Jest rok 21 406 od powstania Republiki. Próbujemy przeżyć...
Za „takie stworzenie” do funkcjonariusza na służbie mogłaby być spokojnie sprawa sądowa, ale w przypadku sitha, jak wiadomo, głównie chodzi by przeżyć. Niemniej jednak Jena poczuł się urażony, ale po prostu tego nie powie, jeszcze mu życie miłe. Gdyby gady mogły się pocić to już by pewnie miał wilgotny pasek wzdłuż kręgosłupa, pod marynarką na koszuli.
Teraz jednak sam usiadł, nie dlatego, ze należało to do grzeczności, a dlatego ze blaster miał w szafce w biurku a nie przy sobie.
- Z rada Jedi... w jakiej sprawie?
Offline
-Nie chcę problemów. Jestem bezbronny i zmęczony ciągłym szukaniem miejsca. Oni jako jedyni mogą pomóc mi
Przyjrzał się komendantowi i pokręcił ostrożnie głową. Jego głos był niespokojny. Bał się że zaraz może ktoś wparować tu z bronią i dostanie pociskiem w plecy. No i będzie koniec
-Nie chcę już tak żyć. Chce się zmienić. Tylko oni mogą mi pomóc. I pan
Offline
Za to głos jeny był bardzo spokojny. Mocny, stanowczy, troche „ojcowski' bas. To już stary gliniarz, on o wiele lepiej nad soba panuje niż tamci na korytarzu. Oczywiście wyjąwszy to zaskoczenie na początku. Ale zeby sith przychodził na policje bo nie chce już żyć jak sith to tylko w filmach się zdarza!
- jest pan... – podjął ostrożnie - z Imperium?
Offline
-Czy to ważne skąd jestem? Czy to ważne skąd jestem?
Przyjrzał mu się dokładnie po raz kolejny. Czy to takie dziwne że ktoś chce się zmienić
-Przez długi czas zmieniałem miejsce gdzie... powiedzmy przebywałem. Staram się zmienić. to powinno się liczyć.
Offline
No akurat – dziwne. Bo komu by się chciało zmieniać? Wszyscy naokoło chcieliby zmieniać innych, taka była obecna moda. Zmienić siebie? I to jeszcze w tak radykalnej kwestii? Po prostu nie do uwierzenia.
Braian miał święte prawo się dziwić a nawet mieć trochę pretensji. Bo on znał świat od tamtej strony, a nie z perspektywy tych, co przed sithami się bronią.
- Tak... to ważne... to kluczowa kwestia... -Jena nadal był ostrożny, grzeczny, ale stanowczy. Musi uzyskać takie informacje, jakie musi.
Offline
-Więc co chcesz jeszcze wiedzieć? Co Cię interesuje zanim pomożesz mi?
Jego czarne oczy były niepewne no ale po chwili westchnął i oparł się o biurko
-Tak wiem. Byłem Sithem. Wyglądam jak jeden z nich. Czy wszyscy muszą patrzeć na mnie przez pryzmat czynów podobnych do mnie
Offline
A czy każdy murzyn jest czarny – tak się az na usta cisnęło,a le Jena nie powie. Nie dlatego ze to rasistowskie, po prostu trzeba być debilem by tak powiedzieć do sitha z którym jesteś sam na sam w gabinecie.
- Niech pan nie próbuje być nazbyt romantyczny, przed kilkoma laty mieliśmy z wami wojnę... kolejna wisi w powietrzu, niech pan nie oczekuje ze ugoszczę pana jak brata. – odparł już trochę mocniej.
Rozumiał położenie t'wileka, jak najbardziej, nawet brał pod uwage fakt ze może mówić prawde iw tym przypadku musiał się czuć naprawdę podle, bo przychodzi wręcz z sercem na dłoni a ci mu nie wierzą.
No ale – nie wierzą. Nie ufają. Boją się.
- Spokojnie. Pomożemy panu. Skontaktuje się z SIS oni skontaktują się z Radą i niebawem ktoś do pana przyjdzie, wysłucha. Jakiś jedi. A pan tu na niego poczeka w komfortowych warunkach w naszym tymczasowym hoteliku...
Jak to ładnie można powiedzieć ze się chce kogoś aresztować...
No ale muszą go jakoś zabezpieczyć na czas rozruchu sprawy.
Offline
-Jak rozumiem chcecie mnie wsadzić za kraty jak rozumiem? Nie pierwsi i nie ostatni zapewne
Westchnął cicho i pokręcił głową. Wyciągnął skrzyżowane ręce przed siebie
-Jak jest to wymagane możesz mnie zakuć. Chociaż i tak wiesz że jak bym chciał uciec to zrobił bym to kiedy chciał
Zaśmiał się cicho w duchu z nadzieją że zrozumie o co chodzi. Że można mu ufać
Offline
Na pewno sam fakt ze mógłby tu Jenę udusić,a nie robił tego, świadczył o jego dobrych zamiarach, ale – raz ze wiadomo,a dwa – nie będą go trzymać na fotelu w gabinecie komendanta, muszą go gdzieś „posadzić”.
