Jenathaza - 2013-02-16 12:56:38 |
Wyżyłowane na kredyt 90 metrów kwadratowych z oknem. Było to coś, na co nigdy nie mógłby sobie powozić kapitan CSB, nawet wielokrotnie odznaczony – gdyby był sam. Ale Jena nie był. Mimo iż miał dzieci – a to wydatek, to poznał kobietę, ożenili się, a Jena wyjątkowo spodobał się teściom. Obije sprzedali swoje mieszkanka, teściowie się dołożyli, plus wielki kredyt na 10 lat i oto – niemal alartament. Było to mieszkanie w monadzie wprawdzie, ale na górnych piętrach i z naturalnym oknem wychodzącym na obszar równikowy, przez ktore widoki Mavhionicowie mieli piękne, szczególnie wieczorami. Okno było wprawdzie tylko jedno na całe mieszkanie, ale zajmowało cała ścianę salonu na który łączyła się i jadalnia i kuchnia, oraz duzy procent obszar zabawowy dla dzieci, których Mavhonicowie mieliw domu obecnie czworo, bo najstarszy syn Jeny był już na swoim i miał swoje dzieci (Im tez trzeba było pomóc kupić mieszkanie, stąd tez tak duzy kredyt). Ale było dobrze. Do mieszkania wchodziło się dużymi, ozdobnymi drzwiami w mały korytarzyk. Na przeciwko miało się wówczas łazienki, na lewo – wejście do salonu – na prawo korytarz szedł trzy metry dalej i rozprowadzał do trzech pokoików, z czego dwa zajmowały dzieci i jeden – rodzice. Niewielkie były, kosztem salonu który zażyczyli sobie Mavhonicowie mieć królewski (i mieli, bo byli to „ludzie” porządni i ze smakiem, więc urządzili go stylowo) Ściany były wszędzie białe, oświetlenie retro, sporo obrazów, nie tylko przez Jenę malowanych, kilka innych ozdób, meble z miękką tapicerką (nie skórzane lub a'la skóra), stół na 8 osób, włochaty dywan no i balkon za oknem
|
Artrus - 2013-02-16 13:04:34 |
W mieszkaniu państwa Mavhonic rozległ się dźwięk dzwonka, oznajmiający nadejście jakiegoś gościa. Na ekranie wyświetlającym obraz z kamerki przy drzwiach (taki apartament z pewnością miał coś takiego) pojawiła się sylwetka czarnoskórego mężczyzny, którego Jena dobrze będzie znał. Był to Artrus. Ubrany w lekką marynarkę i spodnie tego samego kroju, do tego elegancka koszula, rozpięta pod szyją, bez krawata. Wygląd na luzie, ale z klasą. W wyglądzie Mando zaszła drobna zmiana, nie miał już brody, za to na głowie miał krótko przystrzyżoną, czarną czuprynę. Blizny oczywiście zamaskowane. Fibal nie odzywał się od miesiąca, więc Mavhonic mógł założyć, że albo zwiał albo go gdzieś zabili i jego trup leżał pewnie w jakimś rynsztoku na niższych poziomach. Aż tu nagle i nieoczekiwanie odezwał się wczoraj i poprosił o spotkanie. Po szybkiej wymianie wiadomości się dogadali co i jak. I oto stał, przed wejściowymi drzwiami mieszkania Mavhoniców.
|
Jenathaza - 2013-02-16 13:19:30 |
W żadnym wypadku Jena nie pomyślał, ze Fibal ot tak zwiał. A nawet jeśli to nie od niego – za dobrze go znał. By zwiał tak po prostu, musiałby być bardzo silny powód. To ze go zabili – to już trochę gorzej. Mavhonic spokojnym był typem, ale denerwować się zaczął, ostatnie dni to już bardzo nerwowy był i chodził w te i nazad, rozmyślając. Na szczęście po napięciu przyszło rozładowanie. - Tatoooooo! Wujek przyszeeeedł! – głos syna wyrwał Jenę z drzemki na kanapie. Była sobota. Wolna sobota, nieliczne zjawisko, które nie powinno się teraz zdarzyć. Zamach, śledztwo, jeszcze nie wiadomo co. Komendant w domu. - O, świetnie, wpuść go – krzyknął. Gdzies tam z drugiego końca salonu odezwało się prychniecie „czego się drzecie, sąsiedzi może jeszcze śpią” (12 godzina). Kalet, mały historii, podobny do ojca, jednak z kilkoma różnicami, zapewne po matce, uruchomił procedurę otwierania i za chwilę Artrus mógł już wejść.
|
Artrus - 2013-02-16 13:29:07 |
Gdy drzwi się otworzyły to Artrus automatycznie spojrzał nieco w górę, bo spodziewał się że to Jena otworzy. Ale gdy go nie zobaczył to spojrzał nieco niżej i ujrzał Kaleta. Uśmiechnął się więc szeroko i wchodząc do drzwi zawołał. - Cześć urwisie! A potem na powitanie chwycił go za boki i lekko podrzucił do góry, a potem postawił go na ziemi, udając że go łupnęło w krzyżu. - Ahh... na Moc ale wymężniałeś i nabrałeś tężyzny. Za niedługo to ty mnie będziesz podrzucał do góry... Chwilę jeszcze udawał zniedołężniałego starca a potem się zaśmiał. Cieszył się na widok malca, lubił dzieci. Jednak ich widok zawsze przypominał mu o jego zamordowanym synu, co wywoływało u niego falę goryczy, ale nigdy nie dawał tego po sobie znać. Nakładał maskę wesołego wujaszka, wchodząc głębiej do mieszkania. - A gdzie twój umęczony życiem ojciec, co? Chyba go definitywnie nie wykończyliście, co? Nie chciałbym go szukać po szpitalach
|
Jenathaza - 2013-02-16 13:42:18 |
- Czeeeśc wujek – ucieszył się otwarcie młody Mavhonic, chwycony pod boki się rak Artrusa złapał, zadowolony. Z racji rasy był trochę większy i cięższy niż typowy ośmiolatek rasy ludzkiej, ale skoro Atrrus (jeszcze) dał rade, to chwała mu! Kalet śmial się głośno, ale na szczęście nie ustawiła się kolejka do podrzucania. Reszta młodych Mavhonicków była zajęta. Czym – na szczęście nie wiadomo. Kalet miał na sobie domowe dziecięce odzienie. Barwa ojca przypominał. Na zebach miał aparat korekcyjny – w celu zapobieżenia temu, co miał ich ojciec – przodozgryzowi (Jena miał bowiem wadę zgryzu pospolicie zwaną jako „kopara” i nie chciał tego dla swoich dzieci) - Oj, on umęczony bardzo. Ugrzązł na kanapie – objaśnił młodzik i już prowadził wujka do salonu, gdzie rzeczywiście Jena zbierał się do pionu. W dresie od góry do dołu, z rozpięta bluzą wyglądał jak pospolity, bardzo napakowany dresiarz. Ale tylko w pierwszym skojarzeniu, bo później już nabierał ów strój jego większej powagi, jednak wciąż pozostawał strojem „po domu” - Cześć, Artrus, fajnie ze cię jednak nie zabili – uśmiechnął się w sposób zarezerwowany tylko dla własnych czterech kątów. Tu, w tym bezpiecznym miejscu już niczego nie musiał udawać.
|
Artrus - 2013-02-16 13:48:53 |
- Umęczony, tak? Pewnie przez was, przyznaj się Zagadnął wesoło Kaleta, dając się zaprowadzić do salonu, gdzie w końcu dojrzał seniora rodu. Od razu się do niego uśmiechnął, a z racji braku blizn i brody wyglądał tym samym dużo młodziej. Bo jednak jego normalny wygląd dodawał mu nieco lat. - No co ty, ktoś musi robić za wrzód na twoim tyłku. Tylko nie mów tego mamie Kalet, dobra? To będzie nasza męska sprawa Przestrzegł młodego Mavchonica a potem podszedł i wyciągnął rękę na powitanie. Po zwyczajowym uścisku na powitanie siadł sobie wygodnie na jakimś fotelu czy sofie. Bywał tu parę razy, więc czuł się bardziej swobodnie. - Ciężki okres w robocie, co? Zagadnął Jenę a potem zerknął na Kaleta. Mimo że lubił chłopca to jednak lepiej by nie był obecny przy ich rozmowie.
|
Jenathaza - 2013-02-16 14:19:58 |
- Niieee, nie przez nas. Przez mamę! – szybko zrzucił winę na matkę, nawet nie mając pojęcia, wszak to dziecko, jak Artrus mógłby to zrozumieć. Kalet był dzieckiem niezepsutym kultura masowa, w domu Mavhonicków było hermetycznie. Z zaangażowaniem Jena swoje dzieci wychowywał. - Na Moc, Artrus, przez chwile myślałem ze jakiegoś obcego chłopa mi syn do domu wprowadził! – nie ze tak całkiem nie poznał, chciał tym samym powiedzieć ze nieźle stary Fibal wyglądał jak się tak ucharakteryzował. - Ale co mam nie mówić, wujek? Że wrzód? – nie zrozumiał chyba młody. Jena uścisnął rękę przyjaciela i znowu usiadł. Widać było ze drzemał przed chwilą. Po oczach i po ruchach. Ale Jena to gliniarz, więc długo ten stan nim władać nie będzie. - Kalet, poproś mamę by nam coś do picia przyniosła – zagonił młodszego do pracy. Nie był tym, co po prostu każe wyjść. Z resztą nie musiał. Juz mamusia go zagospodaruje, bo przecież wszyscy wiedzieli o co chodzi jak się ma w domu policjanta. Kalet pokręcił się, pokręcił i poszedł ukosem przez salon. Iliani na drugim końcu w kuchennej części uśmiechnęła się do gościa z daleka. Była przeciwna darciu się przez mieszkanie więc przywita się dopiero jak podejdzie. - Urwanie łba – odparł stary Mavhonic, teraz już podnosząc głowę bezpośrednio na przyjaciela. Włosy miał rozpuszczone, widać było teraz w całej okazałości ich długość. – gdybym nie miał dziś wolnego to chyba bym nie przezył. Wszystko przez ten cholerny zamach...
|
Artrus - 2013-02-16 14:36:28 |
- Ah przez mamę... No początkowo jego myśli pomknęły ku sprawom łóżkowym, ale potem szybko się zreflektował i spojrzał na tą sprawę jak dziecko. Czyli pewnie coś w stylu "wyrzuć śmieci" czy coś. W tych tematach Artrus nie miał zbyt dużego doświadczenia - zbyt duże różnice kulturowe. U Mando to wyglądało całkiem inaczej. - Czyli działa! Stwierdził dobitnie i z zadowoleniem Fibal. Jego wygląd nie powinien zbytnio dziwić (po pierwszym szoku) bo jak było Jenie wiadome - miał paranoję. W dodatku pracował teraz nad sprawą tych przemytników, co już stanowiło odpowiedź. Artrus poczekał aż Kalet odejdzie a do Iliani nieznacznie machnął ręką, gdy ją zauważył. - Wiem, czytałem. Traktat pokojowy z Imperium wkurzył parę osób, co? Zagadnął Fibal.
|
Jenathaza - 2013-02-16 14:52:31 |
- Niebywale wkurzył – mruknął stary Mavhonic - Co ciekawsze prawdopodobnie nasi nowi przemytnicy pomogli w zamachu, choć póki co to tylko domniemania. Budynek rozprysł się w drobny mak, ofiar są setki,a przez komisariat nie da się przejść – tyle papierów. Łącza holo się zapychają. To nie powinno tak wyglądać – Jena wydał się teraz strasznie zmęczony. Milczał chwile, przez która to chwilę przyszła Iliani. Nie była typowym człowiekiem, raczej jakimś mieszańcem, subtelne roznice na to wskazywały, jednak w dokumentach miała wpisane „człowiek”. - Witaj Artrus, świetnie wyglądasz – kolejna która złapała się na jego kamuflaż. Ale to znaczyło ze był dobry. Przyniosła im po drinku – wielkie szklanki (w końcu tu Jenathaza mieszka!), wyglądało to co przyniosła na mocną herbatę z lodem i zapewne jakimś alkoholem. Ale ów nie był głównym składnikiem. Pamięć, ze to dla chłopów
|
Artrus - 2013-02-16 14:59:09 |
- Domyślam się... ja właśnie w tej sprawie Artrus nie wyglądał na szczególnie zaskoczonego tym co usłyszał. Z wewnętrznej kieszeni swojej marynarki wyjął małą kość pamięci a potem podał ją Jenie. - Tam masz wszystko czego się dowiedziałem przez ostatni miesiąc. Nie odzywałem się, bo musiałem na jakiś czas opuścić Coruscant. Z dwóch powodów. Pierwszy zaciągnął mnie na tereny Imperium. Złapałem trop... po drugie, zbytnio zwróciłem na siebie uwagę, musiałem sprzedać mieszkanie, porzucić starą tożsamość i tak dalej. Ale opłaciło się Nie był zmartwiony tym, że musiał wszystko rzucić w cholerę. Coś takiego byłoby z pewnością dla Jeny trudne, dla Artrusa to chleb powszedni. Poza tym Mavhonic też wiedział, że na co dzień Fibal nie posługiwał się swoim prawdziwym imieniem i nazwiskiem tylko wymyślonym, dokumenty podrabiane miał i tak dalej. Wszystko ułatwiało zniknięcie. Gdy Iliani przyszła to uśmiechnął się do niej z wdzięcznością a potem poprawił marynarkę. - Dzięki, małe hokus pokus w sklepie i oto nowy ja. Mrugnął do niej porozumiewawczo a potem odebrał swojego drinka. Nie wnikał w jego skład, ważne że był dobry. - Dzieciaki rosną jak na drożdżach. Pewnie dają ci w kość, co?
|
Jenathaza - 2013-02-16 15:11:40 |
Milcząc wziął kość ale nie aktywował jej od razu. Oczywiście ubolewał nad tym, co mu Artrus odpowiedział, chyba nawet bardziej ubolewał słuchając tego, niż mandalorianin – przezywając to. U nich to jednak inaczej wyglądało, mimo to jena czuł się winny sytuacji. W końcu „mogło się coś stać”. To z kolei jego choroba zawodowa. Iliani chyba wiedziała, co on teraz myśli, ale nic nie powiedziała. Sama tez była ubrana w strój codzienny, ale elegancki – spodnie z dzianiny rozszerzane ku dołowi tak ze tworzyły coś między spódnica a spodniami, na górze kolorowa bluzka i luźniejsza bluza na nią narzucona. U Mavhonicków w mieszkaniu gorąco nie było. Raczej chłodniej niż cieplej, bo {tak zdrowo”. - Teraz już mniej, właśnie dlatego, ze rosną. Teraz zajęte są bo budują miasto już trzeci dzien, znoszą kartony, to poważna inwestycja – Iliani nie siedziała z dzieciakami cały czas, także pracowała na etacie, była agentem ubezpieczeniowym. Zatrudniali opiekunkę. Nie chcieli by dziećmi opiekował się droid, choć był tańszy. - Dobrze, panowie, to ja was zostawiam, mam jeszcze parę rozdziałów książki do przeczytania. Bawcie się dobrze – uśmiechnęła się, odchodząc przejechała Jenie po ramieniu i tak znikła sobie w ich sypialni. Stary Mavhonic, senior rodu przyciągnął wówczas do siebie projektor – nie własny,a domowy, swoją szklankę odstawiając na stolik. - Nie martw się, mam bogaty budżet na to – oczywiście chciał Artrusa pocieszyć ze jego poświecenie będzie nagrodzone. W projektorze okazało się ze siedzi inna karta pamięci – jak się okazało z bajkami, więc ją na bok odłożył i załączył to co od Artrusa dostał by rzucić okiem, oczywiście zapozna się z tym dokładniej później.
|
Artrus - 2013-02-16 15:21:38 |
Jena nad tym ubolewał, a sam zainteresowany nie bardzo. Bo to była esencja jego życia - Mandalorianie byli nomadami. Mieszkali to tu, to tam, nie przywiązywali się do miejsc czy przedmiotów (poza ich własnymi pancerzami lub ulubionymi broniami). Spakowanie się i odejście zajmowało im może z 10 minut. A potem znikali. Artrus to lubił, wtedy dopiero czuł, że żyje. - Oho, byleby tylko was nie puścili z torbami... bo zostaniecie z samymi kartonami Napił się nieco napoju ze swojej szklanki, odprężając się. - Dzięki i miłego czytania Pożegnał się z Iliani a potem utkwił badawcze spojrzenie w Mavhonicu. No tak, ten jak zwykle się martwił. - No ja mam nadzieję, że masz. Wiesz ile ta marynarka kosztowała? A to inwestycja Mruknął żartobliwie. Kasą aż tak się nie przejmował, ale oczywiście się przyda zwrot kosztów. Ale póki co o forsie nie było co mówić, dopiero gdy się sprawa rozwiąże. Kość pamięci Artrusa zawierała sporo raportów, dosyć dokładnie opisanych, w wojskowym stylu. Do tego zdjęcia i różne projekcje mapy galaktyki z zaznaczonymi planetami i trasami. Najwięcej zaś dokumentów poświęconych było broni. - Ci przemytnicy są sprytni, dobrze się maskują, działają przez pośredników, z którymi kontaktują się tylko przez holo. Żadnych bezpośrednich spotkań, konta pod fałszywe nazwisko. Ale podszedłem do tego z innej strony, przyjrzałem się temu co przemycają i rozprowadzają. I zgadnij co to jest?
|
Jenathaza - 2013-02-16 15:46:14 |
Tak, Jena się martwił. Był takim typowym mieszkańcem Glactic City – przywiązany do miejsca, z chałupą na kredyt, martwiący się na zapas przed utrata „dorobku całego życia”, nadwrażliwy z lęku o rodzinę, która miał przecież strzec, bronić i otrzymywać. Choć miał wiele cech które mando cenili, to – nie byłby w stanie zmienić tego życia. Załamałby się chyba gdyby nie miał tych swoich bezpiecznych zmartwień. Z kolei inne zmartwienia zaatakowałyby ze wzmożoną siłą. - Co przemycają. Broń i narkotyki to by było zbyt proste... niewolników? – spojrzał na Artrusa znad projekcji - Bo chyba nie marynarki -zdobył się na skromny żart po żarcie przyjaciela na temat – właśnie marynarki.
|
Artrus - 2013-02-16 15:55:28 |
- Broń. I zbroją wszystkie mniej znaczące gangi Coruscant Mruknął Artrus. To jednak było zbyt proste... przynajmniej powierzchownie. A na wzmiankę o marynarkach tylko się uśmiechnął, ale nic nie odpowiedział. - Przyjrzyj się tym zdjęciom. Żadnych numerów seryjnych, znaków firmowych, nic. Broń widmo. Niby nic takiego, ale tknęło mnie przeczucie. Zwinąłem manatki i zahaczyłem o kilka planet Imperium, poodbierać stare długi. I w końcu trafiłem na trop... taką broń, a raczej podobną, Sithowie podrzucali buntownikom z Republikańskich planet w czasie wojny. Od razu skojarzyło mi się to ze strategią, którą się stosuje dosyć często. Co robisz, gdy planeta którą chcesz podjąć ma zbyt dużą siłę ognia? Masz dwa sposoby. Albo zwiększasz swoją siłę ognia, albo...? Dla Artrusa było proste rozwiązanie, Jena też powinien na to wpaść.
|
Jenathaza - 2013-02-16 16:01:54 |
Jena zacmokał i siegnął po swojego drinka - Na to zawsze będzie rynek zbytu. Ale mądrze robią. Logicznie. – wiadomo,z e odbiorcy zrobią wszystko by ich przewoźnik nie wpadł, bo może się to dla nich skończyć po prostu końcem. - Albo wspieram ich wewnątrzustrojowych wrogów – szepnął Mavhonic powoli przerzucając kolejne fotografie przedstawianych broni. - Czyli chcesz powiedzieć, ze tak naprawdę Imperium stoi za tym wszystkim?
|
Artrus - 2013-02-16 16:09:52 |
- Dokładnie... nie wiem na pewno czy to Imperium. Dowodów brak, tylko poszlaki i to dobrze zatarte. Ale to ma sens Mruknął Artrus, popijając swojego drinka. Nie był pewien swoich wniosków, bo nie miał bezpośredniego dojścia do przemytników. Ale to mu się wydawało logiczne i całkiem sprytnie pomyślane. Tuż przed wojną najlepiej osłabić wroga, a chaos w stolicy może się przedłożyć na pogorszenie się stanu Republiki. Już teraz istniało sporo separatystycznych głosów. A jeśli na Coruscant rozpęta się chaos to będzie jeszcze gorzej. - Siedziałem nad tym miesiąc i tylko tyle mam. Może się okazać, że to ktoś inny. Nie wiem...
|
Jenathaza - 2013-02-16 16:12:53 |
Jena długo milczał, ale po twarzy widać było – ze dla niego to bardzo prawdopodobne. I wywołujące strach. Przecież on tu żył. On miał tu swoja rodzinę. Pokręcił głową, jakby zaprzeczał faktom. Ale zaprzeczyć nie mógł. - To do nich pasuje – tylko tyle powiedział.
|
Artrus - 2013-02-18 16:30:45 |
Artrus przyglądał się badawczo Jenie, starając się spojrzeć na tą sprawę jego okiem. Próbował postawić się na jego miejscu. Fibal nie przepadał za Republiką (a obecnie za Imperium bardziej), nie był przywiązany do tego miejsca, w razie pogorszenia spraw mógł zniknąć i tak dalej. Ale Mavhonic był tutaj uziemiony przez więzy, które sam sobie nałożył. W sumie Mando rozumiał tylko troskę o rodzinę, takiego osiadłego trybu życia nigdy nie prowadził i po prostu nie rozumiał. - No pasuje... dostarcz to wszystko komu chcesz, jakąś bajkę wymyśl skąd to masz, mnie w to bardziej nie angażuj. Powęszę jeszcze po dolnych poziomach, spróbuję dotrzeć do tej bandy di'kutów poprzez pośredników, paserów i innych chakaare. Mruknął nieświadomie rzucając mandaloriańskimi słówkami. Dopiero potem sobie to uzmysłowił, krzywiąc się nieco. W przestrzeni Imperium mógł być sobą, nie musiał ukrywać swojej przynależności. Teraz zaś musiał się na to przestawić.
