Jest rok 21 406 od powstania Republiki. Próbujemy przeżyć...
Położone w dzielnicy przemysłowej "Złomowisko braci Ferren" to po prostu jeden wielki bajzel, gdzie można znaleźć po prostu wszystko. I to dosłownie. Puszki, plastalowe pojemniki, stare durastalowe beczki, popsute holoodbiorniki i inny sprzęt domowy, zezłomowane roboty, silniki... czy też stare śmigacze, aerowozu. Pośród setek ton złomu znajdą się również takie perełki jak wraki myśliwców z czasu Oblęrzenia Coruscant czy fragmenty okrętów wojennych, zarówno tych Republikańskich jak i Imperialnych. Bracia Ferren skupują wszystko - nie potrzebujesz żadnych zaświadczeń czy czy pozwoleń na np. handel bronią czy częściami do statkó kosmicznych. Masz coś do sprzedania? Walisz do nich w ciemno bo i tak kupią. Czemu? Bo ich interes jest nie do końca legalny i mają całkiem niezłe kontakty z Sel Makor i z tego korzystają. Nie straszne im inspekcje czy CSB.
Offline
Ostatnie kilka miesięcy były dla dziewczyny... albo już w sumie młodej kobiety bardzo pracowite. Zawsze z trudem wiązała koniec z końcem i czasem musiała prosić o pomoc swoją siostrę (a robiła to niechętnie bo nie chciała do końca życia znajdować się pod jej opieką) ale ostatnimi czasy złapała nieco wiatru w żagle. Udało jej się odłożyć troszkę grosza i podłapać pewne stałe zlecenia. A to wystarczyło by w jej główce uroił się mały plan... a raczej marzenie. Ale za to jakie piękne marzenie! Własny mały warsztat, w którym pracowałaby w spokoju mając do dyspozycji jakiś lepszy sprzęt niż to co znajdywała na wysypiskach i naprawiała. Ale by zrealizować ten wspaniały cel potrzebowała trochę gotówki na start i jakiś lokal. No i mile widziany byłby pomocnik inny niż Gderek, który nawiasem mówiąc ostatnio coś się "chorowity" zrobił i łapał różne wirusy. Teraz leżał u siostry na zapleczu i się "leczył" podłączony do komputera z systemami antywirusowymi.
Więc kogo Lilka mogła wziąć ze sobą na wyprawę handlową? Oczywiście swojego chłopaka Seco, z którym ostatnio trochę się kłóciła. W zasadzie od jego pamiętnego zadarcia z jakimś lalusiowatym prokuratorem, który niestety miał trochę wpływów. A zachowanie Seco też nie było do końca pełne pokory... a właściwie w ogóle nie było. I dlatego trafił do paki, czego Lilka nie powitała z radością. Martwiła się o niego, zadręczała się jego losem. Ale nie okazywała mu tego za bardzo. A gdy wrócił to zdzieliła go pałką po głowie drąc się na niego by więcej tego nie robił inaczej spuści mu taki łomot, że nikt nie rozpozna w nim kaleesha tylko bezkształtną masę ciała. Ale potem go wyściskała... jednak nie spuszczała z niego oka i jakoś tak starała się go chociaż trochę ucywilizować by znowu nie trafił do paki za szczanie na aerowóz jakiegoś bogatego ciecia...
Dzisiaj zaś przytaszczyła jego zwłoki na to wysypisko. W zasadzie jego obecność była konieczna, bo potrzebowała jego aerowozu do transportu części.
Offline
Tak było, jak to mawiali starożytni. I przylecieli dziś Kareta, po drodze cały czas słuchając głośno przeboju Hasupidony pod tymże tytułem. Seco nie miał pojęcia ze w rzeczywistości ta piosenka mówi o czymś innym i miał tow dupie, jak inni mu podobni wielbiciele saxxetów z dolnego miasta.
Na złomowisku już Gawila zaparkował areowóz w dogodnym miejscu i otworzywszy bagażnik rozejrzał się, a potem polazł za Lilka, nie wiedząc czego szuka, więc łaził za Lilką i umilał jej czas swoimi wynurzeniami.
