Jest rok 21 406 od powstania Republiki. Próbujemy przeżyć...
Strax oraz Cichy dogadali się przez holokomunikator co do miejsca spotkania i szczegółów akcji. Zbiórka miała się odbyć na dwie godziny przed zaplanowaną transakcją tuż u wejścia/wlotu do "Czarnej Dziury".
Wlot ten stanowił zabytek po dawnych czasach, kiedy to jeszcze dolne poziomy były tymi górnymi. Według miejskich legend musiał to być kiedyś gwiezdny port, lub tunel dla frachtowców lub statków. Ale to tylko legendy, bo prawda o pierwotnym przeznaczeniu tego wielkiego leju pozostaje nieznana.
Obecnie stanowi on bramę do tzw "Czarnej Dziury" czyli jaskini wszelkiego przestępczego żywotna na Coruscant. Nawet za swych najlepszych czasów CSB bało się tutaj zapuszczać w sile mniejszej niż niewielka armia.
Wokół wlotu znajdowało się sporo różnych platform lądowniczych i hangarów. Dalej można było spotkać nawet jakieś sklepiki i bary typu fast food. Jednak w najbliższym sąsiedztwie leja nikt nie mieszkał, bo z jego wnętrza co chwilę wylatywał jakiś statek i dołączał do głównego nurtu ruchu powietrznego. Nikt tutaj nie kontrolował tras powietrznych ani też wlatujących i wylatujących statków - pełna wolność, przez co czasem dochodziło tu do kolizji i nawet teraz można było wypatrzeć gdzieś samotne, wyszabrowane wraki starych aerowozów.
I tu, na jednej z takich platform stał już w pełnej gotowości oddział Straxa. Wszyscy byli uzbrojeni po żeby, wyposażeni w ciężkie i średnie pancerze, wspierani dodatkowo trzema kanonierkami. W sumie czterdzieści osób. I jeśli każdy dostanie po 10 tysiaków na łeb to prawie pół miliona za tą małą armię. A wiec stawka była wysoka. Z resztą - kilo czystego błyszczostymu warte było dziesiątki tysięcy kredytów. A kto wie ile mieli tego przywieźć?
//Kolejka odpisów: najpierw Wiktor potem Cichy//
Offline
Wśród tych czterdziestu rozbójników był też Wiktor. Jego ciało chronił pancerz mandalorianski, pełna zbroja. Tylko na głowie zamiast charakterystycznego hełmu miał zwykły praktyczny kask bez żadnych bajerów. Chciał by inni widzieli jego twarz i nie upatrywali się,w nim wroga. Tego złego mando. Bo nie był złym mando – był mando w bardzo dobrym humorze.
Z karabinkiem na plecach, blasterami na udach i naszyjnikiem granatów przewieszonym na ukos przez pierś, spoglądał zza syntetycznego ochraniacza oczu ku Straxowi i całemu szefostwu które tam dalej stało. Ciekawy był.
Offline
Cichy przywiózł się tu pancerną taksówką jako Vidneza Vitto – nawet dokumenty miał, na wszelki wypadek jakby mu przyszło tu „zginać” w sposób konieczny do udokumentowania. Nie był tez bezbronny, miał zarówno broń blasterową jak i laserową – miecz świetlny. Miał wibronoże i oczywiście Moc. I własny spryt, daną mu przez naturę naturalną przewagę nad innymi. Ale to wszystko towarzyszyło mu cicho i niedostrzegalnie dla innych.
Swój codzienny wygląd maskował dziś strojem praktycznym i wygodnym, powycieranym jeansem i elastycznymi syntetykami w kolorach niebieskim i czarnym. Ilość kolczyków ograniczył, zawsze w akcji jakiś można stracić. Blade oczy zamaskował odpowiednimi soczewkami, miał tez okulary, jakie nosiło jego obecne alter ego.