|
Jenathaza - 2013-02-23 17:07:26 |
Wiele ich różniło, ale to najbardziej. Jena był typowym mieszkańcem Coruscant. Dążył do stabilizacji, bezpieczeństwa, inaczej rozumiał troskę o rodzinę. Artrus potrzebował posiadać tyle ile ziemi pod jego podeszwami. Filozofia mandalorianska często była przez Jenę kontemplowana. Wiele w życiu dal rady, wiedział jednak, ze nie byłby w stanie tak po prostu nie przejmować się. Nie potrzebować. Nigdy nie będzie wolny. Uśmiechnął się łagodnie słysząc mandalorianskie przekleństwo. Pomyślał od razu o swoich dzieciach – one nie wiedziały, ze to brzydkie słowo. Mimo wszystko Jena starał się by za dużo o mandalorianach nie wiedziały. Skinął głową. - Dziękuje, Artrus. Bardzo mi pomogłeś. Masz kosztorys? Jeśli masz, w poniedziałek złoże go gdzie trzeba i refundacja będzie w przeciągu kilku dni
|
Artrus - 2013-02-28 16:48:39 |
Nie wszystkim pasowało takie wolne życie. Dlatego też Mandalorian nie było wielu, bo ich życie mimo wszystko było ciężkie, ryzykowne i bardzo często krótkie. - Podeślę ci go z jakiegoś fałszywego konta mailowego. Muszę to popodliczać... Odparł bardzo spokojnie i na luzie a potem zaczęli rozmowę o typowych, przyziemnych rzeczach, bo te służbowe już omówili. Jena musiał zapoznać się z całą jego dokumentacją, potem musiał podesłać ją komu trzeba. Trochę to czasochłonne było. A Artrus musiał na chwilę się wyluzować, pogadać z kimś na spokojnie. A potem gdy już się wygadali to pożegnał się z rodziną Mavhoniców i wyszedł.
|
Artrus - 2013-06-12 14:00:00 |
O Artrusie po raz kolejny nie było śladu przez ostatnie dwa tygodnie. Nic się nie odzywał, jego komunikator uparcie milczał - abonent był poza zasięgiem. Ale w końcu dzień wcześniej pojawiła się od niego wiadomość, że chce się spotkać. Terminy zgrano i tak oto Mando pojawił się w monadzie zamieszkiwanej przez Mavhoniców. Po raz kolejny też lekko zmodyfikował swój wygląd zewnętrzny. Brodę zgolił, blizny zamaskował, w dodatku zmienił kolor oczu specjalną soczewką. Zapuścił też nieco włosy, do tego jego skóra wydawała się nieco jaśniejsza. Na sobie miał zaś typowe zwykłe ubranie., Jakaś tana kurtka, wygodne spodnie i zwykłą koszulka pod spodem z młodzieżowym napisem. Jedynie buty jak zwykle odbiegały od reszty ubioru - podniszczone wojskowe, ale wciąż świetnie nadające się do walki. Do budynku dostał się bez problemu, windą wjechał jednak na poziom wyższy niż mieszkanie Mavhoniców, po czym niżej zszedł schodami by upewnić się, że nikt go nie śledził. No tak - paranoja, jednak nie chciał przyjaciela narażać na coś tylko dlatego, że zadawał się z Mandalorianinem. W końcu stanął pod drzwiami i zadzwonił.
|
Jenathaza - 2013-06-12 14:54:27 |
Jena bardzo się ucieszył kiedy Artrus się odezwał. Wprawdzie miał się czym martwić ostatnimi czasy, ale to wcale nie oznaczało, że akurat o tego niepokornego ducha obawiał się mniej. Wielką ulgą więc było odebrać od niego transmisje. Policjant zadbał, by podczas ich wizyty mieszkanie było puste. Najbezpieczniejsze miejsce – puste prywatne mieszkanie, nie jakieś miejsce publiczne.* Tu targany paranoją mandalorianin będzie mogł sie troche rozluźnić. Jena otworzył drzwi. On tez zmieniał się dość drastycznie, ze służbowego w domowego i widać to było, ale go każdy rozpozna. Dziś miał na sobie koszulkę typu t-shirt i dresy, po prostu. Na lewej nodze szynę a w ręku kulę. Mały uraz o ktorym Artrus pewnie wiedział, a jak nie wiedział, to się zaraz dowie. Po pierwszym rzucie okiem na przyjaciela, szeroko się uśmiechnął i usunął, by ten wszedł. Lepiej za wiele na korytarzu – przestrzeni publicznej – nie mówić. - Witaj, Artrusie – imię wypowiedział dopiero, jak się drzwi zamknęły – Ty to powinieneś w charakteryzacji pracować
|
Artrus - 2013-06-12 15:03:59 |
Artrus czekał spokojnie aż drzwi się otworzą. Wyglądał na znudzonego, ale bacznie się rozglądał. Tak na wszelki wypadek. Przed wizytą domową u Jeny zawsze miał lekkiego moralniaka. Wolał spotkania w miejscu publicznym, bo w razie problemów łatwo się było ulotnić i zgubić ewentualny pościg. A tu gdy cię już namierzą to pozamiatane. W końcu drzwi się otworzyły i w progu stanął Mavhonic. Fibal przyjrzał mu się i uśmiechnął się ciutek złośliwie. - Wypadek pod prysznicem? Wskazał na nogę po czym wlazł do środka. I wtedy dopiero się przywitał, wyciągając rękę. - Witaj... a to zasługa kochanej mamusi. Zawsze narzekałem na te nauki malowania się... wiesz, że to wymysł parszywych auretiise, ale jak widać się przydaje. Zdjął zaraz kurtkę i odwiesił na wieszak. T-shirt Artrusa w większości odsłaniał muskularne, pokryte kilkoma bliznami ramiona.
|
Jenathaza - 2013-06-12 15:10:04 |
Zaśmiał się z ukazaniem zębów, kidy o prysznicu usłyszał. To było zabawne,a przynajmniej mu się takie wydało, kiedy usłyszał. - Prawie. Ale zęby wszystkie -i dopiero w środku przywitali się jak należy. Jena także przyglądał się Artrusowi. Szukał zmian. Ale nie tych, które sam sobie zrobił,a tych które mogłyby zdradza, co robił jak nie było wiadomo co robił. - Dobrze cie nauczyła. Tak się maskujesz, ze całymi miesiącami cie nie widać. Chodź, Iliani nie ma, to się piwa napijemy -nie żeby żona Jenathazie zabraniała piwo pic, ale – wiadomo, nie najlepiej widziane. Trochę marudziła, zwłaszcza że dzieci coraz starsze. Jena poprowadził do kuchni. Chód o kuli miał taki jak kiedyś przed operacją kolana. Nie nalegał na opowieść, czekał, aż mandalorianin sam zacznie, niekoniecznie od razu od tego tematu. Ludzie tacy jak Artrus nie lubią być spowiadani i Jena to szanował.
|
Artrus - 2013-06-12 15:26:40 |
W wyglądzie Artrusa na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło. To znaczy uszy całe, oczy też, nos bez zmian i pełen zestaw uzębienia. A blizn na ramionach miał tyle, że trudno było dostrzec, która była nowa. W każdym razie nie wyglądał jakby wpadł pod czołg czy coś. - A tak na prawdę co ci się stało? Byłem tak trochę poza zasięgiem. Sprawy rodzinne Ostatnie słowo wypowiedział nieco mocniejszym tonem, jasno sugerującym by nie pytał. To była właśnie jedna z tych spraw, które wolał zachować dla siebie. Spowiadać się faktycznie nie lubił. - Piwa bym się napił... jak dzieciaki? Rozejrzał się po pomieszczeniu szukając jakichś zmian, podążając za Mavhoniciem.
|
Jenathaza - 2013-06-12 15:35:06 |
I o to Jenie chodziło. Nie zobaczył nic co wyglądało na nowe ani na poważne. Jena zatrzymał się przy lodówce, ale zanim ja otworzył, spojrzał na Artrusa bardzo zdumiony, ze ten nie wie, w końcu to taka głośna sprawa. Ale widać – naprawdę go wywiało. Jena nie zapyta, jeśli Artrus nie chce. Co nie oznaczało,ze nie był ciekaw, jednak – im mniej wiesz tym lepiej śpisz. - To taka afera że wręcz mi miło, ze ktoś nie wie. Gazety o mnie pisały, bohaterem jestem -uśmiechnął się żartobliwie półpyskiem. -A technicznie jeden tajny agent kopnął mnie w kolano tak niefortunnie ze rzepkę wybił. – Jena nie miał protezy nogi, miał sztuczny staw i sztuczną kość. Wyjął dwie puszki i jedna podał Artrusowi. - Chodź do salonu. Dzieciaki dobrze, wyjątkowo żadne nie chore, żadne nie marudzi i na nikogo się szkoła nie skarży – za to jakie dumne dzieciaki, jak w szkole pytają czy to ty jesteś synem/ córką tego sławnego policjanta. A wszystko za sprawą zdjecia z Queni które wyciekło do prasy
|
Artrus - 2013-06-12 15:47:36 |
Czasem faktycznie lepiej było nie wiedzieć o co chodzi - mniej stresu i mniejsze ryzyko, że ktoś się nagle zainteresuje tą osobą. Wiedza i informacja potężna rzecz, ale cholernie niebezpieczna. I często nie daje zasnąć w nocy. - Cóż... można by powiedzieć, że wywiało mnie na totalne zadupie. Wzruszył ramionami. Tak po prawdzie coś czytał po powrocie na Coruscant i dlatego od razu się skontaktował. By dowiedzieć się wszystkiego u źródła, bo pismaki mają to do siebie, że lubią dodawać wiele rzeczy od siebie, by podkolorować historię. Im bogatsza i ciekawsza tym lepiej się sprzedaje. - Czyj ten agent był? Zapytał niby od niechcenia, przyjmując puszkę piwa. A tak na prawdę to był cholernie ciekawy kto też nieźle dokopał Mavhonicowi, który słabeuszem nie był. Ale fakt, noga była jego słabym punktem. Ten ktoś albo przypadkiem tam trafił albo miał dobre informacje. Gdyby Artrusowi przyszło kiedyś na poważnie walczyć z nim, to też by go tam atakował. - No to dobrze. Uśmiechnął się i podążył do salonu.
|
Jenathaza - 2013-06-12 15:57:43 |
Temat bohatera bardzo dobrze się sprzedawał. Nagle chłopcy chcieli być policjantami, stało się popularne pomaganie staruszkom w zakupach, a Mavhonica stawiano za wzór. Kilka ikon w holonecie powstało. Troszkę zagłuszało to szał po śmierci Thorula Traxa, który chyba już tylko zgonem mógł wywołać pokrzyk. Jena pokuśtykał na dobrze znaną Artrusowi sofę, z której był widom na okno, za które to tak się wyżyłowali, ale jacy byli dumni! Dzięki temu oknu i balkonowi, mieszkanko na średnich poziomach wyglądało jak apartamentowiec. -”Ich” agent. Pamiętasz sprawę, w której prosiłem cie o przysługę. To, powiedzmy dalszy ciąg dalszy. Tak, noga była słabym punktem Mavhonica, można było, jak się okazało, położyć go w ten sposób przez osobę fizycznie znacznie słabszą. I sam jena zastanawiał się czy to był przypadek czy – czy to nie był przypadek.
|
Artrus - 2013-06-12 16:06:03 |
Atrus rozsiadł się na sofie. Mieszkanko Mavhoniców już znał - sam miał nieco podobne, wynajęte oczywiście, do celów całkowicie prywatnych, nikogo tam nie zapraszał. Jedynie Jena wiedział w razie czego gdzie pukać, ale póki co lepiej się tam nie zapuszczać. Fibal miał tam sporo kontrabandy, za którą polazłby do ciupy na wiele lat. A Jena jako komendant policji lepiej by nie był widywany w tej okolicy. Po co ma mieć problemy? - Pamiętam. Dostarczyłem ci trochę danych, ale ostatnio śledztwo musiałem odłożyć na bok. Jakieś postępy? Fibal zajęty był sprawami rodzinnymi, które nie mogły czekać. A biorąc pod uwagę fakt, że był Mando to mogło to być zwyczajne spotkanie braci i sióstr, lub też wojenka na planetarną skalę. Z nimi nigdy nie wiadomo.
|
Jenathaza - 2013-06-12 16:14:03 |
Jena otworzył piwo i napił się. Pił importowane z Alderaan, po 5,5 kredyta, dobre więc było. - są postępy. Spore. Tak jak wielkie gówno, które odkopujemy. – i tu pokrótce streścił jak to było, kończąc właśnie na momencie sławnego zdjęcia, czyli jak wyniósł Queni na powierzchnię. Dziwnie to mówił, z jakaś troską, lekką obawą. To było coś, co nadal go boli.
|
Artrus - 2013-06-12 16:45:43 |
Artrus rzadko pijał piwo, wolał coś mocniejszego - wódkę, whiskey, brandy, czy inne "kolorowe" trunki. Ale to też w ilościach średnich, rzadko kiedy chlał do upadłego. Paranoja nie pozwalała mu na to, by się spić i spać w kantynie. - I pewnie strasznie ten osik śmierdzi? Mruknął a potem zamienił się w słuch. Opowieść Mavhonica i nim wstrząsnęła, chociaż widział już na prawdę wiele okropieństw. Ale tu chodziło o dziecko, a na tym punkcie Mando są przewrażliwieni. A zwłaszcza jeśli poddaje się je takim eksperymentom i torturom. To było bardzo Sithowskie... dlatego nigdy nie lubił tych skurwieli z mieczami. Niestety nie zasiadał w kręgu dowódczym Mandalora i musiał wykonywać rozkazy albo kopa w dupe. Z resztą wojnę lubił... - Chakaare auretiise. Gdybym dorwał ich to by błagali o śmierć... co z dziewczynką?
|
Jenathaza - 2013-06-12 16:58:35 |
Nie odpowiedział jak bardzo ten osik śmierdzi,a z zasugerował,ze pod koniec opowieści Artrus sam sobie odpowie. I teraz już wiedział. Śmierdziało jak huttańska panna młoda. - gdyby istniała szansa, ze gdybyś ich dorwał to błagaliby o litość, to zrobił bym wszystko żebyś mógł ich dorwać, niestety ich skurwysyństwo przerosło moje wyobrażenia. Jak rozpatrywaliśmy sprawę Sisca, to sądziłem ze gorzej się nie da. -wniosku nie dokończył. Nie chciał by mu drżał głos, zaciskały się piesci, nie chciał być taki „nieprofesjonalny”. - Zabrali ją do szpitala. Porobili badania. Trudno mi opisać to, ona ma tak jakby scalony układ nerwowy z tymi portami. No i sadziliśmy,ze już wszystko będzie dobrze, kiedy pewnego razu poszedłem do niej w odwiedziny, chwile porozmawialiśmy i wszedł lekarz. Poprosił bym wyszedł. Ale cos mi się nie zgadzało. Nie wyszedłem. I zakatował mnie. Kopnął mnie w kolano i zaczęliśmy się szamotac. Miał strzykawkę, chciał ja zabić – Jena przerwał na chwilę – Ochrona wbiegła,a on już zmieniał kształt ciała...
|
Artrus - 2013-06-12 17:25:08 |
- Niestety, ja widziałem wżyciu wiele podobnego skurwysyństwa. Ale żeby takie coś robić dziecku... z chęcią bym ich dopadł Warknął cicho z zaciętą miną. Nie dziwił się reakcji Mavhonica, bo w końcu miał rodzinę, kochał swoje dzieci. A patrzenie na efekty prac szaleńca, który eksperymentował z jakimś bezbronnym dzieckiem. Takie rzeczy pozostają w pamięci na długo. Artrus bardzo chętnie by się zajął tymi skubańcami. Potrafił torturować ludzi, był w tym całkiem niezły, a przy Nich to by nawet się dokształcił u znajomego Mando. Ale to był zestaw umiejętności o których głośno nie mówił, nawet Jenie. Poza tym nie lubił tego, wolał sprawę kończyć szybko i bez ceregieli, ale czasem trzeba było uciekać się do tortur. Kolejne rewelacje już Artrusa nie zaskoczyły. Sam na ich miejscu próbowałby odbić dziewczynkę lub ją wyeliminować nim zacznie gadać. Tak nakazywała logika a wojna jest bezlitosna. - Zmiennikształtny... przeklęta choroba galaktyczna. Nigdy nie wiesz kiedy na jakiegoś trafisz. I co, wsypał kogoś?
|
Jenathaza - 2013-06-12 17:33:43 |
Jena chciałby, by można było to tak łatwo zakończyć, jak teraz mówił Artrus. By przysłowiowe powieszenie za jaja wystarczało. By można było po prostu odpłacić według zasady oko za oko. Ból za ból, cierpienie i poniżenie za ta samą cenę. Czasem bardzo trudno było być praworządnym policjantem. Pragnienie zemsty za krzywdę niewinnych dokuczało bardziej niż kac. - SIS go przejęło. Nic powiedział nic wartościowego, a to bardzo mnie niepokoi... – jak nie powiedział, znaczy silny gracz. A silnego gracza byle kto nie wynajmie.
|
Artrus - 2013-06-12 18:00:55 |
No niestety tak łatwo nie było. Artrus też by chciał, by to tak łatwo dało się zakończyć, niestety życie proste nie jest i lubi rzucać kłody pod nogi. Podejrzewał co musiał przeżywać Jena - praworządny komendant CSB, którym targają silne emocje i myśli o działaniu niezgodnym z prawem. Fibal zaś nie miał takich dylematów, bo jemu poszanowania dla prawa nikt nie wpoił w dzieciństwie. - To profesjonalista, taki to prędko nie wsypie pracodawcy o ile nie chce wypaść z interesu. Nie liczcie na zeznania, chyba że po torturach Zerknął uważnie na Jenę, ale i tak wiedział że tego nie zrobią. To była Republika - demokracja, prawa człowieka itp. Tylko w skrajnych wypadkach skłąniali się do tortur. A to nie było takim przypadkiem. Chyba.
|
Jenathaza - 2013-06-12 18:07:12 |
SIS mogło by to zrobić – pomyślał Jena, ale nie powiedział. Ich nikt nie kontroluje, stoją najwyżej. Ale nawet jeśli, i nawet jeśli to profesjonalista, to raczej nie ktoś, kto wie więcej niż można z niego wyciągnąć. Z resztą tak jak wszędzie – w wielkiej machinie poszczególne elementy wiedza tylko tyle jak nacisnąć swój guzik, kiedy przyjdzie czas. Trzeba złapać jakiś mózg. Najlepszym źródłem informacji była sama Queni. Jena absolutnie nie podejrzewał ze ktokolwiek z SIS byłby skłonny torturować Queni. Ale przeszło mu to przez myśl... Po ostatnich wydarzeniach jego zaufanie do kogokolwiek bardzo stopniało. Przez chwilę nawet poczuł dreszcz na plecach, bo pomyślał,ze obok nie siedzi Artrus, tylko kolejny agent. - Paranoi można dostać – szepnął i napił się piwa. Artrus to ktoś kto dobrze wie jak się dostaje paranoi...
|
Artrus - 2013-06-12 18:18:29 |
I właśnie w tym momencie Fibal się uśmiechnął, by nie powiedzieć że się roześmiał. Ale stał się bardziej wesoły niż zazwyczaj i otworzył sobie puszkę, by się z niej napić. - To teraz już wiesz, czemu ja mam paranoję. A nie siedzisz po uszy w bagnie jak ja Do tej pory Mavhonic zawsze wytykał mu jego paranoję, że to niepotrzebne, że zbyteczne i w ogóle że przesadza. A teraz sam na własnej skórze przekonuje się, jak życie może dać komuś w shebs. Po chwili jednak spoważniał. - Nie życzę ci życia w paranoi, masz rodzinę i w ogóle. Ja już przywykłem, nawyki weszły do codziennego życia. Kiedyś Artrus nie miał aż tak rozwiniętej paranoi na tle swojego bezpieczeństwa. Ale po morderstwie jego rodziny i jego zemscie na imperialnych to było konieczne, o ile chciał jeszcze żyć.
|
Jenathaza - 2013-06-12 18:38:54 |
Jena zas próbował się uśmiechnąć ale wyszło mu coś w rodzaju grymasu po cytrynie. - Chyba się rozpowszechnia, ta choroba... To chwilowe. Tak mi się tylko pomyślało. Wcale tak nie odczuwam – podejrzewał, ze zaczyna się od myslenia. Jednak – Jena osiągnął wiek w ktorym zaczyna dochodzić do świadomości,ze komiksowe opowieści o gliniarzach to bajki.
|
Artrus - 2013-06-12 18:52:54 |
Ponownie przyjrzał mu się uważnie popijając piwo. Może faktycznie to tylko chwilowe zwątpienie i takie ogólne osłabienie. Lepiej dla niego by tak było. Bo życie z paranoją jest na prawdę uciążliwe. Wystarczyło spojrzeć na Artrusa by to dostrzec. Zmienił nawet pigment skóry by go nie rozpoznali od razu. - To się ciesz. I wracaj szybko do zdrowia Uniósł puszkę do toastu a potem znowu się z niej napił. Praktycznie wlał już w siebie prawie całe piwo. Pół litra to jednak trochę mało jak na kogoś, kto regularnie sobie popija różne rzeczy w najróżniejszych miejscach.
|
Jenathaza - 2013-06-12 18:58:00 |
Jena na pewno by się leczył, gdyby paranoja się rozwinęła i zaczęła przeszkadzać. Zona by go wysłała, pewnie do samego Jamesa Tresona, którego Jena poznał bardziej przy sprawie Queni. Bo wcześniej przy Siscu tylko powierzchownie. Jena zamilkł, dziwnie zamyślony. Milczał, milczał, chyba wciąż wszystkiego nie powiedział. A był ostrożny, zapobiegliwy. Niespecjalnie wylewny. - Sisca adoptowała chirurg cybernetyk z Równikowego. Wiedziałeś?
|
Artrus - 2013-06-12 19:06:28 |
Jena miał to szczęście że miał żonę, która się nim opiekowała, nawet jeśli ten uważał, że jest inaczej. Więc do zaostrzenia paranoi raczej nie dojdzie. Artrus wygodniej rozwalił się na kanapie i tylko spoglądał na zamyślonego kapitana. Pływał on sobie gdzieś hen daleko, po morzach i oceanach, gdy nagle wrócił na ziemię i wyskoczył z innym tematem. Ten już Fibala tak nie ruszał, o ile w ogóle. - Dobrze dla niego Mruknął obojętnie. O sprawie Sisca czytał jakiś czas temu, reakcje miał podobną do tej na wieści o Queni. Ale czas mijał, miał własne problemy i sprawa to po prostu wyblakła i trafiła do kategorii "ofiary wojny". Artrus nie był jak Jena - nie zamartwiał się ciągle, nie myślał o tym co z kim będzie, nie troszczył się o los nieznanej mu dziewczynki. Za dużo miał własnych spraw na głowie. No i by oszalał gdyby tak postępował na wojnie. Niestety musiał wykształcić w sobie pewną dawkę znieczulicy społecznej. Teraz losem dziewczynki się przejmował i był wściekły. Za tydzień to go będzie gówno obchodziło co z nią będzie. Ale tych drani by dopadł. W sumie tych cybernetyków od Sisca też. Ale lista tych do odstrzału w jego przypadku była straszliwie długa.
|
Jenathaza - 2013-06-12 19:10:49 |
Temat nie był tak znowu drastycznie zmieniony. Raczej zaczęta pewna myśl, nie dotycząca Sisca, on był bezpieczny, można było już usunąć go z listy tych których koniecznie trzeba bronić. - Pomyślałem, ze Queni... ona tez musi koniecznie znaleźć rodzinę – skoro jedna historia zakończyła się szczęśliwie, to druga też musi.
