Jest rok 21 406 od powstania Republiki. Próbujemy przeżyć...
- Nie, Siscuś, Republika to inna rzecz. Republika to wspólny interes wielu różnych nacji. Grup. Durosjanie wcale nie są Korrelianami, Duro to jeden niezależny świat, a Korrelia drugi – tu pokazywał rękami w przestrzeni - przestrzeń Duro i przestrzeń Korrelii. Zabawki miały teraz inna symbolikę, nie chciał Siscowi mieszać.
- Mają wspólny interes, są sojusznikami, w imię Republiki są zobowiązani do współpracy. Ale to suwerenne światy. Czyli niezależne. No a tutaj... – znikły przestrzenie planet a ręce Jamesa padły na zabawki.
- Tutaj dążymy do tego, by cała ta grupa się ujednoliciła. Tutaj mamy tylko kilkanaście zabawek, czyli grupę niewielką, akurat do integracji. Republika to biliardy istnień. Az tutaj mamy.... królika takiego – wziął pluszaka za kark i podniósł sobie do twarzy, jakby patrzyć mieli sobie w oczy
- Gizke, beczkę, banthe, takie... nie wiem, krokodyl? I chodzi o to, Siscuś, żeby oni pojęli, oni wszyscy, ze to, czym są na zewnątrz, tu na przykład królik, to jest tylko powłoka, bo tak naprawdę oni wszyscy są tu po to, by się Sisco nimi bawił i to jest ich wspólna cecha... to ich łączy, spala, scala... jak jedi. Ja jestem jedi, Leri jest jedi, Mac jest jedi, Mini jest jedi... każdy jest jedi,a zobacz jacy są inni. Fizycznie można powiedzieć że ani jednej rzeczy nie ma wspólnej. Bo tu nie o fizyczność chodzi,a o to co ich scala. – zamilkł i odczekał, patrząc na Sisco, jakiejś reakcji oczekiwał. Nie wątpił w jego bystrość, ale po tych licznych kasowaniach pamięci biedactwo ma prawo do swojego indywidualnego tępa.
Offline
Niewyszkolony Mocowładny
Słuchał. Stał, słuchał. Grzecznie, skupiony był, ale bez presji – rozluźniony, starający się nie tyle sobie przyswajać, a podążać obok toku myślenia Jamesa i po prostu „rozkminiać”. I znowu zaszedł w nim pewien dysonans, nazywany wcześniej nie tylko przez Sisca używanym terminem „rozumiem, ale pojąć nie mogę”. I nie dlatego, ze móżdżek miał już trochę galaretowaty. Dlatego, ze już miał jako takie doświadczenie życiowe.
- Ale tak się nie da – oznajmił nagle, może nawet z pewnym buntem przeciw samemu sobie, bo chciałby się zgodzić z tym idealistycznym wywodem Jamesa, ale – nie zgadza się, bo nie chce się oszukiwać
Offline
James zmrużył oczy, kiedy Sisco powiedział to, co powiedział. Chwile tak siedział, z zabawką w rękach, myślał, by wreszcie odłożywszy miska wstać, i podejść do Sisco. A kiedy podszedł, to delikatnie ujął jego „pyszczek” w dłonie, najpierw trochę palcami pomasował, ot, by dodać bodźców dla niego w odczuciu miłych, by coś miłego było, a potem odezwał się, ale mówił cicho, głosem bardzo ekspresyjnym, dajac wyraźne przesłanie: słuchaj mnie uważnie teraz, bo to ważne.
- Sisco... przypomnij sobie pewne dawne, dawne wydarzenie sprzed dziesięciu minut, kiedy to James wszedł do pokoju, a Sisco powiedział, ze beczki to niczego nie potrzebują, one są same ze sobą i tak ma być bo tak jego świat wyglądał. I powiedz mi, Sisco – kto tu się tak bardzo stara na przekór sobie, żeby się nie dało, co?
Tutaj jednak bardzo szybko go pogłaskał, by osłodzić gorycz tego, co powiedział, bo nie miał wątpliwości, ze bardzo szybko zostaną jego słowa odniesione do rzeczywistości.