Stał przy Straxie, ale w pewnym oddaleniu by w razie czego móc mu spojrzeć w twarz bez skręcenia karku. Równica wzrostu i budowy była kolosalna, tak wielka ze nawet jemu samemu trochę to przeszkadzało. Ale osobowość weequaya sprawiała, ze nie było to aż tak uciążliwe. Jemu to by nawet na ramie wszedł. Nie prawda były pogłoski wśród znających Cichego o jego „sithowej” osobowości. Nie był „mhrocznym” małym emo. Wobec niektórych osób na swój sposób potrafił nawet pokazać osobliwy rodzaj sympatii.
Przybył całkiem niedawno i się jeszcze swojej gwardii nie przyjrzał. Teraz więc rzucił okiem i stwierdził ze jeden patrzy na niego. Od dołu wyglądał jak mando.
Offline
Straxowi osoba Cichego w ogóle nie przeszkadzała - na wojnie walczył u boku jedi najróżniejszych ras, przywykł więc do osób władajacych Mocą, wiec i komunikacja telepatyczna mu nie przeszkadzała. I tak jakoś wyszło, że postanowił robić za usta szefa. Jakkolwiek by to dziwnie nie zabrzmiało.
Gdy już wszyscy byli w komplecie to wielgachny weequay, ubrany w swój najlepszy pancerz, który maskował pojawiające się już ubytki w muskulaturze. Tak ubrany budził grozę u przeciwnika, ale jego ludzie wiedzieli, że to swój chłop, który potrafi przyłożyć każdemu gdy mu coś nie pasuje.
- Dobra leniwe skurwiele to jest Videnza i on dowodzi. I nie jojczeć mi tu baby jebane, taka decyzja z góry i tyle. A teraz słuchać, bo powtarzać nie będę.
Przemówił donośnym głosem z niewyraźnym obcym akcentem. Tzn. mówił bardzo dobrze w basicu, jednak jego sposób wypowiadania słów zdradzał, że nie pochodzi ze światów jądra.
Strax podszedł do przenośnego holoprojektora i kopnął urządzenie, które od razu odżyło (bo włącznik był zamontowany tak by po kopnięciu się uruchamiał). I po sekundzie pojawił się trójwymiarowy obraz Leja oraz samej "Czarnej Dziury". Lej był szeroki na prawie trzysta metrów i pełnił funkcję tunelu przelotowego. Na jednym końcu stali oni (na wykresie czerwona kropka) a na drugim znajdowało się coś w rodzaju jaskini skrywającej tzw. Miasto w mieście pod miastem. Czyli takie jakby trzecie miasto składowe Galactic City.
Już sam model miasta zdradzał, ze tamtejsza zabudowa była nieregularna, skonstruowana na zasadzie - co było potrzebne to zbudujemy byle jak. Ale to było dno tego leja, bo w bokach znajdowały się inne struktury - wielkie hangary, magazyny, czy też inne jaskinie i nory o nieznanym zastosowaniu. Każdy skrawek terenu był po prostu wykorzystywany.
- A wiec tak, wymiana towaru odbędzie się w tym miejscu - stary hangar o oznaczeniu kodowym Cresh-692-Osk. Wczoraj przyjrzałem się temu miejscu i oto one
Wyświetlił on kolejny schemat, dwóch hangarów połączonych ze sobą wspólnym pomieszczeniem przeładunkowym oraz siecią pomieszczeń przylegających. Do głównej części można się było dostać tylko statkiem z zewnątrz. Ponad główna płytą znajdowała się metalowa kładka oraz kilka rur biegnących od jednej ściany do drugiej. Na głównym poziomie po obu stronach znajdowały się drzwi, przy których stały barykady ze starych skrzyń. Korytarze biegły do mniejszych pomieszczeń oraz do generatora energii i głównej centrali obsługi, gdzie można było kierować systemem osłon oraz działkami obronnymi. Pomieszczenie przeładunkowe było zaś puste i jedynie pod sufitem biegły rury i kładka dla droidów konserwacyjnych.
