James - 2013-01-13 17:25:05

Mistrz Kares był jedi rasy kushiban, mały mistrz o wielkim sercu i jeszcze większym mózgu, ambitny społecznik, który powołał do życia ruch „szkoła dla ucznia”, szkól dających szanse dla wszystkich tych, którym z różnych względów jest pod górkę a przede wszystkim dla tych, dla których, jak to się mówi „nie ma już nadziei”. Ruch ten powstał prawie wiek temu, kiedy to mistrz był już bardzo sędziwy. Nie chciał jednak odejść na emeryturę. Pierwsze roczniki nauczał sam. Maleńki królikowaty, siwy jak gołąbek kushiban. Po jego śmierci jego współpracownicy nie osiedli na laurach, zalegalizowali placówkę jako szkoła specjalna.

Mimo iz szkoła jest „niemal na górnych poziomach” - nic się o niej nie mówi. Nie sypie się tej placówce piaskiem w oczy, ale tez za bardzo nie promuje. W końcu nikt nie chce się chwalić, ze na Couruscant jednak są kalekie dzieci, które nie mogą z różnych względów uczęszczać do szkól masowych.  Budynek mieści się ponad płytą ulicy przechodniej. Jest „doklejony” do ściany monady, jednak oficjalnie, legalnie i estetycznie. Wygodne dojście z podjazdem, oraz parking, by każdy mógł się tu dostać bez trudu.

James - 2013-01-13 17:34:53

Minęło kilka dni od wizyty w gabinecie kanclerza, i Mac już ochłonął. Często starał się przebywać z Sisciem, by wyrobić sobie u niego jako taki posłuch, ale – roznie bywało. Mac naprawdę chciał, ale brakło zawsze tego ;czegoś”, wiec medytował,a  Sisco mu przeszkadzał i tak dalej. A James kręcił głową. Mini – uczennica Maca – trochę podsmiewywała się z mistrza, bowiem często przy tym towarzyszyła. Zabierano ją także by Sisco miał się z kim bawić.
Dziś jej nie było. Mac paradował w szacie jedi, by pokazać swoją osobą „oficjalność” zdarzenia, by nie krzyczeli za nimi „zabierz gówniarzu tego droida stąd”. Bo mac nie wyglądał na postawnego rycerza, wyglądem przypominał padawana, był mały i drobny. Nawet trzymanie Sisco za uprząż było dla niego trudne z racji wzrostu, wic doczepił smycz. Tak, smycz, ale oczywiście wcześniej upewnił się ze Sisco to nie razi. To miało być przedłożenie jego ręki. I recytując sobie kodeks raz po raz, wieczorna pora prowadził Sisca w umówione miejsce na godzinę 18 do szkoły na rozmowę. Którąś z kolei z reszta, ale dziś po raz pierwszy mieli zobaczyć go na własne oczy

Sisco Hasupidona - 2013-01-13 17:51:09

Siscowi „sznurek” wcale nie przeszkadzał i mu nie urągał. Najlepiej jak był napięty, „na kontakcie”, wtedy czuł ze cos się od niego wymaga, na przykład by szedł grzecznie „za rączkę”. I on szedł, nawet z Maciem, z którym lubił się czasem troche ostrzej zabawić. Ale dziś ładnie zaczęli, pozwolili mu się zapoznać z ulica, to teraz szedł, głośno mruczał, oglądał się za ludźmi, o nic nie pytał tylko dreptał, bardzo pozytywnie nastawiony do życia i posłuszny. Moze tak dla odmiany dziś będzie grzeczny i wszystko skończy się dobrze.
Czasem wyprzedzał rodianina, kiedy się podekscytował i energia zabuzowała, wtedy on biedaka ciągnął, ale spokojnie – do opanowania.

James - 2013-01-13 18:03:07

Byli już coraz blizej. Mac spojrzał przez ramie na ogromną bryłę ruchomej durastali.
- Jeszcze raz. Jaki masz być? – szkolenie Sisca sprawiało mu przyjemność, oczywiście kiedy ten nie wypowiadał mu posłuszeństwa. Jednak kiedy mac widział ze idzie gładko, to nie mógł sobie odmówić.
Maszerowali ulica przechodnia, a przechodnie na przechodniej schodzili in z drogi, tak nadużywając pewnych słów. Wreszcie dotarli do bardzo łagodnej pochylni, takiej by i hutt mógł wpełznąć, i wózek wjechać i wejść każdy innym między innymi taki Sisco. Jak jednopasmówka do nieba. Szkoły nie było stad widać, bo najpierw był plac - parking

Sisco Hasupidona - 2013-01-13 18:48:49

- Grzeczny! – odpowiedział od razu, bez zastanowienia i radośnie, podnosząc łeb gwałtownie tak ze Mac poczuje to w barku. I zaraz mruczenie głośniejsze. Sisco w sumie to lubił być grzeczny. Choc czasem się nie dało.
- Mam powiedzieć dzien dobry i nie wtrącać się. I odpowiadać jak mnie zapytają. I nie niszczyć niczego. Coś jeszcze? – Mruknął, pochylając w marszu łeb tak nisko, jak tylko był w stanie, w bliskim kontakcie z ramieniem Maca. Smycz oczywiście siła rzeczy zrobi się luźna.
Kiedy doszli do pochylni, Sisco zatrzymał się. Musiał obejrzeć. Zbadać, zastanowić się. No i dopiero po tym rytuale wszedł na ten wspinajacy się chodnik. Lubił chodzić pod górę. Gorzej było w dól, troche się bał i przez to rozpędzał, by nie polecieć na pysk

James - 2013-01-13 19:07:06

- Bardzo dobrze – pochwalił zadowolony Mac. Nawet nie tyle zadowolony z tego ze Sisco wie, jak z tego, ze teraz jest grzeczny. Sięgnął za siebie gdy ten zaczał mu się znowu kłaniac, by otrzeć się luźnym rękawem szaty, jak i ukrytym w nim ramieniem o obły Siscowi śliczny łepek. Tak mu się miło zrobiło. Taki ważny był, ze Sisco go słucha.
Na wejściu na ta pochylnię małe stop było, ale Mac rozumiał – oczywiście, taki on teraz wyrozumiały. A potem szli dalej.
- Ten chodnik specjalnie jest taki by każdy mógł się wygodnie tu dostać. Sa też schody, ale ty z nich nie będziesz korzystał. Jest też winda, ale – to dla tych co bardziej potrzebują. Nie dla nas – Starał się wyjaśniać na bieżąco
- Jak wejdziemy, to się nie zdziw jak się panie wystrasza. Ja się nimi zajmę. Ty masz być tylko grzeczny. Jak aniołek!

Sisco Hasupidona - 2013-01-13 19:43:46

- Dobrze – zgodził się układnie, posłusznie drepcząc za rodianinem, unosząc się na wysięgnicach by ujrzeć budynek szkoły. Przez to robił się jeszcze większy, dodawał też sobie drapieżnej wyniosłej gracji. Jednak szybko zaniechał – dłuższe nogi, dłuższe kroki,a  on i tak musiał dreptać za Macem. Tak się zaraz opadł i znów zrobił się grzeczniutki. Nie do końca świadomy jak go widza inni.
- A jak wszystko pójdzie dobrze, bee grzeczny jak aniołek i cię nie wkurzę, to pojeździmy windą? – zapytał tonem kogoś kto ma głęboką nadzieje, i łeb pod ucho rodianina podetknął, mrucząc mu słodko i czarująco

James - 2013-01-13 20:19:45

Zastanowił się chwile
- No dobrze, jak winda ma wystarczający udźwig, to pojeździmy – obiecał, sięgajac ręką by musnąć przyssawkami palców lepiący się do niego metalowy „pysk”. Ale później już gestem uspokoił swojego „małego” towarzysza. Była za dziesieć osiemnasta, byli przed czasem. Na parkingu niewiele areowozów. Tykko dwa. Przeszli przez ogrodzoną bariera energetyczną przestrzeń szkolnego dziedzinca, ozdobionego sztucznymi drzewami. Był nawet plac zabaw – zamknięty w metalowej „klatce” by żadne dziecko nie uciekło bna ulicę. I Sisco by się tam zmieścił, ale mógłby bawić się chyba tylko w piaskownicy.
Teraz jednak Mac poprowadził go ku głównemu wejściu – wielkie, rozsuwane drzwi „a la dąb”. Nad nimi napis: Niepubliczna szkoła specjalna imienia Mistrza Karesa.
Weszli do srodka i znaleźli się w przestronnym holu wyłożonym płytkami we wzór szachownicy. Sciany tu były obite ochronnymi „poduszkami” miały mnóstwo raczek, barierek, poręczy. Światło tliło się na trybie oszczędnym. Po lewej minęli wnękę portierni, gdzie drzemał nieaktywny droid.
W oddali masywna winda czekała by zawieźć kogoś na wyższe piera. Po prawej hol biegł w głąb i kończył się korytarzem. Tam pewnie były sale.
Wydawało się, ze szkoła jest pusta

Sisco Hasupidona - 2013-01-13 20:57:45

Wszedł oczywiście za rodianinem i zatrzymał się kiedy ten się zatrzymał. Zachowywał się zupełnie inaczej niż w senacie. Nie było presji. I nie było ludzi. Rozglądał się. I tu mu się podobało. Bo podłoga kolorowa. Bo winda, bo inaczej.
Na droida popatrzył dłużnej, nie zagadał jednak ani nie zapytał, ale zachowywał się, i w mocy tez czuć było, ze rozumie, ze „on jest droidem”. Tak go ludzie widza.
Wydał z siebie dźwięk przypominający parsknięcie konia.
- Nikogo nie ma. Pojeździmy windą?

James - 2013-01-15 15:45:35

- oh... masz na uczelni windę, jeszcze ci mało? – Jęknął Mac, podchodząc do Sisco i skracając sznurek wydzielający odległość między nimi. Chciał mieć teraz większa kontrolę nad podopiecznym, bo w każdej chwili może ktoś nadejść.
- Pojeździmy windą na zewnątrz jak będziesz grzeczny – przypomniał, co by Sisco nie zapominał ze trzeba zasłużyć na windę.
Sięgnął reką, poklepał go gdzieś tam, tam gdzie sięgnął, jednak nie za bardzo patrzył gdzie. Oka mu na pewno nie wydłubie. Złapał się na tym, ze zaczyna się denerwować, więc znowu w myślach: nie ma emocji, jest spokój...
I za trzecim razem tego cytowania usłyszeli kroki. W pustym pomieszczeniu zazwyczaj gwarnym, teraz jednak głuchym – bardzo się niosły. Kroki były niespieszne, wręcz powolne, bardzo spokojne. I pojawiła się postać. Wyglądała na ludzką kobietę. Miała rozpuszczone, kasztanowe włosy do łopatek, proste, bardzo lśniące. Ubrana była elegancko, ale zarazem prosto, w czarne spodnie i beżowa bluzkę z dekoltem w kształcie litery „V”. Na twarzy nosiła duże, zupełnie ciemne okulary. Trzymała się sztywno, prosto. Była niewidoma. . Dla maca, kiedy ją zobaczył, stało się całkowicie uzasadnione to, ze ja zatrudniono. To była milarukanka. Istota która widzi poprzez Moc. Widzi więcej, choć tak naprawdę nic. Idealna rasa do pracy w takiej szkole jak ta.
Kobieta podeszła ku nim, od razu się uśmiechając. Choć widziała w Mocy zarys kształtu zewnętrznej powłoki Sisco, to nie była ona dla niej taka straszna. Widziała tez w pewien sposób jego żywą cząstkę.
- Witam serdecznie. Pan Mac Yoccuki? A ty jesteś Sisco? – zwróciła w kierunku Sisco nieruchoma twarz.
Mac przytaknął.
- Tak, byliśmy umówieni o osiemnastej ale tak wyszło trochę wcześniej...
- Nic nie szkodzi. Jestem Ana Lann, będe pracować z grupą Sisca jako nauczyciel prowadzący, a pani dyrektor już czeka
– widać rozmowa z samą góra. Ale zanim ich zaprowadzi zaczeka, bo chce sprawdzić jak zareaguje na nią Sisco. Trochę nie za bardzo wiedziała, jak na niego „patrzeć”, gdzie on ma głowę, a chciała stwarzać pozory dla komfortu innych

Sisco Hasupidona - 2013-01-15 18:57:29

- Tak, ale nią nie jeżdżę... – odfuknął, przenosząc ciężar ciała na jedną noge  jakby chciał drugą tupiąc. I może chciał, jednak nie zrobił tego. Nie miał w sobie jeszcze odpowiedniej dozy bezczelności by tak zachować się wobec dorosłego. Chciał okazać niezadowolenie, ale Mac go „zebrał”, a Sisco mimo durastalowego ciała o masie dwóch ton zdolnego do burzenia murów własnym łbem nie był w stanie się temu przeciwstawić. Ale pośrednio przez to się uspokoił, stanął normalnie i nagle zauważył, ze ktoś idzie. Zamarł w bezruchu i kompletnej ciszy. Wobec obcych zachowywał się zupełnie inaczej niż wobec swoich, był grzeczny bo miał opcje udawania droida. Ale ta kobieta odezwała się do niego imieniem i tak w ogóle jak „swoja”. Domyślił się, ze jej powiedzieli. Mruknął więc cicho do niej.
- Tak, ja jestem Sisco – odpowiedział, bo miał być grzeczny  -starał się dotrzymywać słowa,a  obiecał. Dziwna była ta kobieta. Dziwną miała twarz, i te okulary.
Łeb pochylił i przekręcił w bok, jakby chciał się przecisnąć przez ukośną szczelinę, co było wyrazem zastanawiania się nad tematem.

James - 2013-01-16 15:06:47

„Widziała” go na tyle by zrozumieć, ze robi jakieś dziwne pozy, najpewniej jest ciekawy, zaintrygowany nową osobą. Różnie dzieci reagowały na nia. Przeważnie płakały, bo bały się, nie mogąc nawiązać kontaktu wzrokowego. Sisco okazał się więc całkiem odważnym „chłopcem”, Zrobił na niej dobre wrażenie, mimo ogromu. Nie widziała tych „strasznych” elementów. Działa dla niej mogły być czymś zupełnie innym, po prostu jakaś częścią zewnętrznej skorupy, nie były więc tym co innych od Sisco odstrasza.
- Coś cię intryguje, Sisco? – zapytała serdecznie, wyciągając rekę w stronę droidziego łba, by go po prostu dotknąć, nawet nie w formie pieszczoty co zaspokojenia własnej ciekawości, „jak to wygląda”. Znała sytuację jako tako, wiedziała z rozmowy z Jamesem ze nie razi go takie dotykanie.
- Mamy w tej szkole taką zasadę, by uniknąć nieprzyjemnych sytuacji, ze jeśli coś cię w kimś zastanawia, to po prostu zapytaj

Sisco Hasupidona - 2013-01-16 15:18:18

Sisco to był akurat straszny pieszczoch więc chętnie „wsunął sie” pod rekę, i tak to potraktował – ze ona chce go pogłaskać, więc zaraz zaczął mruczeć – ale tak cichutko, bo to jednak obca osoba, choć zdaje się sympatyczna, ale nie wiedział jak bardzo może swoją osobowość pokazać. Z czasem na pewno dowie się więcej. Teraz jednak podejrzewał swoje, podejrzewał, ze jest niewidoma, ale skoro dostał pozwolenie, to niemądry był ten który uważał ze Sisco się zawstydzi i nie zapyta. To osobnik który jako pierwszy bezie wykorzystywał zasadę „po prostu zapytaj”
- A czemu masz takie okulary? – od razu prosto z mostu. Głos miał nie pasujący do stopnia rozwojowego – mocni, niski, budzący grozę. A w dotyku był całkiem przyjemny. Najbardziej zadziwiające było to, ze metal nie był zimny. Miał temperaturę ciała.
No i jak się okazało, nie miał jeszcze wpojone ze do dorosłych należy zwracać się w odpowiedni sposób. Teraz stykał się ze studentami a to ludzie otwarci, więc Sisco chętnie za ich przykładem – na ty.

