny, mimo tak potężnego ciała i broni którą dysponował.
- Ale nie zaszkodziłoby profilaktycznie trochę częściej medytować nad kodeksem
W zakonie przecież zdarzały się matki wychowujące dzieci, ba – szkolące własne dzieci na jedi. Czy wygrywały z instynktem? Często – nie, ale potrafiły to kompensować jakoś inaczej.
- Sisco jest jednym z wielu istnień które spotkasz na swojej drodze. Teraz jest to on, a w przyszłości może obdarzysz innym uczuciem kogoś, i będzie ci trudno – mowa o zakochaniu. Jedi się zakochiwali. W sumie Leri miała szczęście, ze trafiło jej się na początek takie uczucie. Bo z Sisciem się ich drogi szybko nie rozejdą...
- Skontaktuje się z radą, nie ma nawet dyskusji o to, ale co uradzimy? Duzo powiedzą mi badania które teraz są robione, jednak szkolenie jedi to jak łatwo ci się domyślić, kontrowersyjny temat dla niego. Ale jest coś jeszcze, a raczej – coś przede wszystkim. Kiedyś Sithowie nim wzgardzili, ale teraz... teraz jakby się na niego natchnęli, to dla nich by było jak dar z nieba, idealny materiał. I teraz to już co innego, teraz by go chcieli. A do tego dopuścić nie możemy
Zrobienie z Sisco broni masowego rażenia nie nastręczyło by sithom większych problemów, a efekt byłby piorunujacy

Leri - 2012-12-23 20:47:48

Tym razem spojrzała na Jamesa tak troszkę z ukosa, jak gdyby uraziły ją jego słowa. Tak troszeczkę/
- Medytuję nad tym. Dlatego jeszcze działam w korpusach ekspedycyjnych. Ale dziękuję za radę
No gdyby jej problemy wymknęły jej się spod kontroli to by ją pewnie karnie oddelegowano na Tython lub tutaj, by nabrała dystansu. Umie go utrzymywać, ale sprawia jej to problem i wieczną bitwę z myślami. Z czasem pewnie dojdzie do harmonii z własnym umysłem, póki co jednak stale odczuwa dysonans w takich przypadkach.
- Cóż... do tego czasu może jakoś zmądrzeję. Póki co, poczekam na to co przyniesie przyszłość.
TRochę obawiała się tego, że kiedyś może się zakochać. Słyszała, że to potrafi wywrócić życie Jedi do góry nogami. Poza tym miała trochę liberalne podejście do tych spraw, mimo braku własnych doświadczeń.
Zaś kolejne rewelacje w temacie Sisco przyjęła ze spokojem... chociaż James potwierdził pewne obawy, które Leri dręczyły od pewnego czasu. Mianowicie kwestia szkolenia i ewentualnego wykorzystania biedaka przez Sithów.

James - 2012-12-23 20:53:18

James znowu napił się kawy, przymykając oczy, zapatrzony przed siebie. Tak naprawdę niczego nie wypatrywał, tak po prostu trwał, słuchał i rozmawiał.
Myślał nad ich „problemem”. Dla niego największym byli właśnie sithowie. Sisco bez szkolenia jedi może zostać przygotowany do życia i żyć sobie całkiem nieźle. Ale Sithowie... trzeba go zabezpieczyć przed nimi. Jak? Szczerze mówiąc – nie miał pojęcia, niczego prócz przewiezienia go na Tython, tylko po co go tam przewozić. Dlatego rada musi nad tym debatować. Ale to dopiero, jak zrobią badania, jak James sporządzi raporty, dokładny i wyśle go członkom rady do zapoznania się.
- Kluczową kwestią będzie to, w jakim stanie jest jego mózg – odezwał się nagle półgłosem

Leri - 2012-12-23 21:39:52

- Dlatego te badania, tak?
Dopytywała się, bo po prostu nie znała się na tych kwestiach. Problemy medyczne nigdy nie były jej mocną stroną, więc wolała zdać się tutaj na opinię eksperta, czyli Jamesa. W kwestii ewentualnego szkolenia też musiała polegać na jego opinii. Zastanowiła się też nad tym, który Jedi mógłby go wziąć na szkolenie, bo to szczególny i raczej trudny przypadek. Z pewnością będzie z nim dużo pracy, jeśli oczywiście Rada wyrazi zgodę. Bo z tym nigdy nie wiadomo.