- Działka i tarcze nie działają, zostały zniszczone jakiś czas temu, działa tylko oświetlenie. My zajmujemy ten hangar, zaś nasi goście ten, wspólne spotkanie odbywa się tutaj, na neutralnym gruncie.
Wskazał na dok przeładunkowy.
//Teraz Cichy, potem Wiktor//
Offline
Cichy nie miał nic do dodania. Mrużył oczy zza okularów i stojąc w bezruchu ze skrzyżowanymi rękami (kończynami manipulacyjnymi konkretniej) przysłuchiwał się prezentacji, spojrzeniem ślizgając się po gębach swojego oddziału. Nie przepadał za dowodzeniem w takich akcjach. To było takie... odmagicznione. Za mało mocy w tym. Nie odczuwał ani okruchu podniecenia sytuacją.
Kiedy Strax skończył i spojrzał na Vidnezę. Ten wykonał łbem charakterystyczny ruch. Nie ma pytań ze strony oddziału, to zaczynamy.
Offline
Nawiązał z kimś rozmowę chwile wcześniej, zanim weequay przemówił. Pogadali chwile o tej rzekomej inwazji sithów co jedi i rząd poróżniła. Ale kiedy się zaczęło, to się pozamykali wszyscy a mando podszedł blizej, wychodząc odważnie przed szereg czterdziestu rozbójników by lepiej widzieć projekcje. I dowodzących. W szczególności duga. Dziwne stworzenia, zawsze mu się takimi wydawały. Nie miał z nimi styczności osobistej, uważał je za istoty zupełnie bezbronne. Ten cały Vidneza tez nie wyglądał specjalnie groźnie. Mando jak nikt inny byli świadomi tego ze pozory mylą, ale – jakoś nie czuł zagrożenia od strony tego gówniarza. Bo na pewno starszy od Wiktora nie był.
I on sam odczuwał podniecenie, a nawet coś na kształt radości. Miał nawet przez chwile głupią myśl by podpierdolić trochę tego ziela, czy co tam miało przylecieć – on nie znał się na narkotykach. Ale wiedział, ze może za to gorzko zapłacić. Poza tym – nie był taki. Był honorowy.
Offline
- Plan jest prosty jak budowa cepa. O ile ktoś wie co to cep... bierzemy skrzynie z naszego hangaru i robimy prowizoryczną barykadę a nasi snajperzy idą na górę tu i tu. Oni pewnie zrobią to samo. Kilku w obwodzie będzie tu i tu, a kanonierki będą patrolować teren powietrzny. Reszta wyjdzie w praniu. A teraz ruszać leniwe dupska i do środka!
Wyjaśniając to oczywiście pokazał na schemacie. Nie podzielili się jeszcze na dokładne oddziały, zrobią to na miejscu, jednak Strax miał już w głowie ustalony przykładowy plan.
Wszyscy najemnicy zaczęli się rozchodzić do swoich maszyn, zaś weequay zaprosił Cichego do jego kanonierki, która nie była aż tak przeładowana ludźmi. NA razie nie musieli niczego omawiać, trzeba było zaś dolecieć do celu.
Gdy wszyscy się już zapakowali a luki załadunkowe się zamknęły to maszyny w końcu poderwały się z ziemi. Chwilę wisiały nad lejem po czym zaczęły zlatywać w dół. Tunel był pogrążony w pólmorku ,tylko co jakiś czas jakiś rellektor mignął im to tu to tam. Byłą to informacja dla pilotów gdzie znajduje się ściana.
Lot nie trwał długo, chociaż opuścili się prawie pół kilometra w głąb Coruscant. A im bliżej dna tym robiło się jaśniej a to za sprawą dziesiątek, jeśli nie setek kolorowych lamp, neonów, reflektorów i innych sztucznych oświetleń. Po wlocie do jamy widać było, że tutaj toczy się życie. Przestrzeń powietrzna nad miasteczkiem leżącym na dnie była nieco zatłoczona - wszędzie latały aerowozy, stare kanonierki i czasem jakiś frachtowiec. Ze ścian tunelu wylatywały różne transportowce a na dole tętniło życie. Co prawda zabudowa wyglądała tak jakby miała się zawalić, ale zdecydowanie było tutaj kolorowo, krzykliwie i... syfiaście. No i śmierdziało.
