Jest rok 21 406 od powstania Republiki. Próbujemy przeżyć...
Mistrz Kares był jedi rasy kushiban, mały mistrz o wielkim sercu i jeszcze większym mózgu, ambitny społecznik, który powołał do życia ruch „szkoła dla ucznia”, szkól dających szanse dla wszystkich tych, którym z różnych względów jest pod górkę a przede wszystkim dla tych, dla których, jak to się mówi „nie ma już nadziei”. Ruch ten powstał prawie wiek temu, kiedy to mistrz był już bardzo sędziwy. Nie chciał jednak odejść na emeryturę. Pierwsze roczniki nauczał sam. Maleńki królikowaty, siwy jak gołąbek kushiban. Po jego śmierci jego współpracownicy nie osiedli na laurach, zalegalizowali placówkę jako szkoła specjalna.
Mimo iz szkoła jest „niemal na górnych poziomach” - nic się o niej nie mówi. Nie sypie się tej placówce piaskiem w oczy, ale tez za bardzo nie promuje. W końcu nikt nie chce się chwalić, ze na Couruscant jednak są kalekie dzieci, które nie mogą z różnych względów uczęszczać do szkól masowych. Budynek mieści się ponad płytą ulicy przechodniej. Jest „doklejony” do ściany monady, jednak oficjalnie, legalnie i estetycznie. Wygodne dojście z podjazdem, oraz parking, by każdy mógł się tu dostać bez trudu.
Offline
Minęło kilka dni od wizyty w gabinecie kanclerza, i Mac już ochłonął. Często starał się przebywać z Sisciem, by wyrobić sobie u niego jako taki posłuch, ale – roznie bywało. Mac naprawdę chciał, ale brakło zawsze tego ;czegoś”, wiec medytował,a Sisco mu przeszkadzał i tak dalej. A James kręcił głową. Mini – uczennica Maca – trochę podsmiewywała się z mistrza, bowiem często przy tym towarzyszyła. Zabierano ją także by Sisco miał się z kim bawić.
Dziś jej nie było. Mac paradował w szacie jedi, by pokazać swoją osobą „oficjalność” zdarzenia, by nie krzyczeli za nimi „zabierz gówniarzu tego droida stąd”. Bo mac nie wyglądał na postawnego rycerza, wyglądem przypominał padawana, był mały i drobny. Nawet trzymanie Sisco za uprząż było dla niego trudne z racji wzrostu, wic doczepił smycz. Tak, smycz, ale oczywiście wcześniej upewnił się ze Sisco to nie razi. To miało być przedłożenie jego ręki. I recytując sobie kodeks raz po raz, wieczorna pora prowadził Sisca w umówione miejsce na godzinę 18 do szkoły na rozmowę. Którąś z kolei z reszta, ale dziś po raz pierwszy mieli zobaczyć go na własne oczy
Offline
Niewyszkolony Mocowładny
Siscowi „sznurek” wcale nie przeszkadzał i mu nie urągał. Najlepiej jak był napięty, „na kontakcie”, wtedy czuł ze cos się od niego wymaga, na przykład by szedł grzecznie „za rączkę”. I on szedł, nawet z Maciem, z którym lubił się czasem troche ostrzej zabawić. Ale dziś ładnie zaczęli, pozwolili mu się zapoznać z ulica, to teraz szedł, głośno mruczał, oglądał się za ludźmi, o nic nie pytał tylko dreptał, bardzo pozytywnie nastawiony do życia i posłuszny. Moze tak dla odmiany dziś będzie grzeczny i wszystko skończy się dobrze.
Czasem wyprzedzał rodianina, kiedy się podekscytował i energia zabuzowała, wtedy on biedaka ciągnął, ale spokojnie – do opanowania.
Offline
Byli już coraz blizej. Mac spojrzał przez ramie na ogromną bryłę ruchomej durastali.
- Jeszcze raz. Jaki masz być? – szkolenie Sisca sprawiało mu przyjemność, oczywiście kiedy ten nie wypowiadał mu posłuszeństwa. Jednak kiedy mac widział ze idzie gładko, to nie mógł sobie odmówić.
Maszerowali ulica przechodnia, a przechodnie na przechodniej schodzili in z drogi, tak nadużywając pewnych słów. Wreszcie dotarli do bardzo łagodnej pochylni, takiej by i hutt mógł wpełznąć, i wózek wjechać i wejść każdy innym między innymi taki Sisco. Jak jednopasmówka do nieba. Szkoły nie było stad widać, bo najpierw był plac - parking
Offline
Niewyszkolony Mocowładny
- Grzeczny! – odpowiedział od razu, bez zastanowienia i radośnie, podnosząc łeb gwałtownie tak ze Mac poczuje to w barku. I zaraz mruczenie głośniejsze. Sisco w sumie to lubił być grzeczny. Choc czasem się nie dało.