James - 2012-12-23 21:51:25

- Nie tylko dlatego, ale między innymi. Badania krwi wyszły kiepskie. Sisco ma anemię, jest niedożywiony i prawdopodobnie ma chore nerki, do tego jakaś infekcje. To wszystko ze złych warunków w jakich przebywał. Teraz robimy badania dodatkowe. Nie ukrywam, ze chcę wiedzieć, w jakim jest stanie i jak działa. A mózg – to kluczowa kwestia dla jedi. Już niewielkie uszkodzenia uniemożliwią szkolenie jedi, ale nie kontakt z Moca...
James zgniótł pusty kubeczek i celnie rzucił do kosza kilka metrów dalej. Nie bez pomocy mocy.
- Ale pewne jest to, ze będzie trzeba poddać go procesowi edukacyjnemu, bo on nie ma pojęcia o niczym i jest całkowicie dziki. Sam jeszcze tego nie ogarniam, nie wiem od czego zacząć. Ale zacznę od raportu i rozmowy z radą. Najważniejsze, ze jest w naszych rękach.

Leri - 2012-12-26 12:10:15

Westchnęła cicho i znowu spojrzała w dół, obserwując przestrzeń pod nimi. Domyślała się, że z Sisciem za dobrze nie będzie, żył w bardzo kiepskich warunkach, do tego obcy świat z nieco innym składem powietrza, innym jedzeniem, wodą. Każdy organizm inaczej reaguje na zmiany klimatu. Leri czasem i kilka dni cierpiała na kiepskie samopoczucie i zdrowie z tego właśnie powodu.
- Może zaszkodził mu klimat Coruscant? Aklimatyzacja na innych światach bywa trudna, a nie wiadomo jak wyglądała ich rodzinna planeta.
Trochę za bardzo się przejmowała, więc postanowiła od teraz zacząć swoje ćwiczenia w nabieranie dystansu. Zamknęła więc oczy, wyciszyła się, ale słowa Jamesa docierały do niej. Odpowiadała mu nieco później.
- Z mózgiem może być problem, kasowanie pamięci jest ryzykowne, nawet jeśli robi to mistrz Jedi zaznajomiony w tej technice. A Moc jest subtelniejsza niż technologia, która mogła wyrządzić wiele szkód. Mistrzu, potrzebny jest materiał porównawczy, bo wątpię by w archiwach Republiki były jakiekolwiek wzmianki na temat rasy Sisco. Trzeba będzie przebadać Haze i ona powinna posłużyć za porównanie
Myślała teraz bardziej jak Jedi niż zatroskana przyjaciółka. Haze była teraz pod opieką lekarzy, więc zrobienie dodatkowych badań nie powinno być większym problemem.
- Tak, najważniejsze że jest bezpieczny. Trzeba jednak sprawdzić jak tutaj trafili. Służby planetarne powinne ich wychwycić, a tak się nie stało
Spojrzenie na tą sprawę z dystansem było trudne, bo Leri chciała się skupić na samym Siscu, ale tutaj pojawiał się większy problem, większy obraz. Ktoś ich przeszmuglował na Coruscant. I jeżeli ktoś raz przemycił wielkiego droida, to mógłby to zrobić kolejny raz, w większych ilościach. A to problem.

James - 2012-12-27 10:58:27

Jedi zaplótł ręce na piersi i z kolei on patrzył przez szybę na wprost, przed siebie, w dal, na iglice i sznury areowozów.
- Na pewno, szczególnie kiepskie jedzenie, z analizy krwi wynika ze był karmiony najtańszymi racjami żywnościowymi i glukozą. Konserwanty mu zaszkodziły. Ale jest tu już jakiś czas więc powinien się stabilizować.
Teraz oparł się dłońmi o barierkę i nachylił tak, ze nozdrzami niemal stykał się z  szybą. Skrzyżował za sobą nogi, a ogon leniwie zatoczył cwierćokrąg.
- Zdamy się na ekipę Luizy. Być może będzie trzeba zrobić parę rezonansów jego siostrze. Czasami jednak uszkodzenia są widoczne gołym okiem, nawet dla laika.
Jemu też chodziło po głowie „skąd się tu wzięli”, jak można przeszmuglować coś tak wielkiego. Źle się dzieje na Couruscant, ze się prześliznął.
Ale Mavhonikowi pewnie tez to spędza teraz sen z powiek, i zajmie się tym