- Spokojnie – tak działa nasz rozum. Twój, mój, twoich rodziców, pani zza ściany, pana w kiosku, są pewne schematy, zaprzeczania, to normalne, nie oznacza to, ze ktoś jest gorszy. Ale ważne, byśmy zaczęli zdawać sobie sprawę, co my tak naprawdę robimy. Jak bardzo potrafimy sami sobie zaszkodzić. Człowiek który pali papierosy wie, ze to trucizna,a nadal je pali. Nie denerwuj się teraz, Sisco, i posłuchaj mnie uważnie.... – tu James przyłożył bok twarzy do łba Sisco i szepnął cichutko.
- Da się. Słyszysz, Sisco? Da się!
Offline
Niewyszkolony Mocowładny
Bardzo sobie to do serca Sisco wziął, choć znowu nie ogarniał na początku. Ale James robił mu przerwy, przy tym cały czas go trzymał, i – choć takie trzymanie to żadna dla niego przeszkoda – to był „zatrzymany” i nie mógł iśc szaleć i wyładowywać swoją frustrację, ze nie godzi się ze światem jego myślenie. Ze dziwnie, inaczej, może trochę nielogicznie. Ale po pierwszym pisku okazało się, ze tak. Tak Sisco powiedział, jak wszedł. Beczki nikogo nie potrzebują. To James przyszedł i chciał się z nimi pobawić,a Sisco rzucił się by bronić ich odizolowania,a za chwile narzekać, ze świat nie chce przyjmować inności.
Ale mu się głupio zrobiło.
I wtedy przyszło pocieszenie. Gdyby potrafił rozpłakać się ze wzruszenia, pewnie by to zrobił. Ale nie znał jeszcze tego uczucia, choć już zaczynał odczuwać. Więc się przytulił mocno do Jamesa tym wielkim metalowym cielskiem, wydając jednocześnie dźwięki przypisane radości, jak i smutkowi.
Offline
Objął go na tyle, na ile był w stanie. Na pewno musiał się przytrzymać by nie zostać przewróconym na zintegrowane zabawki.
- Dobrze, Sisco, dobrze, rozumiesz, ja wiem, tak śpiewasz że doskonale rozumiem, co czujesz. Ale to nie koniec, chcę jeszcze o jednej rzeczy z tobą porozmawiać - sięgnął ręką wyżej by gdzieś tam go posmyrać, podrapać – po czubku głowy. Zauważył, ze kurzu nie ma. Rodzice dbają!
Znowu pomyślał o Macu. Ile to czasu nie myślałem o Macu – pomyślał;. Chyba już z 15 minut...
Nie mam prawa mieć wyrzutów sumienia z tego powodu – pomyślał – jestem Jedi. Mac nie należy do mnie, a do Mocy.
- Ktoś mi powiedział, ze jest osoba, która próbuje utwierdzić cie w przekonaniu, ze świat cię nie potrzebuje. Tylko on. Próbuje zrobić z tobą to, co ty robisz z beczkami. Rozmawiacie jak one – tak ze nikt nie słyszy. Wiesz już, ze to nie jest dobra droga. Dlaczego ta osoba nie chce się dołączyć do twojej grupy? Zaprzyjaźnić się ze wszystkimi?
Offline
Niewyszkolony Mocowładny
Rodzice dbali! Nawet podsłuchiwali trochę, ale nie byli tak cierpliwi jak James, by po tak długim wstępie jeszcze dążyć do celu. Po 2-3 minutach skapitulowali bo co, będą patrzeć jak się stary dżedaj bawi zabawkami? Każdy ma intymne prawo do swojego zboczenia...
Ale Sisco ich i tak nie zauważył, teraz zaś był bardzo na Jamesie skupiony. I przypomniał sobie szybko ta osobę. Nie wiedział o Macu, zachował więc spokój wobec tego pytania. Ale zastanowił się. Nie szukając podstępu – zastanowił się nad swoim „przyjacielem”.