- Mam powiedzieć dzien dobry i nie wtrącać się. I odpowiadać jak mnie zapytają. I nie niszczyć niczego. Coś jeszcze? – Mruknął, pochylając w marszu łeb tak nisko, jak tylko był w stanie, w bliskim kontakcie z ramieniem Maca. Smycz oczywiście siła rzeczy zrobi się luźna.
Kiedy doszli do pochylni, Sisco zatrzymał się. Musiał obejrzeć. Zbadać, zastanowić się. No i dopiero po tym rytuale wszedł na ten wspinajacy się chodnik. Lubił chodzić pod górę. Gorzej było w dól, troche się bał i przez to rozpędzał, by nie polecieć na pysk
Offline
- Bardzo dobrze – pochwalił zadowolony Mac. Nawet nie tyle zadowolony z tego ze Sisco wie, jak z tego, ze teraz jest grzeczny. Sięgnął za siebie gdy ten zaczał mu się znowu kłaniac, by otrzeć się luźnym rękawem szaty, jak i ukrytym w nim ramieniem o obły Siscowi śliczny łepek. Tak mu się miło zrobiło. Taki ważny był, ze Sisco go słucha.
Na wejściu na ta pochylnię małe stop było, ale Mac rozumiał – oczywiście, taki on teraz wyrozumiały. A potem szli dalej.
- Ten chodnik specjalnie jest taki by każdy mógł się wygodnie tu dostać. Sa też schody, ale ty z nich nie będziesz korzystał. Jest też winda, ale – to dla tych co bardziej potrzebują. Nie dla nas – Starał się wyjaśniać na bieżąco
- Jak wejdziemy, to się nie zdziw jak się panie wystrasza. Ja się nimi zajmę. Ty masz być tylko grzeczny. Jak aniołek!
Offline
Niewyszkolony Mocowładny
- Dobrze – zgodził się układnie, posłusznie drepcząc za rodianinem, unosząc się na wysięgnicach by ujrzeć budynek szkoły. Przez to robił się jeszcze większy, dodawał też sobie drapieżnej wyniosłej gracji. Jednak szybko zaniechał – dłuższe nogi, dłuższe kroki,a on i tak musiał dreptać za Macem. Tak się zaraz opadł i znów zrobił się grzeczniutki. Nie do końca świadomy jak go widza inni.
- A jak wszystko pójdzie dobrze, bee grzeczny jak aniołek i cię nie wkurzę, to pojeździmy windą? – zapytał tonem kogoś kto ma głęboką nadzieje, i łeb pod ucho rodianina podetknął, mrucząc mu słodko i czarująco
Offline
Zastanowił się chwile
- No dobrze, jak winda ma wystarczający udźwig, to pojeździmy – obiecał, sięgajac ręką by musnąć przyssawkami palców lepiący się do niego metalowy „pysk”. Ale później już gestem uspokoił swojego „małego” towarzysza. Była za dziesieć osiemnasta, byli przed czasem. Na parkingu niewiele areowozów. Tykko dwa. Przeszli przez ogrodzoną bariera energetyczną przestrzeń szkolnego dziedzinca, ozdobionego sztucznymi drzewami. Był nawet plac zabaw – zamknięty w metalowej „klatce” by żadne dziecko nie uciekło bna ulicę. I Sisco by się tam zmieścił, ale mógłby bawić się chyba tylko w piaskownicy.
Teraz jednak Mac poprowadził go ku głównemu wejściu – wielkie, rozsuwane drzwi „a la dąb”. Nad nimi napis: Niepubliczna szkoła specjalna imienia Mistrza Karesa.
Weszli do srodka i znaleźli się w przestronnym holu wyłożonym płytkami we wzór szachownicy. Sciany tu były obite ochronnymi „poduszkami” miały mnóstwo raczek, barierek, poręczy. Światło tliło się na trybie oszczędnym. Po lewej minęli wnękę portierni, gdzie drzemał nieaktywny droid.
W oddali masywna winda czekała by zawieźć kogoś na wyższe piera. Po prawej hol biegł w głąb i kończył się korytarzem. Tam pewnie były sale.
Wydawało się, ze szkoła jest pusta
Offline
Niewyszkolony Mocowładny
Wszedł oczywiście za rodianinem i zatrzymał się kiedy ten się zatrzymał. Zachowywał się zupełnie inaczej niż w senacie. Nie było presji. I nie było ludzi. Rozglądał się. I tu mu się podobało. Bo podłoga kolorowa. Bo winda, bo inaczej.