Leri - 2012-12-27 13:01:56

Leri w końcu oderwała się od swojej barierki, by się porządnie wyprostować. Następnie odwróciła się do niej plecami i oparła się o nią tyłkiem. Dłonią poprawiła włosy, patrząc teraz na ścianę na przeciwko.
- Fakt, w tym najtańszym jedzeniu sporo jest konserwantów. Nie szkodzą one istotom humanoidalnym... ale Sisco i Haze mają inne organizmy. Dla insektoidów istnieją inne, oddzielne sklepy, wątpię jednak by o tym wiedzieli. Trzeba będzie poinstruować ich, by sobie nie szkodzili niewiedzą
Coruscant było wielomiliardową metropolią, zamieszkiwaną przez większość ras galaktyki. Wiadomym było, że żywność która nie szkodzi ludziom może zaszkodzić innym rasom, dlatego istnieją różne sieci sklepów sprzedające jedzenie dla konkretnej grupy istot. Haze jednak przybyła z planety, gdzie wszystko było dla nich strawne. Tutaj mogą się potruć kupując nie taki rodzaj wody jak trzeba.
Zabraczka ukryła twarz w dłoniach, masując sobie nimi czoło i policzki przez jakiś czas. Im dłużej rozmawiali o nich z Jamesem tym więcej problemów odkrywali. Będą musieli jakoś przez to przebrnąć.
- Tak... niech robią co trzeba, to oni są tutaj ekspertami. Zastanawia mnie tylko to, jak wiele istot mieszka na Coruscant szkodząc sobie nawet o tym nie wiedząc? O szkodę niestety tutaj nie trudno... jak wiele jest takich jak Sisco czy Haze?
Cofnęła dłonie z twarzy i przekręciła głowę, spoglądając pod kątem na twarz barabela. Problemy... problemy... problemy. Część z nich to wina wojny, a reszta to wina zaniedbań ze strony rządu. Może też i Jedi.

James - 2012-12-27 13:12:28

- Konserwanty w nadmiarze każdemu zaszkodzą... – może tylko nie tak szybko, owady miały zupełnie inną krew, inny metabolizm, te związki je po prostu truły. Humanoidów tez, ale bardzo powoli. Miało to także banalne wytłumaczenie – więcej ciała, większa masa, bardziej zbita. A ile ciała w Siscu? Niewiele,a  to wszystko zostaje w nim.
Jedi westchnął.
- Bardzo wiele, nadal jeszcze pokutuje opinia o Coruscant jak o miejscu gdzie żyje się łatwiej. Co jeszcze smutniejsze, większość nie daje sobie pomóc
Bo jak wiemy pomoc to nie tylko dać mieszkanie, dać pieniacze. A nawet-  przede wszystkim nie to. Większość kiedy powiesz: poślij dziecko do szkoły, idź do pracy, zmień życie, nie pij – to wyśmieją się w twarz. Póki co ich „ świerszcze” były bardzo rozsądne

Leri - 2012-12-27 13:26:53

- Fakt, ale to wychodzi dopiero po latach. A oni są tutaj od może co najmniej kilku tygodni. Musieli więc kupować jedzenie nie dla nich.
Westchnęła strapiona. Problem jedzenia był jednym z wielu, czekało ich sporo nauki o życiu na Coruscant. Możliwe też, że trzeba będzie przeprowadzić wiele rozmów, ale kto się tym wszystkim zajmie. Urzędy za to nie odpowiadają, one tylko wypełniają papiery i wydają ci pozwolenie na pobyt. Lub cię deportują.
- Mistrzu... kto się nimi zaopiekuje? Ale tak stale, kto im pokarze gdzie i jak robić zakupy by sobie nie szkodzić? Jak podróżować po Coruscant? Gdzie znaleźć pracę? Kto im wytłumaczy jak funkcjonuje to miasto? Myślę, że już teraz musimy zacząć podejmować decyzje dla ich dobra
Skoro już rozmawiali o poważnych tematach, to musieli je przerobić nim wrócą do laboratorium. Bo tam to znowu innymi zagadnieniami się zajmą, odłożą rozmowę na później i tak dalej. a potem na szybko zorganizowanie czegoś będzie trudne.
- To miasto mimo wszystko nie jest złe do życia, jeśli ktoś się do niego dostosuje. Średnie poziomy zamieszkuje wiele porządnych, uczciwych ludzi. Radzą sobie... zaś na najniższych poziomach żyją właśnie tacy emigranci o których mistrzu wspomniałeś.