|
Artrus - 2013-06-12 19:27:19 |
Artrus pokręcił z rezygnacją głową. - Na siłę nie ma co szukać. Będzie mieć szczęście, to ktoś ją adoptuje. A jak nie to pomęczy się parę lat, osiągnie dojrzałość i pewnie zniknie. Może brzmiało to trochę bezdusznie, ale on sam jej nie adoptuje. Za niebezpieczny tryb życia prowadził. Znajomych godnych polecenia nie miał. Może poza Mavhoniciem. No i właśnie tak krzywo na niego popatrzył. - Ty chyba nie zamierzasz jej adoptować, co? Jena miał trochę zbyt miękkie serce i mógłby na taki pomysł wpaść.
|
Jenathaza - 2013-06-12 19:41:56 |
Szczerze mówiąc to jena na taki pomysł wpadł, ale nie miał za bardzo z kim o tym pogadac. A wpadł w ciąg, bezie teraz mówił i mówił - Ludzie nie adoptują dzieci, nawet zwykłych, bo się boją. Bo obce, bo nie wiadomo jakie geny -to Jeny dotyczyło. On sam był sierotą. Wychowany w domu dziecka. Nikt go nie adoptował, nikt nawet nigdy nie wykazywał chęci. Thorul Trax świętej pamięci obnosił się ze swoim sieroctwem i zrzucał na nie wszystkie swoje błędy. Jena z nikim nie rozmawiał. To tez nie była dobra postawa. - Adoptowałbyś dziecko które może cie rozdeptać? – znowu nawiązał do Sisca. Kiedyś wyobrażenie „Sisca w domu”, mimo świadomości kim on jest, przerażało. Pewnie dlatego, ze jego samego, tak przecież „adopcyjnego” nigdy ni,t nie chciał nawet poznać. Sisco tak pięknie złamał jego blokadę. - A ktoś się odważył.
|
Artrus - 2013-06-12 20:02:44 |
Jeśli chodzi o dobór osoby do rozmowy o adopcji to Jena dobrze trafił. Co prawda Artrus adoptowany nie był, ale w jego kręgu kulturowym to była normalka. Wiele rodzin miało własne dzieci plus adoptowane i to nawet nie tej samej rasy co rodzice. U Mando adopcja nie była tematem tabu. To była konieczność. - Bo wasze społeczeństwo zbyt dużą wagę przywiązuje do kwestii krwi. Rodzina to więź, uczucie a nie pokrewieństwo. To tak na prawdę osik się liczy i tyle Machnął ręką. Już dawno temu odkrył, że te wszystkie "cywilizowane" społeczeństwa, które tak pogardliwie traktowały Mandalorian wcale takie wspaniałe nie są. Mają swoje ułomności, nie mniejsze niż u Mando. Artrus westchnął i nachylił się ku Jeny. - Wiesz chyba jak u nas to wygląda. Jeśli jakiś dzieciak ma w sobie ducha wojownika to się go adoptuje. I nie ważne, czy to człowiek, twi'lek, zabrak, wookie czy trandoshanin. Może być rodianin czy duros. Liczy się to co kto ma tutaj Poklepał się pięścią po klatce piersiowej w okolicy serca. Mando bez problemów przygarniali dzieci... jednak i oni mieli minus. Przeprowadzali swoistą selekcję ,brali tylko te dzieci z których w przyszłości wyrosną nowi członkowie ich społeczności. Słabe dzieci nie dostawały szansy. - Odważył się. Ale ktoś tego musi chcieć. Nie ma sensu wpychać jej komuś w ramiona tylko dlatego, ze musi mieć rodzinę. Obie strony tego muszą chcieć. Ona już nie jest uroczym dzieciaczkiem, któremu puści się bajkę i problem z głowy. Z tego co mówiłeś to ta dziewczyna jest inteligentna. Zorientuje się jesli coś sztuczne będzie
|
Jenathaza - 2013-06-12 20:09:23 |
Tak, Jena wiedział. Ta cecha zresztą pozwoliła mu polubić Artrusa. Czasem nawet sam zastanawiał się, co by było, gdyby adoptował go mandalorianin? Na pewno nie byłby policjantem. Może byłby za to trochę bardziej brawurowy... - Masz racje. Ale wciąż wraca Sisco. Przecież jego szanse były zerowe – jeszcze mandalorianin może by adoptował, mógłby go nauczyć ducha walki, pewnej zaciętości. Ale kto inny, kiedy tu, nie dość ze te więzy krwi, to jeszcze co ludzie powiedzą i prawo nie na rękę takiemu adoptującemu. Tak więc – mandalorianinowi by dziecka nie wydali. Bo to mandalorianin. - Myślałem, by ją przygarnąć – w końcu wyznał.
|
Artrus - 2013-06-12 20:26:08 |
- No miał zerowe. Ale miał też szczęście Przyznał mu rację. Ale niestety takie przypadki rzadko się trafiały. Z reguły do rodzin adopcyjnych trafiały te najsłodsze dzieciaki, które to chwytały za serce swoich przyszłych rodziców. No i trzeba dodać że im młodsze tym lepiej. Prawie dorosłe praktycznie odpadały z wyścigu. No i deklaracja Jeny nie zaskoczyła Artrusa. Zmarszczył tylko brwi a potem westchnął. - Powinieneś pogadać o tym z żoną, nie ze mną. Nie wyperswaduję ci tego, bo uważam że dobrze robisz. Ale zastanów się, czy dacie radę, bo to nie słodki dzieciaczek tylko prawie dorosła dziewczyna z potencjałem hakerskim i bagażem doświadczeń pełnym takiego gówna, od którego wyłysiejesz w mig. A dzieciak bystry, zorientuje się jeśli nagle ci się odechce i zrobi ci piekło w domu albo zwieje i te włosy, które akurat ci zostaną to sobie wyrwiesz
|
Jenathaza - 2013-06-12 20:32:01 |
Uśmiechnął się, pokazując zęby, kiedy Artrus tak dosadnie mu streścił ewentualne konsekwencje, i w pewnym sensie to bardzo do Jeny przemówiło, bo on był dumny ze swoich włosów, juz wprawdzie trochę siwiejących, ale niesamowicie długich, co je zawsze w warkocz zaplatał. Często służyły w kontaktach za lodołamacz, bo ludzie – trochę się bojący powierzchowności Mavhonica, pytali o włosy, i szła rozmowa w której okazywało się ze nie taki on straszny. - Nie będę ukrywał, że choć trochę zakładam ze ona rozumie swoją sytuację i jak już jej coś z nieba spadnie to nie będzie próbowała tego zniszczyć. Na razie ona jest pod opieką specjalistów, z którymi będę jeszcze rozmawiał. Ale z Iliani to dopiero jak zbiorę trochę informacji. Choć myślę że się domyśla
|
Artrus - 2013-06-13 17:30:59 |
W odpowiedzi uśmiechnął się odrobinę kpiąco a potem założył ręce na piersi. Całą swoją postawą wysyłał jasny przekaz "chyba cię popierdoliło" ale w taki delikatny (jak na Artrusa) sposób. - Nadzieja matka głupich, wiesz o tym. Tej dziewczyny nikt chyba nigdy nie wychowywał, tylko ją wykorzystywano. I jeśli myślisz, że będzie potulna jak baranek tylko dlatego, że dasz jej rodzinę to się mylisz. Na początku to i owszem, a potem zacznie szarpać smycz sprawdzając jak daleko może sobie pohasać i czy da radę się z niej zerwać. Teraz jest fizycznym wrakiem... ale niech wydobrzeje, to wtedy się przekonamy czy inteligencja idzie w parze z dojrzałością i rozwagą Artrus spojrzał na chwilę w sufit, zamknął oczy a potem ze świstem wypuścił powietrze z płuc. Musiał chwilkę pomyśleć. - To szlachetne co chcesz zrobić Jena, tylko uczulam cię że taka adopcja to ciężka sprawa może być. I to przemyśl. Jeżeli się z Iliani zdecydujecie to wiesz, że na moją pomoc możesz liczyć. Zawsze możesz postraszyć ją złym wujkiem mandalorianinem Opuścił głowę. Na jego twarzy zaś gościł wesoły, choć wyzywający uśmiech.
|
Jenathaza - 2013-06-13 17:39:38 |
- Artrus, przecież to jest człowiek, nie zwierze... -Jena rozumiał wszystko co mando mu mówił i zgadzał się z tym, zazwyczaj kiedy mówiło się o młodzieży, która cię nie dotyczyła. Jena wychował syna, który podczas dojrzewania nie robił problemów. Teraz zaś po prostu żal mu było Queni. Tak bardzo zal, ze chciał coś zrobić. Zaś przez porównanie które przed chwilą wypowiedział chodziło mu, ze przecież intelekt dziewczynki sięga dalej niż tylko „zrobić coś by mi dali 20 kredytów na kino”, czy inny "przysmak". - Teraz trwa jej terapia. Na pewno ją nakierują. Muszą ja nauczyć życia w społeczeństwie, inaczej ośrodek albo deportacja. Nie wiedział co powiedzieć na ten wyzywający uśmiech - zauważyłem,ze nie przepada za mandalorianami. To byłoby niezłe
|
Artrus - 2013-06-13 17:48:03 |
- Nie wiesz, co niewola potrafi zrobić z człowiekiem Odpowiedział od razu Artrus a przez jego twarz przemknął cień, przez co nagle wydał się o kilka dekad starszy. Albo tak się mogło wydawać, bo po chwili nieco się rozchmurzył i znowu lekko się uśmiechnął. A z tymi problemami to nie chodziło mu o proste i zwyczajnie rozrabianie czy palenie papierosów za śmietnikiem tak by opiekunowie nie widzieli. Ona od miesięcy, jeśli nie od lat włamywała się do ściśle tajnych baz danych. To dawało poczucie władzy. A to działało jak narkotyk. I co jeśli nagle wróci na tą ścieżkę, bez przymusu a z własnej chęci? Mogła narozrabiać. - Tiaa... terapie. Jej trzeba szkoły życia a nie teoretycznych gadek szmatek Za całą tą psychiatryczno-psychologiczną szopką to nie przepadał, co od razu dało się usłyszeć w jego głosie. Przebrzmiewała w nim nutka drwiny i pogardy. - No i widzisz. Będziesz mieć idealnego straszaka. A tak serio pogadaj z Iliani, jeśli się zgodzi to na mnie też liczyć możesz
|
Jenathaza - 2013-06-13 18:02:17 |
- Od czegoś trzeba zacząć – Jena zaczął bronić „terapii”,bo Jamesowi ufał, to był mądry facet. Jak on nie da rady, to pewnie nikt. - Sisca postawił Lekko się uśmiechnął. - Porozmawiam z nią, w swoim czasie. Narzie chyba pokutuje we mnie ta „bohaterska sława” – napił się piwa i znowu zamyślił.
|
Artrus - 2013-06-13 18:17:02 |
Spojrzał krzywo na Jenę ale nic nie powiedział. Artrus po prostu miał uprzedzenia do tych konowałów i tyle. Tolerancyjny to on nigdy nie był i nigdy też tak nie twierdził. - No masz swoje pięć minut. I co, targają cię po wywiadach, gazetach i tym podobnych bzdetach? Czas najwyższy zmienić temat na taki dotyczący bardziej Mavhonica.
|
Jenathaza - 2013-06-13 18:24:21 |
Teraz już Jena się szczerze i na luzie zaśmiał, z pokazaniem zębów, prawdziwie. - w telewizji byłem, dwa razy, raz jak w szpitalu leżałem na wyciągu taka migawka o niebezpieczeństwie, agentach, ze wszędzie są, takie tam. Gazety to już drukują nie pytają, to ja się powinienem procesować z nimi o wykorzystanie wizerunku, ale to chodzi o te sławne zdjęcie przed tunelem. No i mam być za tydzień w programie porannym na programie 8. Będzie odcinek o policjantach Wielki też udział Jeny w mediach był za sprawą prywatnych „fanów” którzy robili z jego zdjęciami obrazki typu demotywatory, głównie z bardzo pozytywnym przesłaniem.
|
Artrus - 2013-06-13 18:37:38 |
Roześmiał się cicho w odpowiedzi. Na szczęście nie był zazdrosny o sukces przyjaciela, w sumie cieszył się z tego, że w końcu ktoś go docenił, nawet jeśli przez chwilę. Niech korzysta, może coś uda mu się osiągnąć dzięki temu? - No to nieźle. Gratuluję. Dzielny komendant CSB i jego historia! Aż szkoda, że mnie nie było gdy to się działo Po chwili uśmiechnął się chytrze i wychylił się ku Mavhonicowi. - Stawiasz flache kolego i nie ma zmiłuj. Z gwiazdą holonetu jeszcze nie piłem
|
Jenathaza - 2013-06-13 18:43:30 |
Trudno było to nazwać sukcesem, raczej zagrywką mediów, które obecnie potrzebowały mieć jakiegoś „codziennego bohatera” jako przykład dla skostniałego i wiecznie narzekającego społeczeństwa. Jena się napatoczył, miał warunki, nie najgorzej wyglądał, miał rodzinę, był praworządny – pasował. - No dobra, gwiazda ci postawi – znowu się uśmiechnął. Zeby go tak trochę podmalować, to by mógł jakiś program prowadzić.
|
Artrus - 2013-06-13 19:03:54 |
Artrus znowu się zaśmiał. I tak sobie rozmawiali przez jakiś czas, głównie o Mavhonicu, bo Fibal skrzętnie unikał większości pytań dotyczących swojej osoby oraz tego co ostatnio robił. W końcu pożegnali się, chociaż wcześniej umówili się na spotkanie przy flaszce, którą oczywiście miał postawić Jena.
|
Jenathaza - 2013-08-17 18:47:25 |
Jena nie miał dziś do pracy. Jako policjant pracował zmianowo, raz go nie było dwa dni z rzędu, raz był w domu trzy dni, różnie, zazwyczaj według grafika ustalanego na miesiąc z góry. Niedawno byłz resztą na zwolnieniu. Była dziewiąta. Poniedziałek. Zamek zapiszczał oznajmiając otwarcie i jena wszedł, a jego olbrzymia sylwetka w skórzanej kurtce wymalowała się na tle zasuwających się drzwi. Odwiózł właśnie dzieci do szkoły i oto wrócił. Iliani nie pracowała już od jakiegoś czasu, więc jego wolne dni nie były takie samotne. - Kochanie, kupiłem biały ser! – oznajmił od progu mocnym basem. Kupiłem ser w domyśle: chce naleśniki!
|
Iliani - 2013-08-17 18:56:13 |
Wiedziała co się święci, kiedy usłyszała, że kupił biały ser. No pięknie... I gdzie, cholera, równouprawnienie?! Mimo to, ruszyła się i wyszła mu na powitanie wreszcie w białej, zwiewnej sukience sięgającej ziemi, materiał płynął wręcz, jak się zdawało. Uśmiechała się lekko, wyraźnie w dobrym humorze, kierując się do męża. - Bardzo mnie to cieszy. No tak... Zamiast powitać go ładnie, to od razu odpowiedziała mu na słowa o serze. Westchnęła zbliżając się powoli, niespiesznie, nawet nieco flegmatycznie, ale to było tak normalne gdy była w domu... - Mam nadzieję, że dzieci nie sprawiały problemów jak je zawoziłeś. Tak, dzieci może miały chłonne umysły, ale znacznie częściej marnowały potencjał na wymyślaniu najróżniejszych wymówek, niż na tym, aby się uczyć. Jasne, długie włosy miała upięte wyjątkowo, jakby szykowała się do wyjścia.
|
Jenathaza - 2013-08-17 19:16:44 |
Kontrastowali ze sobą jako małżeństwo, ona była zwiewną białą „nimfą”, on zas przysadzistym czarnym gadem. Jego łuski były duze, czarne, jedynie w niektórych miejscach, jak teraz widać było – na pysku, dłoniach i nad oczami były barwi ceglastobrązowej. Długie grube włosy zawsze zaplecione w warkocz sięgały niżej paska. Teraz ściągnął kurtkę rozmiaru takiego ze trzy Iliani mogłyby w niej chodzić i nieźle by pewnie wyglądały. - Niii, nasze dzieci to są nasze dzieci, idealne – fakt, ze czasem nauczycielka dzwoniła – i to właśnie do Iliani, bo to a to zrobiły, zwłaszcza Kalet. Ale to, ze dyskutuje to dowodzi jego inteligencji. A to Jenathazie schlebiało. Bo Sedit nie dyskutował i został policjantem jak ojciec. Moze pozostałe latorośle pójdą w bardziej ambitne kariery. Nie ma wprawdzie większego komplementu dla ojca niż jak syn idzie w jego ślady, ale – to ciężki kawałek chleba. I naleśnika z serem, bo żona marudzi o równouprawnienie. A jakże ze było - maż wcale nie musi jeść tego co przygotuje żona, może udać się do restauracji gdzie inna pani gotuje i nie narzeka. - Wychodzisz gdzieś? – zmrużył głęboko osadzone pod potężnymi łukami brwiowymi zielone jak młoda trawa oczy, wodząc gadzim pyskiem za zwiewną postacią żony. - Czy chcesz mnie uwieść? Po raz kolejny – ściągnąwszy wargi pochwalił się imponującym uzębieniem w rozbrajającym uśmiechu.
|
Iliani - 2013-08-17 19:25:19 |
Słysząc to określenie "idealne", spojrzała na niego uważniej, jakby bała się, że ktoś go w łeb czymś ciężkim zdzielił i klepki mu się poprzestawiały... Póki co nie widziała żadnych obrażeń, więc może po prostu zaczął wariować? Kto wie, kto wie... Podeszła do niego już bliżej, aby mógł jej dotknąć, gdyby poczuł taką potrzebę. - Zamierzałam pójść się przejść, może znalazłabym jakąś pracę. Zamierzała? Widocznie straciła ochotę na spacer, kiedy przyszedł małżonek. Zapewne niejedna kobieta zastanawiała się, co takiego ona widziała w łuskowatym, ale... To był jej sekret, poza tym, nawet tak lotny umysł nie potrafił zapanować nad sercem. Póki co, właśnie serce przejmowało kontrolę nad tą zwiewną nimfą, bo uśmiech, zamiast łagodny, stał się nieco bardziej kokieteryjny, jakby oznajmiała mu tym samym, że jej plany uległy znacznej zmianie. - Ale wizja uwiedzenia ciebie, mój drogi, jest bardziej kusząca... Muszę przyznać, że wydaje mi się przyjemniejsza nawet, od spaceru. No i masz... I po co zaczynał? Przecież oczywiste było, że nie będzie mogła sobie darować. Miał na nią zły wpływ, zwłaszcza, gdy dzieci były w szkole i nie trzeba było się pilnować, żeby latorośli nie gorszyć. Jak przy dzieciach panowała nad sobą, tak kiedy byli sami... Nie próbowała się powstrzymywać. Dotknęła lekko jego łusek, mrużąc lekko oczy, usta lekko złożyła, jakby zaraz pocałunek chciałą złożyć na jego łuskach... - Daj ten ser. Zrobię naleśniki. Czasem nie miała za grosz romantyzmu, jak w tej chwili. Wiedziała, że im szybciej zrobi naleśniki dla męża, tym prędzej będzie mogła pozwolić sobie na parę chwil zapomnienia.
|
Jenathaza - 2013-08-17 19:37:42 |
- Wiesz, nie chciał bym by moja żona pracowała na stanowisku które znajduje się na spacerze... Kilka dobrych lat byłaś agentem ubezpieczeniowym, osoby z twoimi kwalifikacjami trochę inaczej szukają zatrudnienia. – uśmiech nie zszedł z jego masywnej szczeki. Sięgną potężna dłonią do jej twarzy, by przejechawszy po linii policzka bokiem palca zatopić je w jej włosach. Nawet po drodze gdzieś mogła poczuć na skórze chłód obrączki. Wiele żonatych facetów jej nie nosiło. Jena nosił z dumą. - No ale szukanie pracy może poczekać... – powieki uniosły się w gadziej imitacji podniesienia brwi. Na codzien kiedy Iliani pracowała, niewiele mieli czasu tylko dla siebie. Jak wracali i byli w domu oboje – były tez dzieci. Bardzo słodki, ale wszędobylski drobiazg który czasem trochę uniemożliwiał to i owo. Pewną grę. Kiedy zas ona go dotleniła, jego ręką przesunęła się niżej, na talię, zas głowa pochyliła się by przestrzeń miedzy nozdrzami mogła dotknąć jej broda. - Niiie dam sera.... – szepnął. - hasło – no to w końcu gliniarz!
|
Iliani - 2013-08-17 19:57:11 |
Zaśmiała się cicho, ale nie odsuwała się, bo w końcu byli sami, mogli poświęcić sobie swoją uwagę i czas. - Głuptasie... Kocham cię. Powiedziała cicho i westchęła zadowolona, aby ucałować go lekko tuż nad nozdrzami. Ot, odrobina przyjemności, mały gest, ale ją bardzo cieszył. Już nie była tak flegmatyczna jak w chwili jego pryjścia, stawała się radośniejsza. - Będziesz musiał mi to hasło przypomnieć. Dodała szeptem, aby delikatnie ułożyć dłonie na jego barkach z niekrytą przyjemnością. Kontrastowali ze sobą bardzo, a mimo to się uzupełniali w sposób, w jaki mało które małżeństwo mogło się uzupełnić. Na jej dłoni również dumnie widniała obrączka, nigdy jej nie zdejmowała, jakby chciała w ten sposób pokazać wszystkim, że to właśnie jej udało się pojmać tego gada w swoje sidła. Był jej tak samo, jak ona jego. Znów lekki całus na jego pysku, jakby dawała do zrozumienia, że właśnie miała ochotę na to, aby nie tylko przypomniał jej hasło, ale oczekiwała "kary" za jego nieznajomość. Pan gliniarz, będzie miał łapy pełne roboty.
|
Jenathaza - 2013-08-17 20:13:31 |
W nagrodę musnął ją wargami. - Dobre hasło. A przynajmniej mi się podoba i bee ci je przypominał. Porządek musi być, nieprawdaż? -pochylił znów głowę i delikatnie pochłoną gadzimi wargami jej delikatne usta. Ser poczeka, pomyślał, obejmując ją ramionami. Jedną ręką chwycił ja za biodra i podniósłszy jak dzieciaka, ruszył powoli w stronę sypialni. Bo kiedy nie ma w domu dzieci to jesteśmy niegrzeczni.
|
Iliani - 2013-08-17 20:18:39 |
Nie, nie pozwoliła, aby musiał się o cokolwiek dopraszać, a z tym porządkiem... Pewnie by dyskutowała, gdyby nie fakt, że bardziej zaabsorbował ją jej małżonek. Była zazdrośnicą, ale zawsze pokazywał jej, że nie musiała być zazdrosna. Pokazywał jej to na tyle dobitnie... Że później zazdrość odchodziła na dłuższy czas i nie robiła żadnych wyrzutów. Teraz mieli czas dla siebie, swoje chwile, kiedy to mogli oddać się w ramiona zapomnienia, do czasu... Aż dzieci skończą szkołę.