Wracając na chwile do przyczyn jego siedzenia, Seco miał tu taki argument na swoją obronę jak w sądzie: no przecież musiał się wysikać, czy to dziwne ze żywe istoty muszą to robić? Wtedy cała sala się śmiała. Na szczęście Lilka miała honor – niemal jak kaleeshianski szlachcic – gazrurką w łeb. I żadnego poniżania, czysta jak spirytus. I szacunek w światku przestępczym. Bo Seco siedział, jego status na pogodnym powindował w górę, +10 do respektu.
Niestety praca listonosza przepadła. Teraz był szambiarzem i o tym właśnie teraz mówił, bujając się nogi na nogę gdzieś w poblizu swojej kobiety, rad ze Gderka nie ma i nie musi z nim walczyć o głos.
- Gówno tworzy cywilizacje, kuhrrrwa. Ile rzeczy mzona w gównie znaleźć, żebyś ty wiedziała. Tge shrrralusy bez kohrrektohrrra to nawet jedzenie do shrrraczy wyrzucają. W ogóle zehrrro poszanowania. Bhrrrak kultuhrrry kuhrrrwa na całej linii....
Offline
Na teren złomowiska weszli przez główną bramę, gdzie kręciło się kilka całkiem solidnych droidów wartowniczych. Pilnowały one by czasem ktoś czegoś nie ukradł... a ruch w tej kopalni śmieci był nawet spory. Może nie poziom supermarketu, ale chętnych na stosunkowo tanie zakupy nie brakowało. Wiele osób myślało podobnie jak Lilka - co ją trochę irytowało.
No i jeszcze przez cały czas musiała słuchać tej przeklętej karety... nie żeby miała coś do Hasupidony. Ładnie śpiewał, miał kilka fajnych piosenek. Ale jak się jedne słucha bez przerwy to zaczyna kurwica brać, zwłaszcza że to nie ona wybierała repertuar w aerowozie. Ale póki co siedziała cicho... póki co. Bo kiedyś straci cierpliwość i znowu gazrurka pójdzie w ruch. Chociaż to i tak w ramach straszaka - nad Seco bynajmniej się nie znęcała.
- Kase mają to w dupach się poprzewracało...
Mruknęła odnośnie jedzenia, bo akurat takie marnotrawstwo ją wkurzało. Sama kiedyś nie miała co jeść i na myśl, że ktoś po prostu wywalał do sracza dobre jedzenie to... no chciała komuś przywalić. Gazrurką.
- Grr... przeklęci bracia. Nie mogliby tu postawić takich zajebiaszczych znaków informujących co gdzie leży? Nie! Ciekawiej będzie porozwalać wszystko po całym placu!
Warknęła wkurzona dziewczyna. Samo wysypisko zajmowało teren kilku ładnych hektarów a w to wliczały się również magazyny, składy i inne kontenery. Żeby coś tutaj znaleźć to trzeba było się nachodzić. Lub pytać droidy o radę. Ale to kosztowało.
Offline
Niestety mózg Secorshy działał trochę inaczej. W chwilach fascynacji miał miejsce tylko na jedną piosenkę. A w dodatku tę konkretna to słuchali w taki sposób wszyscy którzy wozili się karetami. Wiec dla wszystkich innych było to uciążliwe. Ale Seco się upajał. Bo czy tędy nie leciała – umc umc – kareta moja mała.
I duma ze karetą jedzie.
- Oni to mają w dupie, poza tym, nawet jakby mieli na to jakiś plan... 0- stojący za nią Seco zaplótł ręce na klacie i coraz w tył na Karete zerkał.
-... to zarhrraz nalezie takich... o, tamtych patrzaj... – skinął „dyskretnie” kolcami brody na grupę gungach
- ...przylezie taki łach z bagna, rhodzine kuhrrwa przyphrrowadzi, beda tu AGD szukać, przepiehrrdalac wszystko na boki, jak później kultuhrrwalne kuhrrwa istoty przyjdą zakupić jakieś potrzebne rzeczy, to przedzieraj się przez gnój takich. Przyłażą, chlew zostawią a ty się mecz! O patrz, szczurek... – zakrzyknął z zachwytem, by zaraz poczęstować z kopa jakiś wielki kawał złomu i wydobyć sponiewieraną interaktywny zabawkę.