James - 2012-12-27 13:55:14

Któż się tym zajmie... James już wiedział. Oni. Moze nie bezpośrednio, ale powiedzieli już a, to trzeba mówić dalej. Z Sisciem będzie łatwo, to szczególny przypadek, zaraz zleci się prasa, będzie współczucie i tak dalej, znajdzie się sponsor, wymyśli ze ów ma talent do szachów czy innej niewiele znaczącej zabawy. W swoim nieszczęściu miał szansę, trochę gorzej z Haze. Dla niej nauka o Coruscant będzie trudniejsza, cięższa, zdobycie wykształcenia być może nawet nie możliwe. Praca na niezbyt popłatnym stanowisku i utrzymywanie się w klatce w monadzie, z wiecznym wspominaniem wolności na swojej planecie. Bo ona pamięta. Sisco – niewiele, dlatego on ucierpi mniej. Jest w fazie intensywnego uczenia się, do tego współpracuje z komputerem.
James zaśmiał się cicho. Trochę jakby przez łzy.
- no cóz... chyba my. My im pokażemy. My im wytłumaczymy, my im wszystko załatwimy, oddanie ich urzędom niewiele pomoże, tam są setki takich przypadków. Trudno, jak się czasem zaangażujemy to nic nam się nie stanie. – a między mocą a prawdą to każdy wiedział ze prędzej mistrz jedi pracę załatwi niż urząd pracy.
- Ale Sisca to do szkoły trzeba będzie posłać... – i to mu właśnie zaczęło chodzić po głowie. Sisco miał ogromne szanse naprawdę dobrze tutaj żyć, mimo swojej fizycznej niesamodzielności. Jesli się dobrze w niego zainwestuje, to on utrzyma swoją siostrę. O ile rzecz jasna Rada jedi nie postanowi zaryzykować, a patrząc po „niektórych przypadkach” w zakonie, to błędne decyzje nie były czymś niecodziennym (Acz oczywiście James nie uważał ze w przypadku przyjęcia Sisco na szkolenie, to musiałaby być błędna decyzja, wręcz przeciwnie – trzeba go wziąć na jakieś podstawowe szkolenie by chociaż wiedział co to sithowie i jak się bronic przed nimi)

Leri - 2012-12-27 14:10:21

- Tak, to najlepsze wyjście. Ale myślę, że kogoś do pomocy powinniśmy wziąć, tak na wszelki wypadek. W końcu nigdy nie wiadomo kiedy nas gdzieś Rada nie wyśle... no może nie ciebie mistrzu
Uśmiechnęła się lekko do barabela, ale zaraz znowu spoważniała. Chciała pomóc Sisco i Haze, ale miała obowiązki wobec Zakonu, a one wymagały jak największej uwagi. Gdyby na stałe oddelegowano ją na Coruscant to pewnie wygospodarowałaby trochę czasu dla nich. A co jeśli wyślą ją gdzieś dalej? Może na drugi koniec Galaktyki? A James miał obowiązki jako członek Rady i jako doktor na uniwersytecie. Więc też sporo zajęć miał.
- Hmm... trzeba załatwić mu edukację, ale normalna szkoła chyba odpada. Wyobrażasz go sobie mistrzu siedzącego w ławeczce i zgłaszającego się do odpowiedzi?
Cóż, Leri właśnie to sobie wyobraziła i parsknęła śmiechem, starając się jak najszybciej opanować. Nie, on nie pasował do obrazu zwykłej szkoły. Wątpliwe nawet by jakikolwiek dyrektor się na to zgodził.
- Zostaje chyba tylko szkoła specjalna albo nauczanie indywidualne

James - 2012-12-27 14:19:12

Oczywiście James mówi ac „my” nie miał na myśli dosadnie tego,ze wszędzie Sisca „za rączkę” beda prowadzać. Oczywiście miał na myśli cała społeczność, która wiązała się z „my” i „nasza wola”, czyli także istoty pokrewne. Jego uczniowie, seminarzyści, jego uczeń Mac, znajomi z uniwersytetu, jeszcze inni – którzy tez będą mieli profit z opieki nad takim uroczym dwutonowym motylkiem.
- Zgłaszającego się do odpowiedzi tak, trochę gorzej wyobrażam sobie jego nauczyciela – uśmiechnął się, pokazując zęby. No i oczywiście ławeczka odpada. W ogóle szkoła masowa odpada – on by tam dzieci podeptał, wiadomo, szkoła to nie tylko siedzenie w ławeczce, także bardzo skomplikowane relacje społeczne. Dzieci wkurzyć potrafią.
Szkoła specjalna, gdzie pracowało po dwóch albo i więcej nauczycieli na pewno byłaby dla niego lepsza. James skinął głową
- Tak, szkoła specjalna, ale to nie musi być złe wyjście. To najlepsze wyjście. Jego trzeba nie tylko uczyć ale i wychowywać. Puścić do społeczeństwa.

Leri - 2012-12-27 14:27:36

James nie sprecyzował słowa "my" więc Leri miała prawo troszkę się pomylić w rozumieniu tego znaczenia, stąd jej wątpliwości. W końcu rozmawiali tylko we dwoje i dlatego założyła, że mistrz miał tylko ich na myśli. Ale potem pewnie zostanie to wszystko wyjaśnione, co rozwieje jej wątpliwości.
- O tak. To by pasowało raczej do jakieś holokomedii niż do prawdziwego życia
Taki humorystyczny akcent pozwolił trochę rozluźnić atmosferę tej poważnej rozmowy. Zwłaszcza że wyobraźnia nieźle sobie poczynała z tymi wizjami Sisco w szkole. Ale faktycznie, posłanie go do zwykłej szkoły mogłoby się skończyć tragicznie i to nie ze względu na ryzyko rozdeptania kogoś ale odrzucenia społecznego. Dzieci nie lubią inności.
- Masz rację mistrzu. Musi nauczyć się życia w społeczeństwie. A tego może nauczyć się tylko pośród innych ludzi. Gdzie spotka się z różnymi reakcjami... nawet z odrzuceniem. Z tym też w końcu będzie musiał sobie poradzić