- Hej Wik, słyszałem że w tej dziurze idzie kupić wszystko. Może uda ci się znaleźć ładniejszą twarz?
Zagadał do Wiktora jeden z kolegów z oddziału i reszta się zaśmiała, zaś ktoś inny zripostował.
- A ciebie to nawet tutaj kupić nie chcieli, takiś paskudny.
- Ej Grar, ja do ciebie nic nie mam! Spierdalaj!
- Ich ty chuju na nerfich łapach!
I tradycyjnie jak to przed akcją zaczęli się wyzywać i wzajemnie nakręcać, emocje aż buzowały.
A tymczasem w kanonierce Straxa panował spokój. Na holomapie szukał ich hangaru.
- To tamten! Leć
Rozkazał weequay a potem zerknął na Cichego.
- Jakieś propozycje co do planu?
Offline
Cichy jak to cichy, był, no właśnie – cichy. Jakby go nie było, jakby był ostatnia osobą której zalezy na powodzeniu całej misji. Stał spokojnie niemal na krawędzi w kantonierce, pryz otwartych burtach, jakby prosił kogoś nielojalnego o wypchnięcie. Element testowy? Może po prostu taki charakter. Był młody wszak.
Cała ta barwność leja znajdowała swoje pomniejszone i odkształcone odbicie w szkłach okularów duga. Za nimi ruchliwe uszy zostawały w pozycji neutralnej, nie zdradzającej emocji.
Zagadany przez Straxa odwrócił głowę, a prąd podmuchu zakołysał jego wąsami, nadal zbyt krótkimi by uznać go za w pełni dorosłego. Ale kto by na Corusacanr wiedział takie rzeczy?
Plan? Wyjść na swoje. Kiedy wejdę na pokład skontrolować towar zapewne zechcą mnie sprzątnąć, odebrać kasę i wiać. Musicie zabezpieczyć pilota i odeprzeć ewentualny atak. Jeśli towar będzie na pokładzie – nie może zostać uszkodzony. – przekaz wysłany do weequaya zawierał jedynie treść. Sposób przekazu, dobór słów czy nawet język – to już będzie zależne od jego umysłu.
Offline
Wiktor chwilowo zapominał ze jego twarz wygląda jak po gamoerrańskim weselu, pewnie dlatego ze nie miał lustra w chałupie. Chwilowo, bo się zbiło jak siebie pierwszy raz zobaczył po powrocie z polowanka.
Ale z żarto oczywiście zaśmiał się.
- tak powiadasz? Twoja laska jakoś na mnie nie narzeka... – ktoś taqm w kogoś czymś rzucił. Fajnie.
Wiktor wyjrzał przez okienko/inny iluminator na kanonierke dowodzenia. To miejsce było dziwne, jakby to już nie Coruscant. Troche jak Nar Shaddaa.
Ale nie miał złych przeczuć.
Offline
- Jasne, moi snajperzy się tym zajmą, kanonierki w razie czego zablokują wylot. I oni nie będą chcieli tracić ładunku
Zgodził się bez problemu z Cichym. Kariera wojskowa wyrobiła w nim szacunek do łańcuchu dowodzenia i nie będzie się raczej Strax wtrącać, no chyba że Cichy będzie wydawał durne rozkazy, narażając tym samym jego ludzi na niebezpieczeństwo.
Tymczasem w kanonierce Wiktora atmosfera była całkiem dobra, morale było wysokie, każdy palił się do akcji i chciał trochę postrzelać. Ale też każdy po cichu liczył, że jednak bez tego się obędzie i łatwo zarobią te dziesięć patoli.