Na droida popatrzył dłużnej, nie zagadał jednak ani nie zapytał, ale zachowywał się, i w mocy tez czuć było, ze rozumie, ze „on jest droidem”. Tak go ludzie widza.
Wydał z siebie dźwięk przypominający parsknięcie konia.
- Nikogo nie ma. Pojeździmy windą?
Offline
- oh... masz na uczelni windę, jeszcze ci mało? – Jęknął Mac, podchodząc do Sisco i skracając sznurek wydzielający odległość między nimi. Chciał mieć teraz większa kontrolę nad podopiecznym, bo w każdej chwili może ktoś nadejść.
- Pojeździmy windą na zewnątrz jak będziesz grzeczny – przypomniał, co by Sisco nie zapominał ze trzeba zasłużyć na windę.
Sięgnął reką, poklepał go gdzieś tam, tam gdzie sięgnął, jednak nie za bardzo patrzył gdzie. Oka mu na pewno nie wydłubie. Złapał się na tym, ze zaczyna się denerwować, więc znowu w myślach: nie ma emocji, jest spokój...
I za trzecim razem tego cytowania usłyszeli kroki. W pustym pomieszczeniu zazwyczaj gwarnym, teraz jednak głuchym – bardzo się niosły. Kroki były niespieszne, wręcz powolne, bardzo spokojne. I pojawiła się postać. Wyglądała na ludzką kobietę. Miała rozpuszczone, kasztanowe włosy do łopatek, proste, bardzo lśniące. Ubrana była elegancko, ale zarazem prosto, w czarne spodnie i beżowa bluzkę z dekoltem w kształcie litery „V”. Na twarzy nosiła duże, zupełnie ciemne okulary. Trzymała się sztywno, prosto. Była niewidoma. . Dla maca, kiedy ją zobaczył, stało się całkowicie uzasadnione to, ze ja zatrudniono. To była milarukanka. Istota która widzi poprzez Moc. Widzi więcej, choć tak naprawdę nic. Idealna rasa do pracy w takiej szkole jak ta.
Kobieta podeszła ku nim, od razu się uśmiechając. Choć widziała w Mocy zarys kształtu zewnętrznej powłoki Sisco, to nie była ona dla niej taka straszna. Widziała tez w pewien sposób jego żywą cząstkę.
- Witam serdecznie. Pan Mac Yoccuki? A ty jesteś Sisco? – zwróciła w kierunku Sisco nieruchoma twarz.
Mac przytaknął.
- Tak, byliśmy umówieni o osiemnastej ale tak wyszło trochę wcześniej...
- Nic nie szkodzi. Jestem Ana Lann, będe pracować z grupą Sisca jako nauczyciel prowadzący, a pani dyrektor już czeka – widać rozmowa z samą góra. Ale zanim ich zaprowadzi zaczeka, bo chce sprawdzić jak zareaguje na nią Sisco. Trochę nie za bardzo wiedziała, jak na niego „patrzeć”, gdzie on ma głowę, a chciała stwarzać pozory dla komfortu innych
Offline
Niewyszkolony Mocowładny
- Tak, ale nią nie jeżdżę... – odfuknął, przenosząc ciężar ciała na jedną noge jakby chciał drugą tupiąc. I może chciał, jednak nie zrobił tego. Nie miał w sobie jeszcze odpowiedniej dozy bezczelności by tak zachować się wobec dorosłego. Chciał okazać niezadowolenie, ale Mac go „zebrał”, a Sisco mimo durastalowego ciała o masie dwóch ton zdolnego do burzenia murów własnym łbem nie był w stanie się temu przeciwstawić. Ale pośrednio przez to się uspokoił, stanął normalnie i nagle zauważył, ze ktoś idzie. Zamarł w bezruchu i kompletnej ciszy. Wobec obcych zachowywał się zupełnie inaczej niż wobec swoich, był grzeczny bo miał opcje udawania droida. Ale ta kobieta odezwała się do niego imieniem i tak w ogóle jak „swoja”. Domyślił się, ze jej powiedzieli. Mruknął więc cicho do niej.
- Tak, ja jestem Sisco – odpowiedział, bo miał być grzeczny -starał się dotrzymywać słowa,a obiecał. Dziwna była ta kobieta. Dziwną miała twarz, i te okulary.
Łeb pochylił i przekręcił w bok, jakby chciał się przecisnąć przez ukośną szczelinę, co było wyrazem zastanawiania się nad tematem.