James - 2012-12-27 14:36:11

James skinął głową. Chowanie takiego „okazu” pod klosz, to najgorsze z możliwych wyjść.  Pewne było, ze Sisco dostanie brutalną szkołę życia, ale musi ja dostać, ważne żeby miał wtedy wsparcie i kogoś, kto mu wytłumaczy to, co się dzieje i dlaczego. Wtedy będzie silny i pewny siebie. Żeby go nie zepsuć. I nie skrzywdzić, co by tego uroku nie musiał tracić i swojej niebywałej delikatności.
James zatarł ręce.
- Jak będzie już chwilowo po wszystkim to Mac dostanie specjalne zadanie polatania po szkołach. Ale się będą śmieli z niego ze jedi dzieci narobił – z trochę niedżedajską satysfakcją ze z kogoś się będą śmiać oznajmił. Choć oczywiście nie życzył nikomu przykrych doświadczeń, to było w formie żartów.
- Chodź, zobaczymy co się tam dzieje...

Leri - 2012-12-27 14:40:11

- Raczej nie-jedi i teraz próbuje je ukryć w szkołach
Uśmiechnęła się szerzej i dobry humor jej wrócił dzięki tym żartobliwym sugestiom. Poważne rozmowy potrafią wprowadzić człowieka w nieco smętny nastrój a wtedy na wszystko patrzy się w trochę ciemniejszych barwach. A gdy dopisuje dobre samopoczucie to nagle wszystko wydaje się prostsze i zdecydowanie jaśniejsze.
- Tak, chodźmy, jestem ciekawa wyników
Zgodziła się z Jamesem bez oporu. Ciekawa była jak sobie Sisco radził.

James - 2012-12-27 14:53:21

Niestety Macowi czasem brakowało autoironii i nie śmiał się z tego, ale James nadal zapamiętale uczył go, ze najweselej śmiać się z samego siebie.
Teraz zas, podbudowani kwintesencją jasnej Strony, żwawo kierowali się ku sali laboratoryjnej.

http://www.startales.pun.pl/viewtopic.php?pid=584#p584

MOC - 2013-02-06 19:52:54

Kontynuacja wątku z  tego Tematu

James napisał:

James ruszył na spotkanie. Na salę wysłał już Maca (i być może Leri), a swojemu uczniowi ufał, choć często go pouczał. Po drodze w biegu rozpiął marynarkę, by dostać się do miecza. Zabawny widok, kiedy taki pan pod krawatem wyjmuje z marynarki broń jedi

Jemesowi sprzyjała Moc, bo po drodze nie spotkał nikogo kto by mógł mu przeszkodzić lub też "pomóc". Wszyscy zaabsorbowani byli niedawnym zamachem na wieżowiec Giltenai - oglądali więc holowiadomości lub słuchali relacje z akcji ratunkowej.
Trójka gości zaś starała poruszać się niepostrzeżenie, by nie zwracać na siebie uwagi. Barabel w biegu pewnie wspomagał się Mocą więc dosyć szybko dotarł w pobliże korytarza, którym szli potencjalni wrogowie. Przez Moc czuł zagrożenie, jednak nie skupiało się ono na nim tak jak w czasie walki, wiec nie został jeszcze wykryty. Miał szansę by zaskoczyć ich i szybko obezwładnić nim dojdzie do jakieś większej walki.

James - 2013-02-06 19:56:18

Po drodze najróżniejsze myśli biegały mu po głowie, głównie te oczy. To „widzę cię”, bo przecież nie czuł, by trzej goście go wykryli. Czy był ktoś czwarty? Oczywiście nie zatrzyma się by nad tym się głębiej zastanowić. Obierał takie drogi, by zaskoczyć przybyszy z przodu, by stanąć na ich drodze.