Kanonierki szybko i sprawnie dotarły do ich hangaru i wylądowały na płycie. Jednak wnętrze nie nastrajało optymistycznie ,bo ciemno było wszędzie, generatora nikt nie odpalił, śmierdziało odchodami mynocków i granitowych ślimaków, w dodatku wszędzie walały się jakieś śmieci.
Zaś na zewnatrz życie toczyło się swoim rytmem, zaś spoglądanie na "Czarną Dziurę" z tej wysokości... cóż, robiło to wrażenie.
Gdy już wszyscy się wyładowali to Strax zaczął przydzielać stanowiska, organizować prace i tak dalej. Trójka komandosów poszła przywrócić generator do życia, inni zaczęli budować fortyfikacje i ustawiać przenośne działka blasterowe w strategicznych miejscach, ukrywając je za skrzyniami. Czas mijał szybko a drzwi drugiego hangaru nadal były zamknięte, jednak jeden z pilotów kanonierki doniósł, że ktoś tam się kręcił, prawdopodobnie oddziały z Kessel się fortyfikowały przed przybyciem właściwego transportu.
I gdy do przeprowadzenia transakcji zostały już minuty stało się coś, co zakłóciło wszystko. Do ich hangaru przybyła czwarta kanonierka, z oznakowaniami Sel Makor a z jej wnetrza wyszło kolejnych dziesięć osób - sześciu mężczyzn i cztery kobiety - wszyscy ubrani w najnowocześniejsze lekkie pancerze bojowe z wbudowanymi tarczami osobistymi. Wszyscy też nosili hełmy z przyciemnianymi wizjerami, poza jedną osobą która szła na przedzie. Była to wysoka, zielonoskóra kobieta, najpewniej mirialanka (nie miała jednak tatuaży) z ciemnozielonymi, długimi włosami opadającymi jej na plecy. Cichy widział ja już kilkakrotnie u Morrigan - była to Auril (a przynajmniej takiego imienia używała) - dowódca osobistej straży Morrigan, zaś ta grupa za nią to pewnie jej podwładni.
- Wiesz coś o tym?
Burknął Strax do Cichego, którego rzadko odstępował na krok bo pełnił rolę tłumacza.
Zaś Wiktor miał też dobrą pozycję by obserwowac przybyszy, bo weequay chciał go mieć blisko siebie, więc kręcił się w pobliżu jego i duga.
Offline
Wyglądał poza statek cały lot aż po lądowanie, i nawet na jego pysku każdy, nawet niewprawiony w mimice dugów mógł bez trudu czytać proste zapytanie retoryczne: co jest kurwa? Co to za rynsztok? Sel Makor robi interesy w miejscu gdzie mynocki chodzą srać?
Póki widział to na projektorze, było jako tako. Ale na projektorze był schemat.
Odwrócił łeb do Straxa.
Będzie ostro
Zwlekał z zejściem na ten brudny ląd. Do czasu.
Nawet nie przeczucia a doczesne zmysły sprawiły że – jak i pewnie wszyscy - skupił spojrzenie na lądującym statku. Cichy bezgłośnie zazgrzytał zębami.
Nie... ale się domyślam... – odparł Straxowi telepatycznie, i w końcu zeskoczył na płytę. Szypułki uszne zjechały się ze sobą.
Aurli. Poznał ja od razu. Przyleciała tu, bo chciała go wygryźć. Tak, to było by w jej stylu. Thorun jej nie powstrzymał. Bo co może taki figurant?
Tymczasem Cichy wyszedł na spotkanie mirialanki. Wcześniej nie wchodzili sobie w droge. Ale dzisiaj ona weszła w drogę jemu.
Masz ochotę na ścieżkę świeżego towaru, Aurli?
Offline
Wiktor był jednym z pierwszych którzy ochoczo wyskoczyli na zasrany lad. Mu smród nie przeszkadzał, nie był na tyle uciążliwy. W pewnym sensie nawet przypominał mu dobrze znane życie mandalorianskiego zawadiaki. Często się po jakimś szambie lazło.