- Ooooj, zepsuty.
Offline
I niestety trzeba się z takimi ludźmi użerać... tudzież kaleeshami. Dobrze, że przynajmniej miał jeszcze kilka zalet rekompensujących te dosyć uciążliwie dla otoczenia wady.
Lilka na prawdę nie wiedziała jak się zabrać do poszukiwań. Z kieszeni kurtki wygrzebała mały przenośny cyfronotes i uruchomiła urządzenie, by sprawdzić swoją listę zakupów. Dzisiaj miała na sobie całkiem wygodny kombinezon mechanika, który kupiła po okazyjnej cenie. I nawet nie był na nią aż taki duży! Tu się pozszywało, tam też i leży całkiem nieźle. A na to narzucona jej ulubiona kurtka, która wyglądała jakby ją Seco wyłowił z szamba.
Nie zwracała teraz uwagi na kaleesha, pochłonięta własnymi myślami i nie zareagowała od razu na słowa.
- Co? Aaa...
Rzuciła okiem na bandę obcych. Pierwszy raz w życiu widziała przedstawicieli tej rasy, ale niewiele ją to obchodziło.
- Nie przesadzaj aż tak, bo sam też chlew zostawiasz. Jakbym Cię tutaj samego zostawiła, to by burdel był większy niż jest teraz... z resztą, to złomowisko. Tutaj nikt niczego nie porządkuje i nie sprząta! Niestety...
Westchnęła a potem wybrała pierwszą lepszą trasę i tam poszła.
- Chodź, może uda nam się znaleźć jakąś dobrą pompę paliwa i generator energetyczny
Offline
Seco nie takie rzeczy był gotów wyławiać z szamba, ale niestety pracował na szczycie. Pierwszy kontakt. Przyjazd i wywóz. Ci w oczyszczalni, ooo, oni to mieli życie., Mogli się obłowić ze drugą pensję wyciągną. Tak Seco myślał. Wg. Seco to każdy mógł w kasie pływać. Tyle miał okazji do zarobku. Tylko oni byli uczciwi na całym Coruscant...
- O nie, przephrraszam, ja mam zasady. Buhrrdel to jest w domu, na ulicy, lub w huhrrtowni takiej jak ta to umiem się zachować. Phrropaguje nasza piękną i podziwu godną kaleeshianską kultuhrrę. Niech wiedza, brudasy i niehrroby. Bo patrz. Mógłbym tehrraz tego szczuhrrka tak rhozmachac... – wziął zabawkę za ogon i zacżął kręcić nad głową, lekko uginając nogi i balansujac ciałem odzianym w brudne dżinsy i kamizelkę na koszulkę bez rękawów.
-... tak rhozkhrręcić w chuj bahrrdzo mocno i rzucić. Ale nie. – złapał szczurka organiczna ręką i „pogłaskał”.
- Nie zhrobie tego,a wiez czemu. Bo mógłbym komuś w oko piehrrrdolnąć. I stworzyć zaghrrrożenie. Zabiohrre tego szczuhrrka do domu, dam Gdehrrkowi, może go naphrrawi, będzie miał zajęcie. A ja będę mial przyjaciela, będzie mi poprzypominał innego szczuhrra, mendę pahrrchatą, co kiedyś, pizda fałszywa moim przyjacielem nazywała się. -o kim mowa – Lilka pewnie już wie. O Henie, który razem z Seco odpowiedział za obszczanie auta prokuratoria.
W teraźniejszości zaś Seco przywiązał zabawkę za ogon do szlufki w spodniach i polazł za Lilką.
- ale nie daleko, tam stoi kahrreta. Jeszcze mi ją jakiś chuj, to znaczy jakiś porządny ale przyciśnięty potrzebą obywatel obsika...
Offline
Seco może i uważał się za uczciwego, jednak ona sama taka do końca kryształowa nie była. Naiwniaków czasem nieźle na kasę naciągała, no i zdarzało jej się nie raz podkolorować trochę opisy stanu technicznego niektórych sprzętów. To nie były wielkie przekręty, jednak zawsze coś...