MOC - 2013-02-06 20:07:11

James miał niewątpliwą przewagę terenu, znał te korytarze, wiedział jak i gdzie biegną. Mógł bez problemu przeciąż im drogę, co też w końcu nastąpiło. Wyłonił się z jednego z bocznych korytarzy, zagradzając drogę nieznajomym. Ci początkowo przystanęli, chcąc jakoś pozbyć się gościa, ale gdy jeden z nich dostrzegł miecz świetlny w ręku barabela to od razu zaalarmował pozostałych.
- To Jedi!Kryć się!
Ten pierwszy, który dostrzegł Jamesa skulił się za stojącą sobie na korytarzu sofą dla studentów lub wykładowców i od razu sięgnął po broń - zwykły pistolet blasterowy. Drugi napastnik przywarł do ziemi i też wydobył pistolet zaś trzeci skoczył do pobliskiej wnęki. On miał przy sobie torbę a w niej sprzęt "na Sisca" a więc granatnik i parę bomb jonowych dla unieszkodliwienia czegoś na prawdę sporego. To wszystko trwało może kilka sekund po czym napastnicy otworzyli ogień. Na początku ci dwaj z pistoletami a ten trzeci przygotowywał granatnik do wystrzału.

James - 2013-02-06 20:13:42

Miecz póki co był dezaktywowany ale był to dość spory przedmiot, i choć garnitur był mylący to można było zidentyfikować Jamesa jako Jedi, bo chyba całe Coruscant wiedziało ze na Uniwersytecie pracuje jedi. James w garniaku w pozycji wyjściowej do soresu wyglądał zabawnie, ale tutaj nie było chyba nikomu do śmiechu.
Pierwszym ruchem Jamesa, zaraz po aktywowaniu miecza co trwało ułamek sekundy było wyjście na spotkanie temu pierwszemu, kiedy ów kucnął za kanapę, James pchnął mocą ów mebel tak, by „zgnieść” jegomościa (oczywiście nie na śmierć, taka sofa to by było nawet nie możliwe) impetem o ścianę skręcającego korytarza. Miecz był gotowy na odbijanie strzałów, ale jeśli mu się powiodło – to tylko jednego napastnika, bo trzeci uzbrajał granatnik, czego James wiedzieć dokładnie nie mógł, ale raczej nie spodziewał się niczego dobrego.

MOC - 2013-02-06 20:20:35

Napastnik ukryty za kanapą został na chwilę wyłączony akcji, ponieważ musiał walczyć z napierającą sofą. Jego kolega, który przywarł do podłogi zasypywał barabela gradem strzałów ale nie mógł przebić się przez szczelną zasłonę z miecza świetlnego, tańczącego w rytm Soresu. Co prawda jego broń miała zaskakująco dużą siłę ognia, co James mógł odczuć w czasie obrony, to jednak nie miała ona szans w starciu z mieczem świetlnym.
I wtedy mistrz Jedi wyczuł, że ten trzeci napastnik ma zamiar strzelić w niego pociskiem z granatnika. James miał może sekundę forów, wiedział co zamierza przeciwnik nim ten jeszcze zacznie wykonywać daną czynność.
Trzeci napastnik zaś właśnie wychylił się zza swojej zasłony i wymierzył w barabela, naciskając na spust.

James - 2013-02-06 20:27:38

Zadbał wcześniej, by uderzenie sofą było na tyle silne by trochę gościa uszkodzić, w końcu zderzy się plecami ze ścianą.
Uderzenie silnej broni sprawiały, ze bolty odbijające się od miecza smaliły mu mankietu i dosłownie odsuwały go. Ciężka broń wzięli na Sisca. Zabiliby go. On nie miał jak się bronic, a nawet jeśli – pewnie by i tak nie strzelił. Aż go serce zabolało.
Strzały starał się odbijać tak, by uszkodzić samego strzelającego – nie krytycznie – lub jego kolegę. Zas czując, wykorzystując tę sekundę jego przewagi użył mocy, by podbić granatnik ku tyłowi, co miało zaowocować fikołkiem do tyłu mężczyzny trzymającego broń. Granat i tak musiał gdzieś wybuchnąć, james miał za mało czasu by go „rozbrajać”, wnęka w której ów stał była najbezpieczniejszym miejscem. Wybuch odrzuci strzelającego i może ten przeżyje.

MOC - 2013-02-06 20:36:59

Pchnięcie było na tyle silne by lekko poturbować pierwszego napastnika. Stracił on po drodze swój pistolet oraz coś co wyglądało na mał cyfronotes. Drugi przeciwnik Jamesa nie miał żadnej przeszkody, za którą mógł się schować, ale jak się okazało miał tarcze osobiste, które pochłonęły pierwsze pociski. Jednakże rykoszety jego ataków były na tyle silne, że wkrótce jego osobista ochrona padła i został ciężko raniony w nogę. Właściwie niemal mu ją oderwało, bo jego pistolet miał sporą siłę ognia o czym przekonał się James.
Zaś trzeci z atakujących poleciał do tyłu, ciężko zderzając się ze ścianą, zaś trzymana w ręku broń wypaliła i pocisk uderzył w sufit. Wtedy to tak na prawdę barabel mógł się przekonać o sile ognia jaką dysponowali napastnicy. Eksplozja wyrwała w suficie spor dziurę a setki odłamków oraz fala uderzeniowa praktycznie zabiła tego nieszczęśnika we wnęce, zaś znajdujący się niedaleko niego kolega również poważnie ucierpiał. James również odczuł skutki eksplozji, mimo że stał parę metrów od nich. Pozostał już tylko jeden napastnik, który rozsądnie zaczął uciekać pozostawiając swoich niedawnych towarzyszy broni.
Hałas zaś wywabił na korytarze studentów i wykładowców a niedawne wydarzenia wywołały atak paniki. Wszyscy się bali że teraz tu ktoś chce podłożyć bombę.

