Jest rok 21 406 od powstania Republiki. Próbujemy przeżyć...
Cóż, oferta wynikała z szczerej chęci pomocy, jednak przedstawiona została trochę niefortunnie przez co u Artrusa włączył się tryb "bez łaski, poradzę sobie". Po drugie na kacu nie myślał o tym jakich kłopotów mógł doświadczyć jego przyjaciel. Do tego dojdzie gdy się prześpi i coś zje. No i weźmie prysznic. Potem może nawet przeprosi, ale raczej po swojemu, bo z tym to było podobnie jak z przyznawaniem się do błędu. Za cholerę przez gardło przejść nie mogło. Ciężki przypadek Mandaloriańskiego kubłogłowia (od twardych hełmów).
- To idziemy
Powstał z ławy za pierwszym razem chociaż trochę go znosiło na boki. Ale w końcu złapał pion a potem bez słowa polazł za Mavhoniciem.
Offline
Tak, Jena wiedział, ze tak to działa, mógł to przewidzieć, ale niestety – sam obecnie był pod duża presją, stad może ta nieudolność dyplomatyczna. Ale w koncu on glima była nie delegatem jakimś. Teraz jednak ważny był efekt a nie drogi jakimi do nich docierał.
Wyprowadził Artrusa na zewnątrz. Straż była zdziwiona,z e wychodzi facet w takim stanie, bo jednak widać i czuć było od Fibala jego stan. Jena obrał strategie „wcale nie muszę się tłumaczyć” oznajmił ze wychodzi, i tyle.
Offline
Artrus nie zwracał uwagi na oglądających się za nim funkcjonariuszom CSB. Poprawił kurtkę, postawił kołnierz i wbił spojrzenie w ziemię. Szedł twardo za Jeną a z każdym krokiem nabierał jako takiej wprawy. Przynajmniej nie było obawy że gdzieś wyrżnie.
W końcu wydostał się z tego komisariatu. Na Jenę spojrzał tylko przelotnie.
- To wszystko... panie władzo?
Zapytał suchym tonem, ale to był już jako taki przebłysk powracających zmysłów. Przynajmniej tak można uznać. Nie żegnał się z kumplem a z "anonimowym funkcjonariuszem CSB".
Offline
- Tiaa... wzajemnie
Prychnął niesforny więzień, jeszcze raz poprawił kurtkę i wyszedł na to chłodne Coruscańskie powietrze. Szedł już w miarę prosto, bo aktywność fizyczna plus świeże (względnie) powietrze robiło już swoje. Poza tym Artrus to twardy zawodnik.
Później pewnie prześle mu wiadomość o swoim aktualnym stanie.
Offline
Chwile stał i obserwował, ale ni za długo. Tak, ile to zwykł stać kiedy wiezień był „niepewny: w stanie. Pomyślał przez chwile by zadzwonić do Sedita i kazać mu „obserwować wujka”, ale – lepiej nie, bo ktoś zobaczy i będzie się pytał,a Sedit jeszcze młody i cwanosci uczył sie dość powoli.
Mavhonic wrócił do komisariatu.
Offline
Dziwnie się czuł wchodząc tu. Ciemny płaszcz zakrywał całą jego postać. Krok był spokojny lecz jak zwykle donośny i powszechnie słyszany. Ruszył od razu prosto w kierunku szefostwa nie zwracając na innych uwagi. Jego wzrok był czujny a słuch wyostrzony. W każdej chwili gotowy do szybkiego taktycznego odwrotu.
Offline
Na posterunku w godzinach wieczornych, tak jak teraz, zawsze panował gwar, było sporo gliniarzy po służbie i na służbę dopiero, a także tych co akurat pełnili ją na miejscu, wracali z terenu, kogoś aresztowany. Nie był to wielki posterunek, ale dobre kilkanaście funkcjonariuszy tu pracę miało.
Do gabinetu komendanta prowadził korytarz o surowym wystroju, jeśli tu w ogóle o wystroju można mówić, bo jedynymi elementami dekoracyjnymi były podobizny ściganych, zaginionych i plakaty przeróżnych kampanii spolecznych w których CSB miało udział: stop przemocy w rodzinie i inne takie.
Obca osoba, tak charakterystyczna szybko zwróciła uwagę. Braian mógł to szybko wyczuć, a nawet usłyszeć. Zrobiło się cicho. Bi ten płaszcz, tatuaże... gość co ze dwa metry mierzył i tak sobie sunął jak Buka przez dolinę muminków...
Nic nikomu nie robił ale mimo wszystko...
- Przepraszam, może w czymś pomóc? – pojawił się ktoś odważny. Policjantka, dobrze zbudowana zabraczka zagadnęła obcego. Warto nadmienić, ze jak każdy gliniarz – była uzbrojona.
Offline
Przyjrzał się jej i spokojnie wypowiedział tylko kilka słów. Bez gestów. Jego głos był dość chłodny ale jednak dało się w nim wyczuć jakiś dziwny niepokój
-Chciałem widzieć się z komendantem. Mam do niego pewną... sprawę.
Przyjrzał się jej ostrożnie po raz kolejny. No co miał zrobić że się taki urodził, że jest taki wielki. Kolejne jego spojrzenie padło na grupę ludzi dosłownie gapiących się na niego.