Offline
„Widziała” go na tyle by zrozumieć, ze robi jakieś dziwne pozy, najpewniej jest ciekawy, zaintrygowany nową osobą. Różnie dzieci reagowały na nia. Przeważnie płakały, bo bały się, nie mogąc nawiązać kontaktu wzrokowego. Sisco okazał się więc całkiem odważnym „chłopcem”, Zrobił na niej dobre wrażenie, mimo ogromu. Nie widziała tych „strasznych” elementów. Działa dla niej mogły być czymś zupełnie innym, po prostu jakaś częścią zewnętrznej skorupy, nie były więc tym co innych od Sisco odstrasza.
- Coś cię intryguje, Sisco? – zapytała serdecznie, wyciągając rekę w stronę droidziego łba, by go po prostu dotknąć, nawet nie w formie pieszczoty co zaspokojenia własnej ciekawości, „jak to wygląda”. Znała sytuację jako tako, wiedziała z rozmowy z Jamesem ze nie razi go takie dotykanie.
- Mamy w tej szkole taką zasadę, by uniknąć nieprzyjemnych sytuacji, ze jeśli coś cię w kimś zastanawia, to po prostu zapytaj
Offline
Niewyszkolony Mocowładny
Sisco to był akurat straszny pieszczoch więc chętnie „wsunął sie” pod rekę, i tak to potraktował – ze ona chce go pogłaskać, więc zaraz zaczął mruczeć – ale tak cichutko, bo to jednak obca osoba, choć zdaje się sympatyczna, ale nie wiedział jak bardzo może swoją osobowość pokazać. Z czasem na pewno dowie się więcej. Teraz jednak podejrzewał swoje, podejrzewał, ze jest niewidoma, ale skoro dostał pozwolenie, to niemądry był ten który uważał ze Sisco się zawstydzi i nie zapyta. To osobnik który jako pierwszy bezie wykorzystywał zasadę „po prostu zapytaj”
- A czemu masz takie okulary? – od razu prosto z mostu. Głos miał nie pasujący do stopnia rozwojowego – mocni, niski, budzący grozę. A w dotyku był całkiem przyjemny. Najbardziej zadziwiające było to, ze metal nie był zimny. Miał temperaturę ciała.
No i jak się okazało, nie miał jeszcze wpojone ze do dorosłych należy zwracać się w odpowiedni sposób. Teraz stykał się ze studentami a to ludzie otwarci, więc Sisco chętnie za ich przykładem – na ty.
Offline
- Sisco, do pani nauczycielki mówi się „Prosze pani” – upomniał delikatnie Mac. W rej kwestii nie ma co głaskać po główce ze on nie wie tylko po prostu zacząc go uczyć. Ale to – według Maca – wina była Jamesa, nie studentów, ze Sisco taki śmiały w zwracaniu się na „ty”, bo skoro mistrz Jedi sobie pozwala, to gdzie autorytety?
James by na pewno maca sciął, ale teraz go nie było i młody rycerz mógł sobie schlebiać takimi myślami.
Milarukanka uśmiechnęła się mgliście, jak to czynią ślepcy.
- Pan Mac ma racje, do dorosłych dzieci zwracają się „proszę pani” lub „pana” i będziesz musiał się do tego stosować, Sisco – palce opartej o siatkę reki zgięły się, drapiąc metal. To już była pieszczota.
- Mam takie okulary, bo jestem niewidoma. Jestem Milarukanką, nasza rasa nie widzi tak, jak inne. Przez to czasem uczniom wydaje się, ze mogą mnie oszukać, ale już teraz cie uprzedzam, ze to się nigdy nie udaje – rzekła do Sisco tonując głos jak zawsze gdy mówi do dziecka. Choć wiedziała,ze akurat jeśli chodzi o Sisco to (zakładając oczywiście najlepszy scenariusz – ze się przyjmie w szkole i wszystko będzie dobrze) to zapewnienie tego by nie ściągał będzie wymagało odpowiedniej aparatury. Na razie mieli na stanie tylko wariograf, ale może wystarczy samo przykładne wychowanie i uczciwość? Okaże się, kiedy poznają Sisco. Jaki on jest. A jak jest cwany, to wariograf zamieszka w klasie...
Offline
Niewyszkolony Mocowładny
- Dobrze proszę pani – wypalił od razu, jakby bardzo się spieszył by to powiedzieć, cały czas cichutko mrucząc. Nie miał widac w tym problemu, jako droid byle cieciowi musiał „sirować”. Ale po cestiansku a w tym języku są zupełnie inne zwroty grzecznościowe.
- Ale dlaczego tak? – dali Siscowi możliwość pytania – przepadli. On wszystko musi wiedzieć. Zatem: dlaczego trzeba tak mówić? Bo to o milarukanach było dla niego całkiem łatwe do przyswojenia, przyjął to gładko.
Ostatnio edytowany przez Sisco Hasupidona (2013-01-16 16:35:42)
Offline