James - 2013-02-06 20:45:28

- Nie wychodźcie z sal! – krzyknął głośno James. Oberwał paroma odłamkami boazerii, rękawy garnituru przestały praktycznie istnieć, uniósł się koło niego smród tlących się włosów. Bez wahania rzucił się do przodu przez kłębiący się dym po wybuchu. Byc może zgasił to istnienie, być może nawet dwa. Czy miał wyrzuty sumienia? Teraz nie, ale jak wszystko się skończy, będzie miał.
Rzucił się w pogoń za tym trzecim, musiał go schwytać.

MOC - 2013-02-06 20:49:10

Niestety w obecnej sytuacji nie wszyscy go posłuchali, a widok zniszczeń na korytarzu, smród spalonego ciała i ogólny widok po bitwie sprawił, że wybuchła panika. Wszyscy zaczęli wybiegać z sal, wchodząc w drogę Jamesowi. Jego przeciwnik zaś starał się wmieszać w tłum, zdjął nawet swoją kurtkę i wywalił ją. Poza tym ciężko go też było wyłowić z tłumu nawet dzięki Mocy. On się bał barabela, ale obecnie wszyscy się bali, więc nie wyróżniał się niczym szczególnym. No i nie stanowił już zagrożenia, zgubił broń i uciekał.

James - 2013-02-06 20:58:00

Naprawdę bardzo, bardzo nie chciał go zgubić. Jednak – dla Jedi skała może nie stanowić oporu, a człowiek może. Musiał wyłączyć miecz by nikogo nie skrzywdzić, starał się gonić cały czas – przy ścianie, by nie wpadać na ludzi. Tamtemu tez przeszkadzali, jednak – James nie zdarzył go nawet dobrze obejrzeć, jedyne co stanowiło podpowiedź to uszkodzenie klatki piersiowej, być może uszkodzenie – bo takie obrażenia mógłby mieć po uderzeniu, ale teraz nawet jak miał połamane żebra to pewnie nie czuł tego. Tak czy siak – próbował cały czas gonić.

MOC - 2013-02-06 21:06:27

Niestety wszystko się sprzysięgało przeciwko niemu. Właśnie aktywowały się alarmy uczelni i ci wszyscy, którzy do tej pory nie słyszeli strzelaniny zaczęli wychodzić na korytarz. "Potok" spanikowanych ludzi rósł i co raz ciężej było dostrzec ściganego, który wtopił się w tłum nawet mimo obrażeń. James mógł dalej próbować go szukać, ale raczej straciłby tylko czas. Mógł za to się wrócić i przeszukać miejsce walki w poszukiwaniu wskazówek.

James - 2013-02-06 21:15:01

Tak, skapitulował. Nie da rady bez burzenia scian. Zawrócił i po prostu ruszył przez tłum wolnym marszem, przy ścianie, nie zwracając uwagi na szalejące tłumy. Nad tymi nawet mistrz Jedi miałby problem żeby zapanować, za to miejsce „akcji” sobie rozepcha. A tego ostatniego uciekiniera obejrzy później na nagraniach z kamer i pokaże CSB.

MOC - 2013-02-06 21:19:20

Miejsce walki było bezpieczne, nikt nie chciał się tutaj zbliżać a korytarz był opustoszały. Wszędzie walały się resztki sufitu, w kącie leżały zwłoki najemnika z granatnikiem a jego towarzysz oddał niedawno ostatnie tchnienie, chociaż sądząc o śladach na podłodze próbował jeszcze uciekać czy też się ratować.
Na ziemi niedaleko miejsca gdzie stała sofa leżała broń jednego z atakujących - był to cenny dowód do analizy. Zaś metr bliżej w kacie leżało niepozorne urządzenie, podobne w wyglądu do zmniejszonego cyfronotesu z ekranem dotykowym. Był to ostatni krzyk mody a nadruk firmowy sugerował, że to nie było tanie urządzenie.
Jedna z maleńkich diod umieszczonych z boku mrugała intensywnie oznajmiając właściciela o nowej, nieprzeczytanej wiadomości.