James - 2013-01-16 16:22:23

- Sisco, do pani nauczycielki mówi się „Prosze pani” – upomniał delikatnie Mac. W rej kwestii nie ma co głaskać po główce ze on nie wie tylko po prostu zacząc go uczyć. Ale to – według Maca – wina była Jamesa, nie studentów, ze Sisco taki śmiały w zwracaniu się na „ty”, bo skoro mistrz Jedi sobie pozwala, to gdzie autorytety?
James by na pewno maca sciął, ale teraz go nie było i młody rycerz mógł sobie schlebiać takimi myślami.
Milarukanka uśmiechnęła się mgliście, jak to czynią ślepcy.
- Pan Mac ma racje, do dorosłych dzieci zwracają się „proszę pani” lub „pana” i będziesz musiał się do tego stosować, Sisco – palce opartej o siatkę reki zgięły się, drapiąc metal. To już była pieszczota.
- Mam takie okulary, bo jestem niewidoma. Jestem Milarukanką, nasza rasa nie widzi tak, jak inne. Przez to czasem uczniom wydaje się, ze mogą mnie oszukać, ale już teraz cie uprzedzam, ze to się nigdy nie udaje – rzekła do Sisco tonując głos jak zawsze gdy mówi do dziecka. Choć wiedziała,ze akurat jeśli chodzi o Sisco to (zakładając oczywiście najlepszy scenariusz – ze się przyjmie w szkole i wszystko będzie dobrze) to zapewnienie tego by nie ściągał będzie wymagało odpowiedniej aparatury. Na razie mieli na stanie tylko wariograf, ale może wystarczy samo przykładne wychowanie i uczciwość? Okaże się, kiedy poznają Sisco. Jaki on jest. A jak jest cwany, to wariograf zamieszka w klasie...

Sisco Hasupidona - 2013-01-16 16:34:38

- Dobrze proszę pani – wypalił od razu, jakby bardzo się spieszył by to powiedzieć, cały czas cichutko mrucząc. Nie miał widac w tym problemu, jako droid byle cieciowi musiał „sirować”. Ale po cestiansku a w tym języku są zupełnie inne zwroty grzecznościowe.
- Ale dlaczego tak? – dali Siscowi możliwość pytania – przepadli. On wszystko musi wiedzieć. Zatem: dlaczego trzeba tak mówić? Bo to o milarukanach było dla niego całkiem łatwe do przyswojenia, przyjął to gładko.

James - 2013-01-17 14:16:30

- Bo jestem od ciebie starsza – wyjaśniła cierpliwie. Dzieci z cechą Sisca były urocze, ale potrafiły męczyć. Trudno  -nauczyciel cierpliwym być musi
- Mam większe doświadczenie życiowe, a ty jesteś jeszcze bardzo młody. Młodzi powinni w tej sposób okazywać starszym szacunek, jeśli chcą uchodzić za dobrze wychowane młode istoty. Jeszcze o tym będziemy rozmawiać. Na zajęciach – Jesli o nią chodziło, to ona by tego Sisca od razu wzięła pod  swoje skrzydła, dla niej nie był jakimś wyjątkowo wyjątkowym przypadkiem. Mieli już kilka cyborgów w karierze, w tym jednego ona pamietała.
No ale ona go nie widzi. Taki mały szczegół. Nie widzi go i się go nie boi. Głaskała go bo był przyjemny w dotyku. Trochę jak głośnik.
– Chodźmy, pani dyrektor czeka – przyszli wcześniej, ale trochę pogadali z panią nauczycielką i doszło do tego, ze są punkt osiemnasta. Ana poprowadziła ich – tak, do windy! Zeszła schodami, ale z obrazu w Mocy wywnioskowała ze Sisco jest po prostu za wielki na schody. A ich winda była duza – zwozili często dzieci na wózkach – po kilka naraz, a także aparaturę, sprzęt, meble, czasem istoty w rodzaju huttów (tak, uczyło się w tej szkole kilkoro huttciąt).
Sisco już nie raz dziś zaznaczył ze lubi windę, więc pewnie nic nie zaskoczyło – winda była zwykła, wjechali na drugie piętro, gdzie szkoła przypominała bardziej poradnię – korytarze były węższe, inaczej urządzone, bardziej przytulne i kameralne.
Tablica informacyjna ogłaszała ze są w „oddziale pracy indywidualnej”. Pełno tu było wystawek i rysunków, a na podłodze leżała wykładzina. Były tez prawdziwe okna – wychodzące na ulice przechodnią

Sisco Hasupidona - 2013-01-17 15:50:18

Sisco zamyślił się nad tymi słowami, oczywiście lepiąc się do rak jak jakiś egzotyczny bluszcz, jednak „gołym okiem” widać było po nim czynności intelektualne – ale to chyba tylko mac zobaczy – w jego postawie. I odezwał się po przemyśleniu kilku kwestii.
- A na kanclerza mówi się eminencjo, bo jest najstarszy? – to by było całkiem logiczne, bo kanclerz wyglądał na sędziwego. I – szczerze mówiąc – Sisco nie widział na Coruscant osoby starszej niż on. A przynajmniej wyglądającej na starszą.
Później oczywiście chętnie z nimi poszedł, z radością dał się zapakować do windy, chwilowa podróż była wypełniona jego wielotonowym „śpiewem”,a  kiedy drzwi windy otwarły się już na drugim pietrze, Sisco wyszedł, bardzo energicznie i ze świergotem na wokoderze od razu „rzucił sie” do okna, by powyglądać, nie dał się przez co najmniej kilkanaście sekund odciągnąć, a później już zaczał reagować na opiekunów, znowu się słuchał, ale szedł zygzakiem – od wystawki do wystawki.

James - 2013-01-17 21:47:27

- Wszystkiego się Sisco dowiesz – odparł Mac, kiedy ten o kanclerza zapytał i dalej wszystko szło dobrze. Tylko ze jak Sisco z windy wyskoczył, to Mac za nim – bo nadal trzymał drugi koniec smyczy. Został wyciągnięty jak kocia zabawka typu mysz na sznurku. Nie pomyslał nawet by używać Mocy, nie będzie się przecież siłował z  czołgiem. O wiele lepszym wyjściem było po prostu Sisca wyciszyć. Zapanować nad nim. No ale – co Mac zauważył – okna też lubił i rwał do nich.
- Tak, fajny widok. Chodź, pani dyrektor na nas czeka! – ponaglił rodianin, podczas kiedy Ana z lekkim uśmiechem już kierowała swoje kroki do odpowiednich drzwi – duzych. Wszędzie tu były duze drzwi, przez większość z nich Sisco przejdzie bez pochylania się. Jak przejdzie hutt, przejdzie i Sisco. A huttowie byli największą rasa z tych dość popularnie występujących. Brano ich pod uwagę.

Sisco Hasupidona - 2013-01-19 22:46:13

Ale to nie było złośliwie, to emocje, ojej jak wiele się dzieje, wszystko nowe, ja chce zobaczyć, ale jak już Mac przypomniał Siscowi o sobie po chwilowym utracie kontaktu, tak on zaraz zrobił się bardzo grzeczny bo jak już wiadomo – on lubił za rączkę chodzić. Czuł się wtedy bezpiecznie. Ale i tak szerokie pole widzenia tylko kontrolowało i łypało na wystawki i okna. Szedł za to bardzo grzecznie, po wykładzinie, bo lubił chodzić po wykładzinie. Pomyślał sobie, ze teraz będzie bardzo grzeczny bo chce zrobić dobre wrażenie na pani dyrektor. Jak już wcześniej nagle z niewiadomego powodu po sesji moco-terapeutycznej z  Jamesem zapałał chęcią pójścia do szkoły tak się tego trzymał. Tym bardziej, że pani Ana tak go ciepło przywitała. Przez chwilę nawet poczuł się jak normalne dziecko. Bez tego pancerza. Teraz jednak podłoga trochę jęczała bo faktycznej masy nie da się oszukać. Ale Sisco delikatnie stąpał. A przynajmniej się starał – i by Maca nie nastąpić.

James - 2013-01-20 07:49:30

Milarukanka poprowadziła ich jednak obok drzwi z napisem dyrekcja, jeszcze dalej gdzieś do sali, gdzie drzwi były otwarte, i słychać było jakiś głos do kogoś nieprzemawiający. Był to głos kobiecy, bardzo przyjemny.
Ana weszła do środka. Za nią Mac i pewnie na końcu Sisco, bo razem w drzwiach by się nie zmieścili. Zanim wejdzie Sisco, Mac już dozna pierwszego szoku.
Znajdowali się w pomieszczeniu przypominającym salę przedszkolną. Zabawki, niskie ławeczki, projektor do bajek na ścianie. Tablica interaktywna, inne gadżety, na przykład rozległe materace. Na szafkach poustawiane sprzęty, gry.
W ławce siedziało dziecko, chyba chłopiec. Miał macki na głowie, ale nie widać było jakiej jest rasy, bo pochylał się nad zeszytem. Przy nim zas stała... stał... stało...
Stało tam coś przy czym Sisco wygląda zupełnie normalnie – jakby znaleźli się obok siebie, nikt by nie spojrzał na cyborga.
Coś co tu było przypominało z ciała  i sylwetki młodego słonia z długim gadzim ogonem. Szara, luźna skóra błyszcząca jak u żaby zwisała fałdami między nogami, na podgardlu, na bokach, jakby istota bardzo dużo schudła w niedługim czasie. W miejscu gdzie słoń winien mieć głowę skóra wisiała najbardziej. Na krótkiej szyi osadzony był wielki łeb, przypominający trochę z „urody” żabę, ale oczy były wewnątrz czaszki, a między nimi wyrastał długi jak przedramię Maca pojedynczy róg. Gdzieś w połowie długości szyi z fałd wyłaniała się para szczupłych, wątłych brak zakończonych delikatnymi dłońmi o czterech palcach. I z pierścionkiem an jednym z  nich.
Stworzenie przy tym było do tego niebywale brzydkie.
Mac poczuł ze robi mu się troche słabo. Tak, nie miał pojecia co to jest i mimo całej swojej dżedajsko-psychologicznej wiedzy po prosto poddał się widokowi.
Stworzenie zaś – pani dyrektor, jak się okazało – chyba również była zdumiona,a  nawet przerażona widokiem Sisco, bo w przeciwieństwie do Any te działa robiły na niej wrażenia.
- Pani dyrektor, to jest Mac, opiekun Sisco, a  to jest właśnie nasz mały uroczy zdobywca wiedzy – uśmiechnęła się milarukanka, trochę jednak nieświadoma tego co oni przezywają.
Panią dyrektor jednak chwilowo zatkało.
I tylko dziecko za biurkiem w ogóle nie zwracało na nich uwagi, zajęte swoją pracą.
A co zrobi Sisco?

Sisco Hasupidona - 2013-01-21 17:57:47

A Sisco wszedł sobie za Maciem i zaraz „zakotwiczył” w niego łbem, otarł się i powoli podnosił, tak by mogli go obejrzeć w pełnej krasie. Czyli ta dziwna pani, bo chłopiec nie zwracał uwagi na Sisco.
Ten zaś – on dopiero poznawał nowy świat i jeszcze nie wiedział, co jest dziwne. Zatem ta istota nie wywołała w nim poruszenia większego niż każda inna rasa. Niż chociażby Ana na dole. Popatrzył, pomruczał, powiedział grzecznie „dzień dobry” i doskonale zniósł to, ze znowu się ktoś na niego gapi.
Jego bardziej zaciekawił chłopiec nie zwracający uwagi na nic. Nawet na Sisca którego wszyscy się bali – prócz Any, dlatego już teraz mógl powiedziec ze bardziej lubi ją niż panią dyrektor która ma twarz jak żaba i roga na głowie. W sumie to ona takla śmieszna była.
Sisco zaczął kręcić się za zabawkami, chciał wszystko obejrzeć. Poruszał się z ociężałym dostojeństwem, ostrożnie, bardziej jednak się bojąc skarcenia niż tego, ze coś zepsuje. Kuriozalnie wyglądał na tle tej sali. Kolorowe zabawki a przed nimi zimny metal pancerza bojowego droida wprost z nocnego koszmaru.
Moc ma pokrętne poczucie humoru.
- Mogę się tym pobawić? – zapytał grzecznie, kiedy odnalazł wzrokiem jakaś duzą piłkę. Oczywiście poddreptał do niej, nawet pociągając za sobą Maca jeśli to potrzebne. Ale delikatnie.

James - 2013-01-22 12:09:50

Z nich wszystkich Sisco zachował się najlepiej, po prostu zwyczajnie. Słonica – dyrektorka otrząsnęła się po chwili. Była niemal równa z Sisco, jeśli mierzyć od ziemi do głowy, bez rogu. Nagle i niespodziewanie uśmiechnęła się żabim, bezzębnym pyskiem, upodabniając się teraz do sympatycznej starowinki.
- Oh, przepraszam was najmocniej, jestem jeszcze trochę zaskoczona – odezwała się głosem cienkim, delikatnym, nie pasującym do jej wyglądu.
Mac stał za Sisco i niewyglądający mówił: to pani jest zaskoczona? A co ja mam powiedzieć?
- Jestem Samma Orfa, jestem tu dyrektorką. Pan jest?
-Mac Yoccuki – rodianin ukłonił się, ale nie był chętny, by podawać rekę. Czworonożna żaba ruszyła powoli (z lekkim strachem) w kierunku Sisco. Bardzo dziwnie szła – kiedy ruszała jedną nogą pozostałe trzy musiały stać na ziemi. I tak dalej, i tak dalej, więc była powolna.
- Ty jesteś Sisco, prawda, kochanie? – starała się być miła, jak to do malucha, ale słychać było jak głos jej trochę duzy. Przełamywała się w kazdym razie – z kazdym krokiem. Bała się go
- Spokojnie, jest przyjacielski. I rozbrojony. Całkowicie niegroźny – uprzedził Mac,a  Samma skinęła głową, aż jej się wszystkie siedem, czy osiem podbródków zatrzęsło.
- Tak, oczywiście, pobawimy się, ale najpierw chciałabym trochę z tobą porozmawiać. Potem porozmawiam z twoim przyjacielem. A ty się pobawisz piłeczka, dobrze? – zastygła jakieś dwa metry przed Sisco w oczekiwaniu  co si stanie – rozstrzela, rzuci się, czy jak? Nie zeby nie wierzyła Macowi. Wierzyła, w końcu jedi by nie kłamał i nie robił nic szalonego zgodnie z prawem. Ale – oczy trudno oszukać...

Sisco Hasupidona - 2013-01-22 12:33:44

Nie protestował określaniu go jako całkowicie niegroźnego, choć aż się prosiło fuknąć teraz aż by ten jednorożec przyspieszenia dostał, to by było zabawne, jednak Sisco już wiedział, ze czasem trzeba się podlizać i pokazać z jak najlepszej strony. Tym bardziej, ze się go boja. Bo ma działa. W śnie z Jamesem nie miał dział. Ciekawe, czy urosną?
Jednak – teraz kiedy pani dyrektor podeszła, to i Sisco trochę inaczej na nią spoglądał. Bo była duża. Nie postrzegał ludzi i innych humanoidów jako małych, raczej to był jego standard, więc kiedy podchodziło do niego coś większego od nich, to – nawet jeśli nadal było mniejsze niż on – to było duże i sam zaczynał się troszeczkę bac. Ale malutko – nadal serdeczność i ciekawość niepodzielnie w nim królowały, więc spoglądał wszystkimi sześcioma oczkami zza gęstej siatki której zawdzięczał spory procent efektu grozy. Bo „on nie ma oczu”. Jak nie można patrzeć na oczy, to patrzy się w lufy – wysunięte, głębokie, czarne. Cały zresztą był czarny, wyglądał na maszynę która może narozrabiać. Może na codzien toporny tu przy tej istocie wyglądał na żwawego.
Kiedy pani dyrektor się zatrzymała, on pochylił łeb i ruszył się o pól kroczku tak by wepchać jej się w ramiona. Bo ona akurat mogła go głaskać bardzo komfortowo. A on chciał tak i zmniejszyć dystans, i pokazać się z jak najlepszej strony, i oswoić lęk.
- Tak, jestem Sisco. Możemy porozmawiać. Mogę pani opowiedzieć jak mi pobierali krew dwa razy – głos Sisco tak jak w przypadku Sammy – nie pasował do osoby. Pasował do wyglądu droida bojowego. Nie pasował do osobowości i wieku. Był to bowiem ciężki, nie do końca organiczny bas.
- I trzymają ją w takiej małej flaszce, nie wiem po co. Ale trzymają, a ona taka gęsta się robi. Kim pani jest? – pamiętał ze dano mu furtkę, poprzez zasadę „po prostu zapytaj”. Lekkomyślnym ten był kto myślał, ze Sisco nie będzie tego (nad)używał.
- O rasę mi chodzi. Bo strasznie pani wielka jest. To znaczy w porównaniu do Maca na przykład, ale on jest mały i chudy. James jest trochę większy i grubszy. A ile ma pani lat?
Sama chciała rozmawiać -niech się teraz nie dąsa.