*** 3h później ***
Nie narzekała, mało tego, dopiero kiedy Jena zasnął, mogła popatrzeć na niego... Gdy spał, wydawał jej się niezwykle spokojny i... Bezbronny. Tylko w tej chwili wydawał jej się bezbronny, a mimo to... Wymknęła się z łóżka, żeby się obmyć i ubrać. Wiedziała, że wkrótce Jena się obudzi i będzie głodny, a ona już miała zaplanowany obiad - naleśniki. Z serem. Niedużo czasu upłynęło, kiedy umyta i ubrana zaczęła spokojnie krzątać się po kuchni, po cichu, żeby nie budzić męża. Miał prawo być zmęczony... Była wymagająca, on zresztą też. Zaczynała gotować, żeby obudzić go porcją ciepłych, świeżo usmażonych naleśników z białym serem. Uśmiechała się pogodnie i łagodnie, ładnie. Kiedy Jena byl w domu, zawsze czuła się wyśmienicie.
|
Jenathaza - 2013-08-17 20:33:50 |
Wybudził się jak już jej nie było, ale nie wstawał, pozostając w stanie półsnu, z ramieniem podłożonym pod głowę. Kilka głębokich blizn „zdobiło” jego ramiona i tors. Jedna bardzo duza, skomplikowana po operacji nogi. Ale mimo to nadal miał całkiem niezłe ciało, mimo wieku, bo nie stawał się z dnia na dzien coraz młodszy. Gdyby nie ten kredyt, myślał sobie, miętoląc róg jedwabnej kołdry, wciąż z zamkniętymi oczami. Gdyby nie ten kredyt, Iliani nie musiałaby szukać nowej pracy, częściej bylibyśmy sami. Tak jak teraz, bez strachu ze ciekawskie dziecko wejdzie w kulminacyjnym momencie. Nie musieliby kochać się w tajemnicy,z „poduszką na głowie” by dzieci nic nie słyszały. Zabawne to, ale – warto czasem zrobić to tak jak Moc przykazała.
|
Iliani - 2013-08-17 20:40:20 |
Nie wiedziała, że się już obudził, smażyła ostatnie naleśniki, a wyszło ich całkiem sporo. Wiedziałą, że sera na pewno na wszystkie nie wystarczy, więc część będzie z dżemem. Jakiś był, ale nie jadła, to nie wiedziała jaki. W końcu wlała ostatnią porcję ciasta na patelnię i nuciła cicho. Nie trwało to długo. Rozgrzana patelnia sprawiła, że musiała wykazać się refleksem, aby nie spalić obiadu. Gotowanie dla takiej gromady, była wyzwaniem. Kiedyś gotowała dla trójki, dla siebie i dzieci, a teraz... Teraz gotowała dla siedmiorga, ale nie słyszała, aby ktoś marudził, więc z zadowoleniem przyrządzała dla nich posiłki. W końcu dało się usłyszeć ciche kroki, bardzo ciche kroki "białej nimfy", której sukienka gładko spływała aż do ziemi, przesłaniając stopy przyodziane w lekkie buty. Niosła spory talerz z kilkoma naleśnikami i sporą szklankę mleka. Zawsze była twierdzenia, że najlepiej smakują naleśniki z mlekiem. Dopiero teraz dostrzegła, że on już nie śpi. - Przyniosłam naleśniki, mój drogi. Rzuciła doń czule, jak to ona, z tym łagodnym spojrzeniem i uśmiechem, w którym mimo łagodności, pojawiła się ostrzejsza nuta, która widocznie nie zniknęła po ich wspólnych ekscesach. Mógł być pewien, że sprawował się znakomicie, jak zawsze... Sprawił, że czuła się wyjątkowa i kochana.
|
Jenathaza - 2013-08-17 21:08:22 |
Rozkosznie wyglądało kiedy takie „bydle” leży w łóżku. Jena pochłaniał z pięć tysięcy kalorii dziennie, pracował jako gliniarz, był tez po prostu wielki. Tak, zdecydowanie Iliani zasługiwała na medal, a jak Sedit z rodziną przyjeżdżał na obiad, to ten medal powinien jej wręczyć kanclerz z radą jedi. A jak nie to niech spróbują zrobić choć raz to co ona. Kiedy ona pracowała, Jena spał, odpoczywał po wysiłku miłosnym. Teraz jednak podniósł się, opierając na ramieniu. - Oh Iliani, jak ja cię kocham. – chłop za żarciem tu uhuhu. A jena wszystko miał do rozwoju. Dużo żarcia, piękną żonę. - Chodź, siadaj. No ja sobie kimam a ty pracujesz... jak ja tak mogę...
|
Iliani - 2013-08-17 21:15:37 |
Pokręciła lekko głową i zaśmiała się cicho, ale nie trzeba było powtarzać dwa razy, bo dosiadła się po chwili, aby móc poczęstować małżonka jedzeniem. Ona nie oczekiwałą medali, ani żądnych wyróżnień, nie oczekiwałą zaszczytów a jedynie miłości i szacunku, czego otrzymywała wiele i bardzo jej to schlebiało. - Też cię kocham, Jenathaza. A teraz wcinaj, póki ciepłe... Marnie wyglądasz, jakbyś trochę schudł. O masz... Teraz to się martwiła! Ale żeby wcześniej go wykorzystywać w miłosnych ekscesach, to nie miała oporów, a teraz nagle wyglądał, jakby nieco schudł. Oczywiste było, że sobie żarciki stroiła. - Kiedy zjesz, trzeba będzie ruszyć się po dzieci. Pojadę z tobą, bo pewnie nauczyciele znó będą mieli wiele ciekawych rzeczy do opowiedzenia. Znała swoje dzieci aż za dobrze. Gdyby ktoś chciał posłuchać, pewnie dzień wcześniej powiedziałaby co się stanie i ile razy zadzwonią do niej, że są problemy. Dziś nie dzwonili, ale wiedziała, że to tylko cisza przed burzą. Ciężki żywot rodzicielki, ale jakże słodki małżonki i kochanki.
|
Jenathaza - 2013-08-18 17:49:33 |
Popatrzył na nią znad trzymanego teraz na wysokości szyi talerza. - Schudłem? Niie, nie wydaje mi się – niedawno spedzył w domu ze 3 tygodnie, po tym jak oszust kopnął go z całej siły w endoprotezę kolana. Po czymś takim mógł raczej przytyć bo jadł i się mało ruszał. No ale – skoro schudł, to trzeba jeść. Jadł więc,a ze było pyszne, to jadł jakby to było jego pierwsze hobby. A dla Jeny Mavhonica posiłek to nie trzy naleśniki,a trzynaście. - Dobrze, pojedziemy. Która to jest... – wychylił się by spojrzeć na zegarek dalej na szafeczce. - No, pojedziemy. Bez przesady, dzieci Mavhonicow były żywe, ale nie nieznośne, w dodatku już na tyle duże by rozumieć pewne sprawy. I przez policjanta chowane, rozpieszczania to nie było. Wiec mama chyba przesadza.
|
Iliani - 2013-08-18 17:59:57 |
Może on dzieci nie rozpieszczał, ale jej się zdarzało kiedy jego nie było i mogło to mieć zły wpływ na latorośle, które tak mocno kochała. Choć nie chciała dla nich źle, to sama mogła doprowadzić do ich rozbestwienia. - A kiedy dojedziemy... Wejdę zapytać, czy czasem nie szukają nauczycielki. Podobno jedna z nauczycielek jest na zwolnieniu i trochę jej nie będzie. To "trochę" mogło trwać nawet 3 lata, nie ma to jak macierzyński urlop a później jeszcze wychowawcze. Uśmiechała się łagodnie. Można było mieć obawy, czy poradzi sobie z klasą liczącą ponad dwadzieścioro uczniów, ale bywała twardsza czasami, niż na pierwszy rzut oka się wydawała. - Jak myślisz... Nadaję się? Zapytała z lekkim uśmieszkiem, aby dotknąć swojego męża, delikatnie musnęła jego łuski z niekrytym zadowoleniem, jakie odczuwała w tej danej chwili. Potrafił ją owinąć sobie wokół palca, ale nie miała nic przeciwko. Czuła się dobrze z tym, że miała męża i dzieci, miała obowiązki, choć odkąd niepracowała, była mniej energiczna.
|
Jenathaza - 2013-08-18 18:07:36 |
Popatrzył na nią mrużąc oczy czarnymi powiekami. Zrobił sobie kilka razy „hmmm”. - Trochę cie szkoda na belfra. Ale jeżeli czujesz się na siłach... Porozmawiać nie za wadzi. – tym bardziej ze już ją tam w szkole znali,a dzieci miała mądre. Jena zjadł, odstawił talerz na szafeczkę obok i pogładził ja po włosach. Raz, drugi. Za chwilę obiema rękami, i ukręciwszy jej z włosów kok zawinął naokoło głowy w kok. - taką „bułeczkę” będziesz nosić, bo się tak nauczycielki czeszą. Sam pamiętam z podstawówki... – na szczęście od czasów kiedy jena kończył podstawówkę trochę upłynęło...
|
Iliani - 2013-08-18 18:15:12 |
Zaśmiała się cicho. Tak, sama pamiętałą czasy, kiedy nauczycielki się tak czesały i nosiły się skromniej niż ona... Akurat umundurowanie nauczycielskiego grona nie uległo znacznej zmianie, ale co do fryzury, była już nieco większa swoboda. - A nie wyglądam uroczo? Nie, nie oczekiwała odpowiedzi, bo zaraz poprawiła się, wlazła niemal na łóżko, aby móc ucałować najdroższego swemu sercu męża, tuż nad nozdrzami. Pogładziła dłonią, po boku pyszczka ukochanego. - Będzie dobrze. Dzieci będą grzeczne, przestaną ze szkoły wydzwaniać, że broją. I zawsze wpadnie nieco waluty. No tak... Myślała nie tylko o tym, żeby mieć zajęcie, ale też o tym, żeby nie szargano im nerwów przez wybryki latorośli, a przy okazji zarobi i będzie im łatwiej żyć, zwłaszcza, że będzie miała stałe zatrudnienie i stałą pensję. Jeśli się uda. - No i... Spójrz... Będę miała zajęcie, które lubię. Będę mogła kształtować młode umysły. A ona znowu o tych "młodych umysłach", któe tak bardzolubiła kształtować. Lubiła, była wymagająca, ale i pełna miłości do dzieci. Praca jak znalazł dla tej delikatnej istoty.
|
Jenathaza - 2013-08-18 18:23:52 |
- Tak, za to będziesz miała w pokoju nauczycielskim na bieżąco: dzieci Mavhonicowej... Niii, nie będzie tak źle. Chociaż Jena tam wiedział ze nauczycielki to pleciuchy straszne. Chociaż- wszyscy ostatnio lubili to hobby oprawiać. - No oczywiście o ile dasz rady, bo nie wszystkie dzieci są jak nasze. Niektóre są gorsze – Ich dzieci akurat chodziły do takiej znośnej szkoły ze znośnym towarzystwem, ale rozpieszczanie dzieci było na porządku dziennym. Na przykład takie górne miasto – szok i masakra. Na średnich było już lepiej. - Ale co tam gadać o plonach jak jeszcze nie zasiane. No, zbieramy się – ucałował ją w czółko. Sam się jeszcze musiał ogarnąć, ale on to szybko, po policyjnemu.
|
Iliani - 2013-08-18 18:28:41 |
- Mhm. Mruknęła jedynie i zaraz się ożywiła jakby bardziej, bo zerwała się z łóżka i omal nie przypłaciła swojego pędu życiem, bo wpadłaby... Na ścianę. Zaśmiała się i ruszyła do łazienki, chciała szybko się poprawić i sprawić dobre wrażenie. Strój miała dobry... Skromny jej zdaniem, ale nie była pewna, czy to przejdzie, więc poszła zaraz się przebrać w strój z czasów, gdy pracowała jako agentka ubezpieczeniowa. Miała dość ładnie skrojony uniform podkreślający sylwetkę, wystarczająco skromny, aby mogła pójść do szkoły i starać się o pracę. Szarość i fiolet, do tego nieco bieli... Będzie wyglądała w tym blado, ale to tak, jak niemal we wszystkim. - Jena, gdzie jest mój uniform? Zapytała grzebiąc w szafie, nie czyniąc w niej większego bałaganu, bo lubiła wiedzieć gdzie co ma, ale nie była pewna, czy jej strój nie został gdzieś indziej schowany. To by było straszne.
|
Jenathaza - 2013-08-18 18:37:50 |
- W szafie! – odpowiedział głos z łazienki, bo kiedy ona z niej wyszła, to on szybko myk myk musiał skorzystać zanim ona tu wróci. A gdzie uniform – z kobietami to tak było,ze nawet jak się nie wiedziało gdzie, to trzeba było powiedzieć, bo inaczej będzie dochodzić,a tak – tylko szukać. Bo skąd on miał wiedzieć gdzie as jej ubrania. Gdyby zapytała gdzie jest jego mundur, to by wiedział od razu (w pracy! Tam się przebierał). Po pięciu minutach jena wyszedł z łazienki,w samych bokserkach wprawdzie, ale już uczesany – on tylko po wierzchu, bo warkocz miał zapleciony na cały dzień „na stałe” - to się nie czochra. Zajrzał sobie do szafki. Koszulka – taka rozciągliwa, dla niego typowe koszule męskie były kłopotliwe, bo rzadko były jakieś fajne XXXXXXXXL czyli „na mutantów”. I spodnie typu sztruks, które powiedziały mu ze nie schudł a wręcz przeciwnie – trochę przytył.
|
Iliani - 2013-08-18 18:43:08 |
- Akurat, w szafie... Gdyby tu był, to bym go znalazła. Mrukneła pod nosem niepocieszona, bo nie mogła go znaleźć. Gdyby wisiał, widziałaby go od razu, ale był mało gniotliwy, to go wpakowała złożonego między inne ubrania i teraz szukała i szukała go dalej w chwili, kiedy małżonek opuszczał łazienkę. W końcu chyba ujrzała jego skrawek, bo zanurkowała w szafie z szybkością godną najszybszyms tworzeniom w galaktyce i po chwili wyjęła go z dumą prezentując w wyprostowanych rękach. Tak... Myślała, że spokojnie się zmieści, raczej nie tyła, nie miała tendencji do powiększania swojego rozmiaru. - Daj mi kilka minut. Mieli jeszcze trochę czasu, więc poszła do łazienki, podśpiewując wręcz pod nosem, co dowodziło jej wyśmienitego nastroju, dzięki nadziei na pracę w szkole, jako nauczcielka. No i zniknęła w otchłaniach łazienki, z której już po paru chwilach dobiegał jej śpiew i śmiechy. Świetnie musiała się bawić, więc jasne było, że trzeba będzie nieco pospieszać ją, żeby się nie spóźnili.
|
Jenathaza - 2013-08-18 18:56:34 |
Jak się spóźnia trudno, dzieci poczekają 15 minut w świetlicy. Jena usiadł na skraju łóżka i palcami począł obmacywać sobie kolano, jak to często ostatnio robił, by sprawdzić, czy nic tam nie wyskakuje. Taki ciekawski pacjent z niego. No a za chwile już sznurował buty, słuchając co żona z łazienki mruczy. A ona taka mrucząca była.
|
Iliani - 2013-08-18 19:02:11 |
Trochę to trwało, bo nie było jej dobre pół godziny. Oczywiście, ubrała się w pięć minut, resztę czasu poświęciła na delikatny makijaż i upięcie włosów, dzięki czemu kiedy wyszła, wyglądała jak najprawdziwsza nauczycielka, która właśnie wybierała się do pracy. - Uch, gotowa. Możemy powoli ruszać. Tak... Powoli, bo możliwe, że czegoś zapomni, dlatego zaczęła szukać tego co najpotrzebniejsze, telefonu swojego, chcąc mieć rękę na pulsie. Była w gorącej wodzie kąpana, jeśli szlo o pracę i rodzinę, aż dziwne, że potrafiła to połączyć i znaleźć czas na wszystko, a w tym na przyjemności i nie wydawała się przy tym zmęczona. Okres samotności w jej życiu, między jednym a drugim małżeństwem sprawił, że stała się samodzielna i dość dobrze jej to wychodziło, ale odkąd była z Jeną, wszystko wydawało się dla niej jeszcze łatwiejsze niż wcześniej.
|
Artrus - 2013-08-18 20:54:03 |
Niestety sielski nastrój został przerwany przez bardzo wredny sygnał z komunikatora informujący o nadchodzącym połączeniu. I to do Jeny, który akurat miał wolne. Na wyświetlaczu pojawił się numer holoczęstotliwości oraz podpis - Artrus.
|
Jenathaza - 2013-08-18 20:55:50 |
Jena buty zawiązał- krawata nie. On dziś nie policjant tylko maż przy żonie, żona ładna to trzeba pilnować by się nie spodobała komuś. - tak, już idę. -przestał się bawić kolanem, wstał, kilka razy „strzepnął” noga i podszedł do zony przy drzwiach. - Nauczycielka modelka – przejechał jej ręką po talii. I wtedy zadzwonił komunikator. Zapewne oboje się rzuca po swoje, on do kieszeni, ona do torebki, ale to u Jeny dzwonił. - Artrus... -Jenie zrzedła mina. Jak Artrus dzwonił, to zazwyczaj poważna sprawa. A oni właśnie wychodzą! Poza tym wkurzył go Artrus ostatnio i Jena nie miał za bardzo ochoty na spotkania, ale – jak już wspomniano, on dzwoni jak coś ważnego. - poczekaj moment – odsunął się tak by kamera nie łapała żony, i nacisnął akceptuj. - Tak?
|
Artrus - 2013-08-18 21:04:50 |
Po kilku chwilach projektor w komunikatorze Jeny wyrzucił z siebie niebieskawy, holograficzny obraz który ukształtował się w sylwetkę Mandalorianina. Co dziwne nie pojawiła się jego twarz tak jak zawsze, tylko czarny hełm z wizjerem w kształcie litery "T". Lakier na "kuble" był w wielu miejscach porysowany, w dodatku zachlapany czymś tu i tam. Generalnie wyglądał jak ktoś po przejściach. - Su cuy vod Przywitał się w tradycyjny Mandaloriański sposób. Jego głos był bardzo zniekształcony przez systemy filtrowania wbudowane w hełm. - Mam taki drobny problem i przydałaby mi się transport. Najlepiej dostosowany do przewożenia czegoś ciężkiego. Bo mam takie tam... zwłoki Artrus nieznacznie przesunął kamerę wbudowaną w swój komunikator tak, by objęła ona sylwetkę czegoś wielkiego leżącego na ziemi. Zarys kształtów był jakiś taki znajomy. To coś leżącego na ziemi wyglądało jak Sisco. Ale przecież to niemożliwe. - Żyje. Chyba. Nie wiem jak się mu mierzy puls. Wylazł i padł na pysk. Może mu zasilanie padło czy coś
|
Jenathaza - 2013-08-18 21:14:43 |
Jena zas wyglądał bardzo dobrze – jakby gdzieś wychodził, bo tak w istocie było, właśnie wychodził, Iliani juz stanął przy drzwiach, a on zrobił wielkie oczy. Z całym szacunkiem dla Artrusa ale pomyślał sobie, dosłownie: uchlał Sisca. No bo tego „droida” to nie można nie pamiętać jak łeb pod pachę wsadzał i jak jena nie spał kilka nocy przez niego. Otworzył paszcze, ale nic nie powiedział w pierwszej próbie, bo go zamurowało. - Dobrze, ja zaraz wyśle do ciebie Sedita... czekaj tam- i się rozłączył. Zaraz wybrał kontakt do najstarszego, już samodzielnego syna i wywołał. - Na służbie jesteś? Po wuja trzeba lecieć... -Taaaato, nie, nie mogę... -Synku, jakoś ci to wynagrodzę, pilna sprawa, weź prywatne auto i leć na koordynaty które ci wysyłam... ale nie „tato”, pamiętasz jak cię wujo na polowanie wziął kiedyś? A nie musiał! W końcu Sedit się zgodził, i tak Mavhonicowie zostali pod własnymi drzwiami wepchnięci w nową lawinę zdarzeń. Jena miał oczy jak pies co zjadł buty. - Kochanie, przepraszam... ale nie zostawię tam tego biedaka betonie... - teraz już mówił o Siscu, nie o Artrusie. Na szczęście nie miał świadomości tego co to jest to brudne na jego hełmie... A z Artrusem to go czeka długa, baaaardzo poważna rozmowa...
|
Iliani - 2013-08-19 03:40:09 |
Już od początku nie podobało jej się to, że łączył się Artrus. Podejrzewała, że to będzie albo coś potwornie durnego albo sprawa, która odciągnie od niej męża, więc obserwowała jedynie, mrużąc lekko oczy. Nie było po niej widać, że jest zła, a przynajmniej obcy by tego nie zauważył. Mąż miał pełne prawo do tego, aby to dostrzec i nawet się lękać, że ta wymyśli dla niego okropną karę. - Leć po niego. Strach pomyśleć, co tam się stało. Jak zwykle wyglądała łagodnie i spokojnie, choć pewnie, gdyby nie to, że panowała nad sobą, w stronę Jeny poleciałby jakiś ciężki przedmiot. Całe szczęście, jego żona była oazą spokoju i opanowania, co rzadko miała okazję udowadniać. - Sama pójdę po dzieci. Daleko nie jest. No tak... Niby daleko nie było, ale ona na piechotę? Zdawało się, że śmiertelnie się obraziła, nie tyle na męża, co na Artrusa i to nie Jena, a sam Artrus nagrabił sobie u arkanianki, która mimo pozornego spokoju, miała ochotę rozszarpać "wujaszka" latorośli. Tak dla przykładu. Jenę można było odrywać od pracy, ale nie od rodziny... No cóż... Do silnych nie należałą, więc postanowiła wyjść, zanim mąż będzie mógł zobaczyć jak była rozczarowana, ale rozumiała, że nie mógł tak zostawić zaistniałej sytuacji. Sama pewnie pomogłaby Sisco... No cóż, ale nie mogła też zostawić dzieci.
|
Jenathaza - 2013-08-19 15:32:02 |
Fakt, nie wiedzieli, co się stało, ale to ze Sisco tam leży nie musiało wcale oznaczać, ze to wina Artrusa, możliwe tez ze telefon Artrusa właśnie do nich ratował dzieciakowi życie. - Wiesz co, zadzwonimy po drodze do Senyi, poprosimy by odebrała dzieci,a my polecimy tam na dolne poziomy... Fakt, ich dzieci czekały, ale nic im nie groziło, były bezpiecze. Poza tym jena nie chciał tam lecieć sam...