Lilith przewaliła oczami. Szła obok Seco i cały czas rozglądała się za czymś zdatnym do użycia i tak słuchała kaleesha jednym uchem... jednak nie sposób się nie uśmiechnąć słuchając jego dziwacznego i trochę popapranego wywodu.
- Tak! Trzeba dbać o Bezpieczeństwo i Higienę Pracy!
Odpowiedziała poważnie, ale zaraz parsknęła śmiechem. O BHP wiedziała tylko tyle, że należy uważać by się nie przeciąć palnikiem plazmowym. Albo piłą... reszta to pic na wodę.
- Jeszcze się z tą parhatą gębą nie pogodziłeś?
Zagadnęła, chociaż trochę ryzykowała. Bo zawsze jak temat na Hena schodził to się tak jakby wyłączała. Za duże stężenie bluzg w zdaniach na minutę. Lepiej poczekać myśląc o czymś przyjemnym. I nie o sex chodzi a o lot speederem na pełnym gazie!
- Przestań marudzić. Gorzej niż baba normalnie... o chodź tam, widzę coś ciekawego!
Wskazała na wielką kupę, wokół której roiło się już dwóch rodian i jakiś jawa... skąd w ogóle jawa na Coruscant?!
Offline
To nie chodziło o to kto faktycznie był uczciwy, a raczej o hierarchie. My – idealni i „kultuhrralni”, reszta – oszuści, chamy i złodzieje. Prosty podział na my i reszta świata.
Wzruszył ramionami, kopnął puszkę i szedł. A kiedy wspomniała Hena to... miała racje – taka zaraz wiązanka poszła ze nawet nie było sensu wypisywać szczegółów, wszystkie joby jakie tylko galaktyka wymyśliła skupiły się na jednej osobie.
- ...i pogodzić się z tą pizdą? Nigdy w życiu, to jest menda bez honorhrru, a honohrr to dla mnie najważniejszy jest, jak kuhrrrwa dla mandalohrrianskiego sprzedawcy kondomów! Niech zdycha łajza! – zacharczał, splunął i zęby zacisnął. Dalej szedł a z do hałdy gdzie pierwszy raz żywą jawe na oczy zobaczył ale nie wiedział co to, więc go nie zdziwiło.
Offline
Po chwili pożałowała swoich słów. Na cholerę wspominała Hena? Przecież wiedziała co się stanie... że będą bluzgi i wyzwiska i koniec końców Seco stwierdzi, że mu nie wybaczy. No i tak się stało, żadnej niespodzianki... a ona na własne życzenie wywoływała katha z lasu.
- Dobra, dobra łapię... porzućmy ten temat... zrób może coś pożytecznego i wejdź na tamtą kupę... o tam!
Wskazała mu ręką położoną trochę na uboczu kupę złomu pełną jakichś części elektronicznych. Co prawda nie leżało tam nic z listy, ale to akurat ją na tyle zainteresowało by spróbować to wydobyć. Oczywiście rękami Seco.
- Jesteś silniejszy niż ja, wiec dasz sobie radę. W ogóle za pomoc dzisiaj stawiam kolację! I pokażę ci lokal który chcę wynająć pod warsztat...
Dodała rozpromieniona. Ale rozsądnie nie wspominała o tym, że musi porozmawiać z kimś z Sel Makor o pożyczce... bo by jeszcze bardziej zaczął bluzgać.
Offline
Tak było, psioczył, wyzywał, jak to u Seco przerost formy nad treścią, ale miał trochę racji, bo jednak Hen był mendą bez honoru. Trudno orzec jak to robił, ale znikł na dobre z życia publicznego dolnego miasta. Raz, ze menda bez honoru a dwa – ze nie było już pleców, przyjaciela w którego cieniu można było egzystować w tym nieprzyjaznym środowisku.
- Lokal? – Seco podrapał się po głowie
- Jeszcze nie dawno mówiłaś ze kawal budy,a tehrrasz kuhrrwa „lokal”. Żeby my się nie poshrrali od tego sp... kuhrrwa, nie pamiętam jak to słowo szło.