James - 2013-01-23 13:47:23

Istota była fizycznie duża ale rączki miała zbyt delikatne by móc spoufalać się z kimś tak silnym jak Sisco, choć domyśliła się szybko o co temu chodzi. Obawiała się go dotknąć, ale w końcu, tak asekuracyjnie, po boczkach, tam gdzie siatka łączyła się z pancerzem delikatnie dotknęła, chcąc mu zrobić przyjemność i pokazać się jako przyjaciel. Babciny uśmiech nie schodził z żabowatej twarzy, choć kiedy zapytał o wiek to  tak troszeczkę mina jej zrzedła. Zupełnie inaczej reagował Mac – na jego ryjku poszerzał się uśmiech. Tak – chcesz coś o kimś wiedzieć  -weź ze sobą Sisco. Lepszy niż SIS. Bo o ile zwykłemu dziecku jeszcze można powiedzieć by się nie interesowało, o tyle dziecku z takim kalibrem...
– jestem t'landa Tilką, to bardzo rzadka rasa, nieczęsto pojawiamy się w galaktyce. A lat mam na ewno na tyle dużo, by taki chłopczyk jak ty zawahał się przed zapytaniem o wiek – nie zraziła się za bardzo, za to dość odważnie postąpiła strofując, w końcu nie mogą się bać swojego ucznia. Nie miała bynajmniej na musli przemocy, ale pewnego respektu będą musieli go nauczyć. Wobec dorosłych i zasad postępowania. Teraz Sisco był surowy.
- Pobierali krew? Nie bój się, tu w szkole nikt ci krwi pobierał nie będzie. Posłuchaj teraz, to co teraz zrobimy to taka zabawa
Kiedy Sisco przestał się ruszać, odważyła się na pogłaskanie go przez łepek – sięgając dość daleko w gre, tam gdzie osoba o zwykłym wzroście nie dosięgnie. I z góry na dól, jak konia.
- Będe ci podawać dwa warianty a ty szybko wybierasz jeden. Nie zastanawiaj się nad wyborem, każda odpowiedz jest poprawna. Zaczynamy: hipermarket – targowisko. Żółty – purpurowy. Jutrzenka – zachód słońca...
I tak jeszcze długo, bo par wyrazów było ponad sto. Był to najprostszy test osobowości. Całość wypisywana nie będzie, bo zajęłoby to zbyt dużo czasu.

Sisco Hasupidona - 2013-01-24 15:27:44

O rasie na pewno doczyta. Moze i mały był, w sensie intelektualnym, ale już pociąg do wiedzy jakiś był i poruszanie się dość sprawne po holonecie, który był od jakiegoś czasu dla niego dostępna nowością.
Teraz zaś pogłaskany pomruczał, by tez pokazać się jako przyjaciel i chętnie odpowiadał, to znaczy wybierał spośród podanych par wyrazów. Nie zastanawiał się i nie analizował, więc na pewno wynik będzie szczery, oczywiście o ile to ćwiczenie może wykazać. Chociaż na materiale takim jak Sisco – może.
Jednak najważniejsze że zapewniono go ze już krwi pobierać nie będą.
- A co to za chłopiec co tam siedzi? – zapytał już pod koniec badania. Dziecko było tam, nie reagowało na nikogo i nawet nie wystraszyło się Sisco, a to już nienormalne. Sisco był ciekawy. Wszystkiego ciekawy.

James - 2013-01-24 17:02:27

I jak tak żywo reagował na jej słowa, bardzo się pani dyrektor ośmieliła względem niego, częściej go głaskała, nagradzała, próbowała już teraz jakiegoś wpływu na niego. Badanie proste – czasem stosowane także przez Jamesa – poddane będzie analizie jeszcze raz, jednak już teraz dużo o Siscu mówiło. Jak i to, jak się przy nim zachowywał.
- Bardzo ci dziękuje, Sisco, byłeś świetny
W tym czasie Ana już zaprosiła Maca do stoliczka o wiele dla nich za małego i rozmawiali,z nogami pod broda. Mac podpisywał dokumenty, zbierał na swoją kupkę to, co mu dawała.
- Ten chłopczyk to Ollo. Będzie się z tobą uczył. Ollo cierpli na autyzm, dlatego dziwnie się zachowuje, tak jakby nie chciał mieć nic wspólnego ze światem. To nie jest jego wina – nastąpił pierwszy kontakt Sisco z tym, z czym będzie miał do czynienia w swojej szkolnej grupie. Macowi powiedziane już było więcej.
- Będzie was w sumie 9 osób. Razem z  Tobą. Zaczęliśmy od Olla. Teraz dołączyłeś ty. Popracujemy najpierw trochę z wami,a  jak będzie wszystko dobrze – a wierze, ze będzie, to dojdzie kolejny uczeń. I kolejny, i kolejny, tak powoli – tłumaczyła oglądajac swoje odbicie w gładkiej siatce sensorycznej. Zaplanowali takie tworzenie grupy, analizując charakterologicznie dzieci jakie miały dołączyć. Wszystkie były im znane – wcześniej poznane, zbadane, lub pochodzące z klas ich szkoły, w których nie dawały sobie z różnych powodów rady. Tu, w „systemie wieczorowym”, bo nauka miała zaczynać się o 15, mieli w wyżej opisany sposób stworzyć integralną grupe pod czujnym nadzorem nauczycielki, dodając w odpowiednim czasie kolejne dzieci i dbając, by grupa je akceptowała. Zaczęto – jak widać, od najtrudniejszych do zaakceptowania przypadków.

Sisco Hasupidona - 2013-01-24 17:09:12

- Bardzo serdecznie proszę, cała przyjemność po mojej stronie, lubię pomagać ludziom – wypowiedział się kwiciscie, co oznaczało,ze czuje się dobrze, jest zadowolony i w ogóle wszystko mega. Na chwile łeb w bok odwrócił i zaczął głośno klekotać -śmiać się z Maca jak siedział przy dziecięcym stoliczku, niespójniej zas skupił się na samotnym chłopcu i patrzył na niego gdy pani dyrektor opowiadała. I wydawał dźwięki świadczące o przejęciu. Nie wiedział, co to autyzm, a przynajmniej nie do konca, ale zaakceptował co mu powiedziano. Resztę – doczyta. Taki był komfort z nim ze on do zdobywania wiedzy lgnął.
Pomyślał sobie ze pobierali Ollowi krew i w tej krwi zobaczyli ze jest chory, dlatego tu przyszedł.
Poczuł bardzo silną potrzebę by komuś swoje przemyślenia powiedzieć, ale zaraz znowu coś odwróciło jego uwagę, coś tak nieistotnego, ze szybko się urwało,a  sam Sisco zaczął pomrukiwać do swojej rozmówczyni.
- Chciałbym się ze wszystkimi zaprzyjaźnić – oświadczył i znowu spojrzał w kierunku Olla. Mruknał w sposób sygnalizujący zamiar zrobienia czegoś, i powoli, unosząc nogi z gracją i stawiając delikatnie, począł zbliżać się do chłopca...
oczywiście jeśli zechcą go odciągnąć, to nie będzie się starał. Teraz jednak – jak powiedział, zamierzał podjąć kroku ku zaprzyjaźnienia się.

James - 2013-01-24 17:18:08

Słonica o żabiej twarzy zaśmiała się głośno, serdecznie a wszystki9e osiem podbródków rytmicznie na to zafalowało. Rączki złapały za... nie za brzuch, raczej za przełyk, kiedy się śmiała z tego podziękowania,a  później pogładziła Sisco znowu wymownym gestem typu 'dzieci są takie słodkie”. Dla niej chyba naprawdę w chwili kiedy przestał być straszny stał się kochanym maluchem. Cóz, kto jak kto, ale ona sama była w temacie pod tytułem „pozory mylą”.
- Na pewno będziesz miał wielu przyjaciół
Kiedy padł pomruk sygnalizujący Siscowy zamiar zrobienie czegoś, zareagował najpierw wygięty w paragraf Mac. Za nim Ana, która jeszcze nie wiedziała co to znaczy. Samma napięła się nieco, ale nie złapała za uprząż, może obawiała się ze Sisco ruszy wyrywając jej ręce z barków. Znała swoje ograniczenia,a  Sisco był silny.
Ale nie o to chodziło.
Nastała cisza, wszyscy obserwowali. Mac wstał i nawet ruszył za cyborgiem. Owszem, w założeniu miał być dla innych dzieci bezpieczny ale w praktyce jednak nie ufa się takiemu olbrzymowi do końca kiedy pierwszy raz dochodzi do kontaktu.
Napiecie zastygło w powietrzu.
Ollo, humanoid z mackami na głowie, przypominający krzyżówkę natuolanina z człowiekiem siedział nad zeszytem. Z daleka wyglądało jakby rysował. Ale gdy Sisco podszedł, to zobaczył i na pewno poznał – zestaw ćwiczen dla drugiego roku studiów na wydziale matematyki uniwersytetu Coruscant. Chłopczyk bez zastanawiania ciągnął rozpisywanie przykładu matematycznego dla studentów drugiego roku. Na Sisco nie zareagował. W ogóle – wyglądał jakby nie interesowało go nawet to co akurat robi bo jeździł wzrokiem wszędzie tylko nie na zeszyt

Sisco Hasupidona - 2013-01-24 17:27:01

Wdzięcznie jak nimfa, a nie dwutonowe durastalowe bydle, podszedł na tyle blisko, by nazwać to odległością kontaktu. Jakieś półtora metra od „ciała do ciała”, czyli tyle miał chłopiec do nogi Sisco, który teraz komfortowo spoglądał z góry, pochylając łeb tak by objąć go polem wzrokowym. I patrzył. Chyba jakąś sprzeczność zauważył, widząc te równania. No bo nawet jego to nie ciekawiło. A jak coś nie ciekawi go to jest duze prawdopodobieństwo ze innych też nie ciekawi. Owszem, ogarniał fakt ze każdy lubi co innego, ale tu rozbieżność była zbyt duza. Więc dziwił się dobrych kilka chwil, wyrażając to kaskadami i kakofoniami wydawanych przez siebie dźwięków.
Poczuł wiszącą atmosferę napięcia więc wystosował do publiki kilka kojących pomruków no i – podjął dialog. A przynajmniej chciał
- Cześc, jestem Sisco, zaprzyjaźnimy się? – zagaił, wyciągając łeb ku chłopcu, jakby mu sugerował, ze do niego to. Bo tamten w ogóle nie zauważył ze ktoś do niego podszedł. A  się jeszcze nie zdarzyło by ktoś nie zauważył Sisco z odległości półtora mera

James - 2013-01-24 17:33:52

Pisał. Pisał, pisał, pisał, coraz szybciej, coraz szybciej, jakby te dźwięki Sisco miały na nowego jakiś wpływ. Coraz szybciej, coraz brzydziej, i kiedy Sisco odezwał się – odłożył ołówek gwałtownie, przygniatając go dłonią. Znieruchomiał, druga dłonią bębniąc nerwowo w blat i zaczął się na boki gibać. Teraz już i Ana wstała. Mac był w połowie drogi między stoliczkiem a Sisco.
I nie wiadomo kiedy – milarukanka ruszyła do przodu, ale nie zdąży, Ollo był szybszy, już miał w ręku długopis. Zamachnął się i rzucił na Sisco. Dosłownie rzucił ze swojego krzesła, jak zwierze, pokonując te półtora metra w jednym skoku, i bardzo silnie zamachem zza głowy uderzył ostrzem długopisu w jego nogę. Zapewne w zamiarze miał zranienie go, nie przypuszczał, ze metal to nie ciało. Długopis, zamiast się wbić, zadając poważne obrażenia, roztrzaskał się w drzazgi, co świadczyło o tym,ze atak był naprawdę na serio i po to, by zrobić krzywdę. Akurat Sisco miał szczęście że... ze był Sisciem, inaczej dzisiejszy wieczór spędziłby w szpitalu.

Sisco Hasupidona - 2013-01-24 18:21:40

Nie zareagował tak szybko, można powiedzieć, ze nawet nie od razu załapał o co chodzi. Oczywiście odczuwał ból, taki jak uderzenie czy – jak tutaj – ukłucie, ale nie tak jak organik, to był moment. Moment – dyskomfort, który mu umknął przez zamieszanie – z tyłu biegną, nieruchomy chłopiec rzuca się do niego. Sisco próbował uskoczyć, ale i tak oberwał. Długopis się roztrzaskał. Coś tam poczuł, zapiszczał bardziej ze strachu i już po zdarzeniu zaczął cię cofać, przestraszony, przyjmując postawę poczucia winy   - ni wiem, co się stało ale i tak przepraszam. Znieruchomiał. Szukał wzrokiem chłopca, bo nie wykluczał ze rozdeptał go niechcący. To, przed czym obiekcje mieli wcześniej, ze bezie deptał. Tak potwornie źle się teraz czuł. Zaczął piszczeć cichutko, skulił się, zebrał działa pod siebie – na tyle na ile było to możliwe i czekał na rozwój wydarzeń. Czekał aż Mac go uratuje.

James - 2013-01-24 18:30:15

Mac dopadł do Sisco, złapał go i zaczał odciągać. W tej samej chwili Ollo, wykrzykując coś, chyba cytując jakiś film, wykonał taki sam ruch, tym razem w nogę Maca, ale w reku był już tylko wkład długopisu, więc nic nie zrobił. Ana złapała go z tyłu, za ręce. Chwile walczył, wyrywał się, krzyczał i klął, ale póxniej nagle uspokoił się i wróciła na jego twarz ta sama bierność i brak zainteresowania czymkolwiek. Jakby w ogóle nic się nie stało.
Mac trzymał Sisca jedną ręką za uprząż, jedną głaskał, chcąc mu dodać otuchy. Gdyby mu opowiedzieli tą sytuację mógłby niedowierzać, ze dziecko zaatakowało go po prostu, niesprowokowane, gdyby nie widział. Teraz tez nie wykluczał, ze Sisco w jakiś sposób nie zachował się tak, ze Ollo uznał to za prowokacje. Ale pewny był ze „jego” dzieciak nie zrobił tego specjalnie.
- Bardzo przepraszam – Samma, powolna i ociężała sunęła w ogonie całego tego zajścia w ich kierunku.
- tak dawno tego nie robił. Ale to się zdarza, bardzo mi przykro
- To na to zgodziłem się, podpisując umowę? – niby nie pytanie, a jednak pytanie. Po prostu taka zasada.
- Tak, opiekun zawierzając placówce w pewnym sensie godzi się na ryzyko takich wypadków, ale każdy błąd sprawia ze dokładany silniejszych staram by go ograniczyć. Niestety, Ollo to... bardzo ciezki przypadek. Sisco, nic ci nie jest? Jak się czujesz, malutki? Proszę, nie płacz, on nie myśli o tobie źle. On jest chory – bardzo nie chciała by to i tak skrzywdzone przez los dziecko poczuło się odtrącone z powodu impulsywnego zachowania drugiego dziecka, które jest chyba w jeszcze gorszej sytuacji.
- Ale... dlaczego? – zapytał mac. Był jedi, uczniem doktora psychologii. Dla niego mało było „a bo tak”.
- W pewnym sensie to właśnie jego próba nawiażania kontaktu – odpowiedziała smutno Samma, kładąc cieniutką rączkę na „ciele” Sisco.
Mac już nie zapytał o więcej.

Sisco Hasupidona - 2013-01-24 19:11:44

Bardzo mały się zrobił. Gdyby miał organiczne oczy, to pewnie by były wielkie na całą głowę. Kiedy dobiegł doń Mac, przestał piszczeć, naparł na niego ciałem, jakby mówił: broń mnie, ja nie wiem, co robić!
W jego polu widzenia Ana walczyła z małym agresorem. Dziwnie się czuł, patrząc na to. Taki pusty.
Czy to przeze mnie – zapytał siebie. Dlatego, ze jestem taki inny on się wkurzył?
Nie do końca był w stanie zrozumieć to, co mówili między sobą dorośli. Nie płakał. Nie potrafił, nie tak jak oni to rozumieli. Płakał inaczej, cichutko, że nikt nie widział. Nie tak ekspresyjnie jak humanoidy.
Nie reagował na głaskanie Sammy, stał nieruchomo, jakby bał się ze przy następnym ruchu zaatakuje go sufit, ściana, piłka, doniczka z kwiatkiem.
Mac pewnie w mocy czuł bicie jego serca.
- Dobrze się czuje, proszę pani – odpowiedział jednak jak go zapytano.
- Ale jest mi smutno

James - 2013-01-25 21:10:26

Mac starał się objąć Sisco, słuchając w mocy jego stanu ducha. Wystraszył się i zapewne jeszcze wiele emocji, które jedi odbierał, ale nie zagłębiał się. Trzeba go przyzwyczaić do takich rzeczy. Póki co zachowywał się doskonale. Co nie oznacza ze nie otrzyma wsparcia. Zaczął go rodianin głaskać i „drapać” przyssawkami na palcach by go pochwalić za spokój – bardzo ładnie się zachował.
- To nie była twoja wina, Sisco, nie bądź smutny. Mnie też dziabnął – szepnął mu „na uszko”, czyli z boku, bo mniej więcej miał pojęcie gdzie był sensor słuchowy.
- Nic się nie stało proszę pani. Ollo mógł poczuć, ze kolega podszedł za blisko, każdy lubi mieć swoją przestrzeń – z kolei Siscowi nikt nie zabronił podchodzić – pomyślał, ale już nie atakował dyrektorki. Musiał zaufa. Miał taki komfort ze wina nie była po ich stronie. Zapomnieć, przemilczeć, nie było tematu.
- Moje stanowisko się nie zmienia. Sisco też nie, nadal chcemy, by chodził do szkoły i uczył się. Tego potrzebuje. Tak, Sisco?