- To nie będzie konieczne. Pójdzie pan z funkcjonariuszem. Odbierze pana dane, jeśli zechce pan je udostępnić... -wiadomo, sith – oni nie mają prawdziwych danych ani żadnych dokumentów, sami nie wiedzą jak się nazywali i skąd pochodzili kiedyś.
- I po prostu pan poczeka na reprezentanta zakonu. – Mavhonic wstał, obszedł biurko. A jego oczy, zielone, z normalnymi okrągłymi źrenicami ani na chwile nie zeszły z obiektu. Wcisnął kciukiem przycisk otwierania drzwi.
- zabierzcie pana do aresztu...
rzucił niewzruszony prosto do lufy skamieniałego z napięcia starszego posterunkowego, który odruchowo podniósł broń.
Offline
Wstał powoli i ruszył zakładając na głowę kaptur
-Dziękuję za poświęcony czas. Mam nadzieję że dość szybko wszystko będzie załatwione
Popatrzył na funkcjonariusza i pokręcił lekko głową
-To nie będzie potrzebne. Jak bym chciał coś zrobić to już dawno nie było by tego komisariatu
Offline
- Ale pan komendant kazał pana zabrać – odpowiedział starszy szeregowy. Nie chciał go zakuwać. Po prostu odprowadzi go do celi i tam zostawi, jak w pokoiku hotelowym, czasu kiedy wrzucano się ludzi do piwnic ze szczurami gdzie trzeba było srać po katach dawno minęły.
Jena tylko skinął głową i uśmiechnął się.
Zaprowadzili Braiana do celi, pokoik trzy na cztery, kafelki, łóżko typu prycza, kibelek za dyktowym parawanem, stoliczek, krzesełko i holowizja. Zyć nie umierać takie wie zienie.
Ale oczywiście zamknęli go bariera energetyczną, mieczy też póki co nie odzyskał.
Teraz musiał poczekac aż ktoś przyjdzie
Offline
Siedział spokojnie na środku tej... celi. Kilka przedmiotów które nie były przyśrubowane do podłogi zaczęło delikatnie się unosić. Jednak nie było to nic wielkiego. Po prostu gdy tak siedział we własnej niewiedzy czasami wprawiał przedmioty w lewitację.
Offline
Wiadomość od komendanta Mavhonica zelektryzowała SIS i wywołało małą burzę w ich siedzibie. Sith na Coruscant. Znowu. I znowu o tym nic nie wiedzą! W dodatku poszedł na pierwszy lepszy posterunek i oddał się w ręce władz... jeśli dowie się o tym opinia publiczna to znowu zaczną wieszać psy na ochronie. Z resztą słusznie. A co jeśli to pułapka? Kogo tam posłać?
Ostatecznie zgłosił się sam mistrz Havesh, który przełożył kilka swoich spotkań by samotnie udać się na posterunek CSB. Wielokrotnie miał on do czynienia z sithami i potrafił o siebie zadbać, a przy okazji miał chyba największe szanse powodzenia w walce z nim. O ile do tego dojdzie.
I tak nieoznakowana kanonierka SIS osiadła na lądowisku CSB i z wnętrza wyłoniła się tylko jedna osoba w szacie mistrza jedi. Starszy człowiek, ok pięćdziesiątki. NA głowę naciągnął kaptur a wokół siebie roztoczył aurę zobojętnienia, tak by nik nie zwracał na niego zbyt wielkiej uwagi. Udał się on bezpośrednio do biur, by najpierw porozmawiać z Mavhoniciem.
Korzystając ze swoich uprawnień bezproblemowo przeszedł przez wszystkie kontrole i w końcu zapukał do gabinetu Jenethazy a potem wszedł, rozpraszając otaczającą go aurę, tak by mogli normalnie porozmawiać.
- Witam komendancie. Przybyłem po waszego... "gościa"
Offline
Jena w pokoju pil kawę, przysiadłszy na brzegu biurka i widać było ze jest zdenerwowany. Z resztą cały posterunek był w nerwach. Ich sytuacja o wiele lepiej wyglądała, za złapanie sitha znowu będą bohaterami. Ale pewnie to nie wycieknie i będzie żyło jedynie w formie plotki.
Poza tym nie było (póki co) zadnych dowodów ze ten t'wilek to sith.
Jena podniósł wzrok na mistrza Havesha.
- jest w celi. Nie sprawia kłopotów. Twierdzi, ze chce zmienić swoje życie i chce skontaktować się z rada jedi. Tak, brzmi bajkowo, ale – tak powiedział.
Offline