- Ale on nie może. Nie może się ujawnić. Bo on... to znaczy on mówi, że inni go nienawidzą, to znaczy tacy jak moi rodzice, nauczycielki... a jedi najbardziej. Dlatego chce się ze mną zaprzyjaźnić, bo wie, ze mnie też nienawidzą, za to, ze jestem inny – po zmiękczeniu przez Jamesa i przygotowaniu, mówienie o tym wcale nie było trudne, choć na początku – niewykonalne.
- On... chciałby być... hmm... ze mną bardziej zaprzyjaźniony – James zapewne zauważy, ze Sisco nie nowi o tym przyjacielu z wielkim entuzjazmem. Z przejęciem owszem. Ale i z dystansem, z nieufnością.
Offline
Słuchał teraz, gładząc, drapiac, robiąc wszystko to, co mogłoby Siscowi pomóc w zwierzeniach. Przytakiwał ruchem głowy, pokazujac ze słucha i rozumie wszystko.
I tez notował to, co było dla niego ważne,a co pewnie samemu Siscowi umknęło.
- Chciałby być z tobą lepiej zaprzyjaźniony... jednak mam wrażenie, ze trochę się go boisz. Czy on próbował wywierać jakaś presję na ciebie? Czy zmuszał cię do czegoś, lub nakłaniał
Offline
Niewyszkolony Mocowładny
Głaskanie go uspokajało i w pewnym sensie nawet pomagało w myśleniu. Przypominał sobie nieistotne wyrwane z kontekstu wypowiedzi, próbował z tego coś wywnioskować.
- ja nie wiem... nigdy mnie nie skrzywdził, ale czułem się dziwnie. To tak trochę, jakby on wiedział, co ja myślę. Ja pomyślałem coś, i on za chwile zaczynał o tym mówić. Ale on tak mówił... w taki sposób że... ja nie wiem, że mu trzeba było przyznać racje. Tak... na przykład jak jest trawa zielona, to on tak powie, że trawa nie jest niebieska i ja musiałem to potwierdzić, ale wiedziałem,ze to nie cała prawda, bo trawa jest zielona. Rozumiesz? – teraz on wymagał potwierdzenia tego, ze James rozumie. Choć on cały czas kiwał głową.
Offline
- Rozumiem – przytaknął i pogłaskał Sisca. Rozumiał doskonale. Na razie wszystko było aż za bardzo klasyczne.
- A powiedz mi, Sisco, jakie tematy go najbardziej interesowały. O czym rozmawialiście? O co cie pytał? – zapytał spokojnie, ciepłym głosem, cały czas jeżdżąc ręką po czującym metalu.
Offline
Niewyszkolony Mocowładny
- On mi mówił, ze jestem wyjątkowy... – teraz mocny głos Sisco wyraźnie osłabł. Jakby się tłumaczył. Ta osoba, ona tak po prostu, od razu widziała w nim wyjątkowość...
- ja mu nic nie mówiłem! – zareagował żywo, bardzo asekuracyjnie i nerwowo – az się cofnął, tracąc kontakt fizyczny. I choć nie było widać jego oczu, patrzył na Jamesa jakby z przestrachem.
- Nic mu nie poddziadziałem, ani słowa, on mówił, cały czas tylko on, ja nic nie powiedziałem! – cofnął się, az ściana ho zatrzymała. Nie przyjął postawy bojowej, za to zdecydowanie pasywną
Offline
James aż się wzdrygnął na tę reakcję. Był tak samo – żywą istotą. Reagował, jego ciało odpowiadało na szybkie reakcje – umysłu, i innych umysłów. Innych istot. Otwarł usta w niewypowiedzianych słowach. I nic nie powiedział, bo głos mu zamarł i myśli na chwile też. Podniósł ręce w geście uspokajania. Pokomplikowało się. Trzeba odzyskać pacjenta.
- Spokojnie. Nic mu nie powiedziałeś, wierzę ci. Jesteś dobry, mądry, kochany, nigdy nie kłamiesz, a ja ci ufam. Nie denerwuj się, nie ma czego. Jego tu nie ma, jesteśmy tylko ty i ja. I rodzice w sąsiednim pokoju. No chodź, opowiesz mi więcej. Podejdź – rozłożył ręce, zapraszając do podejścia. Znowu go obejmie, przytuli, jak przyjdzie. I znowu będzie bezpiecznie.