Sisco Hasupidona - 2013-01-26 20:01:24

Zawsze bardzo dziwnie to odczuwał – choć oczywiście doceniał ze Mac go dopieszcza – ale te jego „końcówki” dziwne wrażenie powodowały. Tak jakby miał mieć dreszcze – gdyby mógł mieć. Oczywistym było ze metal nie ma dreszczy. Wolał drapanie paznokciami (tych co mieli paznokcie),a  tych co nie mieli to wolał by głaskali i klepali.
Teraz jakoś tak właśnie skupił się na tym dziwnym odczuciu, bo w podobnej do tej sytuacji która miała miejsce – same pchają się negatywne skojarzenia.
Nie lubię Olla – pomyślał, choć świadom był ze naganna jest taka postawa, więc i takie myślenie. Ale – jego tez przecież nie lubiano 'bo droid”. Kogo obchodzi jego dawanie dobrego przykładu.
Postanowił z całą stanowczością i świadomie Olla nie lubić. Nie miał zamiaru tego przenosić na scenę dnia codziennego, ale „nie lubie”. Pierwsza osoba do nielubienia jest. W wyobraźni, trochę jak wtedy kiedy James odwiedził we śnie jego umysł, zwizualizował sobie czarną skrzynię gdzie umieścił nieprzyjaznego kolegę. I zrobiło mu się lepiej.
- Tak, chcę – odparł, choć zaraz przyszły kolejne mysli. Poczuł się tak, jakby było w nim dwóch Sisców. Jeden mówił, by jak najszybciej spadać stąd, obfukac i nigdy nie wracać. Drugi podpowiadał by jeszcze się zastanowił, bo nie można poddać się pierwszej lepszej przeszkodzie życiowej. Gdyby się dłużnej zastanawiał, móglby nawet posłuchac pierwszego. Ale nie zastanawiał się, odpowiedział „z rozpędu”. Ale tym akurat wygrał, jak rozwazy to później to przyzna sobie racje
– moge isc powyglądac przez okno? – zapytał w stronę Sammy. Potrzebował c hwili by się zdystansować.

James - 2013-01-26 20:18:12

Mac nie wiedział, ze tak jest jego dotyk odbierany, wręcz przeciwnie, myślał ze przyjemnie, bo w  filmach erotycznych (których Mac nie oglądał!) dotyk rodianina wywoływał w jego partnerce prawdziwe uniesienie. Mac oczywiście niewiele o tym wiedział, jak każdy przykładny jedi – był prawiczkiem. Z resztą James też. Nie można się realizować we wszystkich dziedzinach naraz.
- tak, tak, oczywiście, idź, tylko nie odchodź daleko – w tej sytuacji Samma nie mogła się nie zgodzić, zwłaszcza ze Mac zaplatał już ręce na piersi, jakby chciał jej tym samym coś przekazać. Ana, najbardziej napięta z całego towarzystwa czuwała przy małym agresorze który znowu miał wygwizdane na całą galaktykę.

Sisco Hasupidona - 2013-01-26 20:36:41

Nie powiedział nic więcej, tylko mruknąwszy na znak ze kontaktuje, cofnął się i delikatnym łukiem ominąwszy jedi, ruszył ku drzwiom, których chyba nie zamknięto, a jeśli były przymknięte to on sam sobie je otworzy, napierając z boku. Był wystarczająco silny by wymusić to na mechanizmach otwierających. Czasem mogło to się skończyć popsuciem. Ale może nie teraz.
Miał w zamiarze wyjść na korytarz, a kiedy tam był, zatrzymał się na chwile refleksji. Trochę był rozbity. Dzieci nie powinno się rozbijać. Ale czasem tak się robi.
Sisco ruszył powoli ku oknu starajac się nie skupiać na doczesności i nie rozpamiętywać przeszłości. Chociaż-  o tym co będzie etz wolał się nie zastanawiać, więc co zrobić z myślami?
Wyjrzał na ulicę przechodnią. Na kłębiących się ludzi. Każdy z nich miał imię, nazwisko, cel i przyczynę dążenia, miejsce, z którego wracał, coś, co go dziś wkurzyło i co motywowało. 
Nikt z nich, majac do wyboru Sisaca i inna istotę nie wybrałby sobie Sisca na przyjaciela.
Grubo pleciona siatka z pancernego drutu oparła się o hartowaną szybe.
Kanclerz miał racje – pomyślał – Coruscant to nie miejsce dla mnie.

James - 2013-01-26 20:55:17

Drzwi były otwarte i nie zamierzał tez ich nikt za Sisciem zamykać – zawsze lepiej mieć na niego oko, choć raczej nie podejrzewano by coś zbroił. Teraz dorośli mogli sobie bez świadka porozmawiać. Bo Ollo – jego raczej nikt nie traktował poważnie.
Panowała cisza, jedynie szuranie szeptów dochodziło z sali. Jeśli Sisco nie podsłuchiwał – nie rozpozna poszczególnych słow. A jeśli podsłucha? Rozmawiali o nim, o tym co zawsze, o procedurach, prawach i 'co bezie jeśli”. Lepiej niech nie słucha, za oknem świat był ciekawszy.
Choć pozornie nudny, ale jeśli ktoś patrzył, jak Sisco – na pewno fascynujący.
Był tam ktoś, całkiem niepozorny, nie zwracający na siebie uwagi jednak  w pewnym momencie ten ktoś podniósł głowe i spojrzał w okno, z którego wyglądał Sisco. Nie mógł z tej odległości widzieć więcej niż tylko czarną plamę.
Sisco zas ujrzy spokojnie – miał lepszy wzrok i lepsze warunki  -ujrzy dugańskiego nastolatka w ćwiekowej kurtce. Skórę miał koloru czystego morza. Patrzył, choć by ujrzeć jego twarz Sisco musiałby zrobić silne zblizenie.
Patrzył prosto na niego. Nie patrzył na maszynę.
Dug patrzył na osobę.
I zastanawiał się kim ona jest.
Bo działały tu bowiem prawa inne, o których Sisco jeszcze nie wiedział. Ale dug wiedział, ze on im podlega...

Sisco Hasupidona - 2013-01-26 21:08:50

Zauważył duga, ale nie śmiał mieć refleksji na temat tego, ze on może tam siedzieć, patrzeć na niego i myśleć to samo. Traktować go jak osobę i pytać siebie, jakie są jego dążenia. Nawet jeśli coś widział z  tej odległości – to tylko fragment droida.
Nie robił zblizen, patrzył normalnie na ta niewielką na tle innych ras istotę. Nigdy nie widział duga z bliska, na uczelni było kilku ale nie mieli z  Sisciem bezpośredniego kontaktu. Co o nich myślał? Prócz tego ze śmiesznie byli zbudowani – to nic.
Był tu, pod rugiej stronie galaktyki dwóch pięter całkowicie nieświadomy.

James - 2013-01-26 21:21:43

Istota jednak nie odpuszczała. Cały czas wpatrywała się w Sisca. Nie w okno, bo któż by zadawał sobie trud by patrzeć w okno szkoły koło 19 czy nawet już 20. On patrzył. Siedział, lub stał, w każdym razie trzymał się dłońmi górnych kończyn oparcia ławki tuż przy zjeździe z ulicy przechodniej na niższe poziomy. Pasował bardziej do średniego miasta niż do wyższych poziomów. Ale czy to przestępstwo? Po prostu tak było.
”Nie bądź smutny” – odezwał się nagle głos w głowie Sisca. Obcy głos, jednak miły, cichy, bezbolesny, trochę jak zaczepienie życzliwego przechodnia na ulicy.
”Jesteś lepszy od nich.”

Sisco Hasupidona - 2013-01-27 15:44:01

Poruszył się nieznacznie, tak by krawędzią pola widzenia bocznej pary oczu objąc drzwi do sali. By zobaczyć czy aby nikt go nie obserwuje. Nie był tez pewien, kto do niego mówi. A może tylko mu się wydawało?
Nie odpowiedział. Nie chciał się przyznać, przed nikim – ze było coś nie tak. Nie miał wpojone by nie rozmawiać z nieznajomymi, jego to raczej nie dotyczy, byłoby kuriozalne. Ale i tak nie chciał rozmawiać. Miał wrażenie, ze ten ktoś, może dug, ale może jakaś inna istota, lub duch -  chce go wyszydzić. On, lepszy? Kpina.

James - 2013-01-28 09:38:05

Trwało porozumienie na odległość. Młody dug chciał, by Sisco wiedział, ze chodzi o niego.
- Widze cię – bezosobowy głos znowu przemówił w jego głowie.
- Tak, to ty. Wyglądasz jak maszyna, ale nie jesteś nia. Wiem to. Mógłbym ci nawet opowiedzieć, skąd o tym wiem. Ale milczysz...
Obserwujący Sisco widział cały czas wpatrzoną w okno niewielka postać.
- Chciałbym się z tobą zaprzyjaźniać
I nagle, ni stąd ni zowąd dug zeskoczył ze swojej ławeczki i wmieszał się w tłum. Po prostu zniknął, zaś Sisco poczuł na ciele dotyk Maca.
- W porządku? – wyglądał na zdenerwowanego
- Z kim rozmawiałeś?

Sisco Hasupidona - 2013-01-28 09:56:27

Drgnął, bardzo fizycznie – całym ciałem, kiedy mac go zaskoczył. Wprawdzie sensory widziały go od początku, ale Sisco był skupiony na czymś innym, więc drgnął.
- Nie rozmawiałem! – zapewnił. Przecież nie powiedział ani słowa do tej istoty, to ona mówiła. Czyżby było to słychać aż tutaj? Przecież to tylko złudzenie!
Po rozproszeniu przez Maca spojrzał jeszcze raz.
Duga nie było.
- Z nikim nie rozmawiam, patrze – odparł. Nie chciał się dzielić tym, czego doświadczył, już i tak za wielkie halo koło niego, teraz tylko brakowało by zaczęli go strofować, ze wyimaginowany przyjaciel to kiepski pomysł i lepiej zainwestować w prawdziwego. I koło się za chwile zamknie.

James - 2013-01-28 10:10:06

Mac zacisnął małe usteczka na ryjku, stojąc oparty ręką o działo Sisco i wpatrując się przez okno.
- To dziwne, poczułem niecodzienne zakłócenie Mocy – sięgnął by podrapać się po głowie i chwile stał, po czym włożył dłoń w rączkę uprzęży na dziale swojego podopiecznego.
- Nie ważne, może mi się wydawało. Chodź, wracamy do domu
I pociągnął, sugerując by Sisco ruszył.

Sisco Hasupidona - 2013-01-28 10:11:32

”Ja nie mam domu” – poprawił go w myślach, nie bez goryczy. Chwile się ociągał, jakby chciał znowu zobaczyć duga, ale ostatecznie ruszył za Maciem. I nawet o windzie zapomniał – lub po prostu darował. Nie był radosny. Pierwsza wizyta w szkole nauczyła go tego, przed czym będzie uciekał całe życie...

Asyr - 2013-04-13 12:22:08

Tego dnia lub raczej wieczora Asyr czekał na Sisco pod szkoła. Oczywiście rodziców powiadomił, poza tym nie chciał go na długo, ot – odprowadzić. Polubił tego wielkiego łobuza. Sisco nie miał cech których nie lubił w  małych dzieciach – nie był płaczliwy, nie ślinił się i nie bał. Umiał tez obejść się ze ślepym Asyrem – zarówno opiekuńczo, jak i dymach go umiał, ale Asyra to nie bolało, uczył się na tym, jak się temu przeciwstawiać. Teraz siedział na ławce. W kieszeni miał Zakazaną Parówkę, konspiracyjnie, w tajemnicy przed rodzicami, mistrzem i ogólnie całą Galaktyka.

Sisco Hasupidona - 2013-04-13 12:33:44

Ostatnimi czasy Sisco był „problematyczny”, marudził, zrobil się mniej aktywny i skarżył się na złe samopoczucie. Były telefony do domu, ze Sisco jest chory. Rzeczywiście zauważono podwyższenie temperatury, dostał coś na jej zbicie, leczenie objawowe, niby lepiej ale nadal było coś nie tak.
Dziś az go pani nauczycielka do drzwi wyprowadziła, a zobaczywszy jedi na ławce – wypuściła po prostu, bo już nie raz jedi po Sisca przychodzili. Taki dżedajski wychowanek. Ale dobrze, może zaczęli coś robić z tymi jego dolegliwościami.
Sisco poczłapał do Asyra. Przeszedł spokojnie obok kosza na śmieci który zawsze atakował. Dziś nie. I wczoraj nie, i przedwczoraj. Źle się czul, widać było.

Asyr - 2013-04-13 12:49:08

Usłyszał charakterystyczne kroki, takich nie miał nikt, tak jak i takiej masy. Już słyszał po krokach ze Sisco jest spokojny. Jakiś taki za spokojny. Może zmęczony?
Nie pomyślał nawet, ze to z powodu tej ‘choroby”, owszem, już go „widział” w tym stanie ale sadził ze przeszło.
Wstał z ławki i ustawiwszy się przodem do nadchodzącego, z uśmiechem, sam skumulował w sobie energie mocy, choć nadal nie wychodziło mu to najlepiej, a miał zamiar po prostu wyczuć, wybadać stan Sisca, chociaż powierzchownie.
- Cześć, Sisco, wiem, ze tu jesteś, nie oszukasz mnie tym milczeniem, bo chodź – rozwarł ramiona. Sam był w świetnym nastroju, podjął próbę zarażanie swoim dobrym humorem i jego.

Sisco Hasupidona - 2013-04-13 13:07:25

Asyr mógł być sam nadal trochę „uszkodzonym”, ale na pewno wyczuje jedno. Ból. Fizyczny. Sisca coś bolało. Mógł nie potrafić określić tego, co czuje, bo nie był to ból zewnętrzny, typu kopnę coś i zaboli, albo zakwasy, czy ból brzucha po Zakazanych parówkach. Jednak-  coś bolało. Fizycznie. Sisco cierpiał, ale nie wiedział, jak temu zapobiec, nawet jak to powiedzieć. Mógł tylko mówić „czuje się dziwnie” i tak mówił.
Podszedł do Asyra, dał się dotknąć, pomruczał. Ale się nie odezwał. Wisiał tylko tym wielgachnym łbem nisko, nogi miał przygięte, by się dostosować do wielkości padawana, i chuchał mu w kołnierz

Asyr - 2013-04-13 13:16:09

Kiedy poczuł to, co poczuł, nie był pewny trafności swojego odczucia w Mocy, ale trochę siew straszył. Przypominało to mu bowiem obraz istoty której coś jest, jest chora i coś ją boli. Więc Siscowi zamiast przechodzić to ‘zatrucie”, „przeziębienie” czy co tam mogło być, to jest coraz gorzej.
Padawan objął czule metalowy korpus.
- Sisco, mam dla ciebie Zakazaną parówkę – szepnał, chcąc wzbudzić w nim entuzjazm.
- jak powiesz mi coś ciekawego, to ci ją dam

Sisco Hasupidona - 2013-04-13 13:21:40

I coś było „istocie”, nawet bez oczu było to widać. Było można poznać w sposobie w jakim się przytulił, a nawet w tym jak oddychał. Za spokojny. Wyraźnie się oszczędzał.
- Moja przekopnica zdechnie za 55 dni – odezwał się w Konicu głosem, nie tylko pomrukami. Ale czy możliwe, by przekopnica była powodem takiego stanu Sisca? Że tak się przejmował? Chyba się nie przejmował, w głosie nie było słychać większych emocji.