James - 2013-02-06 21:30:58

James wszedł tutaj wręcz ociezale i rozejrzał się. Tego z granatnikiem nieźle sponiewierało, leżał pewnie we wnęce porozrywany. Widok mięsa nie jest tak odrażający jak widok otwartych oczu trupa. James zdjął swoją już nic nie warta marynarkę i zarzucił mu na głowę. Następnie podszedł, wziął cyfronotes i usiadłszy na sofie, obejrzał go. Broni póki co nie dotykał, ale miał ją niedaleko. Wiedział, że CSB już jedzie, nie musiał pytać czy ktoś wezwał pomoc. Nie musiał bać się o Sisca – Mac z nim był, możliwe, ze to właśnie Sisco był jedyną osobą która na sali sportowej bawiła się z Maciem piłeczka o niczym nie wiedząc.
Przypomniał sobie jeszcze przelotnie te krótka walkę. Ciężka broń jaką przynieśli na Sisca. A przecież on za marchewką by poszedł... Ciekawe, czy wtedy bym ich wyczuł – pomyślał, i stuknął w cyfronotesie opcje „przeczytaj wiadomość”.

MOC - 2013-02-06 21:43:01

Urządzenie nie było zabezpieczone, najwyraźniej jego właściciel nie spodziewał się że je straci w trakcie walki. James mógł więc spokojnie przejrzeć zawartość poczty.
Od razu wyświetliła się najnowsza wiadomość, która według godziny przyszła parę minut temu. Oto co James wyczytał"

"Nadawca: "Łajza"
Temat: Pomoc.

Gdy tylko "uciszycie" na zawsze tego przeklętego droida to przylećcie do nas do mieszkania Morrigan. Nią też trzeba się zająć. Znamy jej zabezpieczenia, powinno pójść gładko. Zarżniemy sukę i przejmiemy jej interes. Nie ma szans.
Gruss.

PS: Przysyłam w załączniku jej adres jakbyś zapomniał. Pośpiesz się zaczynamy za pół godziny,"

Do wiadomości dołączony był pliczek ze wskazanym adresem. Kolejna, nieco starsza wiadomość była dłuższa.

"Nadawca: Szef.
Temat: Sprzątanie.

Ten insekt ze szpitala już nam nie zagraża, został tylko jej metaliczny zwierzaczek. Zabierz ze sobą T'ilola i Hadra. Ciężki sprzęt jest w magazynie, bomby jonowe oraz granatnik. Spróbujcie go pojmać, może da się go przeprogramować i zamienić w czołg. Taka siła ognia nam się przyda. Jeśli nie to wpakujcie mu kilka granatów w pancerz. Weź BlasTech'a XR-260 - przebija bez problemu pancerz lekkiego czołu, z tym droidem też sobie poradzi. I pamiętaj, żadnych świadków, jeśli będzie trzeba sprzątnij wszystkich lub ich zagazuj. "Strażnik" zhakuje systemy uniwersytetu i was wpuści, wyłączając przy okazji systemy alarmowe, nikt nie będzie wiedział co się stało.
Porażka nie wchodzi  grę. Droid ma zostać uciszony na wszelki wypadek. Jeśli coś zarejestrował podczas lotu to CSB może nas wyśledzić. I tak już węszą."

I to była ostatnia znacząca wiadomość, pozostałe to zwykłe rozmowy z kumplami o różnych nieistotnych rzeczach. Może gdzieś tam było tego więcej, ale do tego trzeba czasu by się przez to przekopać.

James - 2013-02-06 21:51:49

James przeczytał wszystko i odłożywszy obok siebie cyfronotes sięgnął po bron, obejrzał ją jeszcze, po czym sam wysłał wiadomość – Macowi. Ale bez komunikatora. Mentalnie.
„Wszystko w porządku, ale jeden uciekł. Zabezpiecz Sisca. Gram dalej”.
Po czym co trzeba zgrał na swój komunikator,a  ten położył na sofie – dla CSB i opuścił miejsce zdarzenia.

T'kul - 2013-05-29 15:48:59

Na uniwersyteckich korytarzach już nie biegł, szedł, choć wśród nielicznych studentów wzbudzał ciekawość. Nie co dzień bowiem się widzi przedstawiciela jego rasy w dresie. Rycerz uprzejmie zagadnął jednego z studentów o Doktora Jamesa. Ten bez zbęnych ozdobników wskazał mu drogę. Pauan podziękował i poszedł pod wskazaną sale wykładową.

NMM

www.terrorsquad.pun.pl www.forumcrazy.pun.pl www.managerzuzlowy2010.pun.pl www.everquest.pun.pl www.cserwery.pun.pl