Kilka razy przeładował bron jakby się już nie mógł doczekać użycia (choć tak, tez miał nadzieje ze dużej strzelaniny nie będzie, bo to szykowanie się jak do wojny budziło niepokój.)
Znalazł się w przydziale gdzieś w okolicy jeszcze zamkniętych drzwi i szukał sobie miejsca, gdy przyleciał ten statek...
Oczywiście odruchowo przytulił broń do piersi w ten rozpoznawalny sposób, z którego łatwo przejść do użycia owej broni.
I już wiedział, ze coś jest nie tak z ich strony. Pierdolone grube ryby Sel Makoru. No tak, świetna okazja do ustalania hierarchii...
Offline
Mirialanka spokojnie podeszła do reszty i spojrzała z góry na Cichego. Uśmiechnęła się złośliwie do młodego duga, zaś jej ludzie stanęli za jej plecami w idealnym porządku. Cóż, byli świetnie wyszkoleni.
- Bardzo chętnie o ile będzie to ścieżka z twoich kości
Odpowiedziała złośliwie. I faktycznie wyglądało to tak, jakby przylecieli tutaj by przejąć ich robotę, co by mogło doprowadzić do niepotrzebnych konfliktów.
- Ale najpierw interesy a potem przyjemności pokurczu. Thorun nas tu przysłał, mamy was ubezpieczać. Ludzie z Czarnego Słońca stali się niepokojąco aktywni w tym rejonie. Nadal ty dowodzisz... póki co
To ostatnie zdanie niemal stanęło jej w gardle. Do tej pory Cichy nie wchodził jej w drogę ani ona jemu, jakoś tak egzystowali spokojnie obok siebie bez spięć. Z resztą, nie chciała tutaj być i to było od razu bardzo czytelne, jej mowa ciała mówiła sama za siebie. Jednak jej obecność kazała przypuszczać, że chodzi o coś więcej niż tylko prostą transakcję.
- Róbcie co robiliście
Powiedziała wyniośle a potem odeszła wraz ze swoimi ludźmi. Strax odczekał chwilę aż miał pewność, że ich nie usłyszy po czym warknął.
- Nie podoba mi się to. Coś tutaj śmierdzi...
Mruknął cicho a potem rozejrzał się po hangarze. Dostrzegł Wiktora. Przywołał go ruchem głowy.
Offline
To, co zostało powiedziane przechyliło nieco szale podejrzeń Cichego na inna osobę, bo i mirialanka nie wyglądała na zachwyconą sytuacją która miała miejsce.
Przemknęło mu przez myśl ze całą sytuacje mógł ustawić duros. Okazja by sprzątnąć ich oboje za jednym zamachem. Trudno było podejrzewać o coś takiego kogoś kogo nawet SI ma w dupie, ale – zbyt był już nauczony podejrzliwości.
Kiedy odeszła, on tez odszedł w swoją stronę, starając się wyglądać tak, jakby w ogóle nie zauważał obecności ich niechcianego „wsparcia”.
Mam wrażenie ze ktoś na mnie dybie... – dotarło do Straxa mniej więcej wtedy kiedy Cichy przechodził obok niego. Ów mógł z góry doskonale zobaczyć wyraźną bruzdę zmarszczki między oczami duga, tam gdzie zaczynało się czoło.
Nie wracajcie na nich uwagi, róbcie swoje. Podejrzewam ze będą unikali zabrudzenia rączek tak długo jak tylko się da.
Offline
Zaniepokojony nieco młody mando podszedł przywołany, choć wcale nie chciał. Fajnie się zapowiadało, ale on jednak wolał być z dala od głównego ogniska tego wewnętrznego konfliktu. Jeszcze mu brakowało żeby sobie pomyśleli, ze on trzyma czyjąś stronę. On miał to w dupie, czy dowodzi ten dug czy ta druga osoba, nie rozpoznał szczegółów z daleka.
Ostatnio edytowany przez Wiktor (2014-01-20 22:26:46)
Offline