Asyr - 2013-04-13 13:30:41

Był pewien. Cos mu jest.
- No co ty mówisz, Sisco, przekopnica będzie żyła 55 dni, to tak jakbyś jej do śmierci odliczał. Kto tak mówi – czuł jakby mu Sisco na rekach wisiał. Przyłożył ucho do jego pancerza.
- Ty jesteś chory. Powiedz, co ci jest? Co cie boli? – pogładził go zamaszyście. Teraz przeszkadzała mu tak bardzo jego ślepota, choc i tak wiedział ze po Siscu choroby nie widać. Ale właśnie teraz chciałby go zobaczyć.
Nie mógł jednak, więc zamiast tego przebiegł palcami po najbliższej okolicy, także po lufie. Czemu – nie wiedział.
- No mówi – i z kolei teraz przytknął ucho do okolic wokodera[/i]

Sisco Hasupidona - 2013-04-13 13:44:36

- Tak obliczyłem- odparł cicho, na ucho Asyrowi. On widział gdzie jest jaka część Asyra, a  ucho akurat bardzo blisko jego pyska, wiec powiedział ciszej. Nigdzie nie można było wyczuć, ze ma zmienioną temperaturę, ale w Mocy coś tam nie tak, ale co dokładnie – nie sposób dojść.
I nawet o parówkę nie zapytał.
- Asyr… – sapnął. Dosłownie, było to słowo przez sapniecie
- Na nie wiem. Ale zrób coś. Bardzo głowa mnie boli, od kilku dni, ale dzisiaj to juz tak najgorzej…

Asyr - 2013-04-13 13:57:57

Pogłaskał go znowu, bardziej zamaszycie. Nie wiedział, co mzoe oznaczac w tym przypadku nasilający się ból głowy.
- Chodź, zaprowadze cię do domu, tam mama ci coś da na ten ból – Ruth była cybernetykiem, wiec chyba wie. Może to po prostu ciśnienie, czy coś drobnego. Jakaś infekcja, lub coś się obluzowało. Przecież tu chodzi o połączenie żywego ciała z maszyną. Wszystko jst delikatne, a ciało reaguje na metal w nim. Jakieś zakażenie i boli. Temperatura i te sprawy.
Asyr złapał za uprząż i pociągnął.
- No chodź. Po drodze opowiesz mi coś więcej o przekopnicy – chciał go zagadać by ten nie skupiał się na bólu

Sisco Hasupidona - 2013-04-13 14:14:05

Ruszył się. Dostawał w domu środki przeciwbólowe, na początku działały, teraz już nie. Sisco chciał być dzielny i się nie skarżył. Ale teraz już naprawdę był bliski eksplozji. Na chwile stracił obraz, jednak to tez zbagatelizował. Zaczął się ciągnąc razem z Asyrem
Przekopnica – pomyślał – przekopnica, przekopnica…
Nie mógł sobie nic o niej przypomnieć.
- Nie pamiętam…

Asyr - 2013-04-13 14:17:29

Asyrowi nagle zjeżyła się dopiero co odrastającą sierść na karku.
- Sisco, jak to nie pamiętasz o swojej przekopnicy? A tak ładnie mi opowiadałeś? Gdzie mieszka przekopnica? I co robi? – potrząsnął działem które trzymał, jakby chciał obudzić Sisca. Ale w gardle czuł ucisk. Bardzo musi cierpieć, skoro nie pamięta o swoim zwierzątku.
- Co robi przekopnica do piachu?

Sisco Hasupidona - 2013-04-13 14:29:15

- Sra – odpowiedział Sisco bez ironii. Taka odpowiedź nie wymagała za bardzo myślenia, często na pytanie „co robi” ktoś odpowiadał „sra” i to było już w podświadomości. Zaś Sisco człapał się dalej, zaczynając już ciągnąc Asyra, jakby nie był w stanie na niego uważać.
- Przekopnica przekopuje – mruknął cicho. Przechyliło go trochę na bok, jakby miał problem z równowagą.
- I sra do piachu

Asyr - 2013-04-13 14:40:50

- Wcześniej było ze składa jaja do piachu – przypomniał z  goryczą, a kiedy zaczęło dziać się coś dziwnego, zarządził postój. Zatrzymał Sisca szarpnięciem za uprząż na dziale, i oparł obie ręce o niego, jakby czegoś szukał na płycie pancerza.
- Przekopnica przekopuje piach żeby złożyć w nim jaja, tak mi opowiadałeś. I jak jadła ogórka mi opowiadałeś. A jak przekopnica ma na imie? Tak mi się to imie nie podobało, a ty mruczałeś głośno. Sisco? Jak się przekopnica nazywa?

Sisco Hasupidona - 2013-04-13 14:50:21

Zatrzymał się, charcząc głośno, tak jakby przebiegł znaczny odcinek, jakby się bardzo zmęczył. Włączyły się wywietrzniki boczne i teraz Asyr był owiewany tam gdzie by stał. Z którejkolwiek strony. I mógł poczuć coś jakby spaleniznę, przypalenie, ale nie izolacje czy nagrzany metal. Raczej organiczny smrodek.
Sisco spuścił łeb bardzo nisko, jakby chciał sobie stopy polizać.
- Się nazywa… przekopnica.

Asyr - 2013-04-13 15:02:08

Asyr zamarł. Wciągnął powietrze nosem, raz, dwa razy. Może naidinterpretuje – pomyślał. Jednak…
Jeszcze jedno pytanie.
- Sisco! Sisco, popatrz na mnie – przeszedł do przodu. Palcami wyciągniętych rak dotykał siatki sensorycznej. Nie wiedział, ze teraz Sisco pochylił łeb tak bardzo, ze widzi swoje palce. Może i by się domyślił, ale był zdenerwowany.
Wypowiedział jeszcze pare razy  naciskiem jego imie.
- Sisco, powiedz, jak ja się nazywam?

Sisco Hasupidona - 2013-04-13 16:26:01

Rozległ się szum. Podniósł głowę, ale tylko nieznacznie. Widział Asyra, na tle jasności, ale był to tylko obraz jakiejś istoty. Nic nie powiedział. Chciał powiedzieć, ale nie był w  stanie. Zapiszczał tylko żałośnie, jakby prosił: pomóż mi. Nie wiem, co się dzieje.
Było coraz ciężej. Ugiął noge, jak do kładzenia się. Zdarzało mu się kłaść - świadomie, specjalnie, kilka razy położył się na łozku w domu, rozwalając je oczywiście. W szkole kładzenie Sisca było zaplanowanym przedsięwzięciem – na kilku materacach. Raz się złośliwie położył na chodniku. Teraz tez się do tego szykował.

Asyr - 2013-04-13 16:56:16

Chyba moc jedyna mu podpowiedziała co Sisco robi, bo Asyr nigdy nie był świadkiem kładzenia się. Zacisnął pięści, które nic nie złapały, bo jego podopieczny nie miał sierści, włosów czy choćby skóry. Nie miał go jak złapał, zaczepił paznokciem za jakieś wgłębienie.
- Nie kładź się. Stój. Dobry chłopczyk, grzeczny. Bądź duży, stój ładnie – tu już nie ma co dyskutować i dopytywać. Sięgnął po komunikator.
W przypadku Asyra nie działało za bardzo standardowe wybieranie. Podstawowe numery znał na pamięć, a te których nie mogł zapamiętać – pod cyferkami. Mama Sisca była pod „6”. Wybrał więc numer a kiedy nawiązano połączenie powiedział, co się stało. Ze Sisco zemdlał (tak powiedział) i jest z nim źle, żeby dzwoniła do szpitala i prosiła karetkę pod szkołę. Ona najlepiej, jako cybernetyk, wie jak to załatwić. Asyr mógłby zadzwonić tylko na zwykły numer alarmowy i niewiele zdziałać

Sisco Hasupidona - 2013-04-13 17:20:08

Pozbierał pod sobą nogi i stał, jakby wierzył i ufał, ze właśnie to mu pomoże. Żeby stać. W sumie więcej zrobić nie był w stanie. Jedynie stać – jeszcze. Zablokował się w pozycji spoczynkowej. Piszczał cichutko, bolało. Chciał mieć Asyra blisko, ale nie mógł już nic powiedzieć. Nie chciał być sam.
I nagle zdał sobie sprawe, ze wie, co się dzieje, bo już to przezywał. Nie wiedział na czym polega, ale było straszne jak umieranie.
Błagam, Asyr, nie odchodź…
Ja nie chcę już zapominać!

Ruth przez telefon była bardzo zdenerwowana. Kazała Asyrowi zostac przy Siscu. Sama zadzwoniła po pomoc i wybiegła z domu, by dostać się do nich jak najszybciej.

Asyr - 2013-04-13 18:11:10

Schował komunikator i po prostu objął taką cześć pyska swojego podopiecznego, jaka mógł swoimi małymi, bothanskimi ramionami. Przytulił do niego policzek.
- Będzie dobrze mój duży przyjacielu. Nie wiem, co ci jest, ale jestem z tobą, tutaj… – nie wiem czy mnie słyszysz – pomyślał. Poczuł gorąco u nasady nosa. Tak zawsze czuł kiedy napływały mu łzy do oczu. Teraz nie mógł powiedzieć, ze napływają. Ale to gorąco o nich świadczyło.
Skupił się, by przekazać przez Moc Siscowi dobrą energię. Spokój, i przede wszystkim siłę, by się trzymał.

Sisco Hasupidona - 2013-04-13 18:26:24

Już nie reagował. W mocy jeszcze pokazywał ze jest, trzymał się Jasyrowych dobrych myśli i jego energii. Tak bardzo go potrzebował.
Ruth przybyła w przeciągu 10 minut. Za kolejne 15 już była karetka, i była to karetka „towarowa”, z dźwigiem. Za przyjazd takiej już trzeba zapłacić, ale to nie było teraz istotne.
Nie byli w stanie powiedzieć, co się dzieje z Sisciem, ale zabrali go do szpitala, na oddział w którym pracowała Ruth.
Zabrano też Asyra – Ruth nalegała, była w amoku, wierzyła, ze Asyr jako jedi był na równy z Bogiem, ze mógł wszystko. Wobec zagrożenia życia dziecka które już się kocha każdy mógł się tak zachować.

Sisco Hasupidona - 2014-01-05 11:54:18

W pochmurny dzień.
Gdy szary cień.
Przesłoni barwy świata nam.
Odezwij się, przywołaj mnie.
Tak bardzo nie chcę zostać sam.
W bez gwiezdną noc.
Gdy ciemna moc.
Odbiera każdą radość nam.
Odezwij się, przywołaj mnie.
Tak bardzo nie chcę zostać sam.


Głos który śpiewał ta piosenkę, brzmiąca teraz jak stęsknione wołanie mógł być dla większości obcy, ale mimo mocnej, niskiej barwy, wcale nie niepokojący. Bardzo czysty profesjonalny do śpiewania głos. Dla tych zaś co nie był obcy, był to głos Sisca Hasupidony. I ci też prawdopodobnie znali go prywatnie. Wszyscy. Lub byli chociaż na „cześć, jak leci?” Nie był popularny. Nie wychodziło mu rozbieranie się na scenie i robienie afer – choć kilka miał na sowim kącie, to jednak były one takie jak on – trochę metalowe i toporne. Ale za to zdobywał ten rodzaj sławy który bardzo mu się zawsze podobał – nie wśród piszczących nastolatek (choć zdarzało mu się średnio raz w miesiącu ze jakaś „fanka” przysyłała mu stanik. Noszony.) ale wśród osób nieco starszych, lubiących doszukiwać się sensu słów w piosenkach. Nie chwalili go za wszystko, ale – na jego recitalach zazwyczaj nie można było kupić biletu w ostatniej chwili.
To wszystko razem dawało Siscowi satysfakcje. Bo pieniądze to miał z  tego gówniane...

Widzę już piękne złote przestrzenie.
Oblane słońcem korony drzew.
Łąki niebieskie gdzie kwitnie marzenie.
Różowej muszli syreni śpiew.
Tańczące słonie beztroskie maje.
Czułe potwory piękne rusałki.
Wszystko to widzę wszystko poznaję.
Żywe obrazy z dziecięcej bajki...


Musiał chwilę poszperać zanim znalazł odpowiednie piosenki na tę okazje. By nie było otwarcie o polityce, żeby nie było sugerujące za wiele, żeby nie było o niczym i żeby było dla dzieci, lub raczej – dla dzieci też. Za nim, za „sceną” wytyczoną czterema doniczkami sztucznych kwiatów i magicznej tasiemki „tylko-dotąd-i-ani-kroku-dalej”, podnosiła się szkoła specjalna imienia mistrza Kaesa, do której sam uczęszczał może miesiąc. Wspominał to dobrze, ale nie na tyle by popadać w jakiś zachwyt. Może dlatego, ze tak krótko. Nie zaznał dzieciństwa. Nie pamiętał...
A tutaj trwało za krótko.
Dzisiaj szkoła, jak co roku, urządziła mały koncert przy okazji licytacji na rzecz placówki. Zebrano kilka pierdół od sławnych ludzi, czy tam tak zwanych sławnych. Sisco tez zostawił parę rzeczy między innymi „Senatorkę”, jakiegoś cytrusa wyhodowanego z  pestki przyniesionej kiedy właśnie przez ucznia tej szkoły którego tatuś był biznesmenem, przyjaźnił się z jakimś senatorem, i synek później wyciągnął pestkę z pustej szklanki po herbacie senatora, zakwaszanej cytrynką (czy jakimś innym cytrusem).
Senatorka poszła na licytację z całą swoją porywająca historią, która wszystkich śmieszyła i teraz kosztowała już 500 kredytów!
Więcej kosztowały kapcie które podobno Trax gdzieś kiedyś zostawił i ktoś je wziął.
Było to trochę jak osobisty policzek dla Sisca.

W pochmurny dzień.
Gdy szary cień.
Przesłoni barwy świata nam.
Odezwij się, przywołaj mnie.
Tak bardzo nie chcę zostać sam.
W bez gwiezdną noc.
Gdy ciemna moc.
Odbiera każdą radość nam.
Odezwij się, przywołaj mnie.
Tak bardzo nie chcę zostać sam.


Widzę okręty morską głębinę.
Perły ukryte na samym dnie.
Świetliste kręgi po których płynę.
Aby odnaleźć przeszłości cień.
Tajemne przejścia sezamu bramy.
Dzielnych rycerzy zaklęty czas.
Wszystko jak dawniej jak w bajkach mamy.
Gdy wielki spokój otaczał nas...



Wygląd Sisca nadal szokował, choć już znacznie mniej niż kiedyś. Z reguły szybko się przyzwyczajano, ale jeszcze kilkanaście minut temu wejście na scenę wielkiego cyborga którego widziało się jako czołg, zasiało okolicę milczeniem. Tak się zaczynają filmy katastroficzne.
Ale Moc jest przewrotna i tym razem tak zaczął się, lub kontynuował się – bo nie był on tu pierwszy – koncercik na rzecz szkoły.
Hasupidona za każdym razem takiej reakcji czuł zażenowanie, ale szybko mu przechodziło. Musiał do pewnych rzeczy się przyzwyczaić. Choć jak tylko mógł próbował ocieplić swój wizerunek – zmienił kolor pancerza na stalowy błękit, na nogach nosił charakterystyczne jeansowe „podkolanówki” i przeważnie jakąś bandamkę na działku. Kolorową, trochę hipisowską.

Weź mnie ze sobą do kraju baśni.
Pójdę za tobą gdy szepniesz – zaśnij...


Piosenka się skończyła, artysta się ukłonił. Podniosły się brawa, może nie spazmatyczne, ale na pewno z zadowolenia występem. Nawet się kilka pań popłakało.
Rozmowa z Sisciem na scenie trwała może 10 minut, podczas których zapytano go o szkołę, to Sisco się jakaś anegdotką podzielił. Głos miał miły, wypowiadał się ciepło i spokojnie. Prowadzący go poklepał po działku. Zrobiło się fajnie i przyjacielsko.
Następny w kolejce do sceny był wynajęty kabareciarz. Hasupidona ukradkiem wymknął się poza zasięg gapiów, którzy teraz gapili się na coś innego i jedli kiełbaski ze sztucznego grila. Nie uciekał. Nic mu się tam nie działo, ale nie chciał dalej uczestniczyć w festynie. Sam nie wiedział, dlaczego, ale czuł już się gwiazdą na tyle, ze się nie zastanawiał. Nie chcę, to nie, i tyle.