- Nie bój się, nie ma go. A ja nikomu nie powiem
Offline
Niewyszkolony Mocowładny
– może... – pomknął cicho głos spod ściany. Ulotny, mimo siły i mocy elektronicznego wokodera. Sisco nie drgnął. Stał pod ściana, patrząc na Jamesa i ani myślał podejść.
- Może jednak powiedz komuś. Ja mu nic nie mówiłem. Przysięgam, nic, ani słowa, nic tak jak on. Ale miałem wrażenie, wtedy kiedy było mi dziwnie, ze on wie, co ja myślę... – to chciał przekazać. I tego się bał. Bo o wielu rzeczach myślał...
– I teraz, jakbym zrobił coś nie tak... tak mi się wydaje, ze jakbym zrobił coś nie tak, to zechciałby mnie ukarać. Bo on już... nie wiem, jak to powiedział. Beczki... - przypomniał, bo tylko to przychodziło mu do głowy, by oddać charakter związku. Beczki, dwie, razem. Nikogo naokoło. Tylko dwie beczki. Oni.
- On tu może przyjść. Wie, gdzie mieszkam. Bo myślałem o tym...
Offline
Rozłożył rece szerzej.
- No chodź szybciutko do mnie – niby cały czas łagodnie, ale już z pewna stanowczością, ale nie by zmusić Sisco do posłuszeństwa, raczej by pokazać, ze jest wystarczająco silny by go obronić. By kontrolować tą sytuację.
Beczki. Tak, musiał przyznać, ze nawet on do końca nie wiedział, że aż tak wiele te beczki mówią. Tym bardziej trzeba je z zabawkami integrować, bo to silny symbol. Praca domowa dla rodziców. Dla Jamesa – kolejna bolączka. Choć nie – to bolączka, ale cały czas ta sama, ciągnąca się od chwili gdy Mac pierwszy raz wyczuł zaburzenie mocy w szkole.
Offline
Niewyszkolony Mocowładny
Chwile się wahał. Ale tylko chwile, zaraz bowiem wróciła jego typowa ufność. Opuscił łeb i podszedł, by wykorzystując swoją opływowością wpasować się Jamesowi w ramiona. I szybko poczuć ulge. Co może zrobić taki jeden dziwny dug, wobec mistrza jedi? Przecież james też jest jego przyjacielem. poczuł się wspaniale, miło. Mruczał głośno, radośnie. Nie chciał wypuścić Jamesa. Bawili się jeszcze jakiś czas. Bo Sisco nie rozumiał, jak wiele obowiązków spoczywa na barkach mistrza jedi.
Offline
James mu tego nie powie. Ze nie ma czasu, bawił się, a ze cały czas terapeutycznie, to i miał nadzieje, ze Siscowi na dobre wyjdzie. Poźniej go nawet spac „położył”, to znaczy – spać go postawił w kącie i kocem nakrył. I dopilnował by ten zasnął. A potem do rodziców się udał – nawet jeśli oznaczało to wyciągniecie ich z łozka. I porozmawiał dopiero teraz. O Siscu – w jakim jest stanie, jakie rodzice robią błędy, ale okazało się, ze niewielkie. I w końcu o sprawie. O niebezpieczeństwie. Na kogo maja uważać i kim ten ktoś być może jest. Co zrobił Macowi. I jeszcze wiele, wiele innych rzeczy. Później okazało się, ze jest już bardzo późno więc – rodzice Sisca zaproponowali, by przenocował. A James? Zgodził się. przekimał się wygodnie i bezstresowo na kanapie. Rano w rodzinnej atmosferze, ku radości Sisca zjadł z rodziną śniadanie.
Ostatnim wspólnym akcentem było odprowadzenie go przez Sisca i Starma do samochodu. I się rozstali. James od razu udał się do maca, gdzie zmienił mu się diametralnie humor. A co było potem – to już inna historia.
Offline