Nie narzekał na robotę fizyczną, albo nie wpadł jeszcze, ze można narzekać, więc póki co ochoczo wziął się za grzebanie. Nie wiedział wprawdzie czego szukał, ale jak już to znajdzie to Lilka da znać.
Offline
Westchnęła przeciągle.
- Tak Seco, lokal. Myślałam nad małą budą by pomieścić moje graty, ale postanowiłam zaryzykować i zrobić to z trochę większym rozmachem. I jeśli mi się uda to w końcu będę niezależna... a jeśli nie to cóż...
Wzruszyła ramionami, że niby to nic. Ale w gruncie rzeczy bała się bardzo niepowodzenia, zwłaszcza że chciała zaryzykować i pożyczyć pieniądze od mafii. Z resztą nie chodziło tylko i wyłącznie o pieniądze. Własny warsztat to było jej marzenie od wielu, wielu lat. I teraz w końcu zdecydowała się przystąpić do jego realizacji. Zaczęła nawet holonetowe kursy przedsiębiorczości i mechaniki by jakoś się z początku w to wszystko wdrożyć.
- Idź, idź... powiem ci co masz wziąć
Pchnęła go lekko ręką by go trochę pogonić. W oczekiwaniu aż dojdzie do odpowiedniej kupki zaczęła wypatrywać jakichś ciekawych rzeczy. I udało jej się co nieco dostrzec, wiec gdy tylko Seco przedarł się do właściwej kupki to zaczęła go nakierowywać.
- Dalej... dalej... trochę w lewo. Za daleko... ooo... tak, to jest to. Tylko uważaj... czekaj! Po twojej prawej. Wyżej... z metr, jeszcze troszkę. Tak, to też weź...
Nie porzejmowała się tym, że mijające ją istoty dziwnie się jej przyglądały. W końcu
Offline
Zastygł na chwile w bezruchu, spoglądając na nią przez ramie, do tyłu, gadzim żółtym okiem, które mrużyło się, acz nie podejrzliwie. Seco był tak prosty, ze w chwili obecnej nawet o tym nie pomyślał. Tylko słuchał i myślał. Dopiero po pchnięciu zaskoczył i dalej podjął swoją robotę.
- za lokal trza płacić, to dhrrogo wyjdzie. To? – chwycił ze sterty jakieś wystające kable. Naprowadzanie torche go zdekoncentrowało.
Offline
Zerknęła na niego trochę krzywo i zmarszczyła brwi. Usta zacisnęła ostrzegawczo, by za bardzo tematu nie drążył.
- Zależy od lokalu. Szukaj dalej, potrzebuję kilku części do napraw. Jak się uda to nieźle zarobię
To nie tak, że mu nie ufała czy coś. Nie chciała mu na razie mówić o tym, bo po pierwsze to nie było odpowiednie miejsce... no i czas też niezbyt sprzyjający był. W swoim czasie wyjawi mu cały swój gotowy plan, z cyferkami. Z dużą liczbą cyferek... bo je akurat potrzebowała by załatwić sobie pożyczkę.
- Mógłbyś się troszkę pośpieszyć? Musimy jeszcze spory kawałek przejść i... o ja głupia! Wózka nie wzięliśmy!
Teraz jej to do głowy przyszło. Jak oni to wszystko przeniosą? Może mają tutaj gdzieś wózki do wynajęcia? Myślała gorączkowo nad tym problemem. Bo przecież seco nie będzie wszystkiego na plecach taszczyć.
Offline
Kaleesh zmełł przekleństwo pod nosem.
- ale to ma chyba jakieś dhrrrugie, uch, dno. O ja piehrdole! -odskoczył nagle, kiedy część ustąpiła, a spod niej wyroiło się stado śmietnikowych dzikich gizek które miały tu gniazdo. Zaskoczyło to Seco aż krzyknął, ale część w łapach została.
- co, wózek. No kuuuhrwa, nie będziemy chyba płacić jakiemuś jebanemu w dupe rhepublikanskiemu kapitaliście za wynajem wózka, sam będę nosił! – honor, to dobrze wróży na dzisiejszy połow.
Offline