Cho'da - 2014-01-05 12:15:11

Cho'da przebywał na Coruscant już od ponad tygodnia, ale nie było dnia by nie doznawał jakiegoś mocnego szoku kulturowego. W końcu wychował się na niezbyt zaawansowanej technologicznie planecie, w dodatku wśród rasy która na widok jakichś nowoczesnych wynalazków rzuca w to włócznie i zaklina się na bogów, by to spłonęło. Uroki planety Wayland... Jednakże Cho'da nie był aż tak zacofany jak jego bracia. Dzięki naukom pobieranym u pewnego rycerza jedi nabrał więcej ogłady, zdobył wiedzę, a później opuścił ojczystą planetę, by ze swoim nowym mistrzem szkolić się w ścieżkach Mocy. Ras'ul stopniowo wdrażał go w niuanse galaktycznej cywilizacji, dlatego odwiedzali raczej nic nie znaczące, rolnicze planety, jednak z każdym nowym światem uczył się on czegoś nowego i oswajał się z cywilizacją. Lata mijały, Cho'da swobodnie czuł się już w wielkich miastach, ale to nie przygotowało go na szok jakim był przylot na Coruscant.
Początkowo uznał tą planetę za całkowicie martwą. Bo jak to tak? Żadnych lasów, gór, rzek, jezior! Nic! Wszędzie tylko stal i beton, stal i beton. Górne poziomy oszałamiały pięknem i rozmachem, ale im niżej tym gorzej, a najniższe poziomy to już w ogóle ciemny rynsztok. Nie podobało mu się, chciał odlecieć. Ale przeczucie mu mówiło by pozostał. Więc pozostał i zaczął badać tą planetę. I z każdym dniem uczył się czegoś nowego, bywał w miejscach o których by mu się nie śniło. I widział już serce tej planety. Nie była to natura, jak w przypadku Wayland. A ludzie, którzy mimo kiepskiego losu nie załamywali się i dalej walczyli o lepsze jutro. Ale nie była to walka z wrogiem zewnętrznym, ale głównie wewnętrznym. No i z losem, który wcale większości osób nie oszczędzał. A to było fascynujące. I tak Cho'da podróżował, obserwował, pomagał, uczył się i sam nauczał czegoś. Był takim podróżnikiem, pielgrzymem. I dzisiaj zawędrował do szkoły specjalnej, gdzie odbywał się jakiś festyn czy coś. Pośród jego ludu nie znano szkół specjalnych. Osoby niedostosowane po prostu ginęły - to była siła natury, selekcja naturalna. Tylko silni przetrwają. Ale tutaj? Społeczeństwo pomagało takim osobom, by mogli żyć i się rozwijać. Wspaniałe.
I tak Cho'da znalazł się tutaj, przeciskając się między całkowicie nieznanymi mu osobnikami, ubrany tylko w swój zwykły płaszcz z kapturem. W pewnym momencie jakiś cyborg zaczął śpiewać, całkiem ładnie z resztą, więc stanął sobie z boku i słuchał. Jednak nie odleciał całkiem. Dostrzegł przed sobą małą dziewczynkę podskakującą by zobaczyć co się dzieje na scenie. Podniósł wiec ją i posadził ją sobie na barkach by mogła patrzeć w spokoju. Drobny uczynek, drobny gest... Cho'da uważał to za jeden z elementów walki z Ciemną stroną. I nie chodzi tutaj o spektakularne pojedynki na miecze świetlne czy walka na wojnie. Ale o takie drobne, dobre uczynki, propagujące uprzejmość.
I tak, stał sobie pośród ludzi z dziewczynką na barkach, rozmawiając cicho z nią, nawet gdy koncert się skończył. Ale znowu ktoś występował i znowu było co słuchać i co oglądać.

Sisco Hasupidona - 2014-01-05 12:33:22

Dziewczynka jak to dziewczynka, zresztą na Coruscant wszelkiej różnorodności było tyle, ze się nie bała „dziwnego obcego”, była tez bardzo otwarta więc na pewno nie krzywdzona.
- To Sisco – mruknęła w pewnym momencie. Widać Sisca tez się nie bała.
W mocy czuć było, ze ta maszyna to nie robot. Że coś tam w nim żyje, trochę wbrew prawom natury, lub – jest podtrzymywane przy życiu. Nie specjalnie szczęśliwe, ale i nie zrozpaczone. Tak po prostu, jak każdy. Ale potem odszedł i znikł, nie było go jakiś czas. Inny artysta zajął jego miejsce i rozśmieszał niewielki zgromadzony pod szkoła tłumek. Międzyczasie obok na ekranie pokazywano przebieg licytacji.
Znowu kilka minut minęło i znów pojawił się tamten głos. Głos Hasupidony, ale już między nimi, w zupełnie prywatnej rozmowie. Wrócił.
- Ja się chyba pochlastam...
-Co?
– zapytała druga osoba.
-Statek mu się zepsuł... znowu... i dziś nie zawiezie. Na lawetę czeka.
-To zadzwoń do StoLinu, chcesz numer?
-Czterocyfrowy? To numer czy cena? Nie stać mnie na StoLin, ja jestem... jestem...
– Sisco mówił emocjonalnie, by w kulminacyjnym momencie z westchnieniem urwać napięcie. Jakby teraz na niego spojrzeć, ujrzałoby się ze stoi naprzeciwko jakiegoś faceta i opuszcza łeb.
-...bo ja jestem kurde biedny! – to miało oznaczać ze nie ma kasy. Bo nie miał, choć się innym wydawało ze taki śpiewak co go czasem w  radiu słychać to musi na kasie spać. Jak Trax. A tymczasem Sisco nadal u mamusi mieszkał. Do opłat się dokładał, spłacał kredyt, opłacał studio, pracowników, inne pierdoły, raz w miesiącu poszedł do kina i po dochodach.

Cho'da - 2014-01-05 12:47:50

- Rozumiem. A kto to jest ten Sisco?
Dopytał się, bo po prostu nie wiedział. Na Rubieżach w ogóle go nie znano, tam to całkiem inny świat był, inne problemy, inne znane osobistości itp. Każda planeta miała swoich bohaterów i swoich celebrytów. Z resztą, ich też nie znał bo się po prostu nie interesował. A tutaj też za specjalnie się nie interesował tym tematem, ale skoro posłuchał jego występu, to wypadałoby chociaż poznać nieco tego artystę. Z resztą, bardzo nietypowego. Cyborga rozpoznał od razu - wiadomo, Moc pomaga. Jednak wyglądał bardzo nietypowo, bo większość (a raczej wszyscy inni) znanych mu cyborgów jednak ma bardziej humanoidalny wygląd.
A potem Sisco zniknął a Cho'da nie rozglądał się za nim, skupił się na występie, przy okazji rozglądał się po stojących obok osobach, studiował ich zachowanie.
A potem usłyszał rozmowę i się obejrzał w tamtą stronę. Trochę się zdziwił widząc tak wielkiego cyborga z bliska. I chyba miał jakieś drobne problemy finansowe. Trochę go to zainteresowało, bo może będzie mógł jakoś pomóc?

Sisco Hasupidona - 2014-01-05 12:56:38

- To on – dziecko pokazało na scenę. Niestety było to jeszcze tylko dziecko. I pokazało kiedy Sisco był już na scenie. Teraz przenieśmy się w czasy obecne, czyli jakieś 20 minut później. Dziewczynka zapewne zajęła się już swoimi bardzo ważnymi sprawami a Sisco pojawił się w okolicy.
Bardzo bliskiej. Miał do Cho'dy może ze dwa kroki, czyli trzy, cztery metry, bo jego krok mierzy się inaczej. Rozmowa się urwała, widać rozmówca nie za bardzo wiedział jak zareagować. Mruknął w końcu „oj tam, jutro pojedziesz”. Sisco zaś – chyba tez zauważył Cho'dę. Jak każdy mieszkaniec Coruscant był przyzwyczajony do różnorodności, więc nie rasa zwróciła jego uwagę,a  szata. Trochę jakby dżedajska. Nie odwrócił się i nie „popatrzył” w rozumieniu zwyczajowym. Ale miał oczy po bokach. Wiec normalnie patrzył podczas kiedy łeb miał w  inna stronę.
Czuć to było w mocy. Takie „nastawienie uszu”. Po prostu widać – ze zauważył i że obserwuje. Jego uwaga się krystalizuje, skupia i zacieśnia wokół wybranej osoby.

Cho'da - 2014-01-05 13:12:39

I wyczuł to zainteresowanie jego osobą. Moc w zasadzie stanowiła taki szósty zmysł... i siódmy, czasem i ósmy. Stanowiła wielkie ułatwienie, jednak wymagany był wyćwiczony umysł, ponieważ taki zalew informacji płynący ze wszystkich stron bardzo łatwo mógłby prowadzić do migreny - przynajmniej w najlepszym wypadku. W takim tłumie Cho'da musiał ograniczać swoje zmysły, ale wyłapał to zainteresowanie płynące ze strony Sisca. Nie wiedział jednak czym to jest spowodowane, ale obstawiał że to może kwestia rasy, lub szaty, bo zdawał sobie sprawę z tego, że podobna jest do płaszczy jedi.
Po minucie czy dwóch spojrzał w kierunku cyborga i uśmiechnął się na swój sposób, po czym położył prawą rękę na piersi i pokłonił się odrobinę w wyrazie szacunku wobec jego osoby. Przy okazji dawał znać, że zorientował się, że Sisco go obserwuje. Ale nic też z tym nie robił. Każdy ma prawo patrzeć gdzie chce i myśleć co chce.

Sisco Hasupidona - 2014-01-05 13:23:39

Wszystko to dało się wysondować tym siódmym i ósmym zmysłem. Ale jak ktoś był bardzo dobrym obserwatorem, to i wystarczy własny intelekt. Był młody, ciekawski, to było w nim naturalne, proces poznawania świata cały czas w rozkwicie. Miał więc naturalna potrzebę by to co nowe oglądać i poznawać. Tym bardziej ze jego świat był bardzo malutki, mimo wizyt  na kilku planetach. Sisco nigdy nie nadrobi braków rozwojowych. Tym bardziej ze – druga obserwacja – od kiedy wzięli się za niego spece od marketingu z Dickiem Jonesem na czele, był uczony według zasady „nie rusz psa to cię nie osra”. Jak coś jest obce, nie znasz, nie jesteś pewien, to na wszelki wypadek nie rusz, nie dotykaj, nie podchodź, nie rozmawiaj i najlepiej nie patrz w tamtą stronę, odejdź, bo źle coś i będzie AFEEERA  ze jebut twój kredens.
I tak by prawdopodobnie było – by popatrzył, i zaraz myk-myk – nie ma. Uciekł by.
Ale tu – szata go przytrzymała na trochę dłużej, a i sam ruch Cho'dy sprawił,z e już uciec nie można, bo już został „złapany” - przywitany i kontakt się rozpoczął.
Toteż i Sisco dał znać ze jest w kontakcie. Ustawił się przodem, ale lekko na ukos. Odstawił no0gę do tyłu. Przygiął kolano, łeb nieco do dołu. Sam się ukłonił i mruknął – co było oddaniem uśmiechu. Wymiana grzeczności. I obserwacja., teraz to już Cho'da znalazł się na tacy, poddany siscowej analizie. Teraz każdy jego ruch, gest, grymas, zmrużenie oczu, zafalowanie szaty – teraz wszystko ma znaczenie dla tego stworzenia wygłodniałego sensorycznie przez wcześniejsze kasowanie jego doświadczeń życiowych.

Cho'da - 2014-01-05 13:43:39

Członkowie plemienia Cho'dy również wyznawali podobną filozofię i podobnych porad i jemu udzielano. Ale wszystko zmieniło się, gdy poznał swego mistrza Ras'ula, który wpoił mu większą otwartość umysłu. I jego podejście do życia było całkowicie odmienne od tego prezentowanego przez pozostałych myneyrshów - gdy widzisz coś nieznanego i obcego to podejdź, zbadaj, dotknij, porozmawiaj. Nie uciekaj, bo strach przed nieznanym jest oznaką zamkniętego umysłu. Możliwe, że było to bezpieczniejsze rozwiązane, ale zdecydowanie nudniejsze i ograniczające. Wiele cudów galaktyki może przemknąć obok nas w sposób niezauważony.
I tak rozpoczęło się obserwowanie, które przez kilka pierwszych chwil było nudne, bo Cho'da zachowywał się jak zwyczajny obywatel. Jednak w końcu postanowił on zapytać o co chodzi. Przesunął się więc w jego stronę i po raz kolejny pokłonił mu się lekko.
- Przepraszam, że panu przeszkadzam, jednak nie uszedł mojej uwadze fakt, iż obserwuje mnie pan ukradkiem. Czy mogę w czymś pomóc? Uczynię to z chęcią, o ile prośba ta mieścić się będzie w granicach moich możliwości
Odezwał się grzecznie, z bardzo silnym obcym akcentem, wyróżniającym się na tle powszechnego coruscańskiego. A to znaczyło, ze był przybyszem z poza planety i nie spędził tutaj zbyt wiele czasu, bo by już łapał pewne naleciałości.

Sisco Hasupidona - 2014-01-05 13:52:43

W przypadku kogoś kto robi karierę w przestrzeni publicznej, jego samorozwój jest kwestią stodwudziestoósmo-rzędną. Wszystko naokoło jest ważniejsze, a najważniejsze – bądź taki by ci nikt nie miał co zarzucić. Sisco często łamał te zasady, bo był Sisciem, i między innym,i dlatego tak wolno zdobywał popularność.
Kolejna reakcja obcego zaś wyraźnie Sisca zaskoczyła i wywołała reakcję obronno- ucieczkową.
Wcześniej po „przywitaniu' najwyraźniej uznał ze teraz zacznie się jakaś rozmowa, ale nie zaczęła się,a  uwaga Sisca została zinterpretowana jako tak zwane gapienie się, i łatwo się domyślić dlaczego – bo facet był „trochę inny”.
Kiedy się zbliżył, sam Sisco odrobinę się cofnął.
- Nie, nie, bardzo przepraszam, Wypatrywałem kogoś. Ładny wzorek... – i do tyłu. Jeśli Cho'da chciał nawiązać z Siscoem kontakt, to popełnił błąd. Ale chyba nie chciał, to tak samo wyszło i pewnie zaraz samo odejdzie.

Cho'da - 2014-01-05 14:14:13

W przypadku jedi samorozwój stał właściwie na podium jeśli chodzi o miejsca w hierarchii. Od najmłodszych lat każdemu adeptowi wpaja się pragnienie rozwijania własnych umiejętności oraz nieustającą chęć zdobywania wiedzy. Bo im silniejsi jedi tym Zakon stawał się silniejszy.
Reakcja Sisca trochę zdziwiła Cho'dę, bo nie spodziewał się czegoś takiego. Założył, że skoro jest artystą to cechuje go pewna żywiołowość, otwartość i chęć poznawania otoczenia. Tak więc jego obecne zachowanie nieco kłóciło się z tą "wizją" jaką sobie umyślił.
- Och najmocniej przepraszam, mój błąd. Nie będę już więc zajmował panu cennego czasu... a przepraszam, jeszcze wtrącę, interesujący występ. Podobał mi się. Życzę więc dalszych sukcesów
Pokłonił się po raz kolejny i odwrócił się by obserwować to co się dzieje na scenie. Cho'da nie nalegał ani też nie narzucał się nikomu. Uznał nawet, że po prostu odniósł mylne wrażenie przez ten zgromadzony tłum.

Sisco Hasupidona - 2014-01-05 14:21:14

Sisco był chętny do zawierania znajomości, ale też trochę życie go nauczyło ostrożności, bo jednak wyglądał jak wyglądał i nie zawsze się dało być żywiołowym. Starał się więc wchodzić w robienie wrażenia typu: jestem spokojny, przewidywalny, bezpieczny. Żywiołowość i życiowy entuzjazm zostawiał dla przyjaciół.
Całe jego życie było jednym wielkim urabianiem i wykrzywianiem go na wszystkie strony.
Nie bez jego winy, ale z logicznego punktu widzenia był dwuletnim dzieckiem.
- Dziękuje, jest mi bardzo miło – odparł sympatycznym głosem. Miał lekki problem z rozumieniem tego gościa. Mówił z silnym akcentem i jego moduł tłumaczący trochę wariował, wstawiał dziwne znaki w tekst.
Sam tez się lekko „skłonił” i oddalił się. Bardzo go ten osobnik zainteresował, zaintrygował, chętny był go „obwąchania”, ale już mu wpojono że nie zawsze „chce” a częściej „bo tak należy”, i odszedł, na przekór sobie, ale cóż poradzić, życie w wielkim mieście jest dziwne.

Cho'da - 2014-01-05 14:29:09

Uśmiechnął się jeszcze na pożegnanie a potem się po prostu oddalił, chcąc przyjrzeć się innym występom i poobserwować inne osoby. Ciekaw był w jakim kierunku rozwinie się ten "festyn". Dostrzegł też licytację i tym się zainteresował, pozostawiając Sisca samego. Nie chciał mu się narzucać swoją osobą.