Offline
Policjantka nie była psychologiem, ale wystarczająco wiele wiedziała o ludziach by poznać, ze nie jest to uliczny zakapior czy stały rezydent dolnego miasta.
Zaraz za nimi zebrała się mała grupka ciekawskich mundurowych w łatwopalnym milczeniu zasłuchana w tą oszczędna wymianę zdań. I każdy pytał w myślach: co za sprawy ma Mavhonic z takim dziwnym gościem, stylizowanym na sitha?
- Oczywiście, kapitan chętnie z panem porozmawia... – policjantka miała chyba podobny stan co twi'lek. Niby w porządku, ale jednak napięcie. No i dla odmiany jej głos starał się być ciepły.
- musi pan oddać broń i przejść przez skaner... – nie ma się co dziwić temu, ze jednym z pierwszych wniosków było: terrorysta!
Offline
-Jeśli już muszę to oddam. Gdzie mam złożyć broń?
Jego pytanie było równoczesne z rozpięciem płaszcza i odpięciem dwóch mieczy świetlnych od pasa. Nie znosił tego typu ciszy która teraz nastała. A bardziej podszeptów ludzi zebranych. Czuł się obserwowany. Oddał broń w ręce kobiety i kiwnął jej głową
-To wszystko co posiadam ze sobą. Gdzie ten skaner?
Offline
Kiedy zobaczyli miecze, to prócz ciszy, podszeptów i całego napięcia dało się tez usłyszeć szczek aktywowanej broni. Ludzie się bali. Sam Braian był kiedyś sithem i mógł w zgodzie z własnym sumieniem powiedzieć, czy słusznie. I pewnie musiał sam przed sobą przyznać ze tak.
A ci ludzie, policjanci, byli pierwsza linia w starciu z sithami. Każdy z nich na tym posterunku miał na cmentarzu przynajmniej jedną osobę posłaną tam przez sitha.
Policjantka odebrała miecze. Sama miała tatuaże na twarzy, ale zabrackie. Mimo to widać było ze trochę zbladła.
- Ric, skaner...
Podszedł drugi gliniarz, człowiek. Przejechał jakaś pałka koło Braiana, z przodu,z tyłu.
Skaner wskazał, ze nic nie ma, wiec policjant trzasnął go o ścianę – bo na pewno się zepsuł akurat teraz bo to nie możliwe. Ale to samo. Ktoś podał druga pałkę na skanowanie.
– czysty... – musiał to w końcu powiedzieć. Zabraczka stała z mieczami, ściskała je mocno, jakby się spodziewała ze zaraz sith je przywoła mocą.
- tam jest gabinet komendanta - wskazali mu w końcu kierunek. A kiedy wszedł, przy drzwiach ustawiła się formacja w razie czego do wejścia i bronienia komendanta.
Ostatnio edytowany przez Jenathaza (2013-12-27 14:03:49)
Offline
-Jak wyjdę chciał bym je oczywiście odzyskać
Jego głos się nie uspokoił a jeszcze bardziej zdawał się być wystraszony. To było dziwne, Sith który się bał... bardzo dziwne. Wszedł powoli do wskazanego gabinetu i ukłonił się w geście powitania. Po chwili zdjął kaptur
-Tak wiem jesteście strasznie uprzedzeni do takich jak ja. Przepraszam że niepokoję ale jest coś co chciał bym jak najprędzej załatwić
Offline
Może gdyby nie to ze tu wszyscy byli, mówiąc językiem bardzo potocznym: zesrani ze strachu, to by to zauważyli.
W gabinecie za biurkiem siedział komendant. Nietypowy był to gość, przedstawiciel rzadkiej rasy. chistori. W mundurze i okularach, bo w papierach grzebał. Taką zaletę miała kompletna niewrażliwość na Moc, ze w ogóle nie „wyczuł” jakie poruszenie działo się za ściana.
Ale kiedy podniósł wzrok, to i mu się udzieliło. Zaraz odłożył okulary, wstając. Był wzrostu Braiana, ale on ważył ze 150 kilo. Był bardzo masywnej postury, prawdziwy drapieżnik.
Teraz jednak, oko w oko z sithem trochę na wyniosłości tracił.
Lepiej – kopara mu opadła tak ze można było liczyć zęby. Dość szybko się jednak ogarnął, bo to stary policjant.
Uprzedzeni – prychnął w myślach. Ale tylko tyle. Bo i głosu z siebie nie mógł wydobyć jakiś czas.
- Tak? No to słucham...
Jenathaza Mavhonic – bo tak głosił napis na plakietce biurka, wskazał petentowi krzesło po drugiej stronie biurka.
Offline
Po prostu usiadł. Nie robiąc jakichś większych problemów. Przyjrzał się komendantowi i pokręcił głową
-Co takie... stworzenie jak pan robi tu. Za biurkiem. Chociaż to nie ważne. Ważne że dobrą prace pan odwala. Wiem że to dziwne że ktoś taki jak ja przychodzi w takie miejsce. Po prostu potrzebna mi pana pomoc.
Rozejrzał się ostrożnie i po chwili znowu wrócił wzrokiem do mężczyzny. Czuć było że odczuwa niepokój. Nie znosił takich miejsc.
-Będę walił prosto z mostu. Potrzebuję skontaktować się z Radą Jedi.
Offline