|
Iliani - 2013-08-19 15:34:36 |
Czy on całkiem oszalał? Zatrzymała się i spojrzała na męża, jakby postradał rozum, ale po chwili kiwnęła lekko głową. - No dobrze, w sumie... W sumie masz rację. Zgodziła się wreszcie, chcąc polecieć z Jeną, bo choć Artrus sobie grabił, to jednak Sisco było jej żal, martwiła się o niego nieco, bo przecież... Przecież wydawał się taki sympatyczny... Przynajmniej taki jego obraz budował Jena w oczach jej samej i dzieci. - Zadzwoń od razu i lecimy. No masz, uległa, nie mogła się długo opierać, choć zgodziła się już wcześniej. Wiedziała jednocześni, ż enici z rozmowy o pracę.
|
Jenathaza - 2013-08-19 15:39:08 |
Dzisiaj na pewno nici, ale nauczyciel to nie tylko kukła za biurkiem, ale tez istota która daje sobą dobry przykład,a opowiedzenie historii jak to pomogła komuś jeszcze wczoraj na pewno wywrze dużo większy wpływ niż brak tej historii. - Dobrze. Zamknij drzwi – jena wyszedł na korytarz, wybierając numer, podczas kiedy żona zamykała drzwi ich mieszkania. Następnie udali się do sekcji garażowej, odnaleźli swoje auto i polecieli prosto tu: http://www.startales.pun.pl/viewtopic.php?id=20&p=2
|
Jenathaza - 2013-08-20 12:11:00 |
Chwile jeszcze Jena tak trwał, później wypuścił Iliani na jej fotel obok kierowcy, a sam jeszcze chwilę siedział. Teraz dopiero był świadom, jaka ulgę odczuł – Sisco żyje. Ale jeżeli rodzice wyjdą na drogę cywilna, będzie gówniano. Jena był czysty, ale jak dojdą jakimś sposobem do Artrusa? - teraz jest bezpieczny, ja tam niewiele pomogę. Ale i tak będę musiał go przesłuchać jak stanie na nogi – odpalił silnik. Maszyna zaczęła się unosić. W szpitalu już Sisca znali, tak jak i na uniwersytecie, na ulicy tez nie był już wielką atrakcją z tego co Jena wiedział. Wyglądał jak droid – a co komu może droid zrobić, nawet bojowy, jak się go nie zaczepia. A w szpitalu to on raz po raz lądował, bo był słabego zdrowia, znali go. Żeby tam mu nic nie było, bo już pomijając fakt ze się meczy, to możemy wszyscy mieć przewalone – pomyślał. Zrobili tak jak Iliani powiedział – zostawił ją u synowej, gdzie ich dzieci już były,a sam szybciutko poleciał najpierw do pracy, by uprzedzić ze nikt nie ma prawa Sisca przesłuchiwać – on sam to zrobi, a później do domu się przebrac, umyć, usunąć wszelkie ślady niebezpieczeństwa z siebie, i czekał na żonę w mieszkaniu az wróci z dziećmi taksówka lub Senyja ją odwiezie.
|
Iliani - 2013-08-20 16:29:26 |
Senyję zawsze lubiła, wydawała się czasami bardziej rozgarnięta niż Jena, ale... Ale Jenę kochała takiego jaki był i nie mogła narzekać, bo przecież był wspaniałym mężem i ojcem dla dzieci, które razem wychowywali. Odwieziona do domu, nie zapomniała zaprosić Senyję z rodziną do nich na obiad, oczywiście, spędzi dzień przy garach od śniadania, ale będzie mogła się odwdzięczyć za ich dobroć... Pomijając to, że Jena jej męża w sumie... No wziął pod włos. Ruszyła do drzwi spokojnie, kiedy dzieciaki wpadły z takim hukiem, jakby atakowano ich dom z niewyjaśnionych bliżej przyczyn. Była bliska padnięcia na twarz i protestowania przeciwko podnoszeniu jej. Blada, zmęczona i... Rozczarowana swoją reakcją. Nigdy nie przypuszczała, że jest takim tchórzem, ale to chyba jej się wzięło po tym, jak zaprzestała życia, w którym szukała kłopotów. - Już jesteśmy. Powiedziała tak, że Jena pewnie ledwo ją słyszał przez rozradowane powrotem dzieciaki, ktre od razu zaczęły biegać i skakać, wydurniać się. Po drodze pewnie wymyślili głupią zabawę i teraz to realizowali... Udawali, że walczą świetlnymi mieczami. Marzenie większości dzieci, nawet dziewcząt.
|
Jenathaza - 2013-08-20 16:43:00 |
Ten cały łomot dał mu do zrozumienia, ze przybyli, i że Iliani gdzieś tam pośród tego zamieszania jest, tylko nie może się przebić. Wstał z sofy. Juz wyglądał jak cywilizowana istota, umyty, ubrany w codzienne ciuchy. Ktores dziecko mu się ramienia uczepiło. Spojrzał w bok. Senemedara. To ją wziął na ręce, mimo ze to już doza dziewczynka, ale jena był tak silny, ze ja jeszcze długo ponosi. Bo jej brata już nie, oboje odziedziczyli rasę po ojcu więc wyrosną na postawnych dorosłych. - Mama, jak się czujesz? – zagadnął żywo, wesoło, jakby w ogóle nie pamiętał już zdarzenia sprzed kilku godzin. - Chodź, kawę ci zrobie – wyciągnął rekę do żony, podczas kiedy Senemedara już jak sznur wciągnęła do siebie długi warkocz ojca i zdjęła gumkę
|
Iliani - 2013-08-20 16:46:55 |
Popatrzyła jedynie zmęczona na męża, ale uśmiechnęła się lekko, dość słabo, ale widać było, że nie można było liczyć na żadne depresje czy załamania nerwowe z jej strony. - Herbatę. Poproszę herbatę i odstaw ją. Niech sama chodzi. Duża jest. Powiedziała cicho, ale stojąc już koło Jeny. Nie miała najmniejszej ochoty chodzić i wolałaby, żeby to ją Jena nosił, a nie małą. Chodź mała, de facto, nie była wcale taka mała. - Za to mnie możesz ponosić, bo mi słabo. Dodała, przytulając się lekko do ramienia męża. Czuła, że jest wręcz wyczerpana, ale to wszystko przez emocje minionego dnia. Sisco widziała po raz pierwszy, do tego w stanie... Nietypowym stanie. Wcześniej nigdy nie przeżywała czegoś takiego.
|
Jenathaza - 2013-08-20 16:58:19 |
- Ooooj, zaraz ją będą chłopaki na rekach nosili, niech się przyzwyczaja... Senemedara burknęła coś w zduszonym stylu „tatoooo”, bo się zawstydziła. Jeszcze kilka lat temu bliźniaki oznajmiały – zresztą jak wiele dzieci, ze się ożenią: Kalet z mama a Senemedara z tata. Czasem jeszcze dzieci chętne były żenić się z babcią, ale u nich babci nie była, jedna była na Arkanii,a drugiej nie było – Jena był sierotą. Obecnie przechodzili kolejny etap: chłopcy(opcjonalnie) to zło. No ale wracając do tematu żeniaczki to jena już się ożenił i swoją zonę do noszenia miał, więc Senemedarke wypuścił sobie na wolność, niech biega, a do żony podszedłszy ją wziął na ręce z wcale nie mniejsza łatwością, może jedynie mniej poręcznie, bo dłuższe miała kończyny. Gumka z włosów została uprowadzona więc się warkocz rozplatał powoli, zaraz będzie miał długie, rozpuszczone czarne włosy, wśród których już się troche siwych nitek pojawiało. - Chodź, dostaniesz dobrej herbaty. Z kulki. – herbata „z kulki” polegała na tym, że była to mocno sprasowana herbata liściasta i jak się ją zalało, to od kulki powoli odklejały się listki, i można było najpierw herbatę obserwować, a później pić. Dzieciaki za tym szalały. Jena też. On to nawet zjadał. Póki co zapamiętale omijał temat Sisca. Chciał, by Iliani wróciła do siebie
|
Iliani - 2013-08-20 17:10:08 |
Najlepiej by było, gdyby wcale nie poruszał tego tematu. Nie dzisiaj. Nie czuła się na siłach, aby dyskutować o Siscu, chyba, że sama owy temat zacznie, a póki co, niesiona, objęła ramionami szyję męża, pod włosami dłonie zaplatając, aby mu włosów nie wyrywać. Z doświadczenia wiedziała, że to dość bolesna sprawa. - Och kochany, kochany Jenathaza... Co ja bym bez ciebie zrobiła? No tak, odpowiadać nie musiał, nie oczekiwała tego, bo wiedziała, że pewnie teraz szukałaby pracy, prawdopodobnie, w jakimś podrzędnym lokalu, gdzie jej nagość... Mogłaby stać się codziennością, aby mogła nakarmić dzieci. Teraz jednak wiedziała, że rodzina jest motywacją i celem, ale trzeba było też pracować, bo powoli traciła zmysły w domu. - Tylko mam nadzieję, że nie zamierzasz zjeść wszystkiego z tej kulki... Czyżby chciała spróbować jednego z płatków? Chyba tak.
|
Jenathaza - 2013-08-20 17:37:22 |
Podejrzewał ze niebawem to on z tym Sisciem będzie miał taki sajgon, ze coś. Nie żeby sam ów dał mu w kość, ale ogólnie sytuacja- narażenie życia, wypadek, co się stało, ze efektem znaleźli go lezącego na ulicy. Musi go przesłuchać i to jak najszybciej. Miał czekać na wiadomość ze szpitala kiedy to będzie możliwe. - Co byś beze mnie zrobiła? Sama byś sobie musiała kulkę zalać – posadził ją na wysokim stołku przy „ladzie”, tak mieli bowiem kuchnie skonstruowaną, jak w barze, po jednej stronie gotowanie, po drugiej spożywanie. Teraz Iliani była po stronie klienteli a Jena był barmanką. Zaś za plecami Iliani był salon nie odgrodzony żadną ścianą od kuchni. Tam Kalet właśnie z pufy i ojcowskiego kapcia konstruował sobie konia. - Top ty swojej kulki pilnuj, pilnuj, kochanie, wiesz ze ja jestem łowca kulek... – i stuk, z miedzy masywnych palców zakończonych czarnymi pazurami do dużego kubka wpadła kuleczka wielkości nakrętki od napoju. Jeszcze chwila, na zagotowanie wody i kuleczka została zalana.
|
Iliani - 2013-08-20 17:41:30 |
Posadzona, nie była już tak zadowolona, bo zdecydowanie bardziej wolała znajdować się w ramionach swojego małżonka, co nie zmieniało faktu, że już samo obserwowanie go dawało wiele satysfakcji. Silny, zaradny, bystry i do tego, jak na jej gust, przystojny. Miała szczęście. - Podzielę się z tobą, pod warunkiem, że nie zjesz wszystkiego. No tak, zawsze był warunki, których nalegało przestrzegać, jakby miało to być niepisane prawo i on miał mało do gadania w tej kwestii, jeśli chciał skosztowć chociaż trochę owej kulki, z któej właśnie powoli zaparzała się herbata. Pilnowała kubka, jakby się bała, że Jena rzuci się na niego i zje jej wszystko. Zwykle zostawiałą to dla niego, ale... Ale dziś miałą ochotę spróbować! - To chcesz? Oczywiście... Niewiele musiał zrobić, a odda mu całą kulkę, a sama zadowoli się herbatą w jej czystej postaci.
|
Jenathaza - 2013-08-20 17:48:48 |
Jej kulka już się parzyła, w kubku robiło się coraz bardziej brązowo – herbacianobrązowo, generalnie mężczyźni słabo się znają na kolorach ale jena jako malarz amator to znał trochę więcej niż trzy podstawowe. - Toż możemy negocjować, mamy demokracje... – wymownie podniósłszy uszy uśmiechnął się całą swoją hipnotyczną szczęką,w której dolne zeby nachodziły nieco na górne – miał taka wadę zgryzu, jego dzieci to odziedziczyły dlatego teraz nosiły aparaty na zęby. Kiedy herbata Iliani si ę już tworzyła, Jena przygotował coś dla siebie. Nic nie mówiąc, ale Iliani na pewno rozpozna słoiczek z „naparem na spokojność”. Jena zachowywał się obecnie wzorowo, jakby w ogóle żadnej niesfornej emocji w nim nie było. A jednak potrzebował troche ziołolecznictwa. Bo na kawe dziś szlaban – jak nie wyciszy umysłu to ni zaśnie.
|
Iliani - 2013-08-20 17:52:42 |
Ponegocjować? On na prawdę chciał negocjować się z nią o kulkę z herbaty? Parsknęła cichym, choć radosnym śmiechem, nie zapanowała nad tym, a to oznaczało tyle, że i ona całkiem spokojna nie była, ale mimo to, czuła się lepiej, niż w chwili kiedy zwracała za pojazdem. - Oddam ci kulkę bez negocjacji. Zasłużyłeś. Powiedziała miękko i podsunęła kubek nieco, dając do zrozumienia, że ma zabrać kulkę, nic jej prócz samej w sobie herbaty nie zostawiając. Chciała jakoś pokazać, że wywarł na niej ogromne wrażenie. Nigdy nie spodziewałaby się, ż ektoś moż ebyć tak odważny... Nie wątpiła, że Jenie odwagi nie brakuje, ale to co zrobił wtedy przy Sisco, graniczyło z szaleństwem. - Wcinaj... Przeżyję. No tak, ona mogła się bez kulki obejść, a Jenie pewnie poprawi się humor, kiedy wszamie to co mu dawała ze swojego naparu, który był gorący i nawet łyka nie wzięła. Chyba przy okazji chciała go za coś ukarać, skoro dawała takie gorące.
|
Jenathaza - 2013-08-20 18:01:08 |
Jena na pewno by tego nie powiedział, ale – to akurat była „lekka akcja”, a nawet nie akcja. Sam niedawno był w podziemiach Coruscant, a zdjęcie na którym wynosił stamtąd dziewczynkę obiegło stolicę i Jena stał się krótkotrwałym bohaterem. Do dziś po holonecie krążyło to „bohaterskie” zdjęcie z różnymi opisami, na wielu portalach w charakterze negowania bierności. Raz nawet zobaczył gdzieś to swoje zdjęcie, a pod spodem napis: nadal Jebiecie Policje na 100%, gówniarze? Całkiem to było miłe. Zaś sama akcja z Sisciem tylko z pozoru była taka niebezpieczna, bo to było po prostu łagodne stworzenie. Zupełnie inna sprawa jakby był agresywny, ale wtedy jena by tam nie poleciał prywatnym areowozem,z prywatną żoną, tylko z brygadą i z bronią jonową by go obezwładnić. - Twoja szczodrość nie zna granic – uśmiechnął się, biorąc kuleczkę w dwa pazury. Zas co do gorąca, to jakoś nie doszukiwał się w tym podtekstów dydaktycznych, zagotowana woda zazwyczaj jest gorąca, takie jest prawo dżungli... Kuleczka wyglądała teraz jak mała kapustka, kiedy się rozwarstwiała. - Można by narobić gołąbków na cały tydzień...
|
Iliani - 2013-08-20 18:18:33 |
Obserwowała jak wyławiał kuleczkę, wydawało się, że miała przy tym frajdę, że go obserwowała kiedy to zachowywał się jak dziecko. - O tym to możesz zapomnieć. Stwierdziła krótko, bo co jak co, ale ona gołąbków z herbacianej kulki robić nie zamierzała, jak chciał sam mógł stanąć i robić sobie gołąbki na cały tydzień. - Mogę codziennie pić herbatę, żebyś mógł sobie te kulki zjadać. No i mogli iść śmiało na kompromis, bo herbatę de facto lubiła, więc mogła ją pić nawet kilka razy dziennie, pod warunkiem, że nie będzie jej zmuszał dorobienia gołąbków z płatków herbacianej kulki. - Ale ja też chcę coś w zamian, bo picie herbaty to troszkę za mało. No to było bardziej oczywiste, niż mogłoby się wydawać. Co jak co, ale bywała... Materialistką w takich sprawach, w których dzieci uczestniczyły jedynie w chwili poczęcia i więcej nie było trzeba do czasu, aż się pożenią, powychodzą za mąż i będą pracować nad stworzeniem własnej rodziny. Obserwowała Jenę, czy zrozumiał... Była pewna, że tak.
|
Jenathaza - 2013-08-20 18:25:06 |
Oczywiście, ze nie będzie. Wziął kulkę na łyżeczkę i patyczkiem do dłubania w zębie (oczywiście nieużywanym) odganiał kolejne listki. Nabił kilka i taki szaszłyk podał Iliani. - Jeszcze chyba z trzy opakowania są, więc nie musimy sobie żałować Dzieci mieli jakoś dziwnym trafem nieherbaciane, ale to chyba piętno czasów, teraz wszyscy pili napoje gazowane. Mavhonic usiadł przy „stoliku” z drugiej strony – naprzeciwko. - Zobaczymy co się da zrobić -uśmiechnął się ciepło. Sposób na zaśniecie, tylko trzeba dzieci pousypiać, ale tak porządnie.
|
Iliani - 2013-08-20 18:35:49 |
Zaśmiałą się cicho, choć raczej można to było podciągnąć pod nieco złowieszczy chichot. Miała nawet pomysł jak sprawić, żeby zostali sami... A uprzykrzyć życie jego synowi, choć pewnie synowa będzie zadowolona, bo co gromadka dzieci to nie dwoje! - Jak myślisz... Twój syn by się ucieszył, mogąc spędzić weekend z braćmi i siostrami? Zaczęła wyjawiać swój szatański plan i miała nadzieję, że młodszy z rodu Mavhonicków nie miałby zbyt dużych oporów co do spędzenia czasu ze swoimi braćmi i siostrami, zwłaszcza, że w niedzielę i tak ich zaprosiła, wię cmogliby odwieźć im dzieci po noclegu... Poza tym córy zapewne pomogłyby im przy dzieciach i mieliby też nieco więcej oddechu od obowiązków rodzicielskich. - Nie są tacy mali, myślą samodzielnie a i przy dzieciach by im pomogli... Poza tym, nie widują ich często. No masz, ona widziałą teraz same plusy, choć były i pewne wady tej sytuacji, bo później oni będą przez stęsknione dzieci oblegani jakby byli najwspanialszymi rodzicami na świecie, choć pewnie sporo im brakowało... Mimo to, ona chciałaby zaryzykować.
|
Jenathaza - 2013-08-20 18:44:28 |
Jena zamilkł na chwile – przez ta chwilę tez był poważny, by za chwile się zaśmiać – bezgłośnie, w ogóle nie wydając dźwięku, za to zrobił piękny, „księżycowy” uśmiech. - No szczerze mówiąc myślę że by się nie ucieszył ale jakoś się go przekabaci – oni tez często wnuki do siebie brali przecież. No i bez wątpienia miało to swoje plusy dla rodziny Juniorów, bo dzieci Seniorów były już na tyle duże ze bawiły się same, za bardzo nie przeszkadzają. - A co takiego planujesz na weekend? - całe szczęście ze akurat nie miał Jena do roboty. Chociaż jeśli dziś środa to na weekend pewnie przypadnie przesłuchanie Sisca...
|
Iliani - 2013-08-20 18:52:07 |
Na przesłuchanie Sisca przyjdzie czas, a ona miała plan ambitny... - Jeśli uda się dzieci im podrzucić... To sam zobaczysz i nie będziesz żałować. Sisco może poczekać do poniedziałku, wypocznie... I ty wypoczniesz najsłodszy. No masz, zaczynała pomrukiwać a to oznaczało jedno... W nocy znów chyba będzie grana poduszka na głowie, bo ona potrzebowała nieco zapomnienia po przeżyciach tego dnia, a do weekendu jeszcze trochę zostało. Chciała wykorzystać jego obecność w domu po całości, a żeby oboje mieli dość na jakiś czas. - Lepiej jutro zadzwonić, porozmawiać i przekonać... No tak, ale nie zmieniało to faktu, że ożywiła się nieco, wyglądała lepiej. Zaczynała się nawet nieco wiercić na swoim miejscu, trzymając kurczowo otrzymany wcześniej patyczek, a konkretniej wykałaczkę z listkami i jeden ściągnęła, aby chwilę go wargami trzymać, jakby chciałą go skusić do tego, aby zabrał, ale po chwili po prostu wsunęła go do ust. Najwidoczniej nie zamierzała się podzielić pierwszymi płatkami.
|
Jenathaza - 2013-08-20 19:04:41 |
-Obawiam się ze to nie chodzi o odpoczywanie Sisca,a o coś większego – Iliani nie wiedziała i tym lepiej, ze nie wiedziała i nie zdawała sobie sprawy jak bardzo osobiste może ta sprawa na nich wywrzeć piętno. Sam by wolał dać spokój temu Siscowi. Ale tu trzeba jak najszybciej go „załatwić” osobiście. Jedak zaczynał już coś węszyć... - Ale ja cię prosiłem, żebyś nie wydawała pieniędzy... -szepnął nieco ciszej, bo spodziewał się „weekendu w jakimś przyjemnym miejscu”. Jena był domatorem, nie lubił wyjazdów. Kredytu tez nie lubił, chciał się go szybko pozbyć, a to sprowadza się do oszczędzania.
|
Iliani - 2013-08-20 19:10:04 |
Zmarszczyła nos nieco niezadowolona z pierwszych jego słów, ale to dopiero kolejne jego słowa sprawił, że aż fuknęła nieco zdenerwowana. - Nie zamierzałam wydawać nic a nic. Ale jak sobie chcesz. Mruknęła i zlazła ze "stołka" po czym z herbatą ruszyła do sypialni, ot co. Jednak nie miałą tak dobrej kondycji psychicznej jak przed wyruszeniem z Jeną po Sisco. Niepotrzebnie brał ją ze sobą, mógł pozwolić jej odebrać dzieci i poczekać w domu, zapewne sam by sobie świetnie dał radę, a teraz była zdenerwowana. Na blacie zostawiła wykałaczkę, z której zjadła jeden płatek, a resztę zostawiła, jakby dawała do zrozumienia, że może sobie zjeść. - Dzieciaki, idźcie odrobić co wam zadano. Podejrzewam, że nawet nie ruszyliście prac domowych, a nie wierzę, że nic nie zadali. No i euforia dzieci się skończyła wraz ze słowami arkanianki, któa poszła do sypialni chcąc odpocząć w samotności najwidoczniej. Zadbała, aby latorośle poszły się uczyć, Jenę zostawiła w kuchni sam na sam z płatkami z kulki, a sama zniknęła w sypialni. No masz ci babo placek.