Leri - 2014-01-05 14:36:06

Kilka minut po odejściu Cho'dy w okolicy pojawiła się Leri. Moc jej sprzyjała, bo pojawiła się tutaj akurat gdy Sisco rozpoczynał swój występ, wiec mogła w spokoju go posłuchać. Jednak gdy chciała z nim porozmawiać to on gdzieś sobie poszedł, jednak miała nadzieję że za chwilkę gdzieś się pojawi. Zaczęła więc kręcić się to tu to tam, korzystając z wolnej chwili. Ostatnimi czasy miała na prawdę mało czasu, ilość obowiązków bywała czasem przytłaczająca. Nie miała czasu by wyskoczyć sobie na miasto na kawę i plotki. Zajmowała się szkoleniem Mini, poza tym co chwilę otrzymywała jakieś zadania od Zakonu. Nie były to misje o wadze międzyplanetarnej, tylko prostsze zadania. Czasem pomagała mistrzowi Kharowi, innym razem miała za zadanie rozstrzygnąć jakieś spory pomiędzy senatorami, zaś innym razem pojawiały się problemy po przeciwnej stronie planety. I tak w ciągłym biegu się znajdowała i nie miała czasu by odwiedzić Sisca. Na szczęście w końcu jej się udało i teraz go szukała. Niby łatwo go było wypatrzeć w tłumie, ale jednak zajęło jej to kilka minut.
- Cześć Sisco!
Usłyszał gdzieś z boku i z tłumu przecisnęła się znajoma zabraczka, uśmiechająca się do niego. Ubrana była w zwykłe spodnie i koszulkę z - uwaga - wielkim wizerunkiem Sisca. Trochę takich koszulek krążyło po sklepach.
- Wspaniały występ.

Sisco Hasupidona - 2014-01-05 14:47:02

Po ruchach Sisca widać było ze coś się emocjonalnego w nim dzieje, ale nikt się nie domyślał, ze to niezaspokojona ciekawość, naturalny proces psychologiczny zatrzymany wpojonymi zasadami, tak próbuje wydostać się z ciała. Poruszał się wydatnym, energicznym „truchtem' po obrzeżach, granicach tego pikniku, żeby nikogo nie podeptać. Przy grillu go złapali na kilka minut rozmowy, ktoś zdjęcie zrobił. Zaproponowali kiełbaskę, choć znali odpowiedź (i nie wypomnieli mu parówek, cóż za takt!), i po tym dalej Sisco sobie ruszył, tym razem bardzo powoli. Leri też z boku zobaczył. Nie usłyszał. W gwarze jego moduł się wyłączał, a on miał bardzo słaby słuch. Za to był świetnym obserwatorem i wielokrotnie sprawiał wrażenie ze normalnie reaguje jak słysząca osoba, a on po prostu tak obserwował i umiał się do tego odnieść.
Tu było identycznie. Leri zawołała, to się Sisco natychmiast zatrzymał, klapki w mózgu zaskoczyły, odwrócił się z dobrze znanym mruknięciem używanym do pozdrawiania „swoich”.
Ale kiedy zobaczył koszulkę to dopiero go zatkało. Nie wiedział co powiedzieć, ale już się zaczęło to poćwierkiwanie które u niego oznaczało śmiech – zupełnie niekontrolowanie, podczas kiedy już mózg zaczął robić sto rzeczy naraz w tym 99 pod temat „o rany, jestem bardzo zaskoczony”.
- cześć. Mówisz o tym gościu z koszulki? Raczej średni jest. – ale słychać było w głosie ze się cieszy. I to ćwierkanie. Siscowi Leri strzeliła gola w samo serce. W dobrym sensie. Ujęty był.

Leri - 2014-01-05 15:07:24

- Mówisz? No nie, nie mów że na darmo zdefraudowałam aż 59,99 z funduszy Zakonu? James mnie za to powiesi!
Najpierw pociągnęła koszulkę do przodu by lepiej widzieć wizerunek Sisca na niej a potem parsknęła śmiechem. Koszulkę wybrała specjalnie by mu pokazać, że mimo braku czasu to jednak nie przestała go lubić i dalej interesowała się tym co tam u niego słychać. Po chwili puściła materiał i już spojrzała na całościowy obraz Sisca.
- Wyglądasz świetnie, życie sceniczne ci służy.
Uśmiechnęła się. Ona sama aż tak bardzo się nie zmieniła, ta sama twarz, ten sam nieład na głowie przerywany epizodami ze starannie przygotowana fryzurą (ale to rzadkość) no i dalej pozostała jej niechęc do obnoszenia się z szatami Zakonu. No i dalej nie miała miecza.
- Przejdziemy się? Opowiesz co tam u ciebie słychać... no i powiesz mi, czy Mini ma zadatki na artystkę estradową. Tylko pamiętaj, Zakon ma pierwszeństwo! Inaczej złożę ci pozew za podkradanie mi uczennicy
To oczywiscie było żartobliwie powiedziane.

Sisco Hasupidona - 2014-01-05 15:21:51

Bardzo Siscowi było miło, choć był świadom ze to nie on rozprowadza te koszulki,a  ktoś po prostu wykonuje takie na zamówienie. Pewnie na jedyne w galaktyce zamówienie Leri, bo kto by chciał Sisca nosić na sobie. W tym przypadku – bardzo miło i długo nie przestawał ćwierkać. Zrozumiał przesłanie.
Nagle zdał sobie sprawę, ze nie widzieli się (na własne oczy) od półtora roku. Jak Sisco poleciał w świat, tak się urwał. Ale wcale nie czuł się dziwnie, wręcz przeciwnie – cieszył się. Oglądał Leri jak zawsze lekko odsunięty by lepiej widzieć.
- Dzięki, powiem gościom od wizerunku. Ucieszą się! – u Sisca z wyglądem było tak sobie. Czy on mógł w ogóle dobrze wyglądać? Na metalu nie widać zmęczenia, skutków chorób, czy dbania o siebie. Tylko co się udało przykleić na zewnątrz do skorupy by jakiś efekt uzyskać.
- tyle komplementów, ze aż zaraz zmienię kolor... A ja jak ciebie zobaczyłem to aż mi się system zawiesił bo to chyba trochę nielegalne tak dobrze wyglądać... – i mrukniecie. W rzeczywistości jednak jak zobaczył Leri to mu się przypomniało dzieciństwo i kopanie kosza tutaj. Leri i Mac go oduczali.
- jasne, chodź. – propozycja przejścia się była umożliwieniem rozmowy, bo w tym harmidrze musiał się na prawdę bardzo starać by rozumieć co się do niego mówi. Ale już po kilku krokach robiło się spokojniej i śmiechy z monologów kabareciarza dochodziły nieinwazyjnie z oddali. Teraz znów, jakby na nowo popatrzył na Leri na tle zwykłej szarej, jakże mu bliskiej ulicy Galactic City.
- U mnie... w sumie to co gazety piszą. – ale to dziwne – pomyślał. Każdy może wiedzieć, co u mnie. Oczywiście najważniejsze fakty. Ale o czym rozmawiać po półtorarocznym nie widzeniu się? Tylko o faktach. Najbardziej kolorowe smaczki wyciąga się już po ogarnięciu tych wszystkich ceremoniałów wstępnych. I Mini była właśnie do tego najlepsza. Mistrzynią była.
- Mini... wiesz, jak zechce. Ja jestem przykładem na to ze karierę estradową to wszystko może zrobić. Każdy. – nie trzeba mieć talentu, wyglądu, słuchu, natchnienia. Trzeba w odpowiednie ręce trafić. No i mieć na tyle dobry charakter by tego nie popsuć.

Leri - 2014-01-05 15:42:17

No niestety, czas szybko leciał, oboje podróżowali po różnych zakątkach galaktyki. Sisco ze swoimi koncertami a Leri z Mini na rozkaz Zakonu. Gdzie były potrzebne tam leciały - w pewnym sensie nie decydowały o swoim losie. Po części robiła to Rada. Oczywiście mogły się nie zgodzić na coś, ale musiało to mieć odpowiednie uzasadnienie. Inaczej pojawiały się nieprzyjemne konsekwencje.
- Skoro to ich zasługa to znaczy, że odwalają kawał dobrej roboty
Odpowiedziała rasowym coruscańskim akcentem. W końcu wychowała się na Coruscant i mówiła jak każdy mieszkaniec tej planety. I w zasadzie gdyny nie malunek na twarzy to by niczym się nie wyróżniała.
- Zarumienisz się? Czekaj, poszukam farby w spray, ułatwię ci to
Odpowiedziała lekko a w odpowiedzi na jego komplement tylko się uśmiechnęła.
- Dzięki. Wiesz, codziennie medytuję to może Moc mnie konserwuje.
Przejscie do spokojniejszej części powitała z ulgą, bo jednak w takim hałasie ciężko się rozmawia, nawet gdy ma się dobry słuch. A w spokojniejszym miejscu przyjemniej też prowadzić rozmowę.
- No tak, czytałam parę artykułów, ale nie wszystkie. Wolę jednak jakbyś sam opowiedział co słychać
Wiadomo, w gazetach opisują tylko część faktów, inne przeinaczają by pasowało do tezy danego artykułu. Całej prawdy nigdy się z tego nie wyciagnie.
- Nie bądź aż taki skromny, nie każdy bo co chwilę pojawiają się jakieś nowe "gwiazdy" muzyki a po kilku tygodniach znikają ze sceny. A ty się nieźle trzymasz.

Sisco Hasupidona - 2014-01-05 15:53:07

Zrobiło się spokojniej, tylko woń wędzonej kiełbachy odchodziła powoli bo została na Siscu. Dla niego to nie pachniało apetycznie. Zupełnie neutralny zapach.
Znowu zamruczał tym sposobem który oznacza uśmiech.
- Trzymam się, ale raczej nie dlatego ze mam talent. – nie miał talentu – wielokrotnie to usłyszał. Ciekawy, ale nie ma talentu. To, co miał, to wypracował. I chyba trzymał się bo utrzymywał dobre stosunki ze starymi gwiazdami które „odgrzewał”, był nietypowy bo nie pokazywał gołej dupy i inaczej wyglądał. I przemawiał do widowni która używa mózgu.
- z tego czego gazety nie wiedza i mam nadzieje ze się nie dowiedzą przed czasem, to się ciągle uczę do egzaminów i wciąż mi się wydaje ze jestem głupi i nic z tego nie będzie... – o tak, Sisco nie był przyzwyczajony do uczenia się, bo miał mózg zespolony z komputerem ze stałym własnym dostępem do holo. Kilka sekund i już wszystko na dany temat wie.
Zaczął grzebać noga w płytkach chodnikowych, jakby chciał jakaś wyjąć. Mógłby, bardzo się wysprycił, poza tym miał zrobione modyfikacje w stopach i palce mu się stykały ze sobą na całej długości. Miał więc pogłębioną „chwytność” i potrafił niektóre rzeczy złapać. To mu bliższe było niż „rączki” które się nie przyjęły.
Ale teraz mu ta czynność pomagała myśleć.
- I niedawno ze szpitala wyszedłem, mam ścisłą dietę bo moja krew topi się w syntetykach... a u was co? Ktoś gadał w radiu ze będą świątynie odbudowywać...

Leri - 2014-01-05 16:13:40

- Ale ciężko pracujesz i to zasługuje na uznanie. Jest też wiele utalentowanych osób, które marnują swój potencjał przez lenistwo
Może i Sisco faktycznie talentu nie miał, jednak cały czas nad sobą pracował i to dawało efekty. Bo jednak był rozpoznawany, popularny (może nie mega popularny ale na pewno znany) i na każdy jego kameralny koncert przychodziło sporo osób. A to już coś znaczyło.
- To akurat normalna reakcja, każdy w chwili frustracji uważa że jest głupi bo nauka czegoś przychodzi mu z trudem. Nie jesteś węc odosobnionym przypadkiem
Poklepała go po boku w geście wsparcia. Taie stałe korzystanie z holonetu wiele ułatwiało i faktycznie Sisco nie musiał się uczyć by zdawać. Jednak to już by było pewne oszustwo, bo egzaminy sprawdzają wiedzę danej osoby, a nie umiejętność korzystania z holonetu.
Leri z ciekawością oglądała stopy Sisca, bo zauważyła pewne zmiany. W końcu długo się nie widzieli i dla niej to była nowość.
- No niestety, na żywność trzeba uważać, sporo w niej konserwantów. A co u nas?
Urwała na chwilę by się zastanowić. Położenie Zakonu i Jedi było trudne ale nie tragiczne. No i co chwilę sytuacja się zmieniała, więc trudno ją w ogóle opisać.
- Świątyni na pewno nie odbudują, nie w najbliższym czasie. Z resztą mamy dom na Tythonie i tam się teraz Zakon mieści... Poza tym to co zwykle, Sithowie tu, rebelianci tam, buntownicy gdzie indzie, do tego wojskowi, politycy, niechętna ludność. Jeden wielki bajzel który trzeba ogarnąć.

Sisco Hasupidona - 2014-01-05 16:28:27

Znowu  było mu bardzo miło, bo rzeczywiście – ciężko pracował, robił coś co dla niego było bardzo trudne i dawało to jako taki sygnał zwrotny.
Za wsparcie w postaci nie tylko poklepania ale i pokrzepiających słów podziękował znowu pomrukiem, tym razem innym, oznaczającym właśnie podziękowanie.
Stopy Sisca mimo tych zabiegów niespecjalnie się zmieniły, bo to co zrobiono, było umieszczone wewnątrz. Ale – podkolanówki miał, sympatyczny element desingu, od palców, az po kolano, z boku zapinane na zamek i na sprzączkę, opinały całą „łydkę”. Miał jeż z boku nową grafikę – z bliska tylko było widać, a Leri była blisko – coś jakby coś go postrzeliło, rozerwało pancerz, a spomiędzy powykręcanych jak po strzale, osmalonych strzępów metalu widać było jakby żywe „ciało” Sisca, składające się ze ściśniętych ze sobą napisanych wysoką czcionką słów: miłość, przyjaźń, honor, wierność, patriotyzm – i inne hasła dla niego ważne.
Miał taki komfort ze jego „tatuaże” nie były na zawsze. Mógł więc sobie zrobić wszystko bez konsekwencji na przyszłość.
- I tak o... – podjął streszczenie słów Leri. Tęsknił za Coruscant. Przybył tu i stwierdził, ze się wcale nie cieszy. Nieprzyjemne uczucie.
- Ale złapaliście sitha. – trzeba trochę poplotkować teraz. Podczas swojego tournée po planetkach które odwiedził, tylko na Alderaanie był wyczuwalny strach przed sithami. I dlatego się o nich nie mówiło. Na pozostałych jakoś tak mniej. Wojna je jakoś szczęśliwie oszczędzała.

Leri - 2014-01-05 16:45:52

Wszystkie te zmiany zauważyła i ogólnie jej się spodobały, sympatycznie to wszystko wyglądało. Dobrze też, że eksperymentował ze swoim wyglądem, no i ludzie widząc takiego bardziej "oswojonego" Sisca pewnie reagują łagodniej.
A gdy Sisco wspomniał o sithcie to jej samopoczucie się nieco pogorszyło.
- No nie bardzo, sam się oddał w nasze ręce.
I teraz go James chce wypuścić. Leri nie była odosobniona w przekonaniu, że to czyste szaleństwo. Ufała w mądrość mistrza, ale jedna... wypuścić sitha na ulice Coruscant? Jeśli prasa się o tym dowie... Zakon zostanie zjedzony żywcem przez wszystkich i chyba po raz pierwszy przeciwnicy i zwolennicy Jedi się zgodzą - no oszaleli po prostu.
- Słyszałam, że się z nim kontaktujesz. Uważaj Sisco, Sithowie są bardzo niebezpieczni. Są mistrzami podstępu i nigdy nie można mieć pewności co do ich prawdziwych zamiarów
Leri przeżyła raz atak sithów na planetę, na której przebywała z mistrzem. To było straszliwe doświadczenie i ledwo uszła z życiem z walki. Widziała do czego zdolni są Imperialni...

Sisco Hasupidona - 2014-01-05 16:58:16

- Niezły wałek, conie? – to był komentarz odnośnie samego faktu ze się oddał w ręce jedi. To był jeden ze sztandarowych absurdów. Prędzej mu tu kaktus wyrośnie, lub właśnie prędzej Sith dla jedi racje przyzna.
I proszę.
Dla samego Sisca temat był bardzo trudny. Miał bowiem świadomość i wiele razy mu przypomniano,ze to sithowie zniszczyli mu życie, okaleczyli go, skazali, to przez nich późniejszymi drogami przyczyn i zdarzeń doszło do tego ze żyje teraz w tym ciele a kilkunastu lat wcześniej nie pamięta i nigdy sobie nie przypomni.
Ale właśnie przez to ze nie pamiętał – nie potrafił wzbudzić w sobie jakiejś szczególnej wrogości. Tak jakby – nie obchodziło go. Miał o to do siebie pretensje. Ale nie rozwiązywało się.
- Wiesz, nie żebym nie doceniał, bo nie docenić wroga to najgorsze co można zrobić, czy jakoś tak, nie pamiętam tych mandaloriańskich porzekadeł, ale wiesz, on mi tak... bardziej na frajera wygląda niż na mordercę... – to już tak cicho powiedział, jakby nie był pewien czy aby jakiegoś aplauzu nie wywoła, czy wygwizdania. Nagle miał wrażenie ze wszystko ma uszy i go słucha.
- Jakoś nie wyobrażam go sobie w prawdziwej walce...