|
Jenathaza - 2013-08-20 19:19:28 |
No, nie ma to jak babski foch o nie wiadomo co, czasem miał wrażenie ze ma nie trzy córki w domu a cztery, i ta czwarta najmłodsza. No trudno, niech się pofocha, może przejdzie. A jak nie przejdzie to przynajmniej weekend spokojny. Teraz jednak zabrała mu wszelki kontakt z rodziną, bo pogoniła dzieci, a on wcale nie miał zamiaru im w głowie mieszać, ze nie bo macie jeszcze pól godziny. Generalnie uważał prace domowe za pomyłkę systemu edukacji, ale to nie on o tym akurat decydował. Listki i kulkę szybko zjadł, by nie schły, tez swoją herbatę wziął i poszedł do salonu, na sofę. Nie włączył holo, tylko odsłoniwszy firanki patrzył przez okno, które było wyjątkowe, bo mało kto mogł sobie na okno pozwolić, no i tak patrzył jak areowozy latają. Międzyczasie napisał wiadomość do kolegi o treści „jak wygląda sprawa?” i czekał na odpowiedź, popijając zioło „na spokojność”
|
Iliani - 2013-08-20 19:22:24 |
Pogoniła dzieci, bo sama potrzebowała spokoju i nie zamierzała z tego rezygnować, poza tym dzieci miały się uczyć i powoli dorastać, a im wiecznie zabawa w głowach. Na zabawę przyjdzie czas później. Nie minęło wiele czasu,a wyszła z sypialni, niosąc ubrania na zmianę, najpewniej jakąś koszulę nocną, dość długą, co pokazywało, że była bardzo zła. Wyszła z sypialni tak, że pewnie mogłaby zrobić komuś krzywdę, gdyby wszedł jej w drogę, ale po paru chwilach, dalej nafuczona i najeżona, zamknęła się w łazience, skąd po chwili słychać było, że zamierzała się wykąpać. Sama. Później najpewniej pójdzie spać, żeby ochłonąć.
|
Jenathaza - 2013-08-20 19:25:44 |
Podniósł wzrok, popatrzył na nią, niewiele go to obeszło, Jena nie był tym, co zagłaskuje każde nafukanie. Poza tym – był już przyzwyczajony. Niestety częste i bezmyślne stosowanie focha uodparnia na niego otoczenie.
|
Iliani - 2013-08-20 19:29:32 |
Aż tak znowu często się nie gniewała, ale na pewno kilka dni było z życia wyjętych, razem z weekendem. Gdyby miała pracę, pewnie uciekłaby do swoich obowiązków, albo sprawiłaby, że przynajmniej nikt nie zauważałby jej obecności, jak to robiła kiedy była agentką ubezpieczeniową, ale teraz... Teraz była bezrobotna, milcząca nagle, bez humoru i ochoty na jego poprawę. Słychać było pluskanie i... Jakby stał pod drzwiami, zapewne słyszałby wiązanki słane pod adresem gorącej wody. Klęła i to bardzo paskudnie, ale na wodę a nie na cały świat. Najwidoczniej w ten sposób zamierzała wyrzucić najgorszy gniew, żeby później być spokojniejszą i poruszać się po domu jak zjawa, żeby niemal straszyć wszystkich domowników. Kąpiel długo nie trwała, bo zaledwie pół godziny minęło i wyszła, przebrana już, włosy miała mocno zaplecione w warkocz gruby i mocny. Zmierzała znów do sypialni. Bez słowa. Najwidoczniej nie miała ochoty nawet dyskutować o co była zła. Nie zamierzała wyjaśniać. Nie, póki miała ochotę wręcz wrzeszczeć.
|
Jenathaza - 2013-08-20 19:39:17 |
W ogóle nie ruszało, jak siedział, tak siedział, raz napisał cos w komunikatorze, za chwile wstał do stoliczka po okulary i gazetę. Teraz najlepsza chwila by jeszcze piwo wziąć i Iliani dobić, ale wcale nie miał ochoty, ani na piwo, ani na dobijanie, szczerze mówiąc to właśnie na spokój miał ochotę. Jak przyjdzie czas to po prostu pójdzie spać do sypialni, będzie spał obok nafukanej żony,a jak go wygoni – będzie spał na sofie, żaden problem, jest oficerem CSB, nie raz w furgonetce spał. Miał przebłyski, żeby do Artrusa napisać, ale wiedział, ze nie może, teraz nie może się w ogóle z nim kontaktować. W ogóle obcych numerów nie odbierać.
|
Iliani - 2013-08-20 19:43:36 |
Gdyby wszedł, zastałby ją w sytuacji, w której wcześniej nie miał okazji jej zobaczyć. Otuliła się mocno kołdrą, otuliła szczelnie i ocierała policzki. Dzięki temu, że i tak się niemal nie malowała, nie będzie miała śladów, a jedynie napuchnięte powieki. No cóż... A która żona w jej sytuacji, nie miałaby wrażenia, że praca stałą się ważniejsza od rodziny? Ona miała takie wrażenie, ale miała nadzieję, że to się zmieni, choć to wszystko wywołał jeden kontakt, jedna osoba sprawiła, że poukładane życie zaczynało się walić. Uspokajała się powoli, bardzo powoli się uspokajała, ale to był właśnie efekt narażania jej na zbyt duży stres. Nie miała już siedemnastu, osiemnastu lat, tylko nieco więcej, co zaowocowało jej rozstrojeniem nerwowym. Herbatę jak przyniosła, tak stała niemal nietknięta. No cóż, straciła ochotę na herbatę. Ale wypadałoby dzieciom odgrzać naleśniki, których nasmażyła, bo i dla nich zostało sporo.
|
Jenathaza - 2013-08-20 19:49:19 |
Tak, Jena mógłby w jednym się z nią zgodzić: nie miała już siedemnastu, osiemnastu lat, mogłaby więc zacząć się stosować do tej zasady. Przeżyli razem sporo lat, usiedzieli się już, ona jednak dziś dawała mu ewidentnie sygnały jak nastolatka. Herbata Jeny kończyła się powoli – jego kubek miał pojemność z pól litra, jak nie więcej. Ktoś zdewastował boksy mieszkalne na dolnych poziomach – Jena uśmiechnął się do gazety. To musiało być coś, skoro napisali o tym w codziennej...
|
Iliani - 2013-08-20 19:53:58 |
Otarła policzki po raz kolejny i wstała. Nie, nie mogła tak leżeć, była zbyt zdenerwowana, aby zasnąć. Podeszła do szafy i zaczęła w niej grzebać, czegoś szukała, a konkretnie ubrania. Była zła na siebie, ale i na Jenę, który po cudownych chwilach sam na sam, był wspaniały, ale później sprawa z Sisco go pochłonęła. Rozumiała, że mógł się przywiązać, ale... Ale czy był ważniejszy od jego rodziny? Wyszła znowu z pokoju, niosąc kubek, dalej w koszuli, choć szafy niedomknęła, jakby nieumyśłnie pokazywała jak bardzo była roztargniona. Wyniosła na kuchenne blaty kubek z herbatą i poszła do łazienki umyć twarz. Robiła to powoli. Chyba przechodziło jej o wiele szybciej niż sądziła... Próbowała się postawić w jego sytuacji, ale nigdy nie była w podobnej, a on jej nie wyjaśnił wszystkiego i to wywoływało napięcia. Każda kobieta była zazdrosna i niekoniecznie o drugą kobietę.
|
Jenathaza - 2013-08-20 19:55:49 |
Na pewno jeśli nie zacznie rozmawiać to jej się to nie wyjaśni, póki co bowiem Jena mimo bardzo silnej wieź ze swoją rodziną właśnie – nie był dobry w czytaniu czyichś myśli.
|
Iliani - 2013-08-21 02:41:41 |
Nie zamierzała tematu zaczynać, bo znów poczuje się odsunięta na boczny tor, a to by chyba sprawiło, że mogłaby przez przypadek zrobić coś, co raz na zawsze rozdzieliłoby rodzinę. Myła powoli twarz i spojrzała w swoje odbicie. Widziała, że wyglądała gorzej niż zwykle. Niemal biała skóra, zmęczone oczy i usta bez uśmiechu. Powieki lekko napuchnięte a oczy same w sobie lekko zaczerwienione.Tylko włosy... Te pozostały bez zmian. Wyszła z łazienki i wróciła do pokoju, do sypialni, do której drzwi zamknęła za sobą, po czym poszła spać. Po prostu poszła spać, aby ochłonąć.
|
Jenathaza - 2013-08-21 09:30:47 |
No jeżeli takie coś sprawia ze dla niej zagrożona jest jedność rodziny, to naprawdę coś w tym jest. Jena nie potrzebował histeryczki tylko żony na której można polegać. W końcu to jej miotanie i robienie z siebie... sam nie wiedział czego, był za stary by znac takie słowa, zdjął okulary, wstał, rzucił gazetę i poszedł do łazienki za nią. Jeżeli było zamknięte to i tak otworzy, był gliniarzem. - Możesz mi powiedzieć o co ci chodzi? – ton jego głosu wcale nie zakrawał na chęć flirtowania, co ona by robiła cały czas, jena miał wrażenie ze ona zaczyna myśleć w wieku 35 lat ze małżeństwo tylko na tym polega... - Jestem tylko facetem. Rozpracowałem wprawdzie większość twoich infantylizmów ale tym razem naprawdę nie wiem o co chodzi
|
Iliani - 2013-08-21 18:35:52 |
// Misiu kolorowy, pomijam, że poszła spać xP//
Drgnęła aż i spojrzała na niego w odbiciu lusterka. Była zmęczona, nie miała już siły na to, aby sprzeczać się nie wiadomo o co i to z nim, kiedy mógł ją w każdej chwili spacyfikować bez najmniejszego wysiłku. - Nie jesteś tylko facetem. Jesteś mężem i ojcem... A odniosłam wrażenie, że nawet, kiedy jesteś na zwolnieniu, praca jest zbyt ważna. Praca to środek, a nie cel. Powiedziała to spokojnie, nie próując nawet unosić głosu, bo po prostu nie miała ochoty na krzyki i wrzaski, poza tym, nie chciała się kłócić. Wolała przemilczeć i zapomnieć, ale on... On chciał wyjaśnień, to miał. Nie uciekała. - Jutro idę do szkoły. Mam nadzieję, że dostanę pracę i ulżę ci w tym kredycie, żebyśmy nie musieli wszystkiego dokładnie wyliczać. No a zaczęło się od tego, że on podejrzewał, że chciała wydawać w weekend pieniądze, kiedy chciała spędzić z nim czas w domu. No i wcześniejsza wyprawa na pomoc Sisco rozstroiła ją. Wszystko składało się na zmęczenie i zły humor, ale nie krzyczałą i nie robiła wyrzutów. Ot , wyjaśniła skoro chciał. Była wykończona stresem i bezczynnością, bezsiłą w zaistniałej sytuacji.
|
Jenathaza - 2013-08-21 18:51:54 |
Oparł się spokojnie barkiem o futrynę i słuchał jej, choć wiele nie powiedziała. Niestety musiał przerwać jej zapadanie w sen. Jena bardzo nie lubił pozwalać problemom się zagnieżdżać. Jena bardzo rzadko podnosił głos. Kiedy skończyła, odezwał się. - Doskonale, bo widzę, ze bezrobocie ci nie służy, ale to chyba nikomu nie służy. Nie miałem zamiaru wypominać ci wydatków, po prostu wystraszyłem się, ze chcesz mnie zaciągnąć na jakaś głupia okazyjną wycieczkę, których z reszta nie znoszę choć udaje ze mi się podoba... Mówił cicho, jakby to była tajemnica,a w istocie przygotowywał się już do pociągnięcia właściwej kwestii. Wszedł wtedy i zamknął za sobą drzwi. - Kochanie... mówiłem ci to już wiele razy... gdziekolwiek pojawia sie pan A, tam się robi gorąco. Sisco spędził z nim przynajmniej dobę, nie wiem, czego się dowiedział, co wie o Artrusie, moze wie jak go znaleźć, a na Artrusa list gończy wisi nad moim biurkiem. Jeżeli nikt nie przesłucha dzieciaka „odpowiednio”,a do tego jeśli jego matka wytoczy sprawę przeciwko komukolwiek, te zeznania przeczyta prokurator. Dlatego nie moze być w nich ani razu tego słowa na A. A żeby nie było, to ja muszę go „odpowiednio” przesłuchać. Jeśli znajdą Artrusa, to i dobiorą się do mnie,a jak trafie do ciupy to dopiero będziesz narzekała, ze spędzam z wami za mało czasu. Wtedy mi będziesz mogła z czystym sumieniem powiedzieć „jesteś mężem i ojcem” a mi się zrobi bardzo głupio. Tymczasem jednak będę robił wszystko, by tego uniknąć.
|
Iliani - 2013-08-21 18:59:09 |
Kiedy wszedł do łązienki, dalej stała nieruchomo, ze stoickim spokojem na twarzy obserwując go w odbiciu luistra. Nawet teraz, jeszcze nieco zła, nie mogła nie odczuwać zachwytu kiedy się poruszał. Nawet, kiedy nie chciał, sprawiał, że jej serce biło mocniej. - Artrus niepotrzebnie ciebie wciąga w swoje kłopoty, niepotrzebnie wciągnął Sisco... Sam siebie wplątał w niemałe kłopoty, za które możesz zapłacić ty, ja i nasze dzieci, Jena. Pomyślałeś o dzieciach? No tak... Ona sama z gromadką dzieci z pensji nauczycielki... Nie dłaby rady ich utrzymać i pewnie sama wpakowałaby się w kłopoty, aby ich dzieci mogły godnie żyć. Nie chciała odbierać im dzieciństwa, ale musiałaby to zrobić, gdyby Jena wylądował za kratami. - Nie mówię, żebyś się z nim nie kontaktował... Wolałabym tylko, żeby pan A przestał się mieszać... Żeby przestał was mieszać w swoje sprawki. Była spokojniejsza, gniew szybko uciekał, szybko zaczynała opadać z resztki sił, ale zamiast patrzeć w jego odbicie w lustrze, sama się do niego odwróciła, aby nie patrzeć na swoje odbicie, które nie zachwycało. Uśmiechneła się lekko, blado i smutno. - Nie poradzimy sobie bez ciebie, Jena. Ja sobie nie poradzę. Poradziła sobie sama po rozstaniu z pierwszym mężem,a le po utracie Jeny nie potrafiłaby się już chyba pozbierać, zwłaszcza, że miałaby mnóśtwo problemów... I żadnego oparcia.
|
Jenathaza - 2013-08-21 19:11:15 |
- Nie wiemy jak było, być może to ja histeryzuje. Nie wydaje mi się, żeby on wciągał Sisca... - chociaż z drugiej strony Sisco to przecież olbrzymi arsenał. Artrus mógł wpaść na taki pomysł. Małe prawdopodobieństwo, ale było. - Załagodzę to. Ale muszę dorwać małego, póki będzie nie do końca świadomy, żeby w razie czego było na co zrzucić błędy. Teraz Jena stał na tle drzwi, które juz za nim były zamknie te. Dzieci lubiły podsłuchiwać, choć teraz akurat nie miały pojęcia o tej konspiracji. - Rozmawiałem już z tobą o tym tysiące razy, Iliani. To, co mnie łączy z Artrusem już się stało - z naciskiem na „już” - A przeszłości zmienić się nie da. Moje myślenie o dzieciach w tej chwili objawia się tym, ze staram się zabezpieczyć was tak, jak tylko to możliwe, a ty mi nie pomagasz, masz pretensje o wszystko. Musze się bronić przed nimi, muszę przed nimi kłamać. Mam jeszcze się tutaj we własnym domu bronić przed tobą? Kiedy w końcu będę mógł oczekiwać od ciebie wsparcia,a nie tylko pretensji, ze „ja i dzieci”. Wyszłaś za gliniarza z Coruscant. Niestety... to nie czarno biały zawód. Sprawa była taka, ze teraz ktokolwiek kontaktował się z panem A w okolicy zainteresowania prokuratora, automatycznie uruchamiał cały proces – jeżeli złapią Artrusa – Jena jest skończony. Dlatego jena musi dbać, by w papierach Artrusa nie było. By żaden adwokat matki Sisca nie wpadł na pomysł znalezienia tego gościa z zeznań syneczka i nie odkrył jego tożsamości. - Tez nie chce iśc do wiezienia. Dlatego kombinuje. Myślisz, ze dla mnie to nie stresujące?
|
Iliani - 2013-08-21 19:19:19 |
Wysłuchała go i spojrzała tak, jakby zaraz miała się rozpłakać, ale nie. Było jej przykro, że tak myślał. Chciała go wspierać, ale nie wiedziała jak, a on też nie ułatwiał, mając przed nią sekrety, chociaż rozumiała, że nawet we własnym domu nie możńa było powiedzieć wszystkiego. - Przepraszam, Jenathaza. Wybacz mi, że nie potrafię cię wspierać, ale postaram się. Obiecywała, choć nie użyła słowa "obietnica" w swojej krótkiej wypowiedzi. Oczywiste było to, że chciała dobrze, ale była zbyt zdenerwowana po zobaczeniu Sisco. - Jutro poszukam pracy, postaram się. Będzie dobrze. No tak, ona była przekonana o tym, że będzie dobrze, inaczej po prostu być nie mogło. Wiedziała, że po prostu nie może być inaczej, że razem sobie poradzą. - W weekend zajmę się dziećmi, mam tylko nadzieję, że w niedzielę będziesz na obiedzie. Zaprosiłam twojego syna z rodziną. No tak, chciała zmienić temat, skoro wysłuchała jego racji, ona nie mogła mu zbyt wiele zarzucić, jedynie to, że powoli popadał pracoholizm, ale to tylko dlatego, że dbał o zabezpieczenie rodziny. Ona za to stawała się niestabilna emocjonalnie przez bezrobocie i nudę, nudziła się sama, kiedy nikogo nie było, choć Jena na zwolnieniu skutecznie ratował ją od szaleństwa.
|
Jenathaza - 2013-08-21 19:38:08 |
- Musi być dobrze – Rzekł Jena z naciskiem. [i]- Po wojnie nie takie brudy ludzie mają w życiorysach. A przesłuchanie Sisca to dwie godziny, plus godzina na przejazd jak będą korki.
|
Iliani - 2013-08-21 19:41:26 |
- Oby ich nie było. Chodziło jej oczywiście o korki. Przecież wtedy szybciej wróci. Wierzyła, że Jena da sobie radę, przecież niejedno już robił w swoim zawodzie i niejedno potrafił. - Mogę się przytulić? No masz... Przeszła jej łość i chciała się móc przytulić do męża, uspokoić się i poczuć jego silne ciało. Teraz tylko tego potrzebowała, chciała być blisko ukochanego Jeny, chciała pokazać mu, że go kocha mimo wszystko. Przyglądała mu się wzrokiem zbitego szczeniaczka, a to spojrzenie wcale do niej nie pasowało. Wyglądała... Dziwnie. Wiedziała o tym i chciałaby, aby Jena skończył jej męki silnym uściskiem... Bez przesady oczywiście. Przecież mógłby zrobić jej krzywdę.
|
Jenathaza - 2013-08-21 19:46:48 |
Uśmiechnął się delikatnie. Nie był to uśmiech pobłażliwy, ale wyrozumiały już tak. Można było się złościć, wściekać, najważniejsze by to dobrze zakończyć. Wskazał reką na swoją klatę. - Przecież to twoje Nie miała żadnych powodów by być zazdrosna o Sisca, o koleżankę z pracy, o kota którego jena pogłaszcze na ulicy czy nawet o Artyrusa. O nikogo. Jednak miłym byłoby by i ona trochę otworzyła się na świat i istoty ich otaczające.
|
Iliani - 2013-08-21 19:50:27 |
Pewnie otworzyłaby się bardziej, ale bezrobocie źle działało na nią i było to widać, za to... Słysząc "to twoje" od razu, niemal skoczyła na niego, aby móc się wręcz uwiescić na szyi Jeny z niekrytym zadowoleniem. Dobrze się skończyło i była szczęsliwa z tego powodu. Musiała wyjść do innych, musiała zacząć się pokazywać na zewnątrz, bo sąsiedzi powoli mogli zacząć podejrzewać, że jednak coś się stało delikatnej arkaniance przy mężu łuskowatym. Do tego towarzystwo zawsze dobrze na nią wpływało. Wtuliła się i westchnęła z ulgą, jakby zrzuciła ze swoich skromnych barków głaz wielkości salonu połączonego z kuchnią... Od razu lżej! - Dobrze, że z naszej dwójki, chociaż ty masz rozum. Czyżby właśnie komplementowała go i próbowała to ukryć? Możliwe, zawsze nieco odstawała.
|
Jenathaza - 2013-08-21 19:55:14 |
Jenie się tylko włosy trochę rozczochrały bo już się warkocz rozplótł. Objął ją ramionami – delikatnie, nie ściskał, tylko objął, i przyłożył bok pyska do jej głowy. - No to w takim razie kawały o policjantach to nie prawda...
|
Iliani - 2013-08-21 19:58:44 |
Zaśmiałą się cicho, ale kiwnęła głóką. Głownie tylko po to, żeby móc się otrzeć o jego pysk nieco, ot, lubiła czuć go blisko. - Przynajmniej nie o wszystkich, bo kilku by się znalazło... Mruknęła tonem, wybirnie dającym do zrozumienia, że o coponiektórych miałą wyrobione zdanie, któe chyba tylko cud mógłby zmienić,a le w sumie to dobrze, przynajmniej Jena wydawał jej się jeszcze większy na tle innych gliniarzy. W końcu poluzowała swój uścisk, pozwalając, aby mąż obejmował ją. - Starczy tych czułości... Odpocznij, ja się prześpię... A dzieciaki się pouczą chwilę... Czyli było mało czasu, bo dzieci szybko wykonywały zadania, kiedy przerywano im taką zabawę, tylko po to, aby do owej głupiutkiej zabawy wrócić. - Kocham cię, Jena. Dodała jeszcze cicho, aby złożyć całusa na jego łuskowatym barku.
|
Jenathaza - 2013-08-21 20:07:02 |
- ja ciebie tez - szepnął, głaszcząc ją po głowie. Teraz już czuł się lepiej. Dobrą było cechą to, ze nie lubił niedomówień – jak na dobrego gliniarza przystało. Czsem dobrze przyniesc niektore cechy z pracy do domu. - Ide jeszcze trochę posiedzieć – odrzekł, naciskaj ac klamkę. A tam za klamką – Kalet. Zadarłszy łepek spojrzał na ojca. - Przeczytasz moje wypracowanie? - Pewnie, przynieś do salonu/ Zanim Iliani stanie w obronie męczonego męża nadmienić należy, ze on bardzo lubił taką aktywność typu słuchanie wypracowania Kaleta – i należało to robić bo on wypisywał takie rzeczy, ze strach.
|
Iliani - 2013-08-21 20:13:15 |
Domyślić się było nietrudno, że któryś z młodocianych będzie podsłuchiwał... Chociaż stawiała raczej na dzieci ze swojego pierwszego małżeństwa... Szkoda, że niestety nie mogli mieć owoców swojej miłości, różnice rasowe to uniemożliwiały, ale nie zmieniało to tego, że nie zamieniłaby go na nikogo innego. Popatrzyła na Kaleta i aż pokręciłą głową uśmiechnięta. - Tak, tata posłucha i będzie poprawiał. O masz, nie zamierzała widocznie bronić męża przed dziećmi, bo wtedy wszystko spadłoby na nią, a ona chciała się przespać. Dotknęła ramienia męża zadowolona, że tym razem, to on był mięskiem armatnim i został rzucony na łąskę Kaleta, który pewnie znów cuda nawypisywał. - To miłej zabawy chłopcy, ja się prześpię. Uśmiechneła się już ładnie do męża i pasierba, a po chwili wyminęła ich, co nie było takie znowu trudne i poszła spać do sypialni, przespać się troszkę, ot... Dla urody.
|
Jenathaza - 2013-08-22 16:44:23 |
Mavhoniki dwa poszły do salonu, gdzie zeszło im jakieś jeszcze pól godziny, później jena jeszcze holo oglądał i rozmawiał z kimś przez komunikator – zapewne z Seditem bo tłumaczył i przepraszał. Koło 22 dopiero wrócił do sypialni, gdzie się położył i niemal natychmiast zasnął. Odruchowo obudził się o piątej trzydzieści, ale zobaczył która godzina i zaczął znów, aż do siódmej, kiedy to się trzeba było budzic bo dzieci do szkoły
|
Iliani - 2013-08-22 17:00:37 |
Ona wstała sobie o szóstej, spała spokojnie, nie wierciłą się, tylko pomrukiwała coś, jakby śniło jej się coś bardzo miłego i pewnie tak było, bo gdyby nie to, że Jena spał, pewnie usłysząłby jak wyszeptałą jego imię i znó zamruczała przez sen. No, dużo przeżyć i chyba śniło jej się to, co było tego dnia najlepszym przeżyciem. Kiedy wreszcie zwlokłą swoje cztery litery z łóżka, zniknęła w łazience, aby się wykąpać, umalować i ubrać. Chciała sprawiać bardzo dobre wrażenie. Nie chciała polegać tylko na tym, że Jena był kim był. Ona chciała sprawdzić, czy uda jej się olśnić dyrektorkę szkoły, do któej uczęszczały dzieci.
|
Jenathaza - 2013-08-24 18:34:40 |
Jena się obudził o siódmej, jak powiedziano, dzieci pobudził na czekające już śniadanie. Nie musiał się malować, więc nie dobijał się za bardzo do Iliani do łazienki, nieprzytomny był zresztą troszeczkę, kawa dopiero wróciła mu myślenie. - Iliani, czy...a tak, rozmowę masz dzisiaj... By nie przedłużać, wyszykowali się co do jednego i pojechali. Rozmowę w sprawie pracy Iliani przedstawi później, niestety w trakcie jej trwania jena otrzymał pilny telefon ze szpitala – a później drugi pilny. Dał żonie na taksówkę, i poleciał załatwiać swoje sprawy. Z drugiej strony dobrze – im wczesniej tym szybciej skończy
|
Artrus - 2013-12-15 14:49:35 |
Była już trochę późna pora, gdy Jenethaza otrzymał wiadomość od Artrusa. Na szczęście nie była ona alarmowa, jednak trochę zagadkowa. A brzmiała "Chcę pogadać, gdzie i kiedy możemy się spotkać?". Musiało więc się coś stać, bo Fibal od tak sobie nie pisał, że chce pogadać. Zazwyczaj proponował wypad na piwo czy na coś mocniejszego i tyle. Po dogadaniu się odnośnie czasu i miejsca Artrus pojawił się w monadzie zamieszkiwanej przez Mavhoniców. Wcześniej wstąpił do mieszkania, by się ucharakteryzować - nie chciał w końcu nikogo straszyć. No i zwracać na siebie uwagi. Wjechał turbowindą na odpowiednie piętro, wyszedł i nieśpiesznie podszedł do odpowiednich drzwi. No i zadzwonił.
|
Jenathaza - 2013-12-15 15:01:10 |
Dla Jeny tez to zdało się dziwne i może by nawet odmówił, bo cała rodzina była w domu, no ale przecież mogą się na chwile usunąć, więc zaprosił do siebie. Za oknem (ich chlubą) było już ciemno. Jena leżał w salonie na sofie i spoglądał przez nie na światła i neony oraz tu i ówdzie nawet gwiazdy, bo widać było skrawek nieba. Kiedy dzwonek zadzwonił, sam osobiście, by nie rozbudzać rodziny do aktywności, choć mógł się wyręczyć którymś z dzieci – wstał i poszedł otworzyć. Tak tez się dziś zobaczyli – Jena otworzył. Miał jeszcze na ręku i ramieniu stabilizujący zdejmowany tekstylny 'gips”, ale reki już uzywał normalnie. Ubrany był zaś w swój jak najbardziej codzienny stój, dres 'po domu”. - cześc, wchodź -zaprosił przyjaciela do środka. W salonie światło było przyciemnione, trochę jak w tym klubie Morrigan. Rodzina się przed snem wycisza.
|
Artrus - 2013-12-15 15:09:25 |
Artrus ubrany był zaś w typowy dla siebie sposób - skózana kurtka, t-shirt i ciemne spodnie. Wszędzie oczywiście miał poukrywaną broń, dlatego też nie zdjął kurtki, by nie straszyć ewentualnego podsłuchiwacza/podglądacza. Buty zdjął i polazł za panem domu do salonu i się jak zwykle rozgościł. Jednak nie od razu rozpoczął konwersację. Przed przyjściem tutaj układał sobie w myślach scenariusze rozmowy, ale teraz jakoś mu to uciekło. Wiec siedział i gapił się przez okno przez jakiś czas trochę wystawiając cierpliwość przyjaciela na próbę. Ale w końcu się odezwał. - Mam syna Mruknął a potem wyjął z kieszeni przenośny holoodtwarzacz. Ustawił galerię zdjęć Wiktora (na zlecenie Fibala zrobili mu kilka fotek, plus te które udało mu się wygrzebać). - Szukał mnie od miesięcy i w końcu znalazł. Kiedyś spotykałem się przez chwilę z jego matką... nie miałem pojęcia, że zaszła w ciążę. No i mam syna. Dwadzieścia pięć lat, mando, na imię ma Wiktor. I w sumie niewiele więcej wiem Słowo "mando" oczywiście powiedział bardzo cicho, że raczej z jego ruchu ust można było je odczytać.
|
Jenathaza - 2013-12-15 15:19:27 |
Dzis Jena był spokojny przy rozmowie, bp po Artrusie widział, ze to, co chciał powiedzieć to coś dobrego. Nie miał takiego dzikiego wzroku. Zanim się Artrus zdecydował, Jena zaproponował ze przyniesie piwo. W tym domu mieszkała normalna rodzina – piwo zawsze w lodówce było. Zatem przyniósł dwie puszki, postawił na stoliku przy sofie, i kiedy się prostował usłyszał wieść. „Mam syna”. Nie od razu załapał, więc milczał i czekał na dalszą część, nie siadając jeszcze, jakby go to co słyszy zatrzymało w miejscu. Wziął odtwarzacz by obejrzeć zdjęcia. To na nie spoglądał, to na niego. Jak Wiktor wcześniej, kiedy porównywał starego Artrusa z młodym. Tak teraz jena ojca z synem porównywał. - No kurde, stary... no nie wiem, gratulacje to chyba trochę nie w porę... Zadziwiająca historia. Ale jak ci się spodoba, to będziesz miał syna... – i uśmiechnął się, ukazując swoje majestatyczne uzębienie. Historia niecodzienna ale nie taka znów wyjątkowa. Rożne przygody każdy za młodu miał, a Artrus był człowiekiem, przedstawicielem najpopularniejszego gatunku w galaktyce, miał dużo większe szanse „zasiania” tego i owego. Jena podejrzewał, ze takich Wiktorów może być więcej, tylko nie wiedzą.
|
Artrus - 2013-12-15 15:28:21 |
Piwo z chęcią przyjął. Lepiej się będzie mówiło bo i rozmowa nie należała do tych szczególnie łatwych. Co prawda nie były to złe wieści... a nawet można je uznać za dobre, to jednak Artrus miał lekki bajzel w głowie. Nie wiedział co o tym wszystkim ma myśleć. - Taa... dzięki. Sprawdziłem go dokładnie, wygląda na to że nie kłamie i faktycznie jest moim synem. Z resztą, trochę podobieństw jest Wskazał od niechcenia na zdjęcie. I fakt, więcej takich Wiktorów mogło być, dawniej nieźle imprezował z kumplami z kompanii i mogły się zdarzyć różne rzeczy. A nie wszystko pamiętał z tamtych czasów. Młody, narwany, pełen energii. No i masz Wiktora. - Rozmawiałem dzisiaj z nim. Trochę tak niezręcznie. Obyło się bez telenowelowych scen. Razem lecimy na polowanie, ale jeszcze nie wiem gdzie i kiedy Wyjaśnił trochę. Musiał wyrzucić z siebie to wszystko bo by zwariował. - Wiesz o tym, że mam paranoję... i teraz ta paranoja walczy z rozbudzonym instynktem ojcowskim. W dodatku dwadzieścia pięć lat. Dorosły facet. Cholera, nie wiem co robić. Nie myślałem, że kiedyś dożyję czegoś takiego.
|
Jenathaza - 2013-12-15 15:37:25 |
- No trochę jest.. brwi macie podobne... – Czasem Mavhionic uczestniczył w robieniu portretów pamięciowych, ale mimo to ludzie byli dla niego obcą rasa i ciężko mu było doszukiwać się jakichś rodzinnych podobieństw. Podobny był, z wzrostu, postury, skórę miał ciemną – nie tak jak Artrus, ale tez biały nie był. - Zawsze możesz zrobić badania genetyczne, dla własnej pewności. – rzekł obchodząc stolik by usiąść na sofie, obok Artrusa, i oddać mu odtwarzacz. Wziął też swoje piwo i otworzył je. Kiedyś otwierał pazurem, teraz już był starszy, poważny pan, i otwierał zawleczką. - Nie będę kłamał ze nie myślę sobie teraz co bym zrobił na twoim miejscu. No ale... szukał cię, bo chciał poznać ojca. Nie żeby się mścić za zrobienie dzieciaka matce. Lecicie sobie na polowanie. Chce mieć tego ojca... Znał Artrusa i dobrze wiedział, ze żadnego „o kurwa tylko nie to” on nie powie, choćby i cała partia dzieci Fibala się znalazła. Posiadanie dziecka to nie jest dla niego nieszczęście, a nawet odwrotnie. - Lećcie na polowanie, świetny sposób by się poznać. A jak już się poznacie to i ja go chętnie poznam. A wtedy on mnie wypyta o ciebie. Zawsze tak na filmach jest...
|
Artrus - 2013-12-15 15:48:08 |
- Też o tym myślałem. W czasie polowania zdobędę jakąś próbkę jego DNA Odpowiedział ostrożnie. Rozważał to od jakiegoś czasu... nie żeby się nie cieszył, że ma syna. Ale włąśnie ,ta jego paranoja nie dawała mu spokoju. Gdyby znajdował się w innej sytuacji i nie ciążyłoby nad nim widmo Imperialnej zemsty to by takimi duperelami jak badania krwi się nie przejmował. Facet chce ojca? To będzie go mieć. Teraz jednak wolał być ostrożny. - No polowanie to niezły pomysł. Przy okazji ocenię jak sobie radzi z bronią i w trudnym terenie. To akurat też sporo mówi o danej osobie. No i sobie pogadamy Ten pomysł mu się na prawdę podobał. Była to niezła okazja do lepszego poznania siebie, bo takie rozmowy na kanapie przy alkoholu to takie trochę... niezręczne. I nie po mandaloriańsku. No i słysząc chęć Jeny do poznania Wiktora Artrus nie mógł się serdecznie nie zaśmiać. - Jasne, jak wszystko się wyjaśni to go przyprowadzę. Tylko się upewnię, że ma jako takie maniery. Niechciałby byś musiał mu spuszczać łomot tak na dzień dobry
|
Jenathaza - 2013-12-15 15:59:03 |
- Tylko go nie skreślaj na wstępie jak się o korzeń potknie, nie wiadomo kto i czego go uczył -przestrzegł, ale żartem. Bardzo chciał, by coś z tego było. Artrus dziczał tu powoli bez rodziny. To była szansa na poprawienie jego skołatanej psychiki. A jak ten Wiktotr na 25 lat to pewnie zaraz wnuki będą. - No jesli w ciebie mocno poszedł to może być zadziorny. Ale opowiedz mi, jak to było z tym całym szukaniem...
|
Artrus - 2013-12-15 16:13:19 |
- Gorzej jak się postrzeli w stopę, bo będę go musiał dobić Uśmiechnął się szeroko. To była aluzja do jednej z opinii o Mando, które krążą sobie po galaktyce - nigdy nie można zobaczyć rannego mandalorianina, bo ci dobijają rannych bo nie mają lekarzy. - Nie jest to jakaś wielka historia. Jeden z moich informatorów chciał się ze mną spotkać u Miśka, bo miał do mnie informacje. I "przypadkiem" wpadłem tam na Wiktora. Nie wiedziałem kto to, on obserwował mnie, to jaj jego. Informator przekazał mi dane, ale nie wyszedłem od razu. Wiktor sobie poszedł, ja posiedziałem z pół godziny, by go przeczekać. Gdy wychodziłem to zauważyłem go na przystanku, ale wszedł do aerobusa, wiec oddaliłem się w swoją stronę. No i wiesz jak to z moją paranoją, zamiast iść prosto, skręciłem w boczne uliczki. No i okazało się, że mnie śledził. Zaczaiłem się na rogu, trafił mi prosto pod lufę. Krótko go przesłuchałem i okazało się, że szuka ojca - Artrusa Fibala. Wysłuchałem go, nie przedstawiłem się, kazałem mu spierdalać a potem na spokojnie go przejrzałem. Historia się potwierdziła i dopiero dzisiaj go odwiedziłem... los bywa przewrotny. Mieszka tam gdzie ja Nie była to porywająca historia o trudach poszukiwania zaginionej rodziny. Holoserial by z tego nie wyszedł, za mało dramy.
|
Jenathaza - 2013-12-15 16:18:22 |
Tak, mandalorianie za mało romantyczni. Jak się spotkali to tez se w ramiona z płaczem nie padli. Rzeczowy, konkretny lud. - Ale tak zupełnie subiektywnie – podoba ci się tn twój nowy syn czy nie bardzo – wiadomo, jak to Artrus widzi, bo czasem ktoś się „spodoba' albo na pierwszy rzut oka już się wie ze coś z nim nie tak...
|
Artrus - 2013-12-15 16:28:26 |
- Hmm... To wbrew pozorom było trudne pytanie i Artrus musiał się trochę zastanowić nad odpowiedzią. Czy mu się podoba? Musiał ocenić go pod wieloma względami, bazując na niewielkiej ilości wiedzy i informacji. Bo serca za bardzo o radę nie pytał, bo ono od razu go zaakceptowało. Umysł jednak miewał z tym drobne problemy. - Póki co jest dobrze, pierwsze wrażenie sprawiał pozytywne. Zobaczymy jak dalej. W tej kwestii był trochę ostrożny. Ale może potem trochę z tym zluzuje.
|
Jenathaza - 2013-12-15 16:33:10 |
Toż wcale nie dziwne i Jena nie miał obiekcji co do takiej ostrożności. Nie wiadomo co to takiego, obcy chłop. Jednak ze zdjęć to sympatyczny „dzieciak”, jak na mando. I wystarczająco zaradny by odnaleźć ojca w wielkiej galaktyce. Jena znów napił się z puszeczki, zamyślony. - A reszta jego rodziny? Matka? Żebyś się zaraz żenić nie musiał...
|
Artrus - 2013-12-15 16:42:10 |
No sympatyczny, tylko kto wie co mu w głowie siedzi? Dopiero z czasem Artrus będzie umiał to ocenić i ostatecznie zdecydować, czy nawiązać z nim bliższe relacje, czy też nie. A jeśli będzie stanowić zagrożenie to trzeba będzie się go pozbyć. Ale to w ostateczności. - Bliższa rodzina nie żyje. Pewnie dlatego próbował mnie odnaleźć. Matka przed śmiercią wyznała prawdę a młody ruszył w Galaktykę by znaleźć ojca. Zupełnie jak w jakimś holofilmie. Ja w każdym razie nie miałem pojęcia o jego istnieniu Gdyby matka Wiktora wcześniej wspomniała mu o tym, że ma syna to na pewno uczestniczyłby w jego życiu. Może i nie odwiedzałby go zbyt często, ale na pewno interesowałby się jego losem. A tak to była niespodzianka.
|
Jenathaza - 2013-12-15 16:47:53 |
Widać matka była samodzielna i w szczęśliwym związku, nie chciała mieszać tym, ze syn ma innego ojca. Ale mandaloriańskie życie kruche. - No ale przynajmniej ciekawie. Pewnie ostatnia rzecz jakiej się spodziewałeś i o której myślałeś. No i masz Wiktorka. A jak mieszkacie blisko to dobrze. Pewnie go z czasem do domu weźmiesz. – to ze tak wyszło ze na jednym osiedlu mieszkali to akurat jeny nie dziwiło bo te pogodne to – tanie i każdą mendę przyjmie.
|
Artrus - 2013-12-15 17:03:59 |
- Taa... zaskoczenie totalne. Mruknął. To była ostatnia rzecz jakiej by się spodziewał - że nieznany mu syn zacznie szukać ojca. I tak zaczął się też Artrus zastanawiać, czy czasem nie ma więcej takich pociech rozsianych po Galaktyce? W końcu na wojnie spędził wiele lat. - Do mieszkania go wezmę gody się upewnię, że mogę mu zaufać Zerknął nieco krzywo na Jenę. Jego też do mieszkania zaprowadził dopiero po kilku miesiącach. w tej kwestii był dosyć rygorystyczny, bo to była jego baza operacyjna. Miejsce, gdzie mógł w miarę spokojnie wypocząć i zregenerować siły. Nie każdego tam zaprowadzał.
|
Jenathaza - 2013-12-15 17:08:07 |
Czy Artrus miał więcej dzieci czy nie miał – teraz nie dojdzie, dopiero jak one zaczną go szukać. A jeśli im dobrze w życiu to nie zaczną. Z jednej strony lepiej – co za dużo to nie zdrowo, najpierw „ogarnąć” należy jednego synka. - Ale weźmiesz - Mavhonic głęboko skinął głową. Się przekona. I weźmie. Będzie go uczył paranoi.
|
Artrus - 2013-12-15 17:14:09 |
- Pewnie tak Przytaknął. I na pewno będzie go uczył paranoi, w końcu w tym był mistrzem. No i moze się okazać, że to akurat jest genetyczne i Wiktor ma predyspozycje do tego, by zostać całkiem niezłym paranoikiem. Ale do tego ptorzeba odpowiednio silnego bodźca. Nie każdy mando ma paranoje przecież.
|
Jenathaza - 2013-12-15 17:56:35 |
Ojciec będzie tym bodźcem. Uświadomi synka jak bardzo jest poszukiwany i pod żadnym względem nikt nie może mieć nawet cienia podejrzeń kto tu mieszka. Bedzie go charakteryzować, by nikt nie widział podobieństwa między nimi. To może być prawdziwy test dla młodzieńca. Mimo wszystko pewnie ma teraz wyidealizowany obraz ojca. - Wiesz co – odezwał się po dłuższej chwili milczenia. - Zadko się tu na Coruscant zdarza ze ktoś się dowiaduje o nieślubnym dziecku i nie jest tym załamany. To takie sympatyczne.
|
Artrus - 2013-12-15 19:06:14 |
Artrus mimo wszystko podejrzewał, że młody trochę informacji na temat ojca zebrał, więc musiał wiedzieć, że ten nie jest krystaliczną osobą. Ba, miał za sobą różne ciemne epizody, z których nie był dumny. Ale w czasie wojny często popełnia się czyny, których się potem żałuje. - Ano tak... w ogóle większość aurettise jest dziwna. Śmiertelnie poważnie podchodzą do kwestii pokrewieństwa a gdy okazuje się, że mają nieślubne dziecko to często próbują pozbyć się problemu. To było postępowanie zupełne przeciwne do mando. Oni z chęcią powiększali rodziny a jak ktoś miał właśnie takie nieślubne dziecko to z radością przyjmował je pod swój dach i wychowywał. Tyczyło się to też sierot wojennych.
|
Jenathaza - 2013-12-15 19:40:10 |
Mando tacy byli, ale tez nie robili karier zawodowych, nie brali kredytów i nie przywiązywali życia do jednego miejsca. Ludzie z Coruscant nie potrzebowali dzieci. Były dla nich tylko ciężarem. Mavhonickowie gdyby nie mieli dzieci, żyli by sobie jak wielkie państwo. Do Jeny poczta pantoflową nie raz dochodziły podszepty – jakby on nie miał tyle dzieci to by nie musiał narzekać. - Przyjmijmy to za dobry omen. A jakie są jego poglądy? Opowiadał się za sithami? – to ważne, bo jeśli tak, to niewykluczone ze go szybko aresztują
|
Artrus - 2013-12-15 20:02:19 |
Faktycznie, mando nie robili żadnych wielkich karier, po prostu sobie żyli, pracując często jako najemnicy, lub też zwykli farmerzy czy robotnicy. Nie mieli ambicji, by realizować się zawodowo. Te ambicje przerzucali na doskonalenie sztuki wojennej i dbanie o rodzinę Proste życie nie było takie złe. - Nie pytałem, ale sprawdzałem. Za sithami nie przepada, jak z resztą większość Maando. Z republiką też nie... jak z resztą większość Mando. Taka neutralność poglądowa Odpowiedział spokojnie. Sam też nie krył się ze swoimi pogladami i Jena o nich wiedział.
|
Jenathaza - 2013-12-15 20:08:51 |
- I bardzo dobrze, nie będzie z nim problemów. Wybory się zbliżają. – Jena zrobił minę jakby mówił: nie, nie pójdę glosować. Mam już dość. Nie dam się więcej robić w balona. Napił się znowu piwa, zakołysał puszką. - A ja już i tak w tereny nie chodzę. Sedit chodzi. Jeden Mavhionic na ulicach wystarczy.
|
Artrus - 2013-12-15 20:14:35 |
Prychnął pod nosem coś w stylu "durne wybory i tak chuja się zmieni". Z resztą Artrus i tak nie miał prawa wyborczego więc nie pójdzie. A jakby miał to i tak by nie poszedł, bo po co? W nosie miał tą politykę. U Mando wszystko było proste, przywódca klanu decyduje o polityce klanu, a o polityce całej społeczności decydował Mandalor i trzeba go słuchać i kropka. - I jak sobie z tym radzisz? Ciężko, co? Fibal jeszcze był młody i mógł walczyć. Ale co będzie za 10-20 lat? Nigdy nie myślał o tym, że się zestarzeje. Myślał raczej, że po prostu zginie w bitwie.
|
Jenathaza - 2013-12-15 20:19:18 |
Westchnął płytko, opierając się na sofie jak prawdziwy dziadek. On akurat dziadkiem był – ale młodym bo jeszcze wnuki małe były, starsze miało 5 lat a młodsze 3. - Ciężko. Strasznie. Praca przestaje sprawiać przyjemność. Staje się... pracą. Typowym etatem... chyba już wiem, czemu CSB szybciej idzie na emeryturę. Kiedy przestajesz robić w terenie, to już po gliniarzu... zostaje urzędnik Jena przezywał kryzys odstawienia od aktywnej sluzby. Pewnie mu przejdzie, ale na razie mial takie oto „depresyjne” objawy.