Leri - 2014-01-05 17:11:02

- Tak, niezły wałek
Powtórzyła za Sisciem, nie do końca rozumiejąc co oznacza ten młodzieżowy zwrot, ale domyślała się jego ogólnego sensu. I faktycznie, było to bardzo dziwne. Szokujące wręcz. I dlatego śmierdziało podstępem i to na kilometr w dodatku. Przynajmniej dla niej. I może James miał jakiś plan, który miał ten podstęp przejrzeć?
- To się nazywa podstęp Sisco. Widziałam jednego mistrza, który potrafił przy pomocy iluzji zamaskować swój wygląd tak, że wyglądał na zwykłego bezbronnego staruszka. Mówił jak on, zachowywał się jak on a gdy nikt się nie spodziewał to Puf! Nagle jest mistrzem jedi i w kilka ruchów kłądł wszystkich na łopatki
Gdyby Leri nie wiedziała jak bardzo dzięki Mocy można manipulować rzeczywistością to by przyznała Siscowi rację. No taki trochę frajer. I zawsze sobie przypominała mistrza Havesha, który raz przeprowadzał takie szkolenie dla innych jedi. Chciał pokazać, że mistrzowie Mocy dzięki niej potrafią ukryć swoje intencje oraz siebie samych pod płaszczykiem iluzji. I to samo mógł robić Braian. Mógł udawać i czekać na moment do ataku.

Sisco Hasupidona - 2014-01-05 17:19:55

Ktoś mu już kiedyś ta historyjkę o mistrzu opowiedział, no ale to był mistrz jedi, u sithów to by musiał być jakiś potężny lord,a  potężny lord... jemu w ogóle do buźki Braiana nie pasował. Hasupidona wydał dźwięk który bardzo trafnie kojarzył się ze wzruszeniem ramionami. Samo „wzruszenie ramion” tez potrafił wykonać ale wyglądało to bardziej jak przeładowywanie broni, więc tego nie robił, nawet przy swoich.
- Nie składa mi się to wszystko. Bardziej byłbym skłonny uznać, ze nagrabił sobie u sithów i przyleciał do jedi pod spódnicę. No ale ja nie specjalista. – tak tylko myślał na głos. Bo w towarzystwie swoich cywilnych przyjaciół nie poruszał tego tematu – jeszcze by paniki narobili.
- Mistrz James by powiedział zeby zaufać mocy, to ja zaufam. Ale będę uważał. – zapewnił. Sisco nie był odporny na dobre rady i brał sobie je doi serca.
- Macie nowego jedi?  -przypomniał mu się Cho'da i jego tajemniczy płaszcz...

Leri - 2014-01-05 17:26:26

A właśnie pozory mylą i tutaj Sisco był dobrym dowodem na to. Bez tego ubranka i malunków wygląda jak droid bojowy i to bardzo niebezpieczny. Na pierwszy rzut oka jest niebezpieczną maszyną do zabijania, ale każdy kto go zna wie, że jest łagodny jak nerf. Z Braianem może być odwrotnie, wygląda jak ofiara losu a może być potężnym sithem. Dlatego trzeba postępować w jego przypadku ostrożnie. A wypuszczenie go na wolność to jednak nie ostrożność a kuszenie losu.
- No to jest problem Sisco, nic o nim nie wiemy. Może być kimkolwiek
Podejmowanie jakiejkolwiek decyzji bez znajomości faktów to takie trochę ryzyko.
- No również ufam Mocy i mądrości mistrzów. Wiedzą co robią
Chyba - dodała w myślach. Zaś ostatnie pytanie Sisca wydało jej się... dziwne.
- Co chwilę ktoś zdaje Próby Sisco. Czemu pytasz?

Sisco Hasupidona - 2014-01-05 17:36:30

- Ale mistrz James ma jednak trochę większe możliwości prześwietlenia kogoś. Nie tylko dlatego ze jest mistrzem Jedi. – mistrz James w oczach Sisca mógłby być detektywem. Ze szklanki po herbacie potrafił zrobić rys psychologiczny jakiejś osoby.
Ostatnią rzeczą jaką kiedykolwiek zrobi będzie nie przyznanie racji Jamesowi, więc i teraz będzie go bronił. Choć  -sam by tak na miejscu mistrza nie postąpił.
Wyprężył się i odchylił łeb. Tylko troszeczkę. To wystarczyło by bocznymi oczami objąć tłumek przed szkołą.
- Nie, ten nie wyglądał na takiego po próbach. Charakterystyczny gość w nietypowej szacie. Wysoki, miał trąbkę na twarzy, ostre uszy i dziwnie gadał i miał obcy akcent, tak ze go ledwo rozumiałem.

Leri - 2014-01-05 19:20:27

- Wiem, że znajomość psychologii mu pomaga, jednak... no nie jestem do końca przekonana. Gdyby to był zwykły przestępca. Jednak to Sith
Leri nadal nie była przekonana. Nie, żeby nie wierzyła w zdolności i mądrość Jamesa, jednak gdy tylko myślała o tych wszystkich osobach, których Braian zabił gdy jeszcze służył Imperatorowi. To czy te ofiary nie zasługują na sprawiedliwość? A tymczasem oni ot tak sobie wypuszczają go jak gdyby nic nie zrobił. To był jeden z największych problemów w Zakonie - jak postępować w takim przypadku? Wybaczyć i zwalić winę na Ciemną stronę? Czy mimo chęci naprawy swego życia to skazać kogoś takiego za popełnione zbrodnie?
- Nie kojarzę, mogę zapytać w Enklawie czy nie przybył ktoś nowy
Zakon prowadził rejestr wszystkich przybywających Jedi, więc powinni w recepcji wiedzieć czy ktoś nowy przybył na planetę.

Sisco Hasupidona - 2014-01-05 19:24:29

- Aha... – tylko tyle powiedział. Nie mógł już wypatrzeć tej istoty. Widac poszła. A Sisco poczuł się znowu dziwnie przy temacie Braiana. Nigdy z nikim nie rozmawiał o tym, co sithowie zrobili mu. O samych sithach tak – z różnymi jedi. Nadal jednak, mimo wszystko, byli dla niego bardziej bohaterami komiksów niż realnym zagrożeniem. Nie lubił tego w sobie.

Leri - 2014-01-05 19:29:11

Leri nieco wycierpiała ze strony sithów i była naocznym świadkiem ich inwazji na planetę. A przecież to był ułąmek tego, co niektórzy jedi przeżyli. Dlatego też bardzo ostrożnie podchodziła do sprawy Braiana.
- Pomówmy o czymś przyjemniejszym, dobrze? Co u twojej rodziny słychać?
Wolała zapytać o coś innego, bo ten temat był jakiś taki trochę przygnębiający.

Sisco Hasupidona - 2014-01-05 19:39:32

Tak, temat był przygnębiający i dziwny. Chciałby pogadać o tym kiedyś ale w miejscu bezpiecznym. W mieszkaniu. Chociaż i tak by to nic nie dało.
Oglądał filmy dokumentalne o sithach. Czytał świadectwa ofiar. Ale wydawało mu się to nierealne.
Może o to właśnie chodzi – pomyślał. Po to wysłali przyjaznego sitha. Żeby taki Sisco i miliardy innych „Sisców” przekonali się, ze nie ma zagrożenia?
Głos Leri i pojawiający się na głównym ekranie napis z jej słów wrócił go rzeczywistości.
Nie było widać zamyślenia, ale było widać wyrwanie się z niego. Znowu przodem „spojrzał” na zabraczkę.
- Rodzice? Dobrze, tylko narzekają ciągle ze się szyszki po domu walają.
Szyszki to kolejny aspekt Siscowego życia. Miał firmę sprzedającą te szyszki. Przywozili mu je raz na jakiś czas z Aldreaana, ale nie miał tu żadnych magazynów. Miał za to mieszkanie rodziców...
Resztę łatwo sobie dopowiedzieć.
- A, właśnie... wewnętrzna kieszonka. – odchylił lekko działko w  bok. Była tam skórzana kasetka. W niej trzymał portfel, dokumenty. I ostatnio zawsze jakaś szyszkę bo nie wiadomo kiedy spotka jakiegoś znajomego któremu „wisi szyszkę”.
No i – zawsze trochę w domu mniej.

Leri - 2014-01-05 19:56:40

Ciężko w to uwierzyć, ale w galaktyce było sporo takich Sisców, którzy nie wierzyli w okrucieństwo sithów dopóki sami tego nie doświadczyli. Niestety bagatelizowanie tego problemu prowadzi do koszmarnych konsekwencji i wiele planet się o tym przekonało, ku nieszczęściu mieszkańców.
- Szyszki? A ile ich masz?
Wiedziała o tym małym interesie Sisca, ale nie znała konkretów. Ile szyszek sprzedaje, skąd je bierze, gdzie składuje, komu sprzedaje. Miała tylko bardzo ogólnikowe pojęcie o tym biznesie.
- Co z nią?
Zapytała ale sprawdziła co tam jest. I ze zdziwieniem znalazła tam... szyszkę. Uśmiechnęła się i powąchała ją.
- Dla mnie?
Wolała się jednak zapytać, bo moze się okazać, że przypadkowo zagarnie ulubioną szyszkę Sisca  czy coś w tym stylu.

Sisco Hasupidona - 2014-01-05 20:02:36

- Ile? A trochę... kilka... tysięcy. Naście. – kiedy liczba szyszek rosła, tak uroczo podniósł jedną nogę, opierając o podłoże tylko czubek palca.
- Ale tu na Coruscant to one naprawdę bardzo szybko schodzą. Tak, to dla ciebie, to sosna Alderiaańska. Taka najpopularniejsza, ale długo pachnie i taka ładna jest. I z mojego własnego lasu.

Leri - 2014-01-05 20:08:04

- Kilkanaście tysięcy? Gdzie ty je składujesz?
To na prawdę spora liczba szyszek i Leri ciężko było sobie wyobrazić gdzie on je wszystkie mieści. Bo w domu to chyba by zajmowały każdą wolną przestrzeń. Albo przynajmniej jeden cały pokój. No chyba że Sisco tak podkoloryzował trochę tą liczbę. Mimo to... parsknęła śmiechem.
- Znalazłeś sobie hobby nie ma co. Dziękuję za szyszkę, przypomina mi o lasach które tak kocham.
Postawi ją sobie na półeczce i będzie taką małą ozdobą. Z resztą, różnych pamiątek i bibelotów trochę miała. Troche to tak wbrew zasadom, ale lubiła gromadzić różne z pozoru błahe i nieistotne rzeczy.
- Masz las na Alderaan?

Sisco Hasupidona - 2014-01-05 20:15:31

- No w domu, ale szyszki są małe przecież... – i się sytuacja rozwiązała, dlaczego się rodzicom nie podoba i szyszki przeszkadzają – one muszą być wszędzie!
Teraz stanął już normalnie, stabilnie na dwóch nogach.
- Jak przestanie pachnieć to ją zalej woda jak na dobę i połóż na kaloryferze potem. – pochyliwszy nieznacznie łeb przyglądał się jak Leri ogląda szyszkę. A szyszka była wielkości piłeczki od ping-ponga, była zdrewniała, rozłożysta i pachnąca lasem.
- Nie pochwaliłem się? Mam 7 hektarów własnego osobistego lasu na Alderaanie, notarialnie zrobionego na nazwisko Hasupidona Sisco. – słychać było w głosie ze zadowolony jest. Coś ma!

Leri - 2014-01-05 20:22:02

- Tak, ale chodzi o ilość. Przecież jeśli zbierzesz do kupy te kilkanaście tysięcy szyszek to zajmą sporą powierzchnię
Dziwiła się, że Siscowi te szyszki nie przeszkadzały. Przecież skoro walały się wszędzie, to dziennie musiał przynajmniej kilka zadeptać. No chyba, że trzymał je wszystkie w workach. To wtedy jego mieszkanie przypominało bardziej bunkier w czasie wojny, tylko że zamiast worków z piachem były worki z szyszkami.
- Dobrze, tak zrobię
Cóż, teraz to on był ekspertem w tej dziedzinie. Leri chętnie by szyszkę schowała ale... no nie miała gdzie. Wiec trzymała w ręce.
- Siedem hektarów? No no, ładny kawałek ziemi masz. I rosną tam tylko drzewa iglaste?

Sisco Hasupidona - 2014-01-05 20:30:58

- Tak, prawie całą chałupę, dlatego się rodzice wkurzają, ale jak jest tylko opcja taniego przelotu to biorę, żeby zaoszczędzić,a magazynu nie mam... i tak trochę lawiną grozi w domu. Ale tylko przez miesiąc, później one schodzą i luźniej jest... – tak to rozkosznie beztrosko przedstawił ze się śmiać chciało. Ale takimi historiami większość początkujących firm mogło się pochwalić.
Szyszki w domu leżały grzecznie w kartonach (i w workach też), ale tak – ofiary w szyszkach były, jednak głównie ze strony Starma, a nie Sisca. Sisco był sprytniejszy i rzadziej bywał w domu.
- Raz przywieźli nawet chomika razem z szyszkami, wiesz, takiego dzikiego. Ale udało się go złapać i zanieść do minizoo. A w moim lasku tak, tylko drzewa iglaste. Liściastych nie lubie, jakieś takie inne są. – rozmowa z Sisciem o drzewach i przyrodzie zazwyczaj była przeżyciowa. On nigdy już nie osiągnie etapu na którym drzewa, trawa i cała naturalna przestrzeń z naturalnych planet będzie dla niego... naturalna.

Leri - 2014-01-05 20:40:33

I co miała biedna Leri zrobić? No śmiała się, bo to na prawdę było zabawne. Upchnął szyszki w domu, wala się to wszędzie a gdy jest okazja to dokupuje ich jeszcze więcej. Za niedługo to nie będzie mieszkanie a magazyn a oni będą musieli się wyprowadzić.
- I jak nazwałeś tą swoją firmę? No i gdzie te szyszki sprzedajesz?
Ciekawa była bardzo jak można nazwać swój szyszkowy biznes. O ile Sisco ten biznes zarejestrował.
- Biedny chomik, dla niego to musiała być trauma. Ale teraz sobie wygodnie żyje w tym minizoo.
A o powód nielubienia drzew iglastych nie pytała, bo wiedziała, że Sisco raczej nie będzie w stanie normalnie na to pytanie odpowiedzieć. Pamietała, że za naturą nie przepadał. A szkoda.

Sisco Hasupidona - 2014-01-05 20:48:04

- Zgadnij – odparł. Jak może nazywa się firma sprzedająca szyszki, kiedy właściciel ma na imię Sisco? Nie dało się tego nie skojarzyć.
- Szyszki sprzedaje na e-credycie, ale naprawdę schodzą bardzo dobrze, spłacają kredyt wzięty pod lasek, opłaca sobie pracowników, bo i tu przychodzi dziewczyna dwa razy w tygodniu żeby je pakować. Ludzie kupują szyszki, one pachną miesiąc z odświeżaniem, i muszą kupić nowe... a ja jak wiem ze już transport leci, to robię nowe aukcje. – obrotny dzieciak z Sisca i sympatyczny pomysł na biznes, ale trochę ciężko na Coruscant w mieszkaniu rodziców.
Żeby nie doszło do niedomówień, to Sisco iglaste drzewa lubił. Nie lubił liściastych. I nie ze nie przepadał. To było dla niego zbyt dużo bodźców, dlatego w „naturze” mógł żyć tydzień, dwa... Nie za długo, bo przebodźcowywał się, zamiast przyzwyczajać.

Leri - 2014-01-05 20:51:54

- Szyszki Sisca?
Próbowała zgadnąć. No ale możliwości było na prawdę sporo. Pomysłowość ludzi (nie w sensie rasy a ogólnie) nie miała granic.
- No nieźle. Brawo
Była pod wrażeniem tej Siscowej obrotności.
No i tak sobie dyskutowali o różnych błahostkach, nadrabiając stracony czas a impreza charytatywna rozgrywała się gdzieś w tle. Jednak wszystko co dobre kiedyś się kończy i Leri w końcu musiała wrócić do Enklawy. Obowiązki wzywały. Pożegnała się z Sisciem i obiecała, że w wolnej chwili znowu kiedyś wpadnie. No i sobie poleciała.

www.heroes-lore.pun.pl www.terrorsquad.pun.pl www.everquest.pun.pl www.cserwery.pun.pl www.forumcrazy.pun.pl