|
Artrus - 2013-12-15 20:29:47 |
No Jena by starszy od Artrusa, któremu stukło dopiero 45 lat. Miał jeszcze przed sobą kilka bitew przed chwalebnym końcem, bo niewielu Mando dożywa sędziwej starości. Z reguły ci, co rzadko wchodzą na pole bitew albo są tak cholernie twardymi skurwielami, że dopiero apokalipsa zwaliłaby ich z nóg. A to i tak nie jest pewne. - Nie powiem, że wiem co czujesz. Sam bym miał cholerna depresję z powodu takiego odstawienia na boczny tor. Ale chyba lepiej zwolnic tempo póki jeszcze jest się w jednym kawałku, co? Dla rodziny Mavhonici to nie Mando, łatwo ze śmiercią ojca by się nie pogodzili.
|
Jenathaza - 2013-12-15 21:07:29 |
Oj nie, po pierwsze ze nie mando, a po drugie to ważny ten ojciec dla nich był. To by była prawdziwa rozpacz. Jena zdawał sobie z tego sprawę i tym bardziej nie chciał ginąc, ani się rozkawałkowywać. - jesteś pewnie z pięćdziesiąta osobą która mi to mówi i tak jak poprzednie – masz racje. Ja tez wiem, ze tak trzeba. Kruchy już jestem – zademonstrował usztywnioną rekę. I zaraz tez strzelił z kłykci. - Ale to nie zmienia faktu ze coś nie tak w tym życiu... Poleciałbym z wami na polowanie gdyby nie fakt, ze chodzi o to byście się sami poznali...
|
Artrus - 2013-12-15 21:17:19 |
- Tylko ciężko się z tym pogodzić Niejako dokończył za Mavhonica. Sam spróbował postawić się na jego miejscu - z powodu wieku musi zrezygnować z aktywnego udziału w bitwach. No i to jest koszmarne. Dla kogoś, kto całe życie walczy. Takie częściowe kalectwo można by rzec. - Kiedyś polecimy razem na polowanie, ty z Sedithem, ja może z Wiktorem. A jak nie to sam. Taka mała męska przygoda. To by się mogło udać i ciekawie spędzić kilka dni. Byłoby co wspominać. Oczywiście zaczęliby z niższej półki, by Mavhonici za bardzo się nie pokiereszowali i by to faktycznie była przygoda a nie pogoń za jednym zwierzem przez tydzień przy zerowych zapasach żarcia.
|
Jenathaza - 2013-12-15 21:24:55 |
Zaśmiał się gardłowo. - Super, bardzo chętnie. – Sedit zas aktywny był i „:fajny” chłopak, ale bardziej zdystansowany. Większa by to frajdę Kaletowi sprawiło, ale – on za kilka lat, choć już duży dzieciak był, miał 11 lat i wyglądał jak ludzki nastolatek. Senemedara zresztą też. Ale wszyscy chistori są po prostu wielkimi gadami, co poradzić. - Mam szczera nadzieje i chciałbym byś się z tym Wiktorkiem dogadał i na dobre go usynowił. Ty to Artrus dobre instynkty rodzicielskie zawsze przejawiałeś. – nie chciał nawiązywać do jego zmarłego syna, chodziło mu raczej o jego własne dzieci, bo przecież z nimi Artrus tez się bawił.
|
Artrus - 2013-12-15 21:35:23 |
Artrus to by i całą rodzinę Mavhoniców na polowanie zabrał, jeśli by tylko Jena wyraził zgodę. Sam w końcu zaczynał, gdy miał z dwanaście lat może. I nie na wielkie zwierzęta tylko takie stosunkowo małe i niegroźne. Ale emocje i tak były. A jaka radość, gdy się udało polowanie? Nie do zastąpienia. - Takie geny i wychowanie Odpowiedział skromnie. Co tu dużo mówić? Po prostu lubił dzieci, był dosyć rodzinnym typem. Lubiłsię z nimi bawić, uczyć ich, gotować też. Sprzątać już mniej.
|
Jenathaza - 2013-12-16 17:12:24 |
Jena by wyraził zgodę, ale to już by nie było polowanie tylko jeden wielki piknik. Może jeszcze by bliźniaki z wujkiem poszły w lasek, bo jednak drapieżna rasa, ale najmłodsze i Iliani – arkanianie – nigdy. Strzelać do zwierzątek? Wykluczone? Jagody by zbierali cały dzień i narzekali na komary. - jakbys chciał potrenować przed ponownym wcieleniem się w role to zapraszam, mam materiał do ćwiczeń – uśmiechnął się i wcale do końca żartem nie mówił. Mógł sobie wziąć na weekend małe Mavhoniki i pokazac jak się broń czyści. Wyczyściliby mu na błysk
|
Artrus - 2013-12-16 17:24:53 |
- Oho, widzę że mi dzieciaki wcisnąć chcesz. A co, weekend z żoną planujesz? Uśmiechnął się nieco złośliwie. No mając taką gromadkę trudno znaleźć czas dla siebie, ale jak się ma pod ręką wujka Artrusa to można jemu na głowę zwalić dzieciaki i już spokój w domu. Fibal pewnie y ich na te dwa dni do siebie przygarnął... tylko najpierw musi swoje sprawy pozałatwiać. A to mu może trochę czasu zająć. No i musiał coś zaplanować w związku z tym polowaniem z Wiktorem. - Może kiedyś potrenuję na twoich dzieciakach. Póki co zawalony robotą jestem, nie planowałem wcześniej innych spraw. A same wyszły i teraz mam zaległości
|
Jenathaza - 2013-12-16 17:36:16 |
- jakbym wcisnął to bym zaplanował – odezwał się głosem wymownym. Opcja babci czy nawet Sedita była już nieatrakcyjna dla dzieci i trochę uciążliwa dla obdarowywanych. Opcja po znajomych – chętnie brali dwie młodsze córki, bo małe jeszcze, ale dzieci jeny – prawie rowne4 wzrostem jak ci znajomi – trochę gorzej. Wiec jakby się udało wyadoptowac na weekend bliźniaków to już hulaj dusza. - jasne, rozumiem. – rozumiał. Wziąć dzieci to nie tak o wziął i wziął.
|
Artrus - 2013-12-16 17:43:28 |
No właśnie, wzięcie dzieciaków pod swój dach to nie takie hop siup, tym bardziej dla Artrusa, którego mieszkanie w połowie stanowiło mały arsenał. Wszędzie walały mu się różne graty związane z bronią. Potrzebował kilka godzin by to wszystko uprzątnąć i tak zabezpieczyć, by dzieciaki się przypadkiem nie zraniły. Jednakże nie odmawiał on ostatecznie, jedynie nie mógł powiedzieć kiedy to zrobi. - Kiedyś na pewno je przygarnę na weekend. To mogłoby być nawet zabawne. Ale teraz nie jest to najlepszy czas na takie eksperymenty. Odparł spokojnie, bez wykrętów. A że lubił dzieci (i wyzwania) to na pewno kiedyś z tej opcji skorzysta.
|
Jenathaza - 2013-12-16 17:51:36 |
Stary Mavhonic skinął głową i znowu popił piwa. Kończyło się, ale jedno dziś wystarczy i drugiego nie weźmie. Od kiedy Artrus przyszedł nic nie spadło z nieba a to oznaczało ze tym razem nie mają towarzystwa w rozmowie – jakby było to już by wyskoczyło podekscytowane, ze chce jak najszybciej do wujka na weekend.
|
Artrus - 2013-12-16 18:45:51 |
Artrus przesiedział u Jeny jeszcze chwile. Rozmawiali już w sumie o zwykłych sprawach, trochę plotkowali, popijali browar. W końcu Fibal podziękował za rozmowę i musiał już lecieć. Obiecał jeszcze, że da znać co i jak z synkiem i potem już zniknął.
|
Jenathaza - 2014-03-06 19:13:58 |
Policja była pod drzwiami mieszkania w 20 minut od zawiadomienia. Choć trudno to nazwać oficjalnym zgłoszeniem, w końcu żona zadzwoniła do jeny prywatnie,a nie jak do policjanta. Nie chciała mu też otworzyć, była przerażona, nie ufała ze to on. Otworzyła jednak, kiedy już funkcjonariusze zabezpieczyli preparat, razem z wycieraczką. Umieścili go w specjalnej skrzyni. Tak czekali na przyjazd Ak'Domiego. Jena ten czas wykorzystał na uspokajanie żony w mieszkaniu.
|
Jenssari Ak'Domi - 2014-03-06 19:19:57 |
Prokurator przybył na miejsce z prawie 20 minutowym opóźnieniem, bo nie mógł tak jak kanonierka CSB korzystać z toru powietrznego dla pojazdów uprzywilejowanych, więc leciał normalnym korytarzem. A to trwało. Ale też nie za specjalnie się śpieszył, bo funkcjonariuszom tylko by przeszkadzał w ich działaniu. Niech zabezpieczą miejsce zbrodni a on przyleci na gotowca by się dowiedzieć co i jak. W końcu nadszedł niezbyt śpiesznym krokiem i obrzucił szybkim spojrzeniem miejsce zbrodni. Nie pytał gdzie komendant bo wiedział gdzie. Zamiast tego dorwał kogoś najwyższego stopniem i jego przepytał o szczegóły.
|
Jenathaza - 2014-03-06 19:25:00 |
Drzwi do mieszkania były otwarte, większość dokumentacji już sporządzono, ktoś poszedł po monitoring, ktoś robił ostatnie zdjęcia. Skrzynia z dowodem rzeczowym stała zamknięta. - Chce pan to zobaczyć? – zapytał zagadnięty policjant. Wcześniej opowiedział jak było po prostu. Przyjechali – na wycieraczce było zawiniątko – worek zrobiony z chusty. Pani Mavhonic wykrzykiwała jak przylecieli,ze myślała ze to pies,ze ktoś podrzucił im psa. Okazało się to czymś zupełnie innym. Był tez liścik (już w folii), który policjant podał prokuratorowi. A tam tą samą czcionka napisano: zaopiekuj się mną.
|
Jenssari Ak'Domi - 2014-03-06 19:28:16 |
Na pytanie odpowiedział twierdzącym kiwnięciem głowy. Z zasady sam oglądał wszelkie zwłoki na żywo a nie tylko zdjęcia z sekcji. Początkowo w pierwszych latach swojej kariery zawsze po wizycie w kostnicy rzygał jak alderaański kot, ale potem już przywyknął. Widział już wiele makabrycznych mordów, wiec i ten widok jakoś za specjalnie go nie ruszy. A karteczka... cóż, ktoś tutaj miał mocno nasrane w głowie.
|
Jenathaza - 2014-03-06 19:35:41 |
Otworzono więc skrzynkę. Nie śmierdziało, co oznaczało ze płód był świeży. Bez wątpienia płód, ale we wczesnym stadium, mógł to być efekt przerwania ciąży, niekoniecznie zbrodni. Jednak ktoś zadał sobie trud, by zrobić taką makabryczną niespodziankę rodzinie Mavhonicków. - Chrzaniony popapraniec... – odezwał się gdzieś zza pleców Ak'Domiego głos Jenathazy, który właśnie wyszedł z mieszkania.
|
Jenssari Ak'Domi - 2014-03-06 19:40:16 |
Jenssari przyjrzał się płodowi, ocenił rasę, zaawansowanie rozwojowe, poszukał jakichś ewentualnych śladów czy wskazówek. Ale tylko pobieżnie, w kostnicy zrobią to znacznie lepiej. Po chwil idał znak, że można skrzyneczkę zamknąć. I wtedy usłyszał głos Mavhonica za plecami. Szybko się odwrócił ku niemu. - Tak, typowy psychopata. Lepiej zadbaj o rodzinę. Może twoja żona będzie rozsądniejsza niż moja. Mruknął. Jeżeli raz zaczepił ich rodziny to może to zrobić jeszcze raz... lub uderzyć w kogoś im bliskiego.
|
Jenathaza - 2014-03-06 19:45:08 |
Płód był za mały, by ocenić rasę, trudno było nawet ustalić czy to aby nie jakieś zwierze. Miał ok 10cm długości, był czerwony, nierozwinięty. Przez to trochę mniej przerażający. Jena strzelił z kłykci, ściągając nad oczami masywne łuki brwiowe. - Tchórz, ma coś do nas i zaczepia nasze rodziny... ale dlaczego ma coś do nas? - westchnął głośno. Niestety w przeciwienstwie do Ak'Domich, Mavhonici nie mieli gzie lecieć, jeśli mieliby opuścić Coruscant. Jena nie miał rodziców, a Iliani nie utrzymywała ze swoimi kontaktu.
|
Jenssari Ak'Domi - 2014-03-06 19:48:08 |
- Nie wiem Mruknął. Na prawdę nie wiedział, ale miał pewne podejrzenia. Jeżeli on - ten motyl - faktycznie miał coś do Ak'Domiego w związku z tą sprawą sprzed 20 lat (a płód sugerował, że wciąż o to samo chodzi) to mógł zaczepić Mavhoniców właśnie przez durosa. Chwilę bił się z myślami - powiedzieć czy nie? W końcu zdecydował podzielić się swoimi obawami. - Może to przeze mnie. Poamgasz mi wiec jesteś na celowniku. No chyba, że ty też miałeś w przeszłosci sprawę z ciazą i płodem
|
Jenathaza - 2014-03-06 19:59:34 |
- Ale co on ma do ciebie? Badałeś sprawę zniknięcia tego płodu, chciałeś ją wyjaśnić. Może ma do ciebie pretensje, ze nie znalazłeś? Moze to jest ten ojciec który zaginał...[i]- teraz zaczął mówić szeptem, przez zęby. Bardziej nawet myślał głośno niż rozmawiał. [i]- W końcu to było jego dziecko. Jego rodzina się przez to rozsypała. Miał szanse na zdrowego syna – w aktach sprawy znajdowały się badania USG zdradzające ze dziecko było chłopcem. - Nie brałem udziału w tej sprawie, ale może ja o czymś nie wiem,a on wie. Może kogoś przesłuchiwałem i nie zadałem takich pytań jakby ten ktoś chciał. Może niedawno wystawiłem mu mandat... Złapał się za głowę, jakby go coś bolało. I wtedy nad jego ramieniem Ak'Domi mógł zauważyć, ze powoli rozsuwają się drzwi mieszkania z naprzeciwka...
|
Jenssari Ak'Domi - 2014-03-06 20:02:58 |
- A bo ja wiem Parsknął. Nic nie wiedział, to były tylko głupie domysły, nic więcej. Sam chciałby wiedzieć co ten motyl ma do niego, bo mógłby się jakoś do tego odnieść. A tak? Zero jakichkolwiek faktów, same poszlaki i domysły. Nie lubił takich spraw, ale i takie się trafiały. - Nie wiem, na prawdę. Cholera wie co szaleńcowi po głowie chodzi. Mruknął trochę rozeźlony duros i rzuciłtylko okiem w kierunku otwierających się drzwi. Tego jeszcze mu brakowało - zbiegowiska.
|
Jenathaza - 2014-03-06 20:39:48 |
- najgorsze w tym wszystkim jest to... – nie dokończył jednak. Drzwi się otworzyły z sykiem, co zwróciło uwagę Jeny i obejrzał się do tyłu, by ujrzeć stojąca w drzwiach niewysoka ludzką staruszkę. - Niech panowie wejdą... – zaprosiła babcia. Mieszkając na przeciwko – mogła coś wiedzieć. Znała Jenę, wiedziała ze jest z CSB. Jena spojrzał na Ak'Domiego pytająco. To on podejmuje decyzje.
|
Jenssari Ak'Domi - 2014-03-07 16:30:45 |
Jena nie dokończył bo spojrzał w stronę drzwi, więc Ak'Domi znowu tam popatrzył i zobaczył jakąś staruszkę. Czyżby w końcu jakiś świadek? Popatrzył znowu na Mavhonica i nieco się skrzywił widząc jego pytające spojrzenie. - Co, prokurator na karku to zaraz zwalamy na niego kwestie dowodzenia? Szepnął złośliwie a potem gestem pogonił go by wchodził do środka. Może się czegoś dowiedzą. Byłaby to bardzo miłą niespodzianka.
|
Jenathaza - 2014-03-07 17:00:16 |
Jena się tylko uśmiechnął i nic nie powiedział, choć była to okazja na jakiś fajny żart typu „jak coś sąsiadce zginie to nie chciałbym by to było na mnie”. Ale nie miał do tego głowy. Ani humoru ani niczego. Kiedy weszli, sąsiadka od razu za nimi zamknęła drzwi na wszystkie swoje spusty a jak to staruszka – miała tego sporo, az się Jenie z Artrusem skojarzyło. Ale babcia nie wyglądała na mando. Po prostu babcia. A kiedy pozamykała, od razu bez wstępów wypaliła. - panowie, ja go widziałam. Kamera przestała mi działać, ale czekałam na listonosza, więc wykorzystałam wizjer... – mało kto miał w drzwiach jeszcze tradycyjnego „judasza”. Wszyscy mieli monitoring. Ale akurat ta staruszka miała...
|
Jenssari Ak'Domi - 2014-03-07 17:18:03 |
Tak więc weszli do mieszkania staruszki. A'Domi był nieco zdziwiony widząc ilość zabezpieczeń drzwi. Średnie poziomy może nie były tak bezpieczne jak górne, jednak tutaj CSB bez problemu pilnowało porządku, więc po cholerę jej tyle zamków? Kto tam zrozumie starych ludzi. Duros stanął nieco z boku, za Mavhoniciem. W końcu to jego sąsiadka, niech on przeprowadza przesłuchanie. Jenssari też miał w tym wprawę, ale on był bardziej... bezpośredni i zdecydowanie mniej wrażliwy. Mógłby być trochę zbyt natarczywy, więc ustąpił miejsca przyjacielowi. - Proszę nam wszystko opowiedzieć Wtrącił jedynie no i czekałna opowieść.
|
Jenathaza - 2014-03-07 17:30:50 |
Sąsiadka nawet nie proponowała poczęstunku, a to oznaczało ze była bardzo zdenerwowana. - czekałam na listonosza bo mi emeryturę ma przynieść... wyglądałam a tu się popsuła ta kamera! Ona do monitoringu jest podpięta, tego ogólnego. To ja odsunęłam toą dziurkę i tak zerkałam na listonosza czy nie idzie. I zobaczyłam,z e pod drzwiami pana Mavhonica ktoś jest! On był... taki pana wzrostu. -wskazała na Ak'Domiego.- Ale tęższy był, miał czerwoną kurtkę z kapturem i szerokie spodnie... i... Struchlała nagle. Jena delikatnie poprosił by kontynuowali, bo może im to bardzo pomóc. - I... proszę pana... ja przez chwile jego twarz widziałam... on... chyba nie miał twarzy...
|
Jenssari Ak'Domi - 2014-03-07 17:40:26 |
Jenssari w spokoju słuchał słów zdenerwowanej sąsiadki. Na brak poczęstunku uwagi nie zwracał, z resztą nawet lepiej tak od razu do konkretów przejść. W głowie już sobie wyobrażał tego osobnika aż doszło do opisu twarzy. Czy też jej braku, jak twierdziła staruszka. Durosianin uniósł brwi w wyrazie zdziwienia. No i świadek już mało wiarygodny... - Taak... nie miał twarzy. Mruknął pod nosem sceptycznie, ale wolał nie atakować kobiety bo ta się jeszcze speszy. Szlag by to. Gdyby tylko mieli nagranie z jakiegoś monitoringu.
|
Jenathaza - 2014-03-07 17:48:26 |
Gdziekolwiek pojawiał się, lub miał się monitoring trafiał szlag i żadnych dowódów. Jedyne co – to właśnie taki świadek. Ktoś kto widział. I dlatego widział, bo jest babcią. Kto inny norma;lny by stał pod drzwiami i cały dzień wypatrywał listonosza? Nie miałby szans zobaczyć. - Tak, bez twarzy, ręce miał normalne... ale twarz... tak jakby skore ściągnął. Nie było skóry, żeby widziałam, dziury w nosie, oczy bez powiek... – gestykulowała nerwowo, łapiąc zaraz Jenę za nadgarstek. - Może to była maska? – zapytał Mavhinic. - Nie, chyba nie... on położył ta rzecz i poszedł.
|
Jenssari Ak'Domi - 2014-03-07 17:56:18 |
Ak'Domi był trochę sceptycznie nastawiony, ale po chwili namysłu zaczął się zastanawiać jaka rasa pasowałaby do tego opisu? Galaktya byłą długa i szeroka, wiec na pewno coś się znajdzie. Musiałaby tylko spotkać się z policyjnym szkicownikiem w celu sporządzenia portretu pamięciowego. No i to im da już jakiś punkt zaczepienia. Przedstawicieli tak egzotycznej rasy nie będzie pewnie zbyt wielu na Coruscant. Duros szturchnął nieco Mavhonica i wymownie na niego spojrzał. Chociaż jako komendant CSB pewnie o tym pomyślał.
|
Jenathaza - 2014-03-07 19:23:01 |
Tak, Jena myślał podobnie, i uważał,ze to punkt dla nich. Jakaś nietypowa rasa. Chyba nawet kojarzył taka lecz nie pamiętał nazwy. - Powtórzy to pani na policji. Prószę się ubrać, zabierzemy panią na posterunek.
|
Jenssari Ak'Domi - 2014-03-07 19:31:19 |
Jenssari klepnął Mavhonica w ramię i odprowadził go nieco na bok, chciał z nim na chwilę porozmawiać. Gdy już byli w miarę sami to od razu przeszedł do rzeczy. - Prześlesz mi raport z rozmowy? Niestety muszę wracać do biura dopilnować innych spraw. Szefowie i tak suszą mi głowę marudząc, że prokurator nie jest od prowadzenia śledztwa tylko od oskarżania ludzi przed sądem Wyraźnie mu to nie pasowało ale co zrobić?
|
Jenathaza - 2014-03-07 19:34:40 |
W miarę sami byli dopiero jak staruszka była w radiowozie. Wcześniej bardzo długo zamykała mieszkanie. Wtedy dopiero mogła mieć miejsce ta rozmowa. - Jasne, jak tylko ją przesłuchamy. W komisariacie poczuje się bezpieczniej, moze powie coś więcej. Jedź do biura, zajmę się tym.
|
Jenssari Ak'Domi - 2014-03-07 19:40:19 |
- Dobra. Jeśli czegoś się dowiem w międzyczasie to dam ci znać Ak'Domi prowadził też swoje małe prywatne śledztwo wykorzystując swoje przeróżne kontakty. A kilka ich miał. Czasem trzeba było poszukać dodatkowych dowodów to zwracał się z prośbą do trochę mniej legalnie działających osób. Było w tym coś z hipokryzji, ale czasem trzeba było działać poza prawem by je chronić. Ot paradoks.
|